VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Chyba nikt nie wątpi w to, że nowe konsole są ciekawe, bo i owszem są. Kosztując niewiele, pozwalają nam grać w najnowsze produkcje na stosunkowo wysokich ustawieniach przy jako tako zadawalającej ilości klatek. No właśnie, pomimo, że są to nowe urządzenia, to wcale nie gwarantują najwyższej jakości rozgrywki, na jaką mogą pozwolić sobie jedynie właściciele komputerów stacjonarnych. Z tym, że tutaj wypadałoby jednak podkreślić, że takich niezwykłych, ponadprzeciętnych komputerów stacjonarnych i właśnie taką maszynę dzisiaj zbudujemy. A jako, że ta zostanie podłączona do wyświetlacza, który to został okrzyknięty najlepszym gamingowym telewizorem 2020 roku, mowa tu o LG CX, czy też inaczej nazywanym C10, to stawka robi się naprawdę wysoka.
Tak więc, tematy na dzisiaj to 4K, 120 Hz Ray Tracing, no i co by nie było, to Cyberpunk 2077. Z tej strony Paweł, a ty oglądasz kanał Tech Mania KD. Zapraszam. Można odświeżyć swój build oraz dostosować go do wymagań naciągających tytułów. Pewnie część z was kojarzy mój zestaw, osadzony w skrzynce Cooler Master H500P Mesh. W dalszym ciągu nie mogę na nią specjalnie narzekać, bo obudowa jest mega przewiewna, ale w przeciągu tych ostatnich 3 lat jak ją używam, zdążyła mi się już trochę opatrzeć.
1200W zasilacz splatynowy, certyfikatem 80 Plus i apką sterującą to marzenie każdego pasjonata mocnych buildów, lecz pomimo upływu 3 lat oprogramowanie do zarządzania zasilaczem wciąż nie otrzymało stosownej aktualizacji naprawiającej błąd związany z zapisem ustawień. Przy ponownym uruchamianiu komputera zasilacz resetuje się do ustawień domyślnych, które są po prostu głośne, przez co ręczna zmiana jest nieunikniona. 3 lata włączania komputera i już mamy na koncie tysiąckrotne powtarzanie tej samej i chyba się zgodzicie niepotrzebnej czynności. Wszystko po to, aby zasilacz pozostał beźdźwięczny lub chociaż cichy podczas pracy biurowej czy przeglądania internetu. No i jest jeszcze kilka innych drobiazgów, które mniej lub bardziej skłoniły mnie do stworzenia tego materiału.
Materiału, który przeprowadzi Was przez proces ulepszenia i modyfikacji komputera, który w końcu jest swoistą ikoną kanału Techmania HD, bowiem ten służy do testowania kart graficznych, pamięci RAM, dysków czy wszelkich innych komponentów, które możecie zobaczyć na tym kanale. Jednocześnie jest to też maszyna do montażu wideo i dlatego zasługuje ona na tak zwane specjalne traktowanie. A jako, że nic nie ma takiego wpływu na wygląd komputera jak obudowa, to właśnie od niej zaczniemy. NZXT już od dawna słynie ze swojego nietuzinkowego, nowoczesnego, ale jednocześnie wyrafinowanego stylu. Jak część z Was zdążyła już zauważyć, moim ulubionym zestawieniem kolorystycznym jest właśnie połączenie bieli z czernią i trend ten trwa u mnie nieprzerwanie od kilku dobrych lat.
Dlatego, gdy po raz pierwszy zobaczyłem model H510 Elite, zapragnałem go mieć na swoim biurku. Co ciekawe, obudowy NZXT przez wielu uważane są też za bardzo drogie. No cóż, jeżeli zestawimy obok siebie tę skrzyneczkę, na przeciwko jakiejś innej serii, tak zwanych, w cudzysłowie mówiąc oczywiście, mocno budżetowych, to mogłoby się też tak wydawać. Jednak za tę jakość, ponad przeciętny wygląd i po podsumowaniu wszystkich dodatkowych akcesorów znajdujących się w H510 Elite, cena ta wydaje się być jak najbardziej uzasadniona. Mamy tu przecież dwie tafle szkła hartowanego, dwa 140mm wentylatory RGB, które oddzielnie wraz z kontrolerem warte są prawie 400 zł. W podstawowym wyposażeniu obudowy oczywiście znajduje się już ten kontroler o nazwie Smart Device w odświeżonej wersji.
