VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
you Współdział Wyszyna w Polsce Zagrożony w środku Jadąc się z jedzeniem na naszą podwołaną Człowiek przez 6 godzin w bramę się wpatruje Dzień dobry. Dzień dobry. Dzień dobry. Mam cię. Mam cię. Mam cię. Mam cię. Ja też. Chodź, jutro będzie znowu. Dzisiaj jestem pod wielkimi emocjami. Między innymi dlatego, że człowiek, który jest tymczasowo aresztowany przez 7 lat, jest kradł podwójnie. Nie dość, że łaskawie zezwala się na to, aby wyszedł wreszcie po tych 7 latach blisko spędzonych w areszcie tymczasowym na wolność, to dodatkowo każe się jego rodzinę. Jego rodzinę każe się właśnie tym, aby zapłaciła haracz temu państwu mafinemu, w moim przypadku w wysokości 2 tys. zł. 2 milionów złotych. To jest po prostu skandal. Bardzo dziękuję Państwu. Do widzenia.
Wie pan, że są już zakłady, czy pan nie ucieknie? Gdybym chciał to zrobić, gdybym chciał uciec z tego kraju, z Polski, to już dawno moja rodzina by tam była, gdziekolwiek miałoby to nastąpić. Będę walczył o swoje dobre imię i będę chciał pokazać, kto tak naprawdę jest winny całej tej afery i kto tak naprawdę stoi za tą aferą. Ja także jestem człowiekiem, który. . . który pozwalał na to, żeby to się odbywało. Ale chciałbym odpowiedzieć tylko i wyłącznie za to, co robiłem bądź czego nie robiłem. Natomiast chciałbym, żeby odpowiedzieli także ci, którzy są sprawcami tego, co się wydarzyło. Poznaje pan okolice? Tak, wszystko się zmieniło. Urosły drzewa. Wszystko się bardzo zmieniło. Chyba na plus? My jesteśmy tacy sami, proszę pana. No właśnie, to jest chyba najważniejsze, że my jesteśmy. . . Nic się nie zmieniło.
Tacy sami. Uważaj, bo tu ślisko. To się nie wymieni. Dzień dobry. Coś tylko wierczy mi nie było. Ale zdążyłem zamówić ulubione twoje róże i ulubione twoje koje. O, dziękuję. Nie wiem, co robię więcej. lewa, prawa nie manualnie, ręcznie aparat do mikro zdjęć zakamuflowanych w automatycznym ołówku ruchamy się na górę jak go stawiasz gdzieś i nie ma kogoś wchodząc to się ruchamy to jest do takiego czegoś zajebiście, niemanualnie Minie aparat nadawczo-odbiorczy Zobaczymy czy trzymać długo Każde spotkanie z agentem powinno trwać możliwie jak najkrócej Rozmowy powinny być prowadzone w miejscach wykluczających zastosowanie bezpośredniego podsłuchu Warszawa, jedna z europejskich metropolii, gdzie przebiega wydarzenie będące tematem filmu, które równie dobrze może dziać się w Londynie, Paryżu, Rzymie lub Madrycie. Zespół realizatorów przedstawia film szkolny. pod tytułem Spotkanie Wywiadowcze.
od nas? Przecież pamiętasz, że w tamtym czasie byłem nietykalny. No tak. Sam żeś mówił. Sam mówił. Mówił, że masz takie zabezpieczenie w kancelarii, że ludzie mogą w dupę. Po co? Piotrze, gdzie się twoje nazwisko zawsze pojawiało, to powiem ci, że taki jakiś sceptycyzm. Ludzie albo nie chcą się na twój temat opowiadać, albo jak się mówią, to mówią, eee, nie znałem, słyszałem, coś czytałem, nie? A w ogóle, no po chuju się z tym Kaczyńskim zadawał, nie? Czy to jest prawda? Ta operacja. . . Na buź. Spotkanie wywiadowcze należy do najważniejszych operacji w łączności wywiadowczej. Dlatego też poświęcamy mu tak dużo uwagi. Przystępujemy do rozpatrzenia punktu dziewiątego porządku obrad. Informacja przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego na temat sytuacji współdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Jeżeli chodzi o głośny ostatnio przypadek skok wołony.
Pale, pale! Skąd na to wszystko brać? pieniądze Don Marco zapożyczmy się. Prokuratura stawiając zarzuty członkom zarządu Skok Wołomin określiła, iż doprowadziła do rozporządzenia na niekorzyść Skok majątkiem w wysokości 300 milionów złotych. Ale być może jest tak, że jest to tylko początek, a nie koniec. Te wyniki będą znane dopiero za jakiś czas. Krzyżyczka karnawałowa w skok wołomie. Genialne. To, co żeśmy tam zaobserwowali jako zjawisko inspekcyjne, to była bardzo duża liczba, jeśli chodzi o ilość, ale również i wartość kredytu, które były udzielane tak zwanym słupom. Człowiek jest najważniejszy. Czyli osobom, które nie posiadały żadnego majątku, ale na potrzeby tych postępów prowadzonych, bym powiedział, rozpatrywanych wniosków o pożyczkę czy kredyt, okazywało się, że każdy z nich był prezesem i zarabiał 15, 20, nieważne, no 30, każda kwota była dobra. Fragment przesłuchania podejrzanego Krzysztofa Eł. 28 października 2015 roku.
Osoby, które brały kredyt w Skok Wołomin podwoziłem pod budynek banku i podprowadzałem pod okienko. Pani, która była w okienku, dawała słupowi dokumenty, on podpisywał, a ja odbierałem dokumenty, które zostały przekazane słupowi i odwoziłem go do hotelu u Stefaniaków. Słupami byli jacyś bezrobotni ludzie ściągnięci z różnych stron kraju. Byli nimi często alkoholicy. Było mi nawet ich szkoda, bo ten Rumun ciągle na nich krzyczał. Terroryzował ich. Roman razem z Ludziem. zajmowali się tymi słupami, wozili ich i przygotowywali do brania kredytów w Skok Wołomin w pokoju w hotelu Ustefaniaków. Tam mieli laptopy, drukarki, skanery, wszystkie niezbędne przedmioty do wytworzenia dokumentów. Przez okres, w którym pracowałem dla K, przez hotel Ustefaniaków przewinęło się bardzo dużo słupów. Gdybym miał choćby w przybliżeniu określić, to wydaje mi się, że około 40 osób miesięcznie. Słucham.
Dzień dobry, Tomasz Sekielski z tej strony. Tak. Mam pytanie, bo przyjechałem tutaj do hotelu i jest zamknięte. Czy hotel w ogóle jest czynny? Jest, tak. Wie pani co, robię film dokumentalny o skoku Wołomin i tam w zeznaniach pojawia się informacja często, że te tak zwane słupy do skoku Wołomin, które były przywożone, żeby brać kredyty, to oni ich przywozili. . . No i mieli, oni tu nocowali w hotelu u Stefaniaków. Chciałem się zapytać, czy mógłbym wejść do środka z kamerą, żeby sfilmować w środku hotelu? Nie, nie może pan. A dlaczego? A dlaczego ma pan filmować? A dlaczego nie? No proszę pana, nie może pan. Ja zajmowałem się wyszukiwaniem ludzi pod kredyty ze Skok w Wołominie. K. przekazywałem dokumenty tych ludzi, a on potem przekazywał mi poświadczające nieprawdę zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości osiągniętych dochodów.
W międzyczasie Roman S. polecił mi hotel u Stefaniaków w Wołominie, a tam już ubierani byli w garnitury, uczyli się swoich zaświadczeń o zatrudnieniu i wysokości osiągniętych dochodów i przygotowywani byli na wizytę w Skok. Jak już konkretny człowiek był gotowy do wyjścia, odprowadzałem go do takiego małego budynku przy głównej siedzibie Skok w Wołominie, gdzie składał deklarację członkowską, wniosek kredytowy i otwierał rachunek. Później wracaliśmy do hotelu i czekaliśmy na przyznanie kredytu. Takie oczekiwanie czasami trwało dzień, dwa, czasami tydzień. Dawałem za jednego słupa kwotę około 4-5 tysięcy złotych, przy czym od K zawsze dostawałem za jednego człowieka około 10 tysięcy złotych. więc połowa była dla mnie. Trochę się naoglądałem. A czego się pan naoglądał? Na przykład ta buda, która tu stoi za odwodzeniem.
Kiedyś Skok sobie wynajął ją. Żeby tam nie przeprowadzać tych słupów pod kamery do Skoku, to wynajęli sobie tą budę, to już 5 metrów toaletowych, czy tam już 10. Ale to jest ten blaszak? Tak, tak. Postawili ekspres do gawy, stolik, dwa przesyłka, czy tam trzy i jak tych słupów przywozili tutaj, to byli tutaj. i z dokumentami przychodził tutaj, żeby nie wchodzić do skoku No bo słyszałem, że oni nawet nie wyglądali za bardzo, nie? No nie, to były ludzie, którzy przychodzili i Bentley'em przywozili, ale żeby tam pod kamerami nie było to tutaj na kawę wchodzili, kawę robili i któryś tu wychodził z dokumentami do kawiarni do pyszczewa, czy co? Jeżeli nie masz, to weź sobie słupa, czytaj, tak? Członka rodziny, kogokolwiek, weź do niego dodatkowy kredyt, po to, żebyś miał na obsługę rad. I tak to trwało.
Ja przyszedłem do tego skoku, kiedy ten mechanizm świetnie funkcjonował. I ja wpisałem się oczywiście w ten mechanizm. Jak urząd wziął na przykład milion złotych, taki słup, a pokrycie rad było na poziomie, nie wiem, 700 tysięcy, to te 300 tysięcy tobie zostawało i mogłeś sobie je zagospodarować. jako ten dysponent słupa. W 2011 roku prezes zarządu Skok Wołomin otrzymał podczas Krajowej Konferencji Spółdzielczej KAS Oszczędności Okredytowych Nagrodę Fenixa. Najwyższą nagrodę w systemie spółdzielczych KAS w kategorii najlepszy menedżer roku. Tylko w ostatnim czasie uzyskaliśmy trzy nagrody. Najważniejszą jest nagroda Fenica, którą otrzymał prezes zarządu pan Mariusz Gajka. Jest to nagroda przyznawana przez Krajową Współdzielczą Kasę Oszczędnościowo-Kredytową, najwyższa jaka jest przyznawana w systemie. Mogę powiedzieć, że taką nagrodę otrzymał w świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński.
