VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Inflacja w Argentynie może budzić uśmiech pod warunkiem, że nie jest się Argentyńczykiem. W pewnym momencie, jeszcze w latach 90-tych, Argentyńczycy wręcz przechodzili na pieniądze z monopolii, bo one były, te funny money z gry planszowej miały większą wartość niż wieczny, wieczny, wieczny dodruk. Dzień dobry, dzień dobry. Ja nazywam się Szymon Machalica, a to jest podcast w pogoni za Wall Street serwisu Global Market. I misją serwisu jest pokazywać ciekawe miejsca do inwestowania oraz rozmawiać o nich z ekspertami. I tak dzisiaj moim gościem jest dr Marcin Chmielowski, politolog i libertarianin. Tak jest, dzień dobry. Końcem listopada w Argentynie wybory prezydenckie wygrywa Javier Milley.
No i właśnie w artykule napisałem ekonomista o skrajnych poglądach libertariańskich, obiecujący drastyczne zmiany w strategii gospodarczej kraju w obliczu najpoważniejszego kryzysu od dwóch dekad. Samozwańczy anarcho kapitalista, Chiny określa jako zamordystyczne, a papieża Franciszka jako brudnego lewaka. Internet próbuje go osadzić gdzieś na tej osi. No i właśnie jak prawidłowo możemy go opisać? Kim jest i dlaczego budzi takie kontrowersje? Znaczy budzi kontrowersję na pewno z kilku powodów. Po pierwsze to jest pierwszy raz w historii, kiedy libertarianin, a już tym bardziej anarcho kapitalista, wygrywa wybory na tak wysoki urząd. To jest pierwszy raz, że libertarianin jest prezydentem państwa, które w ogóle ktoś uznaje, bo oczywiście były różne dziwne eksperymenty już od lat chyba nawet 70.
XX wieku prowadzone o tym, że sobie zrobimy tutaj Republikę Minerwę, a potem Liberland w Europie, ale bądźmy poważni i to nie były poważne rzeczy. Natomiast Argentyna może jest państwem, które ma gigantyczne problemy strukturalne przede wszystkim w swojej gospodarce i w swoim wymiarze makroekonomicznym, ale to jest jednocześnie normalny kraj. Więc tutaj ta kontrowersja przede wszystkim polega na tym, że pierwszy raz wygrywa wybory na prezydenta człowiek, który na najgłębszych pokładach swojej wyobraźni politycznej mówi, że państwo to właściwie należałoby sprywatyzować. I oczywiste jest, że Javier Millet nie sprywatyzuje Argentyny w całości, ale wygląda na to, że będzie próbował sprywatyzować przynajmniej w części tą zetatyzowaną argentyńską gospodarkę.
Jego opinie na tematy różne faktycznie mogą być, powiedziałbym, szorstkie dla naszego europejskiego ucha. Natomiast weźmy pod uwagę to, że tam jednak temperatura rozmowy politycznej jest zupełnie inna. Po prostu Amerykanie z Ameryki Południowej mówią do siebie trochę inaczej, jeśli chodzi o kwestie, które dla nas nawet są niekiedy powiedzmy letnie, to dla nich już są gorące i stąd jest taka milejowska retoryka, która jest faktycznie ostra. Nawet na tle swoich współmieszkańców z Argentyny, swoich współobywateli i współpodatników, co trzeba by było dodać, jeżeli już mówimy o tym libertariańskim kontekście. Ja nie jestem katolikiem, oczywiście byłem ochrzczony, ale nie czuję się wierzący z tym agnustykiem, więc nie będę się wypowiadał na temat tego, co milej uważa o ojcu świętym.