Pozwala on na zarządzanie trzema wentylatorami oraz dwoma oddzielnymi kanałami RGB. Jakby tego było mało, obudowa wyposażona jest w pasek LED znajdujący się tuż na topie. Światło to rozpraszane jest delikatnie wewnątrz, oświetlając tym samym wszystkie najważniejsze komponenty. Poza tym mamy tu też dwa dodatkowe, lecz tym razem standardowe wentylatory wyciągające. 120 i 140mm. No i takie podstawy jak filtry, dwie tacki dla 2,5 calowych dysków, które wedle uznania można też wyciągnąć z ukrycia i umieścić na górze piwnicy. Kolejne miejsce na jeden dysk SSD odnajdziemy w klatce, która może posłużyć też zamocowania trzech 3,5 calowych dysków mechanicznych. Ogólnie rzecz biorąc to wykonanie obudowy stoi na bardzo wysokim poziomie, a i montaż w niej to czysta przyjemność.
Po drugiej stronie skrzynki znajduje się tunel prowadzący najważniejsze okablowanie, ale i sporo wypustek do przymocowania wszystkich pozostałych kabelków przy pomocy rzepów czy plastikowych obejm. Więc może na pierwszy rzut oka obudowa ta wydaje się najzwyczajniej w świecie droga, ale naprawdę. Nie płaci się tu za samą nazwę, ale otrzymujemy kawał solidnej i przemyślanej inżynierii, która nie tylko jest funkcjonalna, ale i dobrze wyglądająca. Chociaż kompaktowe rozmiary i zasysanie powietrza przez te ofiltrowane niewielkie szpary nie gwarantują tym modelowi ponadprzeciętnej wentylacji, więc musimy mieć to na uwadze. Ogólnie źle nie jest, ale do konkursu na najchłodniejszy zestaw na dzielni nie ma co startować.
A skoro już przy temperaturach pracy jesteśmy, to chociaż wcześniej zainstalowane chłodzenie procesora w postaci 360-milimetrowego IO DeepCool robiło naprawdę świetną robotę, to ze względu na mniejsze wymiary nowej skrzyneczki 360 zmuszony byłem wymienić na coś mniejszego. Ale uwierzcie mi, wcale nie słabszego, bowiem jest to najbardziej wypasione chłodzenie tego typu dostępne obecnie na rynku. Mowa o NZXT Kraken Z53. Tak, te z wbudowanym ekranem, na którym można umieścić dowolny obrazek czy gifa, aczkolwiek to opcja z możliwością wyświetlenia na blokopompce, aktualnej temperatury procesora i karty graficznej robi na mnie największe wrażenie. Kolejną zaletą serii Kraken jest też możliwość sterowania prędkością obrotową pompy i wentylatorów, ale na podstawie temperatury cieczy chłodzącej.
Zapewnia to płynną i w zasadzie najdokładniejszą regulację, bowiem prędkość wentylatorów nie skacze wraz z ciągle zmieniającą się temperaturą procesora. Jednak to, co cieszy mnie najbardziej w ekosystemie NZXT, to możliwość regulacji wentylatorów na podstawie temperatury karty graficznej. Otóż każdy wie, że w UEFI nakreślimy krzywo wentylatorów, ale na podstawie odczytu szczujników na procesorze czy płycie głównej, ale nie na podstawie GPU. A jednak dla graczy to właśnie ten aspekt jest w końcu najważniejszy. Jasne, wiele zależy od tytułu i rozdzielczości w jakiej gramy, ale często zdarza się właśnie tak, że podczas grania procesor nie przemęcza się specjalnie, co za tym idzie pozostaje on stosunkowo chłodny. No i właśnie problem polega na tym, że i wentylatory kręcą się wtedy leniwie.