U nas nie ma marmurów, u nas nie ma złotych klamek, ale za to są uśmiechnięte młode osoby pracujące. lojalnie dla firmy Dzień dobry Jardusko Krubołomin Pan jest umówiony z kimś? Nie, chciałem się tam spotkać z kimś, kto tutaj zarządza tym upadłościowym tą całością która jest Nazywam się Tomasz Sekielski Pan poczeka chwilę, dobrze? Dobrze Dziękuje Czekajmy od drugiej strony, pewnie od tamtej strony też jest wyjście. No pan ochroniarz też zniknął, przecież to jest 2 minuty zapytać chyba, nie? Nie graj mi jak hale. Why not? Nie bądź taki dokumentalista, ty. Tak, tu jest adres, a tutaj ma pan. . . Ok, dobra. Bardzo panu dziękuję. Dziękuję. Proszę, proszę. No i widzisz, że jednak zostałeś nagrany z fajką. No, ale nie było widać. Był to mechanizm przestępczy, mieliśmy do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępców.
Żeby było jeszcze, żeby dopełnić to, tego osoba, która stała na czele, bym powiedział, tego procederu, była jednocześnie zleceniodawcą, bym powiedział, nazwijmy to, ja to nazywam próbą zabójstwa, pana przełączącego Głaśniaka. Poproszę o dwa słowa jakieś. Dziękuję. Nadchodzi mróz. Nie wierzę w te zaniesienia. Zrobię klapkę. Tak? Tutaj? Chciałbym porozmawiać o bardzo trudnym dniu dla pana, czyli 16 kwietnia 2014 roku. Pamięta Pan jak ten dzień się zaczął w ogóle? Pamiętam, bo on się tak naprawdę dla mnie był kontynuacją szczególnego dnia poprzedzającego, bo 15 kwietnia otrzymałem prestiżową nagrodę złotych paragrafów. Tego dnia również było posiedzenie Komitetu Stabilności Finansowej. Wyszedłem około godziny 18. 00. W granicach godzina 18. 30 jestem przed moim domem Zaparkowałem samochód na parkingu, takim ogólnodostępnym, przed moją nieruchomością, na osiedlu. To jest zamknięta ulica. Dalej, otworzyłem furtkę.
Od furtki jest niecałe 10 metrów do drzwi wejściowych do budynku. Spokojnie, jak zawsze, podszedłem do drzwi wejściowych domu, żeby otworzyć kluczem. I wtedy usłyszałem pewien rumor za rogu budynku, taki zdziwiony. Zatrzymałem się, otwierając te drzwi, patrząc, co się dzieje. I wtedy za rogu budynku wybiegł zamaskowany mężczyzna, pochylony. Spokojnie, szybko do mnie ten zbliżał. i wtedy poczułem ogromny ból w głowie. No ale miałem ten instynkt, że jest to napaść i muszę się bronić. Te ataki były nakierowane na moją głowę. Były to jakieś narzędzie. Później się okazało, że była to pałka ciężka teleskopowa. Starałem się unikać tych ciosów. To trwało pewnie gdzieś od dwóch do pięciu minut, ale cały ten przebieg, z perspektywy czasu, nadal odbieram jako coś, co się. . . odbywało w zwolnionym tempie.
I w pewnym momencie napastnik zaczął uciekać tą samą drogą, którą wybiegł, to znaczy za ten sam ruch budynku. Zarzuty dla trzech sprawców, ciężkiego pobicia wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego i tymczasowy areszt dla dwóch z nich. Prokuratura podaje na razie szczątkowe informacje. Wiadomo jednak, że sprawa dotyczy napadów w połowie kwietnia Na Wojciecha Kwaśniaka, którego działania w KNF-ie miały utrudniać wielomilionowe wyłudzenia w Wołomińskim Skoku. Mnie złamano czaszko z przemieszczeniami. Nie mówię już o innych ranach, które odniosłem w obrębie głowy, twarzy czy połamanej ręce. Według nieoficjalnych informacji, zleceniodawcą napadu miał być jeden z byłych wiceprezesów właśnie Skoku Wołomin, który jest wśród zatrzymanych. Gdy w ten sposób policja zatrzymuje podejrzanych, sprawa jest wyjątkowo poważna. Ostra broń i granaty nie były użyte bez powodu. Było to związane m. in.
z tym, że mieliśmy podejrzenia, że może posiadać broń palną. Został zatrzymany w sposób bardzo dynamiczny, był kompletnie zaskoczony. Zatrzymany to Krzysztof A. Kłap się na ziemię, wykonuj polecenia! Bardzo dobrze znany stołecznej policji skazany m. in. zakradzież broni z jednostki wojskowej na warszawskim Bemowie. Ma olbrzymie doświadczenie przez ten czas, że siedział około 25 lat w różnych zakładach karnych. Większość czasu spędził w więzieniu. Razem ze swoimi dwoma wspólnikami prawdopodobnie trafi zakrady na kolejne lata. postawiła mu zarzut napadu na Wojciecha Kwaśniaka, wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego. Zagrożenie zmaterializowało się, jeśli chodzi o pana przewodniczącego Kwaśniaka, ale mogło się zmaterializować w stosunku do każdego z nas. Mieliśmy do czynienia z próbą ewidentnego wyeliminowania i zastraszenia Komisji jako całości.
Przecież powiedziałem, panie senatorze, to była osoba, która organizowała ten proceder związany z wyprowadzaniem kredytu. Gdyby rzeczywiście przypisywano mi takie cechy sprawcze, o jakimi podejrzewa chociażby prokuratura gorzowska w postępowaniu w sprawie pana Kwaśniaka, to czy sądzi pan, że ktoś taki jak ja, wykształcony przecież człowiek, który jest oficerem kontrwywiadu, posłużyłby się jakimś takim. . . Przepraszam bardzo, ale. . . słabym gangsterem i wysłał go do pobicia albo zazdraszania pana Kwaśniaka. No proszę, nie uwłaczać mojej inteligencji. Mimo wszystko jestem człowiekiem, który potrafi logicznie myśleć i swoje sprawstwo znam. Nigdy nie posługiwałem się czymś takim. Dzień dobry. To muszę powiedzieć, wtedy kiedy Pani się dowiedziała o tym pobiciu, które jest w rzeczywistości w Górzanie, to Pani właśnie mówiła, że to się zdarzyło, kiedy Pani przyszła do pracy.
Omawiała pani to zdarzenie z G**** albo z Polakiem? Omawiać jego tego nie omawiałam, natomiast w poraźnie, kiedy weszłam do gabinetu prezesa G**** Panowie pili szampana d'Ontarino i cieszyli się, że ktoś w końcu no nie wiem, unieszkodliwił pana, przewodniczącego. i liść szampana felinia. A kto stawił? Nie wiem, wyszłam, bo to było za stary. Ale podobno zgadliście się, jak dotarła do Was informacja, że został. . . Wiesz co, to jest tak jak. . . jak cieszysz się z. . . bo co tak bardzo ludzi zawsze cieszy? No, problemy innych ludzi, tak? A szczególnie tych, których nie lubimy. Jak facet, którego nie lubimy, miał problem, to ha, ha, ha, ha, widzisz, bobert, co mu się przytrafiło? Dobra, dziękuję. Nie wiem, czy wiedzą. A może mi pani powiedzieć? A co pan potrzebuje? Szukam pani Joanny. To ja za chwilę tylko pokażę im, co mi potrzeba. A, ok.
Nie poznałem pani, miała pani maskę w sądzie. Dobra. Nie boisz się pan tego ruchu? Nie. Samą sobą oglądam. Najgorzej to się boję tego, że tak naprawdę tam byli, wie pan, myślę, że pan już wie, że byli politycy z różnych opcji. Tak. Żeby sobie po prostu nie zaszkodzić. No rozumiem. To znaczy ja powiem szczerze, że jakbym mogła cofnąć czas, to w ogóle nie chciałabym tych ludzi poznać. A jak w ogóle się pani tam znalazła w tym skoku? Przez profesora Cichomskiego. Bo ja studiowałam na SGKW, a dodatkowo uczyłam się śpiewa solowego u pani Ciechomskiej, to jest żona profesora Ciechomskiego i on był pomysłodawcą założenia z KOKU i zaprosił mnie na spotkania organizacyjne. I tak się zaczęło.
Tylko, że sama idea z KOKU, owszem fajna, tylko, że potem pan Trzezga się nazywał prezydentem i chciał mieć po prostu potęgę jak Bierecki. Tylko trochę nie talinga. Bierecki robi różne rzeczy w białych rękawiczkach. Mhm. No i się pojawił jeszcze polaczczyk. A co mi się okazało, później przecież ze służb to tam już dużo wcześniej ludzie byli. Przed moimi pierwszymi publikacjami, potem też przed publikacjami Maćka Samcika w Gazecie Wyborczej, skoki były przedstawiane w takim bardzo pozytywnym świecie, w taki ciepły sposób, jako właśnie taka ciepła, opiekuńcza instytucja, która pomoże najuboższym, która działa bezinteresownie, którą ludzie powołali po to, by pomagać innym i to wszystko było zawsze w jakimś takim okresie. w otoczeniu też kościelno-związkowo-parafialnym. Więc generalnie taka instytucja bardzo przyjazna ludziom. Tytuł dziennikarza dekady Nagrody Specjalnej Radia Zet im.
Andrzeja Wojciechowskiego otrzymują dziewczyna z Bałut, niepokorna, knobrna, wiele lat, na salach sądowych Janka Mikołajewska. Pani Wianka 5 listopada opublikowała na Twitterze dobry news, że od 15 lat pierwszy raz nie jest ścigana sądownie przez skoki. Także jest wolną osobą i bezpieczną. Historia sięga początku lat 90. Wtedy czołowi działacze Solidarności głowili się nad tym, jak wyciągać naszą polską gospodarkę z kryzysu. Jak ściągnąć tutaj do Polski kapitał. No i pojechała ekipa związkowa, właśnie ekipa związkowców z Solidarności, pojechała do Stanów Zjednoczonych. Tam miała właśnie taką misję, żeby poszukiwać kapitału, może tutaj przyjadą do Polski inwestować jakieś banki. I członkowie tej ekipy, między innymi Grzegorz Bielecki, spotkali się wówczas z przedstawicielami amerykańskich unii kredytowych. To jest właśnie taki odpowiednik Skoków, działający w Ameryce, bardzo popularny.
