VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Wyraźne czytanie zapewnia nasz sponsor. Firma Kodano Optyk. Właściciel polski sieci salonów optycznych i sklepu internetowego kodano. pl Pod wieloma moimi terciami poterowskimi dostawałem komentarze wskazujące na jeden wielki absurd. Dlaczego Voldemort był w stanie zaufać Snape'owi? Przecież to jest nielogiczne. Dlaczego czarny pan zdecydował się wybaczyć swojemu byłemu służbę i uwierzyć, że ten rzeczywiście jest po jego stronie? Zdaje sobie sprawę, że ci, którzy czytali książki mają większy i szerszy ogląd przede wszystkim na tę sytuację. Natomiast ci, którzy skupili się tylko na filmach mogą wielu rzeczy nie wiedzieć. Ale też zdaje sobie sprawę z tego, że sytuacja i całe to podejście jest dużo, dużo szersze.
Dziś na bazie cytatów z książki, ale i na bazie własnych przemyśleń wytłumaczę wam dlaczego Snape był osobą tak bardzo godną zaufania dla Voldemorta. Kim był Snape i jakie wartości wyznawał? Bo to jest bardzo istotne, plus to jakie wartości wyznawał sam Voldemort. Voldemort, dziedzic Slitherina. Kim był Slitherin? Oczywiście wiemy. To założyciel jeden z czterech założycieli Hogwartsu. Slitherin, który cenił sobie przede wszystkim dążenie do władzy, wielką ambicję, spryt. Jaki był Snape? No właśnie, tutaj warto zwrócić uwagę na to, że on był niezwykle ambitny i niezwykle sprytny.
O jego ambicji świadczy choćby fakt, że już jako uczeń Hogwartsu studiował Elixiry ponad wszelką miarę i rozwijał tę swoją wiedzę, przekraczając wszelkie jej granice, tworząc nowe przepisy, nowe zaklęcia, nowe możliwości. On rozciągnął to, co było dla Elixirowarów znane i poszerzył o to, co sam odkrył. Czyli był jednostką niewątpliwie bardzo ambitną. Z drugiej strony cenił sobie czarną magię. I tutaj mamy już bezpośredni przykład z książek o Harrym Potterze. Fakty, że Snape przez tyle lat usiłował wybłagać u Dumbledora posadę nauczyciela obrony przed czarną magią i wreszcie udaje mu się tę posadę otrzymać w księciu półkrwi. Ale to, że on został nauczycielem, to jest jedno.
Ale istotniejsze jest przede wszystkim to, w jaki sposób on realizował się jako nauczyciel obrony przez czarną magią i jaki był jego stosunek do przedmiotu, o czym możemy już przeczytać w księciu półkrwi. Zaczął się przechadzać wzdłuż ścian klasy. Wszyscy wyciągali szyję, żeby nie stracić go z oczu. Czarna magia to mnogość najróżniejszych środków agresji, zmiennych jak kamelion i odwiecznych jak zło i dobro. Walka z nimi przypomina walkę z wielogłowym potworem. Utniesz mu jedną głowę, a natychmiast wyrośnie inna, jeszcze groźniejsza i sprytniejsza. To, z czym przychodzi nam walczyć nigdy nie jest ustalone raz na zawsze. Wciąż podlega zmianom. Jest niezniszczalne. Harry wpatrywał się w Snape'a.
Na pewno czym innym jest respekt wobec czarnej magii jako groźnego przeciwnika, a czym innym mówienie o niej z tak pieszczotliwą nutą w głosie, jak to czynił Snape. Stosunek Snape'a do czarnej magii był bardzo osobliwy. On wyznawał czarną magię, nierzadko ją stosował. Sam stworzył czarno-magiczne zaklęcie, jakim była sektum Sempra. Sam dołączył niegdyś do grupy śmierciożerców, stał się zaufanym człowiekiem Voldemorta i z pewnością niejednokrotnie tych zaklęć niewybaczalnych używał. Niejednokrotnie sięgał po oręż, jakim była czarna magia. A to czyni go jednak osobom godniejszą zaufania dla Voldemorta i to, że on przecież przez całe życie wyznawał zasady Slitherinu. Bo teraz zwracamy oczywiście uwagę na fakt, że kiedy Voldemort powrócił, powrócili do niego śmierciożercy.