Myślę, że katolicy powinni swoje sprawy załatwiać w swoim własnym gronie. Ja nie czuję się tutaj predyscynowany. Natomiast jeżeli Chin określa jako państwo totalitarne i zamordystyczne, to oczywiście ma rację. Tak, Chiny to jest państwo totalitarne, to jest państwo zamordystyczne i jest to państwo komunistyczne. I każdy, kto jest przyjacielem Chin jest wrogiem wolności. To jest jasne. I bardzo mnie cieszy jako środkowoeuropejskiego libertarianina, że milej tutaj jednak zdecydowanie opowiada się w polityce zagranicznej po stronie zachodnich demokracji, bo my też jesteśmy zachodnią demokracją. Czyli to określenie samozwańczy anarcho-kapitalista jest prawidłowe. Jest jak najbardziej prawidłowe, ale także dlatego, że nie istnieje żaden urząd, który wydaje dyplomy na to, kto jest prawdziwym anarcho-kapitalistą, a kto samozwańczy.
Więc tak milej jest oczywiście anarcho-kapitalistą. Nie tylko tak się przedstawia, ale też filozofowie polityki czy politolodzy zainteresowani jego działalnością z łatwością odnajdują go właśnie w tej kategorii jako anarcho-kapitalisty. To, że on akurat wygrał, to jest konsekwencją czegoś. No i właśnie jakie konkretne działania podejmowane przez poprzedni rząd wpłynęły na sytuację gospodarczą Argentyny, gdzie ich inflacja obok inflacji wenezuelskiej jest zawsze, zawsze budzi uśmiech. Gdzie na ekonomicznej mapie była Argentyna? To znaczy inflacja w Argentynie może budzić uśmiech pod warunkiem, że nie jest się Argentyńczykiem. W pewnym momencie, jeszcze w latach 90-tych, Argentyńczycy wręcz przechodzili na pieniądze z monopolii, bo one były te funny money z gry planszowej miały większą wartość niż wieczny, wieczny, wieczny dodruk.
Ale ja bym się cofnął jeszcze bardziej. Argentyna ma bardzo ciekawą historię gospodarczą, bardzo związaną z historią swojej myśli politycznej. Do lat 40-tych, 50-tych XX wieku, oczywiście od początku swojej niepodległości, Argentyna mniej więcej rozwijała się jako państwo liberalne. Wytworzyła swoją własną narodową szkołę liberalizmu, także gospodarczego. I między innymi dzięki temu, ale także dzięki stałemu dopływowi migrantów z Europy, często Włochów albo Niemców, dzięki rozsądnej polityce, też dzięki bogactwom naturalnym dużemu obszarowi, Argentyna rozwijała się dobrze, szybko i bardzo szybko się bogaciła. I była w pewnym momencie w pierwszej dziesiątce najbogatszych państw na świecie. Później, kiedy mieliśmy globalny odwrót od liberalizmu, to również Argentyna na swój sposób ten odwrót od liberalizmu. . .
Jakie to były lata? Przeżyła mniej więcej 40-tych, 50-tych, czyli początek peronizmu. Peronizm był, co do zasady, formą dyktatury, trochę na zasadzie każde mol. To było jakieś myślenie propaństwowe, jakieś myślenie etatystyczne, ale jest trudno zakwalifikować peronizm jako po prostu prawicę lub lewicę. Były po prostu bardziej peronistyczne podejścia, zarówno prawicowe, jak i lewicowe, ale to był też początek odchodzenia Argentyny od jakiegoś ekonomicznego rozsądku. No i właśnie, tak jak w innych częściach świata, mieliśmy jakieś przebudzenie i w różnych częściach, w różnym momencie. W Niemczech w latach, powiedzmy na przykład lat 40-tych, 50-tych, w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych w latach 80-tych, u nas na początku lat 90-tych.
No a oni właśnie dopiero teraz mają ten powrót zdrowego rozsądku w kwestiach gospodarczych i jakiś zwrot w kierunku wolnego rynku. Ale też pamiętajmy, że dekada lat 90-tych w Argentynie też była naznaczona nie tylko tymi dziwnymi sytuacjami makroekonomicznymi, ale również prywatyzacją, więc tam już jakaś prywatyzacja się odbywała. To nie było tak, że państwo się stale stale degenerowało. Miało po prostu swoje wzloty i upadki gospodarcze w międzyczasie, no ale jednak tych upadków było coraz, coraz więcej. Poprzednik Javiera Milei na Urzędzie Prezydenta Argentyny, no co tu dużo nie mówić, no cóż, rządził po prostu w bardzo złym okresie, no bo doszło do globalnego spowolnienia spowodowanego przez COVID.