W końcu wyznacznikiem ich prędkości obrotowej jest tylko i wyłącznie temperatura procesora, przez co karta graficzna nie dostaje świeżego, chłodnego powietrza i męczy się coraz bardziej. Dokładnie taka sytuacja występowała w obudowie H500P Mesh. Ta nie posiadała kontrolera takiego, jaki ma NZXT i samym aby nie smażyć karty graficznej w panelu czy też w oprogramowaniu płyty głównej musiałem ręcznie zmieniać profil na standardowy do grania, a inny chociażby do pracy. No i uwierzcie, wiele razy zdarzyło mi się po prostu o tym zapomnieć. W czasie grania smażyłem grafikę, a podczas pracy słuchałem szumu. A chyba już coraz bardziej rozumiecie skąd wzięła się moja chęć upgrade'u i pójście w system NZXT.
Tak więc aby też zachować ten sam motyw przewodni, to i zasilacz powinien pochodzić od tego samego producenta. Jego moc jest już lepiej dobrana do zapotrzebowania tego systemu, ale jest on też jednocześnie cichszy. Mowa tu o modelu C850, więc nie. Nie jest to największe czy nawet najdroższe PSU dostępne na rynku, ale wystarczy do tego aby wykarmić wszystkie tutaj komponenty. To model w pełni modularny z całkiem dobrze wyglądającym okablowaniem. Oczywiście miłym dodatkiem tej serii zasilaczy jest znajdujący się na tyle przycisk wyłączający wentylator, no ale nie żeby wyłączał on go od tak na zawsze.
W czasie braku większego obciążenia owszem wentylator nie będzie się obracał, jednak podczas większego zapotrzebowania na energię ten uruchomi się i wraz ze wzrostem temperatury dostosuje swoją prędkość automatycznie. Ja wiem, niby sprawa oczywista, ale poprzedni, 3 razy droższy zasilacz miał z tym problem. Przejdźmy w końcu do prawdziwej perełki tego materiału. Sprawą oczywistą jest to, że w gamingowym komputerze największą rolę odgrywa karta graficzna. No możemy się jeszcze upierać na procesor, ale wraz ze wzrostem rozdzielczości zmniejsza się potencjalny bottleneck po jego stronie. Dlatego chcąc grać w rozdzielczości 3840x2160, czyli w 4K, w najnowsze produkcje z dobrodziejstwem jakim jest śledzenie promieni w czasie rzeczywistym i to jeszcze z możliwie jak największej ilości klatek, to absolutną koniecznością jest mocna karta graficzna.
Aczkolwiek to sformowanie jest już nieco oklepane. Mocną kartą graficzną jest RTX 3060 Ti czy 3070. W tym materiale jednak sięgniemy po sam szczyt, którym jest RTX 3090. Jest on absolutnym czempionem gamingu, zwłaszcza jeśli zależy nam na graniu w wysokiej rozdzielczości. Jednak ze względu na swoją niemałą cenę i ponadprzeciętną ilość pamięci VRAM, częściowo można ją zakwalifikować jako kartę do zastosowań półprofesjonalnych, bowiem żadna gra dzisiaj, ani jak przypuszczam za 5 lat nie będzie wymagała 24GB przestrzeni dla tekstur. No ale najlepsze znaczy najlepsze. I właśnie takie bezkompromisowe cudo w wydaniu KFA2 umieścimy w tej niewielkiej, no ale jakby nie patrzył, stylowej obudowie.