Voldemort nie do końca był zadowolony z tego, że go nie poszukiwali, ale najbardziej był niezadowolony z tych, którzy nie wrócili. Największą dumę jednak czuł wobec tych, którzy zdecydowali się odpokutować swoje zbrodnie, którzy zdecydowali się trafić do Azkabanu, przyznawać się i mówić otwarcie, tak jest ten człowiekiem Voldemorta, tak wykonywałem jego polecenia. No tutaj oczywiście na pierwszą myśl rzuca nam się Bellatrix. Snape tego nie zrobił. Czy jest to wada? No właśnie nie do końca, bo kiedy weźmiemy pod uwagę cechy założycieli Hogwartsu i cechy poszczególnych domów, zauważymy, że od początku do końca Severus Snape pozostał wierny swojemu domowi, a zarazem wierny dziedzictwu Voldemorta.
On wyślizgnął się, niczym ten wąż umknął karze, jaką otrzymałby z pewnością, gdyby Dumbledore się za niego nie wstawił. On też do samego końca pozostawał wierny swoim ideałom i wspierał uczniów, zwłaszcza z tych śmierciożerczych rodzin. Jego przyjaźnie z Luciuszem Malfoyem czy późniejsze kontakty z Karkarowem tylko potwierdzają to, że Snape nigdy nie zerwał z tamtym światem. Świadczy o tym również fakt, że nieustannie faworyzował dzieci swoich ulubieńców, śmierciożerców, jak na przykład Draco Malfoy czy Vincent Crabb i Gregory Goyle. Tamtych drugich może było ciężej faworyzować, ale Snape nieustannie kombinował, żeby ich tylko przepchnąć do kolejnej klasy, mimo wszystko, mimo to, że byli parą bez mózgów. To wszystko świadczy bardzo po stronie Snape'a.
To pokazuje, że to, w co wierzy ideologia, którą wyznaje, jest bliska Voldemortowi. I to wiemy, powiedzmy to, może nie z bezpośrednich zdań wypowiedzianych w książce, ale wiemy na podstawie tego, co wiemy na temat samych domów, na temat samego dziedzictwa Hogwartu i wierzeń Voldemorta. Voldemorta, który przecież szczycił się tym, że jest dziedzicem Salazaras Litterina. Voldemorta, który przecież nie mógłby się przeciwstawić temu i powiedzieć, że ceni sobie bardziej lojalność Bellatrix czy odwagę do mówienia prawdy. Bo przecież lojalność i odwaga nie są w żadnej mierze cechą Slitterinu. Cechą Slitterinu jest ambicja, spryt, wszystko to, czym cechował się Severus Snape. Wobec czego, pod tym kątem patrząc, jest on jak najbardziej wzorem idealnego człowieka Voldemorta.
Ale teraz skupmy się na faktach. Nie na ideologii, nie na myśli, nie na tym, co było w głowie Snape'a, ale skupmy się na faktach, czyli jego dokonaniach. Co przemawiało za Snape'em, co przemawiało przeciwko niemu. Przede wszystkim za fakt, że oczywiście Snape sprzedał Potterów Voldemortowi. Voldemort wiedział, że Snape jest zakochany w lili, a mimo to, no, teoretycznie Snape nie bardzo się przejął jej śmiercią. Tak? Uznał, że będą inne, znajdzie sobie lepszą kobietę. Czym oczywiście Voldemorta przekonał? Jak można przekonać czarnego pana? Zaznaczamy tutaj, że Snape był wybitnym oklumentą. On potrafił dużo więcej niż Harry.
Kiedy dochodzimy do lekcji o klumencji, w których uczestniczy Harry, widzimy jak trudno jest chłopakowi oprzeć się mocy legilimencji, czyli czytania w myślach. Oczywiście Snape nie pochwala tego określenia, natomiast widzimy, że Harry mu przychodzi to z trudem i widzimy, że Harry stara się nie tyle zmylić przeciwnika, co po prostu zamknąć mu dostęp do swojego umysłu. Snape jako wykwalifikowany czarodziej, który na oklumencji znał się jak nikt, potrafił nie tylko zmylić przeciwnika, nie tylko zamknąć się przed nim, ale przede wszystkim pokazać mu to, co ten chciałby zobaczyć. Snape był w stanie oszukać Voldemorta, swojej myśli, uczucia przerobić na taki sposób, żeby Voldemort był w stanie w to uwierzyć.