I ci działacze Unii Kredytowych przekonali właśnie Biereckiego, zachęcili Biereckiego do tego, żeby podobną instytucję stworzyć w Polsce. Co wydaje mi się rzeczą bardzo istotną w latach 89-91. Mogę spokojnie powiedzieć, że oczywiście przywódcą, liderem Solidarności, symbolem Solidarności był wtedy obecny prezydent Lech Wałęsa. Natomiast człowiekiem, który ją na co dzień kierował i ją niejako pomagał odtwarzać, bo oczywiście odtwarzała się sama. Ja i to mi się też udało. Rzecznik Bielecki przyjechał po tej wizycie do Polski, spotkał się z czołówką Solidarności, m. in. z Lechem Kaczyńskim, który wtedy był wiceszefem Solidarności. I przekonał ich do tego, żeby taką instytucję również popierać, stworzenie takiej instytucji w Polsce. Lech Kaczyński zajmował się takimi sprawami organizacyjnymi m. in. on zadecydował o tym, żeby powołać taką instytucję.
taki zespół, który miał przenieść te rozwiązania, czy jakoś dostosować te rozwiązania amerykańskie do polskich warunków. No i ten zespół właśnie, to była taka grupa inicjatywna właściwie, jeżeli chodzi o tworzenie skoków w Polsce. Kasy w Polsce są dzieckiem przemian posolidarnościowych. Pierwsza kasa w 1992 roku, zresztą symbolicznie 31 sierpnia 1992 roku. rozpoczęła działalność, no i od tego czasu niezmiennie działamy. Później powstała w Polsce taka fundacja na rzecz polskich związków kredytowych. To była fundacja założona przez właśnie te amerykańskie unie. Przewodniczącym tej rady, tej fundacji został właśnie Lech Kaczyński, a prezesem został Grzegorz Bialecki. I rzeczywiście ta fundacja. . . pomagała zakładać te pierwsze skoki. One powstawały głównie na początku w dawnych, po prostu państwowych, znaczy w państwowych zakładach, wielkich państwowych zakładach, gdzie działała Solidarność.
I również później trochę zaczęły powstawać przy parafiach. To był też taki odruch pewnego patriotyzmu i budowania wolnego państwa. Te początki, no z sukcesem jak widać, który przeszedł, pewnie nasze wtedy marzenia i oczekiwania. Kasa Krajowa powstała w 1992 roku i początkowo to była taka spółdzielnia, do której miały przystępować wszystkie nowo powstające skoki, a więc po prostu jeżeli powstał skok w parafii, gdzieś tam skok w zakładzie pracy, one miały przystępować dobrowolnie do Kasy Krajowej, po to żeby. . . dostawać wsparcie od niej właśnie z tego rodzaju też właśnie nadzór i takie organizacyjną też pomoc. I to było, tak jak mówię, zrzeszenie takie całkowicie dobrowolne. Kasy, gdyby ktoś chciał, mógł wtedy prowadzić swoją własną kasę zupełnie niezależnie i nie przystępować do tej kasy krajowej.
Ale w 1995 roku właśnie przyjęta została ustawa, która sprawiła, że wszystkie nowo powstające kasy już musiały zepchnąć. zapisywać się do tej kasy krajowej, musiały stawać się ich członkami. Autorami tej ustawy byli ludzie związani ze skokami właśnie. Głównym autorem ustawy był Adam Jedliński. To był prawnik, wieloletni przyjaciel Lecha Kaczyńskiego, właściciel kancelarii, której później również Lech Kaczyński przez jakiś czas współpracował z tą kancelarią, który praktykował również córka Lecha Kaczyńskiego. Lecha Kaczyńskiego. To byli ludzie bardzo blisko związani zarówno z systemem Skop, jak i z Lechem Kaczyńskim. Jak się okazało, to on był głównym autorem tej ustawy. Robimy dobrze, nawet bardzo dobrze, to do czego dostaliśmy powołanie. Służymy naszym członkom, chroniąc ich przed lichwą, dając im dostęp do uczciwie wycenionych, korzystnych usług finansowych.
Kluczowym założeniem Skoków to było to, że mieli do nich należeć ludzie, którzy mieli się nawzajem znać i mieli sobie ufać. Dzięki temu nie trzeba było nad nimi jakiegoś specjalnego nadzoru. na przykład nadzoru państwowego. Bo jak tłumaczył przez wiele lat Grzebusz Bierecki, skoro to jest taka mała grupa osób, którzy pracują wszyscy w jednym zakładzie i pani Hania zna pana Henryka, to nie ma sprawy. Po co właściwie nad taką organizacją nadzór? I później właśnie to był taki krytyczny moment, moim zdaniem, w historii Skoków, kiedy takie właśnie drobne oszustwo, które sprawiło, że wystarczyło założyć jakieś stowarzyszenie. i powiedzieć członkom np. kasy, która miała powstać powiedzmy w Gdańsku, że mają się zapisywać do tego stowarzyszenia. I równocześnie powiedzieć ludziom, którzy pracują w kopalni gdzieś na Śląsku, żeby też się zapisywali do tego stowarzyszenia.
I w ten sposób można było stworzyć właściwie kasę, do której mogli należeć ludzie z całej Polski. Mimo, że początkami. . . Wg pierwotnych założeń, mieli to być ludzie z jednego zakładu pracy, którzy się mieli znać. Skok Wołomin obchodzi 12 urodzin. Witam i zapraszam na wydanie specjalne serwisu informacyjnego. Ponad 60 tys. zadowolonych klientów. 75 oddziałów na terenie 6 województw. Stale poszerzana oferta i profesjonalna kadra pracowników. Współdzielcza Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa w Wołominie świętuje swój jubileusz. Z tej okazji nasza reporterka sprawdziła, jaki jest ich klucz do sukcesu. O spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych powiedziano już wiele, jednak ta zdecydowanie wyróżnia się na tle innych tego typu placówek. 1 września 1999 roku w WUM nie powstał mały oddział skoku zatrudniający dwóch pracowników.
Od tamtej pory minęło 12 lat. W tym czasie dynamicznie się rozwijaliśmy i z jednej z najmłodszych spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych w naszym kraju, przerodziliśmy się w dużą instytucję finansową i aktualnie zajmujemy trzecie miejsce w rankingu Współdzielczych KAS Oszczędnościowo-Kredytowych. Zatrudniamy blisko 250 pracowników. Kadra pracownicza stale rośnie, gdyż rośnie też ilość placówek i liczba osób, które obsługujemy, czyli liczba naszych członków, stałych klientów. Czy mógłaby pani powiedzieć, od kiedy pan pracował? Od którego roku? Z 99. Ruszyliśmy od 1 grzesia 1999 roku. A od kiedy była Pani zarządzić? Od samego początku, zaraz po studiach. Kto Panią rekomendował na funkcję członka zarządu? Profesor Czifowski. Co trzeba było zrobić, żeby zostać klientem z tego? Trzeba było wypełnić deklarację członkowską, płacić wpisowe w udział w przypadku członkowskich i oprócz tego trzeba było jeszcze. . .
wstąpić w poczet stowarzyszenia wśród członków, którego działa Łakasa. Mogę panu powiedzieć, jak się nazywało to stowarzyszenie? Zreszenie pomoc iźniego. Co oznaczały tzw. rekomendacje członkowskie? Na każdej deklaracji członkowskiej było miejsce na wpisanie osoby, która polecała zapisanie się po tej kasie. Kto rekomendował na członka pana Polaszczyka? Nie pamiętam. Jak pan poznał Mariusza G. ? Nie pamiętam. Potrzebowałem wówczas finansowania na jedno ze swoich przedsięwzięć. No i dostałem informację, że, a ponieważ chodziło o kwotę niebagatelną, około miliona złotych wówczas, i to na szybko, na szybko to znaczy w przeciągu bodajże dwóch tygodni, może dziesięciu dni. I otrzymałem informację od swoich znajomych, że jedynie takie środki w sposób oficjalny i w miarę szybki mogę pozyskać właśnie w Instytutach. z instytucji finansowej, która znajduje się w Wołominie i nazywa się Skok Wołomin.
Z ulicy mógł pan przyjść po kredyt, ale taki w wysokości kilku, może kilkunastu tysięcy złotych. Ponieważ nie pojechałem tam z ulicy, a byłem wcześniej zapowiedziany, że przyjadę, no to Mariusz Gajdka przyjął mnie w swoim gabinecie, ponieważ byłem protegowanym pana Zbigniewa Bogusza. Ale to co, to był jakiś taki nieformalny klub znajomych prezesa? Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie I akurat to wówczas, to takie bezpieczeństwo, które dbał prezes G. bardzo mi odpowiadało. No proszę sobie wyobrazić, rozmawiamy o dokumentach, które przyniosłem, potwierdzających to, żebym mógł otrzymać finansowanie i nagle dowiaduje się, że są za słabe, muszą być wyższe, czyli dochody muszą być większe. No tak, ale nie mamy takich większych dochodów, czy może być inne zabezpieczenie? Nie macie? A może jednak by się znalazły? Przecież to jest sugestia. No a nie będzie problemu? No przecież pan mówi, że spłaci to.
Ok? Był to taki sygnał, który spowodował, że odrobinę pozwoliłem sobie na taką. . . To jest jak rodzaj nieuczciwość, no oczywiście. Pożyczyłem milion złotych. Wszelkie opłaty, które z tego tytułu miałem ponieść, oficjalne opłaty poniosłem, bo nieoficjalnych przecież w onym czasie nie było. Tak, były dodatkowo przyjęte różnego rodzaju prowizje, które powodowały, że ten kredyt był jeszcze droższy. Czy było tak, że poradzczył w związku z własnym pokój, czy gabinet, czy też urzędował w cudzysłowie w gabinecie? W większości urzędową w gabinecie profesor X zdarzało się, że korzystał z sali konferencyjnej. Sporadyzm w przypadku. Czy w Skoku Wołomin był specjalny fundusz łapówkowy? Czy to opłacanie się politykom było częste? Jakiej wysokości sumy wchodziły w grę? I za co płaciliście politykom? Tak, istnieje specjalny fundusz na te cele.