Wydaje mi się, że trudno byłoby przejść obok takiego zestawu obojętnie i to bez wątpienia, to właśnie karta graficzna gra tutaj pierwsze skrzypce. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się ona łudząco podobna do poprzednio testowanego RTX 3070, którego mieliśmy okazję gościć na moim kanale, to jednak różni się ona kilkoma detalami. Tak więc warto się jej przyjrzeć z bliska. To, że jest ona zbudowana jak przysłowiowy czołg raczej nikogo dziwić nie powinno. Długa jest na blisko 33 cm, wysoka na 13 a gruba na 61 mm. Metalowy backplate zapewnia sztywność, odprowadza ciepło, ale jednocześnie jest miejscem montażu dodatkowego, 4-tego 80-milimetrowego wentylatora. Co prawda trzy główne śmigła o przekątnej 92 mm doskonale dają sobie radę, jednak ten opcjonalny jest, no cóż, opcjonalny.
Swoją drogą to zastanawiam się czy nie zrobić na jego temat dedykowanego materiału. Można by było przeprowadzić dokładne testy i zweryfikować ile w rzeczywistości wnosi tego typu rozwiązanie. Jeśli zbierze się chociaż 100 komentarzy za tym, abym taki test przeprowadził, to niewykluczone, że materiał na ten temat opracuje. Tak więc jeżeli chcecie koniecznie napiszcie o tym w komentarzu poniżej. No a tak, RTX 3090 w wykonaniu KFA2 jest wszystkim tym, czego moglibyśmy oczekiwać. Najmocniejszy procesor graficzny na rynku, doskonałe chłodzenie, pełne RGB i to nawet w podpórce, sterowanie z poziomu aplikacji na smartfona, no i seria RTX 3000 posiada to, czego potrzebujemy w tym zestawie najbardziej. HDMI 2. 1, mogącego przekazać obraz w 4K przy 120-hercowym odświeżaniu.
Jeśli korzystasz z karty ze starszej generacji, tak jest nawet z RTX 2060, 2070 czy nawet 2080, to przy takiej rozdzielczości nie podbijesz odświeżania powyżej 60, przynajmniej używając przewodu HDMI. No ale jak się pokazuje to nie wszystko, bo więc sam kabel też ma znaczenie. Otóż początkowo używałem od takiego markowego przewodu HDMI, ale miałem do wyboru albo Full HD w 120 klatkach, albo 4K przy 60. Po prostu ten kabel nie spełnia najnowszego standardu jakim jest HDMI 2. 1. Kupiłem więc taki, który w teorii powinien spełniać wszystkie te wymagania. 3 metry za chyba niespełna 8 euro. Link do niego zostawię w opisie. I wiecie co? Na najnowszym telewizorze działa on wyśmienicie. No właśnie, telewizor.
Jak to słowo dziwnie brzmi, bowiem telewizji nigdy nie oglądam. Zresztą dla wielu z nas urządzenie tego typu postrzegane jest już tylko i wyłącznie jako większy ekran. Zwykle do konsol, ale technologia wyświetlania obrazu doszła już do takiego momentu, gdzie używanie telewizora jako monitora komputerowego również nabiera sensu. Wysoka rozdzielczość zapewnia doskonałą czytelność nawet na tym 55 calowym ekranie. Jeśli do tego dodamy, że OLED ma nieskończony kontrast, szybkość reakcji poniżej 1 ms i właśnie te 120 Hz oćwieżanie, to z automatu staje się on absolutnie najlepszym wyświetlaczem w domu. Przynajmniej żaden z moich monitorów nie dorównuje mu, ani pod względem responsywności, funkcjonalności czy odwzorowania szerokości palety kolorów. O oćwieżaniu ani o wielkości nawet nie wspominając.
Wielosób twierdzi, że nie widzi różnicy z rozdzielczością 1440p a 4K. Może i jest to prawdą, ale tylko na 24 czy 27 calowym ekranie, bowiem w rzeczywistości już nawet na 32 calach widać różnice gołym okiem. Dlatego jeżeli mówimy o gamingu na tak dużym ekranie, to wysoka rozdzielczość nie jest już tylko i wyłącznie jakąś dziwną zachcianką, a jest raczej czymś niezbędnym do tego, aby móc czerpać z rozgrywki jak najwięcej. Dobrze, ale co z pozostałymi komponentami? Te przechodzą z jednej obudowy do drugiej. Mamy tutaj do czynienia z płytą Asus ROG Strix X470 Gaming z 32 GB pamięci RAM taktowanymi częstotliwością 3733 MHz. Centralną jednostką obliwczeniową pozostaje mój już zlekkawysłużony Ryzen 5 3600X.