To pokazuje, jak gigantyczna przepaść była między oklumencją Harry'ego, której tak naprawdę nie było, a oklumencją Snape'a. To też pokazuje, jak gigantyczna przepaść była między oklumencją Snape'a a oklumencją Drakona. Bo kiedy Snape próbuje dowiedzieć się od Drakona, w jaki sposób ten stara się zabić Dumbledora, stara się pomóc mu, to wiemy wówczas, że Draco przeciwstawia się jego sile, jego mocy i Snape wie wówczas, że Draco przed nim umysłu zamyka. A w walce z Voldemortem istotnym było to, żeby ten nie domyślił się, że cokolwiek przed nim ukrywamy. Ten umysł musiał być jak otwarta księga, musiał być dostępny i rolą Snape'a było uczynić go na tyle dostępnym, na ile był w stanie zafałszować wszelkie swoje myśli i uczucia.
Ale czy Snape znowuż musiał tak wiele fałszować? To jest kolejne pytanie, bo oczywiście wiemy. Snape po latach zyskał sobie oczywiście łatkę super-bohatera, tego, który najwięcej poświęcił po to, by ratować Harry'ego Pottera i poniósł największą ofiarę w walce z Voldemortem. Nie do końca ja się z tym zgadzam, uważam, że Snape to przede wszystkim łajdak, które mu przyświecał jeden dobry cel. Jeden dobry cel w morzu wielu złych, haniebnych uczynków. Bo czy Snape był materiałem na bohatera, skoro nieustannie znęcał się nad uczniami słabszymi, gorzej sobie radzącymi Pat Schneville, albo też nieustannie temperował tych, którzy wyrywali się przed szereg, jak na przykład Hermiona? Snape był jednak człowiekiem w randze żołnierza.
On nie uważał, że można wychodzić przed szereg, uważał, że należy wykonywać rozkazy i on też to czynił. Oczywiście jako podwójny, potem potrójny agent wręcz, tak? Bo nieustannie udawał przed Voldemortem, że śledzi dla niego Dumbledore'a i tutaj dochodzimy do arcydużych zawiłości. Ale fakt, że sprzedał Voldemortowi Potterów, to jest jedno. Dwa, że pozostał w miejscu, w którym miał pozostać. Bo kiedy Bellatrix na Spiner's End pyta Snape'a, dlaczego on nie szukał czarnego pana, dlaczego on pozostał na wygodnej posadce w Szkole Magii Czardziejstwa, ten odpowiada, że przecież tam Voldemort kazał mu być. Nie zastanawiał się, czy Voldemort upadł, czy nie upadł, ale był na miejscu pełniąc misję, którą tamten mu zlecił, zbierając przez 16 lat informacje.
Oczywiście tu pojawi się kolejne pytanie, dlaczego Snape powstrzymał Quirrella, ale myślę, że na to najlepiej odpowie fragment z książki. Chcesz wiedzieć, dlaczego stanąłem pomiędzy czarnym panem, a kamieniem filozoficznym? To proste. Nie wiedział, czy może mi zaufać. Myślał podobnie jak ty, że przestałem być wiernym śmierciożercom, a stałem się pachołkiem Dumbledora. Był w żałosnym stanie, bardzo wycieńczony. Korzystał z ciała pewnego miernego czarodzieja. Nie śmiał ujawnić się przed dawnym sprzymierzeńcem, obawiając się, że ten doniesie na niego do Dumbledora lub do ministerstwa. Bardzo żałuję, że wtedy mi nie zaufał. Odzyskałbym moc trzy lata wcześniej. Ale było tak, jak było. A ja widziałem tylko tę miernotę, tego chciwca Quirrella, próbującego wykraść kamień. No i uczyniłem wszystko, żeby mu w tym przeszkodzić.
Taki sposób Snape tłumaczy, dlaczego nie pomógł Quirrellowi, bo nie wiedział o tym, że Quirrell pomaga Voldemortowi i widział tylko jego niecne zamiary. Wobec czego znowuż przerobił działanie na rzecz Dumbledora na działanie na rzecz Voldemorta. Pytanie, czy Dumbledore domyślał się, co ukrywa Quirrell, bo nagle nauczyciel, który nigdy Turbano nie nosił, wraca troszeczkę odmieniony w Turbanie i zaczyna się dziwnie zachowywać, a właściwie dziwniej niż zwykle. Pytanie, czy Quirrell przed. . . Oczywiście obroną, przed czarną magią, przed objęciem tego stanowiska również się jąkał, bo jednak mówi się o tym, że zaczął się jąkać dopiero po ataku czegoś tam, jakiejś tam mrocznej siły.