To nie była szufladka, w której była określona liczba pieniędzy, czy to było 2 miliony 5 czy tylko 100 tysięcy złotych. Ale w zależności od potrzeby takie pieniądze się znajdowały. Ale co kupowaliście wręczając łapówki polityczne? Widzi pan, jeżeli mówimy o tamtym okresie, to akurat tutaj chodziło o PR, chodziło o. . . dobrą informację o systemie SKOP, o tym, że SKOP Wołomin jest dobrą kasą, że świetnie funkcjonuje. Chodziło o całą tę otoczkę taką bardzo pozytywną, jeżeli chodzi o skoki. I to najlepiej wychodziło politykom związanym z Prawicą, dlatego że oni od samego początku, czyli od początku istnienia skoków, przecież z tych skoków żyli. Trwają prace nad ustawą, która powoływała w ogóle Komisję Naukową. nadzoru finansowego. Pojawiły się wówczas również postulaty, żeby do tej ustawy wpisać, że nadzorowi KNF-u podlegają również skoki.
I znowu pojawiła się ta sama retoryka ze strony przedstawicieli skoków i również polityków wspierających skoki, że gdzie tam to są małe instytucje, to są małe instytucje. bardzo dobrze sobie radzą. Ci, którzy mówią, że tam coś się źle dzieje, to wszystko sieją wrogą propagandę, po prostu zazdroszczą tak naprawdę. i chcą zniszczyć prawdziwie polską instytucję, chcą zniszczyć nakładając na nią takie rygory, jakie obowiązują banki, że na te rygory skoków nie stać. I absolutnie się na to nie zgadzają, że to zniszczy skoki. No i rzeczywiście to się nie udało wtedy. 2006 rok to były rządy, pierwsze rządy Prawa i Sprawiedliwości. Tej ustawy się nie udało przesorcować. Я весь в суде, я предстану делом пропадать. Вы же обрубите нас, мразь и бейшность.
A przy okazji tych kolejnych 15 lat, by Pani jakieś uzyskujące szkolenia, kursy, studia podejmowała związane z bankowością? Żadnych studiów ani kursów typowych z bankowością nie. Jedyne co mieliśmy to było szkolenie w kasie krajowej trwające kilka dni, nie mające nic wspólnego z praktyką, tylko stricte teorią, którą miałam na studia, na zasadzie, że w bilansie pasywa mają się zgadzać z aktywami. W międzyczasie też przechodziłam jakieś pojedyncze szkolenia z zakresu ochrony danych osobowych czy zapobiegania pracy do żeglania miejskiej. Skoku nie było, do czasu skoku nie weszły pod nazwę Komisji Narodowego Finansowego, nie było żadnych wymagań co do tego jakie wyprzeocenie mają być członkowie z zarządu. Jedyne trzeba było skończyć, bo się tak szumnie na zdrowiu, studium administracyjno-finansowe w Kasiach.
Według mojej oceny z perspektywy czasu rzecz jasna, Odpowiedziałbym, że jest to związane z układem politycznym, który nie ma nic wspólnego z naszą umiejętnością zarządzania na przykład instytucją ekonomiczną, taką jaką jest SKOK, instytucją finansową, czyli takim w zasadzie małym bankiem. Interesy polityczne tutaj przeważyły nad rozsądkiem, nad przygotowaniem, nad wykształceniem, nad wszystkimi tymi elementami, które powinny być podstawowe lub nie. lub fundamentalne w takiej sytuacji. A co pan ma na myśli mówiąc o tym kontekście politycznym? Skok nie sądzę, aby mógł powołać ktoś, kto nie ma kontaktów politycznych. z prawej strony sceny politycznej, kto mógłby być niezakceptowany przez pana Biereckiego, bądź kto miałby odmienne poglądy, od obowiązujących poglądów w tym biznesie. Czyli mówię tu o systemie SKOK, w ogóle, polskim systemie SKOK. To jakie powiązania polityczne miał pan w Gazie? To jest zbyt trudne pytanie.
To, że znał pana Biereckiego i to, że utrzymywał z nim dobre kontakty na przestrzeni lat jest oczywiste. Natomiast inne kontakty wśród różnych polityków, szczególnie w ziemi wołomińskiej, tak zwanej, one też są oczywiste. Pan Sasi, czy pan senator Jackowski, który pochodzi także z tamtego regionu. To są jak gdyby sztandarowe postaci od lat występujące w polityce i od lat kreujące tę politykę. Bywali w gabinecie u G. O taki to bardzo często. Te spotkania odbywały się także w mojej obecności, bo przecież od czasu, kiedy zostałem wiceprezesem Rady Nadzorczej Skok Wołonin, to ja niemalże codziennie przebywałem w Skoku przez kilka godzin. Zwykle rozpoczynałem dzień pracy od wizyty w Skok Wołonin. Prokurator mi stawia zarzut, że ja akceptowałem przestępcze metody pana Polaszczyka.
To znaczy, że pan Polaszczyk rzekomo powiedział, że on mi mówił, że będzie kradł i ja się na to zgodziłem. No to wiesz Tomek. Trudno, będziesz siedział, bo wypiłeś ze mną kawę teraz moją. Zakradzione pieniądze. Co ja mam wspólnego z inwestorem? Jak ja mogę zaglądać do kieszeni komuś, czy pytać się, skąd pan ma pieniądze? To jest zaprzeczenie logice biznesowej. Jakim ja mogę być współsprawcą? Że co, akceptowałem. A jak pan sobie, bym powiedział, używał z brądynką, to też musiałem akceptować? Czy konia waliły, to też musiałem brądy akceptować? To jest jego dobra wola, co oni robią, skąd mają. Ja nie wnikam. Mało tego, jeżeli widzę, że w gabinetach przebywa pan Sasi, widzę wielu polityków z pierwszej strony gazet. Ale spotkałeś Sasina? Wielokrotnie. A kto uczestniczył w tych spotkaniach, gdy był Sasi? To znaczy, ja nie uczestniczyłem w spotkaniach.
Ja było tak, że siedziałem w korytarzu, czekałem na wejście, a ja nigdy z panem Sasinem przy stole nie siedziałem. Rozmowa. Tylko widziałem, że wchodzi, wychodzi, siedzi tam pół godziny, trzy godziny, to ja siedziałem w korytarzu. A z kim się spotykał? No spotykał się z zarządem, czyli był w gabinecie pana Ga**a, prezesa. Polaszczyk też tam bywał? Też, oczywiście, że tak. W trakcie gdy był sasiem? Tak, tak. Pan Polaszczyk urzędował tam prawie na co dzień, w związku z tym ja. . . Ja przynajmniej miałem głowę za gruzem, jakieś struktury, karesy, badać, sprawdzać kogoś, bo mnie to nie interesowało. Poza moją. . . Ja nie mam obowiązku tego posiadać. A prokurator mi z tego czyni zarzut przestępczy. To jest po prostu nielogiczne. No i dlatego ja będę się bronił na wszelkie sposoby. Tam przychodził Jan Maria Jackowski.
Czytam, w każdych gazetach publikował Jackowski. Korwin, Mikke. No mnóstwo ludzi, których nazwiska dzisiaj trudno przypomnieć, ale to było tak wielkie wrażenie, że dla mnie to. . . Uwielbiam. Uwielbiało. Być może i ja byłem potrzebny dla innych osób, że zobaczcie, że Rafał też tu bywa. To po co polityk typu pan Sasi czy pan senator Jaskowski wpadają do prezesa Skokwoła? Po co? Z jednej strony to są kontakty towarzyskie, z drugiej strony są to kontakty, w których według mojej oceny nacechowane są takim elementem w postaci tego, że liczy się na coś, że ten skok ewentualnie będzie mógł wykupić reklamę, będzie mógł coś zrobić, wesprzeć kampanię danego polityka, finansowo rzecz jasna. Przy takiej instytucji naprawdę w Polsce można zarobić. Można przy niej zarobić politycznie, można przy niej zarobić ekonomicznie, można przy niej wypłynąć, ta instytucja.
Instytucja przecież zatrudnia w Skok Wołomin, o ile pamiętam, kilkuset pracowników. Było prawie 110, albo na pewno było 110 oddziałów w całej Polsce. To się wiąże z tym, że można było zaistnieć w biuletynach informacyjnych, że można było pisać w gazecie chociażby dobry znak, która była związana ze Skok Wołomin. I miała całkiem niezły nakład. No daj Boże, normalnym gazetom, za które płacimy i kupujemy w kiosku. czy też w inny sposób nabywany, to przecież jeżeli gazeta miałaby 100 tysięcy nakładów czy więcej, to znaczy, że to jest poczytny dziennik, czy poczytne czasopismo. Zawsze najważniejszy jest człowiek, bo wszelkie działania podejmuje się z myślą o człowieku, dla człowieka. I nawet jeżeli chodzi o zarobienie zwykłych pieniędzy w comiesięcznej charówce, że tak powiem, to też myśli się, żeby te pieniądze wydać dla człowieka.
Nie wiem, kupić dzieciom coś fajnego, zaprosić żonę na kolację przy świecach. Zawsze człowiek jest potrzebny, żeby zainicjować wszelkie działania. A jeżeli jeszcze ci ludzie są ambitni, lojalni, zaangażowani, to. . . Wtedy powstaje sukces, wtedy jest większa szansa na sukces. Proszę mi powiedzieć, kto w zarządzie był odpowiedzialny za uruchomienie i. . . komportaż, pisma, skoku, dobry znak. Doktorka Czerwna, mój osoba w pracy, wytrwała wszystkie treści tam się znajdujące, bo pan prezes gadał. Jakie osoby były stałymi współpracownikami tego pisma, czy pisały artykuły? Chyba stałym prezesem. Prezydentem był pan. . . Jackowskich, to nie pamiętam co właśnie, nie chcę je poobrażać. Z gazetą przez pewien czas współpracowała pani z lewicy, ale nie pamiętam jak miała nazwisko. Tak, czyli styczna, wysoka, górnicza, gąsta, obulary. O imię i ile Aleksandra? Tak jest. A u kogo jest? Jakubowska. Jakubowska. A pani Marta Kaczyńska? Pamiętacie sobie? Nie pamiętam.