Co prawda wciąż czekam na możliwość zakupu nowego Ryzena 9 5900X, lecz w trakcie tworzenia tego materiału dalej pozostawał on niedostępny. Ale taki upgrade się pojawi, więc serio. Subskrypcja, dzwoneczek i dodanie zakładki www. techmania-hd. pl do ulubionych w przeglądarce byłoby bardzo wskazane. Inaczej przegapisz ciąg dalszy, a przecież tego nie chcesz. No ale idźmy dalej. Teraz wystarczy wszystko złożyć w całość, chociaż zakładam, że podobne procedury widzieliście już pewnie niejednokrotnie, więc tę część sobie darujemy, ale skupię się tu tylko i wyłącznie na tych najważniejszych aspektach, bowiem może kogoś dziwić fakt wybrania przyzamię 240 mm chłodzenia Kraken Z53 zamiast 280 mm Z63.
Oczywiście zdrowy rozsądek nakazywał by instalację tego większego 280 mm radiatora, no ale co by nie było, to ja obyślałem sobie plan z lekka inaczej. No bo tylko pomyślcie, z natura obudowa ta nie należy przecież do najbardziej przewiewnych i jest to coś, z czym po prostu musimy się pogodzić. Od taki jej urok, taki design. Chcąc tu zainstalować RTX 3090, który pobiera pomiędzy 350 a 380 W energii, to nie o temperaturę procesora powinniśmy się tak naprawdę martwić, a raczej o temperaturę właśnie karty graficznej. Nawet gdy już wymienię procesor na 5900X, który ma TDP na poziomie 105 W, to 240 mm chłodnica poradzi sobie z nim bez najmniejszego problemu. Ale jednocześnie popatrzcie co można wtedy zrobić.
Z przodu wciąż znajdują się dwa 140 mm wentylatory, ale od środka, na dole, tuż przed grafiką udaje się wcisnąć jeden 120 mm wentylator, który to i tak otrzymaliśmy w pudełku z chłodzeniem. Ten zapewniać będzie karcie graficzne i ciągły dostęp do świeżego powietrza. Owszem, wszedł on totalnie na styk, ale moja teoretyczna inżynieria na dziko jednak się sprawdziła i w realu zadziałała. W tym momencie karta graficzna ma o wiele lepsze warunki pracy. Nie o dziś wiadomo, że konfiguracja pull push zapewnia korzystniejsze temperatury, no bo jakby nie było gęste i grube, że berka radiatora stawiają spory opór.
Dodając kolejny wentylator wyciągający znacząco zwiększa się ilość przetłaczonego przez nie powietrza, co oczywiście pomaga w studzeniu procesora, ale w tym przypadku jeszcze ważniejszy jest właśnie świeży, chłodny nawiew tuż pod skrzydełka trzech wentylatorów dla karty graficznej. Dzięki takiemu niestandardowemu rozwiązaniu, nawet w obudowie NZXT H510 Elite możemy spokojnie używać nawet tak mocnej karty. Na standardowych ustawieniach i podczas pełnego, wielogodzinnego obciążenia temperatura karty zwykle zamyka się w okolicach 69-70 stopni Celsjusza. Temperatury procesora też wcale nie są wyższe niż te, które odnotowywałem w dużej obudowie Cooler Master, więc tak szczerze uważam, że mój jakby nie było dziwny patent okazał się bardzo skuteczny.