Czy Quirrell jako nauczyciel mógł oznawstwa był równie nieśmiały i jąkający się jak później jako nauczyciel obrony przed czarną magią? Jest tu wiele pytań, na które odpowiedzi nie mamy, bo nie wiemy, co było wcześniej. Nie wiemy, jaki Quirrell był wcześniej i jak do niego podchodził Dumbledore i Snape. Nie wiemy, na ile ta jego przemiana była alarmująca, na ile sugerowała, że faktycznie dzieje się z nim coś złego. Ale wyjaśnia to bardzo wyraźnie, dlaczego Snape postanowił mu się przeciwstawić. Bo czemu jakiś tam chciwiec, pierwszy dupek z szeregu ma dostać tak potężny artefakt, jakim był Kamin Filozoficzny? Ok, nie pomógł Quirrellowi, ale dlaczego też Voldemorta nie szukał? Z tego samego powodu, dla którego nie szukali go inni.
I to również Snape wyjaśnia Bellatrix, że nie wiedział, czy czarny pan odszedł na zawsze, czy nie. Natomiast no, zwątpił w jego istnienie, zwątpił w to, że on może jeszcze powrócić, czego oczywiście się wstydzi. I w momencie, gdyby za to Snape miał zostać ukarany, to równie dobrze Voldemort powinien ukarać wszystkich śmierciorzerców. Wszyscy powinni odpokutować albo zostać zabitymi. Tylko, że tutaj pojawia się teraz bardzo ważna kwestia. Dlaczego Voldemort nie mógł tego zrobić? Przecież zanim Voldemort doszedł do swojej potęgi w latach 70. , 80. , on przez wiele lat zbierał swoich popleczników. On musiał znaleźć wiernych ludzi, którzy podzielają jego ideę. I tutaj coś, o czym w książkach nie ma bezpośredniej mowy. Ale warto o tym wspomnieć.
Śmierciorzercy to nie są wszyscy poplecznicy Voldemorta. To jest zaledwie garstka tych najwierniejszych, najbardziej lojalnych. Śmierciorzercy to ci, którzy są dopuszczeni najbliżej Voldemorta, którzy mają zaszczyt siedzieć przy nim przy jednym stole. Natomiast mamy przykład, na przykład Greybeka, który śmierciorzercą nie jest. On bardzo chciałby zasłużyć na to, by Voldemort wypalił mu mroczny znak. Ale śmierciorzercą nie jest. Podobnie jak żaden ze szmalcowników. Tutaj mamy pewnego rodzaju etapy. Kto zasłuży na to, by stać się rzeczywistym, wyróżnionym żołnierzem Lorda Voldemorta? I gdyby teraz Voldemort tych swoich najbardziej lojalnych, którzy w niego zwątpili, zabił, to pozostałby tak naprawdę bez swoich najwierniejszych sług. Mimo wszystko pozostałby na lodzie.
Musiałby od nowa budować mozolnie swoją armię, co znowuż zajęło by mu lata. A patrząc na świadomość Dumbledora i na to, że Harry przeżył, mogłoby być wielkie dla Voldemorta ryzyko, żeby podjąć się tak karkołomnej próby powolnego, mozolnego zbierania sił. Dużo łatwiej było Voldemortowi przecież zebrać tych śmierciorzerców, których miał, powkurzać się na nich, ale wybaczyć i nadal mieć tę armię, którą potem mógł rozszerzać i która mogła już w cięciu połkwi uderzyć z pełną mocą, terroryzując cały kraj. Było to zdecydowanie lepsze dla Voldemorta rozwiązanie, wobec czego nie dziwi fakt, że tak łatwo Snapeowi wybaczył. Tym bardziej, że Snape miał atuty w rękawie. Miał te informacje, które rzekomo zbierał z Hogwartsu. Miał informacje na temat Dumbledora.
Oczywiście my wiemy, że to były informacje, które Dumbledore kazał Snapeowi przekazać, ale Voldemort o tym nie wiedział. No i mamy też kolejne potwierdzenie ignorancji Voldemorta. Voldemort nie spodziewał się, że ktoś może być w stanie go przechytrzyć. A już na pewno nie jakiś marny nauczyciel elixirów. Wierny, bo wierny, ale jednak zwykły nauczyciel. Voldemort nie byłby w stanie uwierzyć, że ktoś taki może dysponować mocą, która będzie w stanie go ogłupić. Wobec czego spijał te słowa płynące z ust Snape'a i miał też potwierdzenie z jednej czy drugiej strony na to, że Snape faktycznie jest po jego stronie.