Ale popatrzmy na COVID w ten taki klasyczny sposób jak ekonomiści mówią, że wszystko jest ok póki jest przypływ, a jak się zaczyna opadać poziom, jak jest odpływ, to patrzymy kto w ogóle ma kąpielówki. Argentina nie miała tych kąpielówek oczywiście, że nie i po prostu nie miała z czego schodzić. No i efektem tego było to, że chyba 40 czy 45% mieszkańców Argentyń, że połowa społeczeństwa, a to jest duży kraj żyje poniżej granicy ubóstwa. No to jest tragedia, to jest też humanitarna tragedia po prostu, nie tylko ekonomiczna. No więc Milei dziedziczy państwo w złym stanie makroekonomicznym. Bo właśnie ja tak pytam tutaj z perspektywy inwestorów.
Milei znany tutaj z tej piły mechanicznej, co tak mocno go odróżnia od nie tyle jego poprzednika, ale co od opozycji, która przegrała z nim? No przede wszystkim zupełnie inne umocowanie, jeśli chodzi o te idee, które on będzie próbował wprowadzać w życie. Milei mówi, że trzeba zrobić przede wszystkim dwie rzeczy. Daleko idącą deregulacje i dolaryzacje jednocześnie. I jego zdaniem dolaryzacja, czyli zastąpienie argentyńskiego peso przez amerykańskiego dolara spowoduje koniec inflacji. I w tym jest oczywiście logika, bo jeżeli bank centralny w Argentynie albo zostałby zlikwidowany, albo zostałby zepchnięty do roli, no już nie kreatora polityki monetarnej, tylko powiedzmy pośrednika w tejże, no to nie będzie mógł drukować dolarów, bo dolary będzie kreował czy drukował FED.
Więc tutaj Argentyńczycy nie będą mogli sobie sami już napędzać inflację. Oczywiście były już przykłady dolaryzacji gospodarek. Na pewno była to Panama, jeśli dobrze pamiętam też Kostaryka, ale wydaje mi się, że na pewno Panama. I udało się zdolaryzować te gospodarki. Są gospodarki zeuryzowane. Mamy w Europie Kosowo i mamy Czarnogórę, które jednostronnie zaczęły rozliczać się i po prostu prowadzić wszystkie swoje księgi w euro. I Unia Europejska czy Europejski Bank Centralny nic nie może z tym zrobić, bo tego po prostu nie można zakazać. To jest ich wybór. Więc Argentyna też mogłaby się zdolaryzować.
Co by to jednak wtedy znaczyło? To by znaczyło, że oni potrzebowaliby mieć dodatni bilans w handlu międzynarodowym po to, żeby za coś kupować te dolary po prostu. Musieliby na tyle eksportować, żeby móc kupić. Kupić dolary właśnie, żeby napędzać własną gospodarkę. Pytanie jest jeszcze jedno takie. Czy w ogóle Argentyna w tej chwili ma na tyle dolarów, żeby sobie gospodarkę zdolaryzować? I to już jest pytanie do najwyższych szczęśliwładzy w Argentynie. Na pewno pomysł jest ciekawy. Nie jest aż tak oryginalny, jak mogłoby się wydawać. Oryginalny byłby wtedy, jeżeli by się go udało wprowadzić, bo to byłaby pierwsza taka sytuacja na taką skalę. To jest jednak Argentyna, to jest duża gospodarka.
To jest gospodarka z grupy G20, więc to już nie są przelewki. My się dopiero dobijamy do klubów, w których Argentyna już jest. A my jesteśmy krajem, który przecież dobrze się rozwija. Wbrew jakimś pesymizmom, jakie Polacy lubią prezentować, nasze 30 lat to jest historia sukcesu. A 30 lat gospodarki Argentyny to jest historia porażki. To jest po prostu historia porażki. I oni już są w tym klubie, do którego my dopiero chcielibyśmy wejść. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda.