A tak jeszcze ze zmian czysto estetycznych to z poprzedniego builda, który również bazował na NZXT i ostał mi się jeden dodatkowy 140mm wentylator RGB, więc i ten został podmieniony na górze. Czas teraz podłączyć to maleństwo i sprawdzić jak całość wypada podczas gamingu. Telewizor o tak wysokim odświeżaniu idealnie nadaje się do wszelkiej maści strzelanek i owszem, pograłem chwilę w kilka podobnych produkcji, ale szczerze mówiąc taka wojenna tematyka średnio trafia w me gusta. Za to Quake Championship już zdecydowanie bardziej. Może to moje uczucie podyktowane jest czystą nostalgią. W końcu tak wiele osób bliskich mi wiekiem wychowało się na Quake 3 arena, a tutaj w tej nowszej odsłonie klimat jest zgoła podobny.
Nawet soundtrack jest bardzo solidny i w moim odczuciu kojący duszę po ciężkim dniu pracy. Jest to czysta rozwałka bez zbędnego kombinowania i kitrania się po dziurach. Można lecieć na żywioł, a RTX 3090 pozwala na zgrabne utrzymanie wysokiej ilości klatek i to na ustawieniach Ultra w rozdzielczości 4K. Odpalenie takiej gry na dużym telewizorze w połączeniu z dźwiękiem skina domowego po prostu urywa głowę, albo czasami rękę, zależy w co się trafi. Jednak nic nie daje tak ogromnej radości jak wirtualny wypad na tor. W grze wyścigowej telewizorze 120hz oćwieżaniem nie jest już tylko byle zachcianką czy rozpieszczającym nas kaprysem. Prowadząc pojazd w tak zwanym prawdziwym życiu mnóstwo informacji płynie do nas wprost z kierownicy, jak i z samego fotela kierowcy.
Dosłownie czujemy w ten sposób drogę, jej teksturę, nierówności, moment wzbijania się i opadania, co oczywiście równoznaczne jest ze zmienną siłą docisku, a co za tym idzie oczywiście z przyczepnością. To właśnie trzymanie boczne fotela daje nam informacje o tym kiedy i jak długo utrzymujemy najwyższe przeciążenie w zakręcie, a kiedy opony tracą już swoją przyczepność. W czasie wirtalnego wyścigu pozbawieni jesteśmy całego mnóstwa z tych fizycznych bodźców, dlatego tak ważne jest to co widzimy, ale co jeszcze ważniejsze jak szybko to widzimy. 60fps oznacza, że każda nowa klatka dostarczana jest dokładnie co 16,7ms, 120fps to oczywiście połowa z tego, czyli każda kolejna klatka rysowana jest co 0,0833ms.
Dwa razy większa i rozgenerowany klatek to nie tylko urocze wrażenie płynności, lepsza imersja, ale w grach wyścigowych ma to przełożenie na szybkość i precyzję naszych reakcji. To właśnie to decyduje o tym jak odczytamy daną sytuację na drodze i jakie korekty wprowadzimy, a w rezultacie jesteśmy w stanie poprawić nasze zdolności i refleks. Nie będę też ukrywał, że cały ten upgrade wykonając z myślą o tym aby pograć w największy, jak by nie było najgłośniejszy obecnie tytuł. Mowa tu oczywiście o Cyberpunk 2077. Finalny produkt, którym poczęstował nas CD Projekt RED okazał się być tak wymagający sprzętowo, że nawet konsole nowej generacji z trudem są w stanie utrzymać zadowalający poziom rozdzierczości czy nawet ilości klatek.
Na pewno w żadnym razie nie mogą zapewnić jednego i drugiego jednocześnie. Chociażby Xbox Series X ma dwa tryby do wyboru. Wydajność, w której konsola stara się w zapewnić 60 klatek obrazowych na sekundę, ale kosztem oczywiście niższej jakości detali, tekstur i rozdzierczości, bowiem ta wynosi wtedy 1080p. Z kolei drugi tryb podbija ilość wyświetlanych pikseli do 1512p lub 1728p. Rozdzierczość zależy od tego co się dzieje na ekranie i jest dynamicznie przełączana. W każdym razie wszystkie konsole nowsze i starsze borykają się w pewnym stopniu z tym jakże wymagającym tytułem. Co by nie mówić to właśnie wersja na komputery sprawuje się znacznie lepiej.