Jakież to były potwierdzenia? No trudno tutaj jednak nie domyślić się, że ta nienawiść żywiona przez Snape'a wobec Harry'ego, Lupina czy Syriusza nie była prawdziwa. Była to prawdziwa, realna nienawiść. Tego Snape nawet nie musiał udawać. On zbudował swoją rolę dzięki temu, że do końca nie był dobry. On zbudował swoją pozycję na tym, że potrafił prawdę wymieszać z fikcją, a że tej prawdy było w jego życiu naprawdę dużo. To zamiłowanie do czarnej magii, zamiłowanie do domu z literijna, słabość do uczniów, śmierciożerców plus oczywiście nienawiść do innych. To sprawiało, że łatwiej było uwierzyć w to, że Snape rzeczywiście jest po stronie czarnej magii. Tym bardziej jego kolejne dokonania. Fakt, że zabił Dumbledora.
Dlaczego Voldemort nigdy nie pomyślał, że to mogło być ukartowane? Z prostej przyczyny. Voldemort najbardziej bał się śmierci, wobec czego nie przyjąłby w ogóle do głowy, do myśli, że ktokolwiek mógłby swoją śmiercią zagrać. Potraktować swoją śmierć jako ruch w wielkiej rozgrywce, tak jak uczynił to Dumbledore. Wobec czego Voldemort już na 100% był przekonany, że skoro Snape zabił Dumbledore, to musi być po jego stronie. Tym bardziej, że niedługo potem Snape zdradził Voldemortowi bardzo istotne informacje na temat przenosin Harry'ego Pottera z Prywet Drive. Tak? Mówimy o tym momencie, kiedy Harry po raz ostatni opuszcza Dondar slejów i kiedy dochodzi do wielkiego ataku w wyniku którego George zostaje ranny, a Szalona Okimudi ginie.
I to również pokazuje, że Snape działał po stronie Voldemorta. Przynajmniej z perspektywy Voldemorta, bo my wiemy, że było dokładnie inaczej, że to wszystko było ukartowane, a każda ofiara to było poświęcenie, do którego dojść musiało. I jeszcze jakby tego było mało, kiedy Snape wraca do Hogwartsu, widać jasno, że grono pedagogicznego nienawidzi. Można byłoby jeszcze uważać, że sam Snape oszukuje, ale kiedy wokół niego wszyscy jego byli koledzy i koleżanki darzą go wielką nienawiścią, to trudno oczekiwać, że on gra jakąś tutaj większą rolę w tym przedstawieniu. Wobec czego Snape był w stanie na każdym kroku, poprzez swoją osobowość, poprzez swoje dokonania i swój sposób bycia, przekonać Voldemorta. Tak, rzeczywiście jestem po Twojej stronie.
Wyznajemy te same zasady, te same ideały, ale wówczas trzeba również pogodzić się z tą myślą, z którą wielu fanów Harry'ego Pottera od lat nie potrafi się pogodzić. Snape nie był dobrą postacią. Był złym, czarnym charakterem, który po prostu miał jeden dobry cel w życiu. A tym celem tak naprawdę nie była może nawet miłość, co zemsta. On chciał pomścić śmierć Lily Potter, wobec czego ta chęć zemsty była silniejsza od wszystkiego i doprowadziła do tego, że Snape ostatecznie stanął po stronie Dumbledora i walczył z Voldemortem. To trzeba mieć w głowie, bo miłość nie wyjaśnia wszystkiego. Oczywiście Rowling przedstawiła to jako miłość.
My widzimy z perspektywy Harry'ego tylko tę miłość, ale dokopując się głębiej, patrząc na to w nieco szerszy sposób, widać jasno i wyraźnie, że tak naprawdę chodziło o pomszczenie. Ja Ci sprzedałem Potterów, Ty miałeś Lily nie tknąć, zabiłeś moją miłość, zrujnowałeś mi życie, wobec czego ja teraz, będąc przez całe życie nieszczęśliwym i nieszczęśliwie zakochanym, zrobię wszystko, poświęcałem moje życie po to, żeby Cię zniszczyć. Bo jakiś inny cel Snape miał w swoim życiu? Żaden. A nienawiść jednak cały czas z niego aż kipiała. Niezależnie od tego jakie polecenia Voldemort przekazywał Snapeowi, ten je wypełniał. Oczywiście Snape robił to wszystko w porozumieniu z Dumbledorem. Snape był bardzo cwany.