To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest nieprawda. To jest niep zamierza wprowadzić i wprowadza. Jak to jak to wygląda teraz? On oparł się o właściwie trzy takie główne działania. Pierwszy i chyba medialnie najbardziej obcykany, obfotografowany to była ta idea aby zmniejszyć gabinet.
Pamiętajmy o tym, że Argentyna w swoim systemie politycznym bardziej przypomina Stany Zjednoczone Ameryki niż Polskę. To działa w taki sposób, że tam jest prezydent, który do pomocy ma wiceprezydenta, a więc urząd w Polsce nieistniejący i prezydent jest jednocześnie głową rządu. U nas jest inaczej. U nas to parlament kreuje rząd, a tam jest w ten sposób, że rząd jest kreowany przez prezydenta. No więc Milley na początku powiedział, że to co jest najważniejsze przynajmniej tak powiedzmy nawet nie w pierwszych 100 dniach, ale w pierwszych 20, 15, no to będzie zredukowanie tego gabinetu, zmniejszenie liczby ministerstw. Później ma za tym nastąpić redukcja wydatków na sektur publiczny i one mają spaść dobrze poniżej 5%. Więc to jest jak gdyby pierwszy element.
Drugi element, no to jest oczywiście ta omnibusowa ustawa, czyli daleko idąca deregulacja różnych sektorów. Początkowo to miało być ponad 600 deregulacji. Po różnych przebojach, które Milley ma z parlamentem, to już spadło do mniej więcej połowy tej wartości w momencie, w którym to nasze nagranie zostanie opublikowane, może być jeszcze inaczej. Pamiętajmy o tym, że Milley może i bardzo ostro sufluje swoje poglądy i przedstawia je, prezentuje je bezkompromisowo w mediach, ale na zapleczu musi negocjować i robi to. Więc być może z tej omnibusowej ustawy, nawet jeżeli zostanie połowa, nawet jeżeli zostanie 1 trzecia, to to i tak będzie jego sukces, też sukces negocjacyjny. On nie ma większości w żadnej z izb.
W Argentynie jest zarówno izba niższa, trochę jak nasz Sejm, taki kongres, jak i Senat. I tu i tam Milley ma mniejszość. Musi się dogadać jakoś. Więc to jest jak gdyby druga rzecz. A trzecia to jest daleko idąca prywatyzacja firmy, które w Polsce określibyśmy jako spółki skarbu państwa. Finalnie zresztą Milley mówi, że taką najważniejszą dla siebie firmę państwową, czyli coś, co jest zbudowane na kształt takiego czebola naftowego, że to też sprywatyzuje, ale póki co potrzebuje tej firmy do tego, żeby przeprowadzać w jakiś sposób też reformy właśnie przy pomocy pieniędzy, które ona może zagregować. Sytuacja Millego jest tak naprawdę trudna, dlatego że on działa jako mniejszościowy udziałowiec w polityce.
Co prawda jest prezydentem, ale w parlamencie obie izby mogą omijać jego dekrety. Po prostu jeżeli obie izby sprzeciwią się dekretom prezydenckim, to tu już jest koniec gry. Co Milley może jeszcze zrobić? Odwołać się do demokracji bezpośredniej. I w Argentynie są takie możliwości. Być może niektóre reformy zostaną wprowadzone przy pomocy referendów. Jeżeli Milley wygrał wybory, to znaczy, że jeżeli ludzie, którzy prosi na niego zagłosować, jeżeli on będzie utrzymywał ten mandat zaufania publicznego, a wychodzi na to, że utrzymuje, jeżeli oni zagłosują za jego pomysłami, to one przejdą. No bo u nas referendum ma formę konsultacyjną i wynik referendum w Polsce nie jest wiążący. Czyli w Argentynie jest. Może być wiążący, a może być też plebiscytarny.