Nie chcę wprowadzić w błąd. Były też jakieś stałe takie oddzięki, ale nie chcę też nie pamiętać na tych jej nadpisach, które miały na drugiej stronie tą swoją kolumnę. Pan Marian Piłka? Wiem, że artykuły jego kilkukrotnie się ukazywały. Nie wiem, jak na ile stała wąska. Pan Jan Pietrzak? Tak. Jan Pietrzak. Droga, kochana, rodzino, Radio Maryja. Ten miecz pochodzi z czasów, kiedy trzeba było właśnie przy pomocy miecza bronić naszej wiary, bronić religii, bronić naszej tożsamości. No jest sprawa Sashina. Tak, teraz jest ona w sądzie. Jak duże kwoty otrzymywał Jacek Sasin? Jak często wręczane mu były pieniądze i w jaki sposób? To było na przestrzeni może dwóch lat. Miało to miejsce w trzech lub w czterech przypadkach. W sumie to było kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Przy czym zazwyczaj były to pieniądze wręczane przez sekretariat. Zostawiałem w kopercie dla sekretarza, dla współpracownika pana Sasina, który przychodził i odbierał te pieniądze od sekretarki. Sekretarka wiedziała dobrze, że w tej kopercie, to wypełnienie koperty, są to pieniądze. Łatwe do sprawdzenia. Czy gotowiźnie pobierał jakieś znaczniejsze kwoty oskarżonym Piotr Toraśnicz? Tak. Jakie są liczby? Polacze pobierają produkcję wysokiej kwoty. Czy może pani przyjrzeć ile razy i o jakich kwotach? Mianowicie co do lodówki. . . To były bardzo częste wypłaty, nie wiem, od kilkunastu do kilkuset tysięcy, albo nawet stu po wymienionych. Czy o takiej wypłacie decydował sam Polaczczyk, czy Garb. . . Pani albo jeszcze ktoś inny? Od razu Pani, najczęściej nie była to wypłata z kontarołka na Piotra Polaszczyka, tylko były to środki powodzące skąpi innych klientów.
To było upewniane najczęściej w gabinecie prezesa G. To tyle trzeba Panu przedstawić w spłacie. Czy te pieniądze na przykład, które przez niego od razu przy Kasi jakoś dzielą? Na przykład koperta 10 tysięcy, koperta 50 tysięcy, walizka milionów. Na przykład, no i oczywiście. Zdarzało się tak, że był prezes wody konkretnej kopalni. A na jakie cele, bądź dla kogo te pieniądze? Zdarzały się osoby, które z tego co Pan Piotr mówił, robiły z nimi jakieś interesy. Zdarzało się tak, że zostawiał nawet środki, bo nie mógł czekać i te środki odbierał ktoś od nas po prostu ze wskazaniem, że przyjedzie tam taki kopalski, nowaki, śnieżki i wybiera ci pieniądze. Ostatni raz to ja wręczałem mu osobiście, będąc z nim na kawie w restauracji u Pietrzaków.
To była sobota, nie miałem takich środków przy sobie, to było może za 40 tysięcy złotych, więc wysłałem jednego ze swoich współpracowników, żeby pojechał do pani wiceprezes przyjechał i przywiózł taką kwotę. I on przywiózł mi ją do Pietrzaków, widząc przecież mnie i pana Sasina siedzący przy stoliku. Tak dobrze mi się pięta. Jacek O******. od 2007 roku. Tak przynajmniej mi się wydaje, nie w dzisiaj. Czy w związku z działalnością z Kongwołową Pan jest osobą oszkodowaną? Nie sądzę. Proszę pana, jak świadek długo znał pana Piotra Polaszczyka? Bardzo długo, wysoki sądzik. Od początku lat 90. W jakich okolicznościach poznał pana Piotra Polaszczyka? W okolicznościach zupełnie towarzyskich, przed laty w gronie znajomych, jeszcze z bardzo, bardzo dawnej czasu. Czy to byli znajomi z czasu, gdy pan Polaczczyk był funkcjonariuszem państwa? Częściowo zapewne tak.
Czy to oznacza, że pan również pracował dla państwa? Wysoki sędzio, odmawiam odpowiedzi na to. Pamiętasz? Z jakim umysłem? Odmawiam. Wszystko jest w porządku? w związku z postępowaniem parnych, które jeszcze są. Protokół przesłuchania podejrzanego Jacka K. 28 grudnia 2018 roku. Pułkownik Aleksander Lichocki udzielił mi instrukcji w zakresie monitorowania współpracy Piotra Polaszczyka z pułkownikiem Karolem Gilskim i jego firmami. Grupa pułkownika Gilskiego była przez ludzi z WSI traktowana jako konkurencja. Jesienią 2006 roku otrzymałem od Marka Wolnego informację, że Piotr Polaszczyk kręci się koło skok w Wołynie. Pułkownik Wolny polecił mi zintensyfikować kontakty z Piotrem Polaszczykiem, aby znów mieć na oku jego nowe poczynania.
Z tego co mi wiadomo, Marek Wolny podtrzymywał kontakty z Piotrem Polaszczykiem i dość regularnie spotykał się z nim w Warszawie, jednakże potrzebował równoległego źródła informacji. Żeby to uporządkować, to zacznijmy od początku. Od początku? Od początku, jakim jest pan wspomniany, czy pan wcześniej nazwisko, które tutaj padło? Wolny. Pułkownik Wolny, czy pan Pułkownik. . . Lichocki. Lichocki, tak, ok. Dobrze. To może odpoczniemy. . . To co, jutro? Ok, dobra. składam wniosek do mojego wyjaśnienia jej zeznań, żeby nie było filmowane z następujących przyczyn. Ze względu na mój stan zdrowia, ze względu na moje różne okoliczności, by sąd nie wyraził zgody na filmowanie moich zeznań i wyjaśnień. Sąd Pan w związku nie uwzględni, ponieważ sprawa toczy się jawnie, jak Państwo mają prawo być na sali.
Nie są okolicznościami tego rodzaju, ale żeby przyznawał podstawę do niewyrażalnictwo na tej słowacji. Wczorajszym wydarzyła się rzecz niebywała wręcz, bo przestrzegano mnie. Tam, proszę sobie wyobrazić. A gdzie poreszcie? Tak, poreszcie. Żebym trzymał jedno z uwagami. W roku nie, w roku w 2008, chyba. Pełniłem obowiązki szefa kontrwywiadu wojskowego w Warszawie. I zostałem przez szefa wojskowej służby wewnętrznej pana generała WUE wysłany do ośrodka szkolenia w Mińsku Mazowieckim. Ale system to ludzie właśnie, ten system tworzący, a często ludzie, których nie widzimy. I nigdy nie zobaczymy na pierwszej linii frontu, ani nie zobaczymy tych rzeczywiście pociągających za sznurki. Ci ze strefy cienia. A proszę mi wierzyć, że to właśnie ta strefa jest najtrudniejsza do okiełkowania. i to ta strefa stanowi tak naprawdę problem, problem Polski.
Gdzie z ostatniego kursu oficerów kontrwywiadu wojskowego miałem wytypować do Zarządu I, czyli do Zarządu Ochraniającego Kontrwywiadowczo-Instytucje Centralne Ministerstwa Obrony Narodowej trzech lub cztery kandydatów. Porozmawiamy o Wolnym i Lichockim? Tak. Musimy cofnąć się do roku 1989, bo 1989 to jest ten moment, w którym osiągnęłem mianowanie na oficera, czyli kontrwywiadu wojskowego, czyli przyszedłem z korpusu oficerów politycznych, w którym wcześniej funkcjonowałem, do oficerów kontrwywiadu wojskowego. wytypowałem i przeprowadziłem rozmowy z trzema lub czterema, nie pamiętam w tej chwili. Z trzech jestem pewien, trzech kandydatów, którzy moim zdaniem nadawali się do dalszej służby w instytucjach centralnych MON-u. Byli to panowie, nie pamiętam stopni wojskowych, Piotr Polaszczyk Wśród nich był w każdym razie Piotr Polaszczyk. Tak. Oddział się nazywał właśnie Instytucji Centralnych Ministerstwa Ochrony Kontrwywiadowczej, Instytucji Centralnych Ministerstwa Obrony Narodowej, którym to oddziałem zawiadywał pułkownik Wolny.
Tak się poznaliśmy z panem Wolnym. Wcześniej poznałem oczywiście pana pułkownika Lichockiego. On był takim nawet w tym początkowym okresie moim nauczycielem i mentorem. To był człowiek, o którym uczyliśmy się przecież, o jego metodach i sposobach na działalność kontrwywiadowczą. Uczyliśmy się. w szkole kontrwywiadu, tak że to była osobowość. Każdy inny leśniejszy pan zawsze odbiera telefon i nosi go przy sobie. Jeszcze znowu. Bo ja mogę załatwić swoją kartę. Z starej numeru. Z starej numeru, to może nie odbiera, dlatego że. . . Nie znam numeru. Nie znam numeru. Jakbym siedział przed razem z Piotrem, to masz jakby zza grobem zadzwonić po 9 latach. O widzisz, jakby zza grobem. A wciąż ja żyję. Tak. Ale mówię jakby, nie? Jakby. A taka to jest upewna? To ja.
A jeden się dzisiaj ucieszył. To też bym usłyszał. Taki pułkownik kontrwywiadu Prawa Rynka Wolnego. Zresztą wyszkolony przez Wolnego, naprawdę. Na obrzeżach drugiego kręgu będący. To może wpadnie na prawdę. Tak. W przyszłym tygodniu. No próbuj. Ty doprochasz te żelandole krwesne. No wszystko musi być jak należy przecież, nie? Yyy. . . Ja kiedyś miałem taką firmę odleniarską założyć, kombinowałem tych naszych matoków, pozbierać oficerów trochę i chciałem się wpiąć z chłopakami z PN. No właściwie to był ten zarzut ekonomicznych interesów obok rady państwa W ŁOPie wtedy. Poznałem takiego szefa tego, tego. Do dzisiaj mam zresztą z nim bardzo dobre kontakty. No i kurwa ja lecę do niego, bo tam chciałem, żeby mi wysłał windykatorów, żeby przetrzepali takiego gościa w jakimś tam temacie.