O ile dysponujemy odpowiednio mocnym sprzętem, chociaż i ten z najwyższej półki wcale nie ma lekko. Co prawda z tym procesorem graficznym granie na najwyższych ustawieniach włączając w to śledzenie promieni na ultra w połączeniu z rozdzierczością 4K wciąż jest płynnym doznaniem zapewniającym pod 60 klatek. Ale to jedynie tak długo jak pozostawimy DLSS na domyślnym, automatycznym trybie. Jednakże nie ma co się oszukiwać i tak wyśrubowane wysokie ustawienia są raczej pewną formą zabezpieczenia swojego miejsca jako produkcji z najlepszą prawą graficzną. I to na kilka lat do przodu. Zresztą pamiętać jak to było w przypadku trzeciej odsłony Wiedźmina? Gra może i wyglądała obłędnie, ale przez wielu piętnowana była za nieprzeciętnie wysokie wymagania.
Na tamten moment mało kto mógł sobie pozwolić na rozgrywkę full HD na średnich, czy nawet co by nie było na niskich detalach. W końcu nie bez przyczyny był to swojego rodzaju benchmark najnowszych kart graficznych czy nawet całych zestawów komputerowych. Mam wrażenie, że Cyberpunk próbuje w jakiś sposób powtórzyć ten co by nie było wyczyn. Tak więc ustawienie wszystkiego na maksa sens będzie miało, ale to dopiero za kilka lat. Zresztą na tym etapie każdy raczej orientuje się w tym jak bardzo śledzenie promieni jest za sobą żerny. Oczywiście są tu elementy typowo strzelankowe, lecz nie zapominajmy, że jest to przede wszystkim typowy RPG skupiający się na fabule, zbieractwu, kraftingu czy typowym eksplorowaniu świata.
Więc i to utrzymywanie 120 klatek nie jest tu raczej priorytetem. Większą uwagę będziemy skupiać na detale oraz ogólną jakość grafiki, dlatego rodziczość 3840x2160 być musi, ale skorzystałem ze zoptymalizowanych ustawień, które zarekomendował brytyjski kanał YouTube o nazwie Digital Foundry. Wykonali oni kawał świetnej roboty, analizując dogłębnie każde z ustawień oraz porównując ich faktyczny wpływ wizualny z obciążeniem sprzętowym. Na tych rekomendowanych uzyskiwałem pomiędzy 70 a 80 klatek na sekundę i są to wartości w pełni zadowalające jak na gatunek roleplay. Co prawda wciąż jestem stosunkowo na początku swojej przygody z grą, ale bez wątpienia uważam, że jest to produkcja, którą każdy szanujący się gracz powinien obowiązkowo przejść choć jeden raz.
I owszem, o Cyberpunk 2077 mówiło się głośno na długo przed planowaną premierą, ale niestety chyba nawet jeszcze głośniej tuż po niej i to nie z powodu, z którego twórcy byliby zadowoleni. Chodziło o liczne błędy, które występowały na samym początku. Nimi ja zdążyłem przysiąść do gry to Lwia część z tych wszystkich problemów była już raczej miejską legendą. Ani razu z gry mnie nie wyrzuciło, nic się nie zawiesiło ani nie natknąłem się na zabugowane zadania. Co prawda kilka razy obserwowałem zablokowane obiektywiny w obiektach czy jakieś inne drobnostki, ale w końcu nie jest to niczym nadzwyczajnym, przynajmniej w otwartym świecie.