Więc może być i taki i taki. Milley jest w stanie odwołać do tych szerokich mas społecznych z prośbą o poparcie i zobaczymy czy będzie to robił. Na razie tego jeszcze nie robi. Zobaczymy czy faktycznie tak zadziała to w przyszłości. Jest to trochę koło ratunkowe, no ale jeżeli nie będzie umiał budować większości w parlamencie, a jest to dla niego trochę trudne, to może w ten sposób. Ja mam takie zanotowane pytanie. Nowy prezydent Argentyny, a zagraniczni inwestorzy. Bo chodzi mi tutaj o to, wcześniej Argentyna miała taki kierunek, że zmierzała ku Bricksowi. Gdzieś tam wchodziła na tą drugą oś, tam gdzie są Chiny. A Milley odcina się od tego.
I jak świat powinien go obserwować? Bo też są takie porównania, że Milley dla Argentyny może być tym samym co Donald Trump dla Stanów wtedy. Ale póki co jego polityka chyba tego nie pokazuje. Inna sprawa, jak on podróżował do Davos, to on podróżował komercyjnymi liniami. To nie była taka delegacja rządowa, bo on też chce się pokazać jako ten rząd, który nie przeżera tych pieniędzy. I teraz jak w świat, jak zagraniczny kapitał inwestorzy powinni obserwować Milleya? Jak go powinni widzieć? Tu jest kilka zagadnień tak na dobrą sprawę. Oczywiście, że Milley kieruje się bardziej w stronę zachodnich demokracji, zachodnich gospodarek.
Ale jeszcze powiedzmy, że jeden dzień przed jego zaprzysiężeniem najwięksi inwestorzy, jeśli chodzi o Argentynę, to były Stany Zjednoczone, Hiszpania i Holandia. Więc kraje jakby nie patrzeć zachodu. To też nie jest tak, że Milley kompletnie z drzask musi podnosić inwestycje zagraniczne, które miałyby trafiać do jego kraju. Bo już w tej chwili mniej więcej 7% bezpośrednich inwestycji zagranicznych, które przypadają na obszar Ameryki Łacińskiej, Karaibów, to są inwestycje, które trafiają do Argentyny. Czyli nieźle, że jest naprawdę nieźle. Zwłaszcza, że przecież jest tutaj pod bokiem tak gigantyczne państwo, dużo większym potencjale jak Brazylia. Więc Argentyna mimo wszystko ma się w tym odnaleźć, nawet w tak fatalnej sytuacji makroekonomicznej, jaką Milley o dziedziczył.
Oczywiście inwestorzy nie będą zainteresowani tym, jakie Milley ma poglądy filozoficzne, czy jest libertarianinem akurat takiego nurtu czy innego. To jest bez znaczenia dla ludzi, którzy po prostu chcą zarabiać pieniądze. Ale to dobrze. To jest całkiem w porządku i nie widzę tutaj jakiegoś wielkiego problemu. To co Milley może zrobić, żeby tych inwestycji napływało więcej, to może przede wszystkim ustabilizować sytuację makro w swoim kraju. Gdyby to jest jedna ważna rzecz, wbrew różnym apelom może sprawdzania tego, co tak naprawdę w Argentynie się wydarzy, to wbrew pozorom ja uważam, że to jest stabilny system polityczny. Oczywiście wybór Milleya na prezydenta i początek jego prób reformowania kraju wzbudził strajki organizowane przez związki zawodowe.
Ale jeżeli reforma nie wzbudza żadnego oporu społecznego, to znaczy, że zupełnie jest niepotrzebna. Jeżeli wszyscy zgadzali się z daną reformą, to może lepiej w ogóle jej nie było robić, bo ona jest tak naskórkowa, że nic nie zmienia. No nie, no Milley chce coś zmienić, to nic dziwnego, że są ludzie, którzy przeciwko temu protestują. Finalnie zresztą też pamiętajmy o tym, że Milley powiedział, że na początku będzie ciężko i jest, ale oni muszą przejść przez tą Dolinę Śmierci. My też przechodziliśmy przez Dolinę Śmierci za czasów Leszka Balcerowicza. Estonia przechodziła przez Dolinę Śmierci za czasów Martalara, no po prostu tak to już jest.