Ja kurwa wchodzę, patrzę, wychodzi taka kruszynka na łysy opierdolony. O! Olo siema, co ty kurwa tu robisz? A on mi kurwa. . . Chodzisz moim światem. Ja mówię, olo, ha, ha, ha pod którą bramą, że się nogę podnieść do góry, to ja ominę. Ja mu powiem. Czy Wolny, Lichowski wydali panu rozkaz rozpracowywania tego obozu, nazwijmy to, prawicowo-niepodległościowego? Tak, na początku tak to wyglądało. I kto był celem rozpracowania? Więcej nimi Kaczyński. Fragment raportu z likwidacji WSI. Kontakty porucznika Polaszczyka z politykami prawicy z lat 1991-93 mogły być inspirowane przez wysokich rangą byłych oficerów szefostwa WSW, pułkownika Aleksandra Lichockiego oraz pułkownika Marka Wolnego. Według K. porucznik Polaszczyk utrzymywał w tym czasie częste kontakty z tymi oficerami. Wówczas to Lichocki pokazywał mi sposoby funkcjonowania. i tę wagę.
kontaktów, stąd moje kontakty bardzo szerokie w tamtym czasie, kontakty z biskupami, kontakty z politykami. Fragment raportu z likwidacji WSI. Na początku marca 1993 roku rozpoczęto prowadzić sprawę pod kryptonimem Paczka, której głównym figurantem był kapitan Piotr Polaszczyk, ten sam, który w 1991 roku nawiązał kontakty z politykami prawicy. W końcowym okresie prowadzenia sprawy wątek związany z kontaktami kapitana Polaszczyka ze środowiskami prawicowymi i rozpoznanie tego środowiska stanowiły wątek dominujący. Dokumentacja sprawy Paczka jest jednak niekompletna. Wcześniej dostałem zadanie, nim jeszcze myśleliśmy o tym, że Związek Radziecki upadnie. Bo Związek Radziecki upadek w Związku Radzieckim jest wtórny. Bo jeszcze był Związek Radziecki. 90. rok i 91. to jeszcze mamy do czynienia ze Związkiem Radzieckim. Wyjście wojsk, przecież to się wszystko toczyło. Rosyjskich, radzieckich, tak, z Polski. To były bardzo burzliwe czasy.
My mówimy o tym okresie czasu, w którym panowało całkowite bezchłonowie. w roku 1991. Po zawale, który mnie dotknął, komisyjnie otrzymałem drugą grupę inwalidzką i zostałem zwolniony do rezerwy zawodowej służby wojskowej. Ja mu pomogłem bardzo dużo. A to nie tylko ty mu pomógł. To w serkach tysięcy złotych. Właśnie chciałem ci powiedzieć. Wiele filmów, aż mi było przykro Piotrze. Jest ten film, ja go też tak popijam. Kawka, srawka. Mówią, ty jest znasz ona? Ja mówię, znam, a co? A, wiesz, bo przyszedł, mówi, że żona na rakach umiera. Ja mówię, co ty pierdolisz? Nie umarła przecież. No ale Olo mówił, ja nie sprawdzę. A ona nie umiera? No i wiesz, i chciał pięć dych. No i co? No pięć mu nie dałem, ale trzy. No i dobra. Kurwa, od drugiego słyszę to samo.
Gdzie ten kurwa Olo przyszedł? Protokół przesłuchania podejrzanego Jacka K. 28 grudnia 2018 roku. W tym okresie, 2006-2014 okresowo spotykałem się z pułkownikiem Markiem Wolnym i pułkownikiem Aleksandrem Lichockim i przekazywałem informacje pozyskane w ramach monitorowania Polaszczyka i jego działalności w ramach skok w Wołominie. W pewnym momencie, było to już po 2010 roku, ale dokładnie nie pamiętam, w skok zaczęli pojawiać się incydentalnie Marek Wolny i Aleksander Lichocki w ramach jakichś własnych spraw. Natomiast ja nie pamiętam. nadal pozostawałem głównym osobowym źródłem informacji o działalności Polaszczyka i Mariusza G. Wysoki Sądzie, nie wchodzi to w zakres moich wyjaśnień i odmawiam odpowiedzi na to pytanie. Halo, halo? Halo? Piotr Polaszczyk mówi, dzień dobry. A witam, cześć. Co tam jest? Dobrego? Przez rok dochodziłem do siebie po tych siedmiu latach, więc sam rozumiesz.
No tak, na pewno. Dzwonił do mnie zresztą, bo miałem kontakt z Jackiem. Ach, z Jackiem, rozumiem. Powiedz mi, a ty masz nadal wpływ jakiś na niego? Nie. Mam z nim kontakt. Ok. Dobrze. No. Nie rozmawiajmy za dużo przez telefon, bo te pegasusy dzisiaj to są takie, które niestety mogą nas nagrywać. Tamta kamienia się prosi, tam pegasusem się nie przejmowo. Oni się muszą długo uczyć sztuki. No właśnie. No właśnie. To są gamonie. No, z Batowy. Zdał Pan kiedyś jakąś skórze czy chleb z Batów? Tak. Pan spłacił? Nie przeszedł. Czy w jakiś sposób Pan się komukolwiek z tego tytułu Polaszczykowi, bądź jakiejś innej osobie, odwdzięczał za fakt uzyskania tego prezydenta? Odwyczajniczo nie odmawiam na to pytanie, bo naprawdę Pan Ugrończa sobie pozwala na to, co jest przedmiotem dzisiejszego szłuchania.
W związku z tym, że Piotr Polaszczyk poszedł do takiej możliwości, ponieważ szedł do instytucji finansowej, no to w tym momencie skorzystajmy z jego możliwości. Tak to było. Chodziło o prywatne, tak? Słowo dla mnie o znaczeniu takim bardzo negatywnym, no ale tak, chodzi o biznes, o biznes prywatny. Tutaj raczej, przynajmniej z mojej wiedzy wynika, że nie chodziło o żaden biznes związany ze służbami. A skąd? Tak, w przypadku procywilu. Protokół przesłuchania podejrzanego Jacka K. 28 grudnia 2018 roku. Jesienią 1995 roku brałem udział w spotkaniu w hotelu Holiday Inn w Warszawie, w którym uczestniczyli pułkownik Marek Wolny, kontrwywiad WSW-WSI, prokurator Ryszard Kuciński, Edward Małecki, burmistrz Pragi Południe i współpracownik kontrwywiadu wojskowego. Tematem spotkania była m. in.
rozpoczynająca się działalność Piotra Polaszczyka w ramach Fundacji Procivili i jego współpraca z grupą pułkownika Karola Gilskiego ze służby MSW. Ja wówczas zajmowałem się księgowością i finansowaniem w różnych podmiotach. Padła propozycja, żebym został wprowadzony do Fundacji Procivili na stanowisko dyrektora finansowego. Tak, bym mógł monitorować działania Piotra Polaszczyka. Od pułkownika Marka Wolnego otrzymałem ogólne wytyczne. Miałem mieć oko na Polaszczyka, aby za bardzo nie narozrabiał. I zobaczmy taty, że to nie było jednorazowe zlecenie. Że to zlecenie. . . ciągnie się od 96 roku, odpoczywało 5 roku w zasadzie, odkąd oficjalnie wyszedłem ze struktur kontrwywiadu wojskowego i stanąłem na czele fundacji ProCivili.
Przecież fundacja ProCivili to nie była żadna fundacja powołana przez ludzi, którzy chcieli powołać do życia taką fundację, tylko była fundacją powoływaną przeze mnie, kiedy jeszcze byłem oficerem kontrwywiadu wojskowego i miała służyć konkretnym celom. Fundacja Procivili powstała w 1994 roku. Miała zajmować się ochroną pracowników i funkcjonariuszy służb państwowych i samorządowych oraz działaczy społecznych i związkowych, a także niesieniem pomocy osobom, które poniosły szkodę bądź doznały uszczerbku na zdrowiu, broniąc bezpieczeństwa i porządku prawnego RB. Jej fundatorami było dwóch Austriaków Anton Wolfgang Kaczo i Patryk Manfred Holeczek. W powstanie i działalność fundacji zamieszani byli ludzie wojskowych służb informacyjnych. W zarządzie i radzie fundacji zasiadało wielu wojskowych, w tym pułkownik Marek Wolny z kontrwywiadu WSW-WSI.
Według raportu z likwidacji WSW-WSI fundacja poprzez powiązane ze sobą spółki wyprowadzała pieniądze z Wojskowej Akademii Technicznej. W dokumencie tym czytamy, potwierdzono istnienie przestępczych mechanizmów na VAT przy udziale szeregu podmiotów gospodarczych. Z uczelni tej nielegalnie wyprowadzono 381 mln 962 568 zł. Według prokuratury wyłudzono także 113 mln zł z banku PKO BP. Jednym z oskarżonych w tej sprawie był Piotr Polaszczyk. Sąd skazał go na karę łączną pięciu lat pozbawienia wolności. W maju 2022 roku Sąd Najwyższy oddalił skargę kasacyjną złożoną przez Piotra Polaszczyka. Paweł. Cześć, Jacony. Niestety nie doczekasz się. Skarga została odtężona. Tak. O szkoda, gawicz. W każdym razie nie jestem szczęśliwy, może tak. . . Broni nie oddajemy, wari i walczymy. Trzeba walkę jest też. Tak chyba będzie.
No, pracuj dzisiaj, bo kolejne są i. . . No to. . . O, oczywiście. Tak jest, to usłyszałem. A. . . I niestety poległeś. Wydaje mi się, że to jest do maksimum. No dobrze, dobrze. Ja się jej poświęcę cały wieczór. Okej. Dzień dobry. Jestem? Nie. Nie, jest dobrze. Jest dobrze. Nie, jest dobrze. Chyba teraz jest jeszcze mało bezpieczny. Nie, jeszcze nie. . . . żebym mogła panu pierwo wysłać do sądu w drugiej dystancji. . . . . . żeby się nie zrobiło. . . . . . tylko, żeby to wytrzymać. Musimy przyspieszyć teraz działanie. No właśnie, dokładnie. A niezależnie, plan B jakiś, jakby wiesz, mieć też. . . . . . zobaczę na wypadek, gdyby się nie zrobiło powtórki bezpośrednio. Właśnie, już jak bywa.