Snape wiedział, że Voldemort się odrodzi, o czym zresztą mówił wcześniej, że czuł, że ten znak, mroczny znak pali. Czuł, że staje się coraz wyraźniejszy. Bo wiedzieć musicie o mrocznym znaku, że ten po upadku Voldemorta zbladł i przestał być w jakikolwiek sposób odczuwalny. Kiedy Voldemort dotykał mrocznego znaku u ktoregokolwiek ze śmierciorzerców, znaki innych zaczynały palić, wówczas oni wiedzieli, że Voldemort ich przyzywa. To ciekawy sposób przyzwania swoich ludzi, poprzez zadawanie im bólu. Natomiast po upadku Voldemorta ten mroczny znak zbladł. Snape nie widział potrzeby, żeby atakować Harry'ego Pottera, o czym mówi w Księciu Półkrwi Bellatrix, ponieważ nie wiedział w jakim jest położeniu.
Natomiast postanowił do końca odegrać swoją rolę, zbierając informacje na temat Dumbledora. Dlatego nie chciał zabić Harry'ego Pottera, chciał doprowadzić jedynie do jego wyrzucenia ze szkoły, ponieważ uważał go za miernotę. Natomiast dobrze się stało, że go nie zabił, bo dzięki niemu czarny pan mógł się odrodzić. Każdą sytuację Snape był w stanie dzięki wspaniałej oklumencji odwrócić na swoją stronę. Nawet fakt, że nie wrócił do Voldemorta, kiedy ten odrodził się. Wrócił 2 godziny później na polecenie Dumbledora. Przecież tak myślał Voldemort, że Snape nadal jest jego szpiegiem, natomiast Snape oczywiście wrócił tutaj po stronie Dumbledora. Wiem, to jest bardzo zagmatwane i to pokazuje nam jak bardzo Snape gdzieś tam balansował na ostrzu noża.
To udając, że jest po tej stronie, to udając, że jest po tej stronie, a tak naprawdę do końca będąc tylko po jednej stronie. Po swojej własnej. Celem nie było to, by wykonywać polecenia Dumbledora, bo ten również nie ocalił Lily. Celem było to, żeby pomścić śmierci Lily. Żeby pokonać tego, który doprowadził do jej śmierci. A że Snape zdawał sobie sprawę, bo był niezwykle inteligentnym czarodziejem, że sam nie doprowadzi do śmierci Voldemorta, to i bazował na człowieku, który był w stanie jednak do tego doprowadzić. Czyli pomagał Dumbledorowi, a potem Haremo.
Na koniec sprzedam wam jeszcze jedną bombę, bo wydaje mi się, że i to ma wielki wpływ na to, dlaczego Voldemort tak bardzo chciał zaufać Snapeowi. Dlaczego tak chorobliwie mu ufał i wierzył w każde jego słowo. Chodzi o pochodzenie. Nie tylko o to, że obaj wyznawali te same zasady, te same wartości, obaj byli wiernymi ślizgonami. Chodzi przede wszystkim o to, że Snape podobnie jak Voldemort wywodził się z brudnego, mieszanego związku czarownicy z Mughalem. Sytuacja analogiczna wobec tego związku, z którego narodził się Voldemort. Wobec czego wychodzi mi na to, że Snape jednak był czymś w rodzaju syna dla Voldemorta.
Że Voldemort widząc tego chłopca, który od początku miał trudne życie, bo przede wszystkim powstał z brudnego związku. I ma te same zamiłowania, aspiracje i ambicje co sam Voldemort, mógł podchodzić do niego protekcjonalnie. Można to wręcz powiedzieć, choć to zabrzmi groteskowo, z takiej pozycji ojcowskiej. Choć przeżyłeś to samo co ja, ale ja ci pomogę. Ja nie miałem osoby, która podałaby mi pomocną dłoń i która by mnie wprowadziła w ten świat, dlatego musiałem długo budować swoją potęgę. Ale ty masz mnie, możesz mi zaufać, jesteśmy do siebie podobni. Jesteśmy w tym razem. Od początku do końca. I wydaje mi się, że to musiało mieć na Voldemorta wpływ.
To, że tak łatwo wszystko Snapeowi wybaczał, to, że Snape był dla niego przydatny. No siłą rzeczy, jakby do tematu nie podejść, Snape był bardzo dobrze przygotowany do swojej roli, a podwaliny pod jej odegranie miał naprawdę przesolidne. Ale dajcie znać co wy na ten temat sądzicie, czy zgadzacie się z moimi tezami i czy nadal uważacie, że Voldemort nie miał postaw by Snapeowi ufać. Bo wydaje mi się, że jednak po tym materiale w żadnych wątpliwości to być nie może. Trzymajcie się. Hej!.