Oni muszą odchorować to rozpasanie makroekonomiczne i tą destrukcję, którą inflacja na nich sprowadziła, czy oni sobie sami z tą tak naprawdę inflację zrobili. I są tego koszty, no ale za rok, dwa, trzy będzie poprawa. Oczywiście, że tak. Gospodarka to jest organizma, nie mechanizm. Ona ma możliwość samoleczenia się, tylko trzeba jej dać czas na to. Bardzo słuszna uwaga z tym, że na początku będzie ciężko tam.
No właśnie, Argentyna, jakie są główne sektory gospodarki, na których nowy prezydent zamierza się skupić? To znaczy, to jest trochę paradoksalne, bo Milley jako libertarianin, czy żeby być bardziej precyzyjnym anarcho-kapitalista, powinien po prostu powiedzieć, że słuchajcie, no to wolny rynek tutaj nam sam wybierze, które są najważniejsze sektory naszej gospodarki. No i tak się okaże, jak rynek zainwestuje i tak się stanie. Tymczasem jest trochę inaczej. Milley w pewien specyficzny sposób traktuje strategiczny sektor wydobywczy, argentyński. W Argentyńczycy wydobywają ropę zarówno w sposób tradycyjny, to wydobycie spada, jak i wydobywają ropę z łupków, to wydobycie bardzo, bardzo szybko rośnie. Oprócz tego dochodzi wydobycie gazu i to wszystko powoduje, że jest to po prostu duża branża.
Duża branża, która na razie nie jest sprywatyzowana, docelowo ma być sprywatyzowana, to Milley już zapowiedział. Natomiast Ministerów Infrastruktury, to jest akurat takie ministerstwo, które cały czas jeszcze istnieje w Argentynie, zapowiedział, że ma on po prostu dbać o to, żeby tutaj rozwijać ten sektor. Więc to jest jak gdyby pierwsza branża, która jest w Argentynie bardzo ważna. Druga branża, która jest niesamowicie istotna i wydaje mi się, że tutaj będzie duży napływ inwestorów, choć oczywiście to co teraz mówię to ocena politologa, a nie ocena kogoś, kto doradza w inwestycjach. Nie doradzam w inwestycjach. Ale wydaje mi się, że tym może być, tą branżą może być wydobycie litu z kolei.
Argentina ma 20% globalnych zasobów litu i 10% tych zasobów litu, które na obecnym poziomie technologicznym jesteśmy w stanie wydobywać tak, żeby nam się to opłacało. Więc to jest tak. Czyli to jest dużo. To jest tak naprawdę dużo. Lit jest niezbędny w produkcji baterii. Po prostu. I jeżeli faktycznie będzie się rozkręcała zielona rewolucja także w energetyce, nieważne co o niej teraz uważamy, to tutaj Argentina ma szansę na bardzo duże wejście w te rynki. Już teraz zresztą różne kraje tam inwestują. Zobaczymy jak to się będzie rozwijać, ale wydaje mi się, że ta branża może być ważna. Rolnictwo czy w ogóle rolnictwo z rybołóstwem.
Argentina ma bardzo długą rozwiniętą linię brzegową. To jest następny sektor. Argentina jest wielkim producentem soji, producentem wołowiny, kukurydzy, ziemniaków. Tutaj myślę, że też mogą być jakieś możliwe wzrosty. Jeżeli oczywiście sytuacja makroekonomiczna w kraju będzie się poprawiać, no to sektor bankowy będzie tym sektorem gospodarki argentyńskiej, który będzie przeżywał renesans. Jest jeszcze jeden sektor, który jeżeli milejemu uda się zreformować kraj, może zacząć podnosić Argentynę w górę, ale też podnosić słupki inwestorom, którzy pokuszą się akurat na inwestowanie tam, że chodzi konkretnie o budownictwo. Argentina jest niesamowicie zapuszczona infrastrukturalnie. Po prostu zapuszczona. Tam przez bardzo długi czas nie było żadnych inwestycji, bo po prostu nie było za co.