No dobrze, ale dzięki takiej decyzji przynajmniej wiemy na czym stoimy. No pogadamy wieczorem, zadzwonię do Ciebie, to powiem Ci, jaki mam pomysł. Przecież wiesz, że ja się nie poddaję. Ty też widzę załamany jesteś, no to po prostu. Ja jestem załamany. Znaczy, tam się motografujcie, a nie trafią zagraficzni. Nie ma żadnych problemów z tym, co się dzieje. finansowała różne struktury, które potrzebowały finansowania. Czyli było to nieformalne finansowanie służb specjalnych? Tak to można określić. Fundacja miała bardzo szerokie możliwości, dzięki panu Holeczkowi, czyli fundatorowi, i panu Kaczą, drugiemu fundatorowi, miała bardzo szerokie możliwości funkcjonowania, między innymi w Wiedniu i była wykorzystywana do działania operacyjnych, tak to można ogólnie powiedzieć. Człowiek jest najważniejszy. Szybciej niż mało. To nie ma znaczenia. Szydy dzisiaj się nazywa Fundacja Procywini, jutro się nazywa Skok Wołowny, a pojutrze będzie nazywał się Bank Państwowy.
To bardzo zaskakująca informacja, Fundacja Lux Veritatis, która zarządza mediami ojca Rydzyka, została członkiem Skoków, a konkretnie Skoku Stewczyka. Szefem Rady Nadzorczej Skoku Stewczyka jest Grzegorz Bielecki, senator PiSu, twórca całego systemu Skoków i bardzo wpływowa osoba po prawej stronie sceny politycznej. To jest właściwie jeden z głównych sponsorów prasy prawicowej, mediów prawicowych w Polsce. On był prezesem tego Skoku Stewczyka, a teraz jest szefem jego Rady Nadzorczej. spekulowało się o współpracy Grzegorza Biereckiego z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, a teraz mamy jej konkretny wymiar. Zaraz po tym jak jesienią Fundacja Lux Veritatis została członkiem Skoku, zaczęło rozmawiać o promesie kredytowej. Taką promesę dostała w lutym 2013 roku.
Owa promesa, 15 milionów złotych, ona umożliwiła Fundacji Lux Veritatis otrzymanie wreszcie koncesji na multiplex od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a więc była dokumentem kluczowym. Kościół także był wspierany przez Skok Wołomin, kościół był jak gdyby nieodłączny, od nieodłączym elementem Skoku Wołomin, bo mamy do czynienia przecież z instytucjami prawicowymi. Najlepszym tego dowodem i bardzo fajnie wyglądającym elementem w tamtym czasie były urodziny Skoku, które były obchodzone na początku września każdego roku. Jednym z głównych elementów, ważnych elementów tych urodzin była msza celebrowana przez biskupów, w której uczestniczyły w tym roku. władze z KW, czyli zarząd, rada nadzorcza, zaproszeni goście. Nawet ja raz uczestniczyłem w takim w takim szy. Zawsze za tym szły pieniądze.
Nie wprost, rzecz jasna, ale na zasadzie takiej, że tutaj w kościele by się przydała kostka, tu w kościele by się przydał ołtarz nowy, tutaj by się przydał tamto, tu było tamto. To na tej zasadzie. Ci, którzy chcą się obogacić, wpadają w pokusę i zasadkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pobrążają ludzi w złudę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest liczbość pieniędzy. Muszę się tutaj lekko pochwalić. Dzień dobry. Wyjęłem z zakładu karnego Lichockiego. O. Warunkowe przedterminowe zwolnienie. To mi się. . . Zazorałe prezydenta, tu już jasne. Tego naszego prezydenta, ulubionego mojego też, który się w pewnym momencie wstydził Piotra Polaszczyka i powiedział, no to się chyba tak za bardzo nie znamy.
Aleksander Lichocki w 1981 roku odbył 10-miesięczny kurs w Wyższej Szkole KGB w Związku Radzieckim. Przez lata pracował w kontrwywiadzie wojskowym, zajmując wiele kierowniczych stanowisk. W 1991 roku odbył się w KGB. odszedł z wojska. Zrobiło się o nim głośno w związku z tak zwaną aferą marszałkową. 16 grudnia 2015 roku sąd skazał Aleksandra Lichockiego za płatną protekcję przy weryfikacji oficera w ŁSI na 4 lata więzienia i 54,5 tysiąca złotych rzędne. Czy świadek często spotyka się w szerszym gronie z byłymi oficerami kontrwywiadu wojskowego, czy też wywiadu wojskowego? Kto się czuł? Czel rozprawy nie są rozmowy o służbach, w związku z tym odmawiam odpowiedzi na to pytanie.
Czy świadectw mógłby powiedzieć, czy spotkał się z taką nazwą w związku ze służbami specjalnymi, jak drugi krąg? Jak? Drugi krąg. A jeżeli tak, to co to oznacza? w kontekście służb specjalnych? Wysoki Sądzie, nie spotkałem się z taką nazwą drugi, trzeci, czy czwarty krąg, że kiedy zostałem zwolniony z tajnych służb wojskowych, nie interesowało mnie, co tam się dzieje, jak to wygląda, kto z kim trzyma, po co trzyma, dlaczego. Bo jest to, niestety, sytuacja i okolicznościa, szczególnie dotyczące naszego kraju, bardzo niebezpieczna. Biskup Głódź, kiedy się poznaliście i w jakich okolicznościach? Poznaliśmy się w roku 1936. Zaraz jak tylko biskup Głódź objął wojsko, ordynatem polowym stał się biskupem polowym Wojska Polskiego. Tam zostałem do niego zaanonsowany, już nie pamiętam, czy przez biskupa Kraszewskiego, czy przez prymasa. W każdym razie zostałem do niego zaproszony i tak się zaczęła nasza znajomość.
I to był ten czas, to był rok 91. W 1992 roku urodził się mój pierwszy syn. Biskup Głódź go ochrzcił w prywatnej kaplicy, potem wydał przyjęcie z tej okazji. Więc to był ten okres, ten czas. Czyli to była dobra znajomość? To była bliska i dobra znajomość. Później nasze drogi się rozeszły, kiedy upadł rząd bolszewskiego. Ostatnie nasze spotkanie dość ciekawe odbyło się w 2009 roku. Na tym spotkaniu zachęcał mnie, żebym wrócił do służby, że tego by sobie życzył prezydent Kaczyński, którego znałem i którego bardzo cenię. No i tyle, to taka, tak chronologicznie. Później już się nie widzieliśmy, po dziesiątym roku już się nie widzieliśmy. Alto Głódź załatwiał Tobie spotkania z Lechem Kaczyńskim? No tak. To było organizowane przez biskupa Głódzia.
Przez półtora roku pozwolono kraść tym ludziom, temu i temu, a istota hipokryzji w jakiej żyjemy polega na tym, że w czasie tego zdjęcia zrobionego w 2011 roku, pan w środku, pan w środku, prezydent Komorowski, z jednej strony jest pan Polaszczyk, oficer WSC, jeden z liderów stowarzyszenia oficerów WSC, a drugi jest pan gazda. . . . . . że w tym momencie pan Komorowski będzie obecny na zdjęciu. Wie, że to są aferzyści, bo zna raport WSI, w którym ten człowiek jest na pewno bohaterem. To zdjęcie niczego nie udowadnia. Pokazuje po prostu, że pan prezydent Bronisław Komorowski z tysiącem ludzi fotografował się, z tym również z osobami, które znalazły się w jego otoczeniu podczas premiery Bitwy Warszawskiej. Polaczczyk okazuje się, że jest w bliskim komitywie z panem prezydentem Bronisławem Komorowskim.
Chciałbym się dowiedzieć, chciałbym, żeby dziennikarze zapytali dzisiaj pana prezydenta Komorowskiego, czy prawdą jest, że on jest w błysku. że pan Polaszczyk bywał w Pałacu Prezydenckim. Czy prawdopodobnie. . . Pan ma za to jakieś dowody? Zapytajcie pana Komorowskiego, czy pan Polaszczyk, który doprowadził do ruiny i do cedych milionów wyprowadzeń z Włomina bywał u pana prezydenta, czy kupował mu wino. A ty się dobrze znałeś z Komorowskim na przykład? Nie można powiedzieć, że się dobrze znałem, bo to byłaby nieprawda. A jak byś określił taką znajomość? Bardzo przelotną. Bo on tam był na premierze. . . Na premierze Bitwy Warszawskiej był z racji zajmowanego stanowiska. To nie służby go zapraszały. Zapraszał go. . . reżyser i zapraszali go producenci. Wśród producentów oczywiście Piotr Polarski.
Ale rozumiem, że nie miałeś z nim prywatnych kontaktów? Nie takich kontaktów, o jakich się pisze, albo o jakich się sugeruje, że miałem. Jakoś mi się nie chce wierzyć, ale to być może dlatego, że jestem strasznie nieufny. Tak jest. Że ty z Komorowskim widziałeś się tylko raz przy okazji premiery filmu i że nie miałeś żadnych kontaktów z Bronisławem Komorowskim. No miałem, ale te kontakty nie były takie istotne. One były żadne tak naprawdę. Ale co znaczy żadne? One nie były operacyjne. No dobrze, jakie były? Nawet towarzyskie nie były, bo to były przy okazji. Ale przy okazji czego na przykład? Przy okazji jakiegoś spotkania. Dzień dobry, dzień dobry, właśnie skończyliśmy. To jest pan Piotr, to musi mu się uciekać od odwiedzenia. Byłem. . . Ale nie chce mi się wierzyć.