Przecież i w GTA V dalej takie rzeczy się zdarzają, a ta miała premierę 8 lat temu, więc serio, dajmy sobie spokój i nie czepiajmy się za NATO. Najważniejsze jest to, że można w pełni i bez zakłócen cieszyć się przyjemną rozgrywką. Przynajmniej tak jest na komputerach stacjonarnych. Większość błędów, o których uczało w sieci dotyczyło co prawda konsol, na co też by wskazywały sporo niższe oceny na Metacritic. Dla PC-tów jest to 86 punktów na 100, czyli całkiem ładnie, zważając na fakt, że większość niskich ocen wystawiały i tak osoby, których sprzęt nie jest w stanie podołać wymaganiom. No niestety taka prawda, ale spójrzcie na oceny dla PS4 i Xbox, niesamowicie nisko.
Właśnie ze względu na słabiutką wydajność i sporo więcej błędów na tych właśnie platformach. Prawda jest więc jedna, co skrzynka to skrzynka, jeśli się zgadzasz to kliknij łapkę w górę pod tym filmem. A co więcej możemy powiedzieć na temat wykorzystanej tu karty od KFA2. Ogromna wydajność, której towarzyszy wcale niemniejszy pobór energii zwykle idzie w parze z wysokimi temperaturami. Tutaj, jak już zdążyłem wspomnieć wcześniej, temperatury oscylują w okolicach 70 stopni Celsjusza i żeby było śmieszniej, tylko w grach, które są w stanie obciążyć ten procesor na 100%.
RTX 3090 jest na tyle wydajny, że wiele z, w cudzysłowie mówiąc, zwykłych gier, nawet na Ultra w 4K nie robi na nim specjalnego wrażenia i wtedy w kulturze pracy nie można zarzucić niczego złego. Jednakże, grając właśnie w Cyberpunk 2077 w rozdzielczości 4K procesor graficzny był praktycznie non stop pod pełnym obciążeniem i muszę przyznać, że jak karta zachowuje zadowalające niskie temperatury, tak nie dzieje się to bezszumnie. Otóż profil pracy wentylatorów jest tu nadreagresywny. Już przy 70 stopniach Celsjusza wentylatory przekraczały zwykle 1800 obrotów na minutę i co by nie było, stawały się wtedy słyszalne. Przecież nic złego by się nie stało, gdyby pozwolić osiągnąć GPU temperaturę rzędu 80 stopni, po prostu zrobić cokolwiek byle było ciszej.
Plus tego zachowanie jest taki, że owszem, jest to zdrowsze dla karty, jedynie mniej komfortowe akustycznie dla nas. Musicie wziąć też poprawkę na to, że obudowa ta choć w moich oczach wygląda nieziemsko, to przecież niespecjalnie przewidziana jest do współpracy z tak mocnymi kartami graficznymi, które wydzielają tyle energii cieplnej co dwie lub nawet trzy farelki samochodowe. No ale tak się dzieje tylko pod obciążeniem. W czasie zwykłej pracy w systemie jest już jak najbardziej ok. To znaczy na początku też nie było, ale producent był na tyle dobry, że dostarczył mi nowy BIOS, do którego linka znajdziecie w opisie. Po jego wgraniu wentylatory na karcie pozostawały już całkowicie nieruchome, aż do osiągnięcia jakichś 49 czy 50 stopni Celsjusza.
Tym sposobem staje się ona oczywiście całkowicie niesłyszalna. Piszczenie cewek też tu nie występowało, przynajmniej w sztuce, która mi się trafiła. Tak wyglądają zmiany przeze mnie poczynione, a co ty byś zmienił lub dodał w tym zestawie? Czekam na wasze komentarze. Pamiętajcie też o subskrypcji, dzwoneczku i o zajrzeniu na stronę www. techmania-hd. pl, na której odnajdziecie najnowsze recenzje oraz wpisy o filmach. Dziękuję, że zostaliście ze mną do samego końca i do zobaczenia w następnym materiale. Trzymajcie się, hej!.
By visiting or using our website, you agree that our website or the websites of our partners may use cookies to store information for the purpose of delivering better, faster, and more secure services, as well as for marketing purposes.