Drogi, mosty, linie kolejowe, to wszystko jest mocno zdemolowane. Jeżeli kraj będzie się bogacił, także dzięki tej szeroko rozumianej prywatyzacji, jeżeli ludziom będzie się poprawiać, to oni będą po prostu chcieli podróżować normalnie, a nie tak jak to niemalże jak w XIX wieku miało miejsce. I to może też być taka branża, która będzie się podnosiła, czyli inżynieria lądowa, myślnik budownictwo. To są chyba te najważniejsze branże, które już teraz są ważne albo które mogą okazać się ważne, jeżeli, podkreślam, jeżeli milejemu się uda i podkreślam też, że jest to opinia politologa, a nie specjalisty w dziedzinie inwestowania. W listopadzie w Stanach są wybory i Milley bardzo sympatyzuje z Donaldem Trumpem.
I skąd ta jego sympatia do Donalda Trumpa, który jest, ten jego pogląd i politykę, którą chce robić, jest zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa? Bo Trump bardziej sympatyzuje z Rosją. Milley wydaje mi się, że może używać takich porównań i może sugerować swoją sympatię do prezydenta, czy byłego prezydenta Trumpa ze względów, powiedziałbym, wizerunkowo politycznych. Jakby nie patrzeć, Milley był outsiderem. Trump też był outsiderem. Milley, nie ukrywajmy tego, stosował populistyczne zagrywki w swojej kampanii wyborczej. Natomiast to nie był taki populizm, jaki my go tutaj nazywamy w Europie, czyli upraszczanie wizji świata politycznego, bo to robią w tej chwili dosłownie wszystkie opcje polityczne. Każda.
Milley używał populizmu w rozumieniu my jako społeczeństwo, jako populus lud, kontra elity, które są niewydajne, które sobie nie radzą, więc zmieńmy te elity i faktycznie zmienił. On jako libertarianin został pierwszym prezydentem w ogóle, no i oczywiście pierwszym prezydentem libertariańskim w Argentynie. I trochę do takiego nurtu populizmu odwoływał się też Trump, więc myślę, że to po prostu zwizerunkowo opłacalne dla dla Milleya. Z drugiej strony on rozmawia ze wszystkimi w Stanach Zjednoczonych.
Ze współpracownikami Joe Bidena też rozmawiał, więc on po prostu, jak każdy myślący na przód polityk, no co tu dużo nie mówić, no musi inwestować swój czas i uwagę w różne opcje polityczne, bo przecież on nie wie, kto tak naprawdę wygra te wybory i my tego też jeszcze nie wiemy. No i tutaj już zmierzając do końca naszej rozmowy, mam takie pytanie bonus. Czy jeśli Milley zawiedzie, to libertarianie powiedzą, że to nie był prawdziwy libertarianizm? No nie, Milley jest jak najbardziej libertarianinem i nie ma co udawać czy sugerować, że jest inaczej. Natomiast jeżeli mu się nie uda, to będzie trzeba z tego wyciągnąć wnioski.
Nie wiem jakie one będą, bo tak naprawdę Milley jest w grze równie dobrze i ja się właśnie ku temu skłaniam. Milleyowi się powiedzie. Nawet jeżeli jego program nie zostanie zrealizowany w 100%, to zostanie być może zrealizowany w dość dużym procentie, na pewno na tyle dużym, żeby połowę społeczeństwa wyciągnąć ze skrainy. Po prostu ze skrajnej biedy. To co robi Milley, to nie tylko jest rewolucja gospodarcza, to jest też rewolucja humanitarna. On de facto swoimi działaniami próbuje rozbroić kryzys humanitarny, który w tej chwili ma miejsce w Argentynie.
W socjaliści czy myśl etatystyczna jaką mi obserwowaliśmy w Wenezueli, potrafiła jedyne co to ten kraj z wyżyn gospodarczy jak na oczywiście tamten region zciągnąć w dół. Milley próbuje to zrobić w drugą stronę i próbuje też pozyskać inwestorów za granicy, no po to, żeby jego ludzie nie musieli głodować. To jest istotne. Więc czy to będzie prawdziwy libertarianizm? Tak, tak. Tylko że libertarianie będą musieli i muszą się tego nauczyć, by to nie było zbyt trudne. No to jest jasne, że nigdy tych 100% teorii nie dowiedzimy. Milley nie powiedział pierwszego dnia swojego urzędowania, nie powiedział tak. Szanowni Państwo, dzień dobry, prywatyzujemy Argentynę, dziś wszystko jest prywatyzowane do widzenia.
No to jest to, co się dzieje. To jest to, co się dzieje. To jest to, co się dzieje. To jest to, co się dzieje. To jest to, co się dzieje. To jest to, co się dzieje. To jest to, co się dzieje. No to się nie wydarzyło. A on jest przecież anarcho-kapitalistą, więc w jakiś sposób zarządza tym państwem. Zarządza państwem. Co też pokazuje, że libertarianie jak najbardziej mają swoje miejsce w sektorze rządowym również. No bo jeżeli my tam nie będziemy wchodzić, oczywiście tam, gdzie to się opłaca, no bo Milley po prostu miał możliwość taką, żeby faktycznie objąć ten najwyższy urząd, a nie być dodatkiem do jakichś konserwacji.
No to jeżeli mógł to zrobić, to wszedł do gry i nie mam z tym problemu. Ja uważam, że to jest prawdziwy libertarianizm. Oby się tam udało, a jak się nie uda, to trzeba będzie myśleć, co zrobić, żeby się udało w przyszłości. Panie doktorze, a czy to jest tak, że teraz Argentyny możemy porównać do tych lat 90-tych w Polsce, do tego dzikiego kapitalizmu i potem spodziewać się też takiego wzrostu jak u nas? To znaczy to są różne sytuacje, bo. . .
Bo wspomina pan, chodzi o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą, o tą rewolucję też humanitarną, że w Argentynie jest taki potężny kryzys.
W Polsce też to taki wtedy był. Może nie na taką skalę, ale też był kryzys humanitarny. Ok, to ja teraz zrobię, znaczy to są dida skalia, nie? Natomiast teraz rozumiem o co chodzi, więc wiem już jak do tego nawiązać. W Polsce początku lat 90. też mieliśmy do czynienia z kryzysem humanitarnym. Dzisiaj mało kto o tym pamięta, ale wystarczy sobie poglądać archiwalne wydania wiadomości z początku lat 90. Do portu w Świnoujściu cumowały statki z pomocą humanitarną ze Stanów Zjednoczonych, żeby Polacy nie umarli z głodu. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką profesor Balcerowicz załatwiał na zachodzie, to były kredyty po to, żebyśmy leki mogli kupić, żeby nasi chorzy pacjenci w szpitalach mieli szanse na przeżycie.
Z czasem udało nam się przezwyciężyć te problemy. Jasne, Polska nie jest krajem idealnym. Nigdy nie będzie idealnego kraju. Możemy się co najwyżej zbliżać do tego, żeby jak najlepiej stać zarówno pod względem gospodarczym czy ekonomicznym, jak i społecznym. I tutaj moim zdaniem wolno rynkowcy mają ogromną rolę do odegrania. I mile jest trochę w podobnej sytuacji. Zostaje kraj zdemolowany. Zostaje kraj zdemolowany z bardzo dużym potencjałem, który już częściowo jest jakoś tam wykorzystywany i był wykorzystywany też za czasów jego poprzedników na Urzędzie Prezydenta. Ale Mielej ma szansę pomóc swoim obywatelom nie tylko w bogaceniu się, ale też po prostu w rwaniu się z biedy, czyli wyjściu z tego stanu, w którym teraz jest 45% społeczeństwa, wyjściu ze stanu permanentnego niedoboru i kryzysu.
I miejmy nadzieję, że mu się to uda. Jeżeli to mu się uda, to libertarianizm zyska potężny paszport w wyobraźni wielu ludzi, nie tylko komentatorów, ale też potencjalnych wyborców. Bo się okaże, że ta teoria działa. Panie doktorze, bardzo dziękuję za głos eksperta w strefie Global Market. Moim i Państwa gościem był dr Marcin Chmielowski, Politalog. Dziękuję bardzo. Dziękuję pięknie. .