Facet urzęduje 5 lat. . . Ja nie razu nie byłem u niego w Pałacu Prezydenckim, żeby było jasne. Tak? Nie biegałem z butelkami wina do prezydenta Komorowskiego. Natomiast oczywiście też nie biegałem, ale bywałem z butelkami wina u prezydenta. . . No właśnie. Ale wiesz, że. . . Kaczyńskiego. Lecha Kaczyńskiego. Ale wiesz, że bardziej prawdopodobne wszystkim się wyda. że spotykałeś się z Komorowskim niż z Kaczyńskim. No tak. Ponieważ padły zarzuty, że pan Piotr Polaszczyk składał wizyty w Pałacu Prezydenckim obecnie, to ja mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że z mojej wiedzy wynika, że takie spotkania miały miejsce, ale z byłym, poprzednim prezydentem, panem Lechem Kaczyńskim. Pan Dukaczewski to jest kabotyn, który w tej chwili chce odwrócić uwagę od swojego pupila i przyjaciela. To jest podobne.
na prezydenta Borysuła Komorowskiego, który jest w tarapatach i w związku z tym rzuca tego rodzaju oskarżenia. Bywał w Pałacu Prezydenckim? Czy był w Ołowederze? Z mojej wiedzy wynika tak, że bywał w Pałacu Prezydenckim. Czy składał wizyty, czy był zapraszany, czy brał udział w spotkaniach. Z mojej wiedzy wynika, że w takich spotkaniach brał udział. Dlaczego Dukatrzewski o tym wiedział? Wiedzieli, ponieważ inwigilowano mnie w tamtym czasie. No przecież, jeżeli K***a był bardzo blisko, jeżeli. . . Pamiętajmy, że to nie tylko K***a wysłał, żeby Piotra inwigilować, żeby sprawdzać, co robi, w jakim kierunku idzie, bo przecież pamiętaj, że. . . Ale dlaczego Dukatrzewski ciebie inwigilował? No przecież to drugi krąg jest. Tu nie chodzi o te zwykłe służby, tylko Dukaczeski to drugi krąg, Lichocki to drugi krąg, Wolny to drugi krąg.
Jak w Pałacu Prezydenckim pojawiłem się w 2009 roku u Lecha Kaczyńskiego, to przecież natychmiast była prośba o kontakt zema i zapytanie, czy odnowiłem nasze relacje z lat 90. , czy mógłbym to załatwić, czy tamto załatwić. Przecież zaraz pojawiło się mnóstwo takich. . . takich informacji. Ja ich informowałem o tym, że byłem u prezydenta. To oni zapytali po co tam byłem. Spotkałem się jeszcze z oskarżonym raz lub dwa razy w jego biurze. To była prośba oskarżonego o to, żeby się z nim spotkać. Mówiliśmy o likwidacji wojskowych służb informacyjnych. Ze strony oskarżonego odpadła propozycja, że mógłbym mi ułatwić rozmowę z prezydentem Nefrem Kaczyńskim. Nie wyraziłem tym zainteresowania. Zeznania Pawła Polaszczyka złożone w prokuraturze. na temat spotkań jego brata Piotra z Lechem Kaczyńskim.
Mojego brata sam niejednokrotnie zawoziłem do prezydenta pana Lecha Kaczyńskiego, tam jak jest starówka do tego pałacu. Więc sam go zawoziłem i pytałem się go sam, po co ty tutaj przyjeżdżasz? Mówię, na co tu przyjeżdżasz? A on mi mówi, nie pytaj się, mniej wiesz, dłużej żyjesz. Więc dwa razy się go spytałem, nie odpowiedział, więc więcej się go nie pytałem. Dziwna w ogóle była dla mnie wypowiedź pana Ziobry, gdy dziennikarz zadał mu pytanie, jak usłyszał. że zadał mu pytanie, że przecież pan Piotr Polaszczyk widywał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim, a on powiedział, że w książce wizyt nie ma adnotacji. Pan nie ma, panie ministrze, jakiegoś zdjęcia z kapitanem WSI, panem Polaszczykiem? Nie, nie mam. A poznał go pan kiedykolwiek? Nie.
A szef WSI, który mówi, że on bywał w Pałacu Prezydenckim u Lecha Kaczyńskiego pana w jakikolwiek sposób przekonuje? Pan prezydent śp. Lecha Kaczyński, którego przecież dobrze znałem, ostrzegał mnie przed panem Dukaczewskim. Miał o nim delikatnie mówiąc nie najlepszą opinię. No tak, ja to wszystkich oficeraż wojskowych służb informacyjnych. I właśnie wszystkich, o i to pan powiedział. I teraz nagle okazałoby się, że z jednym z nich miał spotykać i pić wino, tak jak sugeruje pan. edukacyjne. jest za przeproszeniem przyjacielem Lecha Kaczyńskiego i przez to jest gryzł w górę. Ja składałem takie wnioski. Nie, ja mówię o tym jaka była narracja. Ale ja takiego wniosku pani prokurator nie składałam. Składał pan inny jako pokrzywdzony Skop. Na pewno nie składał.
Natomiast pan w rozmowach takich a nie innych, w trakcie kiedy Pałaczek był przesłuchiwany i on to artykułował, był przyjacielem obowiązującym go obecnym, natomiast wówczas był przeciwny temu obowiązku. na odwrót. Wtedy był przecież przyjacielem Lecha Kaczyńskiego. No nie pamięta pan tych opowieści o lądowaniu helikoptera w bałagach rosyjskich? No tak, tak. Oczywiście, że był. I był wtedy przyjacielem obozu. Dzisiaj jest wrogiem obozu. I w zależności od sytuacji mówiła o merytoryce, albo jest przeciwny, albo jest na to. Na odcinek polityczny ja trafiłem od samego początku, dlatego że Ślichocki wiedział o moich kontaktach, różnych szerokich kontaktach politycznych. I tam przy okazji różnych spotkań, także towarzyskich, byłem przedstawiany różnym ludziom. Potem się okazywało, że to jest ten Małecki przecież, który jest teraz burmistrz.
Nagle okazywało się, że ci ludzie, którzy gdzieś tam kiedyś byli na marginesie, którzy byli tylko działaczami opozycyjnymi, nagle uzyskiwali jakieś stanowiska. A ten Małecki, bo wspomniałeś o Małeckim, dlaczego? To on mnie. . . Nie poznał mnie z Kaczyńskimi. Bo Bois był burmistrzem Pragi Południe. Pragi Południe, tak jest. Pamiętasz jak doszło do twojego pierwszego spotkania za pośrednictwem Małeckiego z Kaczyńskimi? To było spotkanie przygotowywane w związku z informacją, która pojawiła się przez jednego z biskupów o przygotowywanym zamachu na Jana Pawła. W 1991 roku, przed wiosną, przygotowana była wizyta papieża w Polsce. To był bodajże maj albo później kwiecień, pewnie maj w 91 roku.
I doszła informacja od jednego z biskupów, że w czasie spowiedzi uzyskał taką informację, że spotyka się grupa oficerów, także mówiących po rosyjsku, jednych z garnizonów i od tego się zaczęło. Historia o planowanym zamachu na papieża podczas jego pielgrzymki do Polski w 1991 roku brzmi sensacyjnie, wręcz nieprawdopodobnie. Szukając jakichś informacji na ten temat, natrafiłem na wypowiedź Lecha Kaczyńskiego, która padła w książce z 2006 roku o dwóch takich, alfabet braci Kaczyńskich. Jest to wywiad rzeka, jaki z braćmi Kaczyńskimi przeprowadzili Michał Karnowski i Piotr Zaremba. Oto interesujący w kontekście słów Piotra Polaszczyka. Chcę powiedzieć o sprawie, o której nigdy nie mówiłem, o pogłoskach, iż jest przygotowywany zamach na papieża.
Byłem wtedy ministrem stanu w kancelarii prezydenta Wałęsy i jeden z działaczy Solidarności, wówczas samorządowiec, niejaki Małecki, pewnego dnia przyprowadził do mnie dwóch młodych oficerów kontrwywiadu wojskowego. Młodzi, pewni siebie, napaleni na władzę i agresywni. Mający ochotę na przejęcie kontroli nad kontrwywiadem i oni opowiedzieli mi o tym, że w Koszalinie. . . wychwycono rozmowę z tekstem «Załatwimy papieża». Co pan zrobił z tą informacją? To, co zrobiłby każdy poważny człowiek, popędziłem do szefa MSW, Andrzeja Milczanowskiego. Nie będę przecież dwóm młodym oficerom powierzał sprawy możliwego zamachu na papieża. Po pewnym czasie Milczanowski przekazał mi, że rzeczywiście coś takiego wyłapano, ale że to jest raczej niepoważna historia. Podobno sprawa miała podtekst obyczajowy, w tle był związek księdza z kobietą, która zła na niego miała coś powiedzieć.
Był także wątek pijackich rozmów oficerów wojska w koszalińskiej kantynie. Także niby wszystko było w porządku. Nie było zagrożenia. Ale pamiętam, że na mszę papieską do Koszalina jechałem jednak z pewnym niepokojem. Na szczęście poza tym, że samolot zachwiał się kilka metrów przed lądowaniem, że było potwornie zimno, wszystko odbyło się zgodnie z planem. A co stało się z tymi młodymi oficerami? Oni oczywiście byli źli na mnie, że o ich wizycie powiedziałem Milczanowskiemu, a potem przynieśli projekt struktury nowego zarządu kontrwywiadu, według którego stali na czele. Zresztą zdecydowanie przeceniali moje możliwości, a i sami byli trochę niepoważni. Zresztą sam fakt, iż sądzili, że ja powierzę im sprawę ewentualnego zamachu, źle o nich świadczy. W tamtym czasie, znowu wrócę do lat 90. , początków 90. roku i 91.
, to nie tylko ja jako Piotr Polaszczyk otrzymywałem zadania inwilidowania prawnicy, czy w ogóle tych nowych ludzi, którzy dochodzili do władzy. Czy takich Piotrów Polaszczyków zapewne było więcej. Weź, weź, bo będzie przeszkadzał. Później go weźmiemy znowu. Ale chce zagrać, ewidentnie. Chodź kochanie. O! To można powiedzieć, że teraz koty łączą siebie z Jarosławem Kaczyńskim. Może się spotkacie, wymienicie uwagi na temat hodowli kotów? Chyba to byłaby ostatnia rzecz, której sobie bym życzył. To jest spotkanie w klubie Ronina. Chciałbym, żebyś zobaczył ten fragment. Proszę, proszę, nie, nie, nie, nie, siedź, siedź, ja ci to położę. Dzień dobry, proszę państwa. Siadajcie państwo. Ten etos czasem wychodzi z tej sali. Bardzo proszę. Gabriel Janowski. Gabriel, ale bierz. napływają do mnie już kilkakrotnie pytania i prośby o pomoc w sprawie skoku Wołowi. Zwracali się do posłów PiSu.
Ci ludzie ze stowarzyszenia mnie znaleźli tam, zanależy tego powiedziałbym, posłów czy uwagi. A co my mamy wspólnego ze skakiem Wołowi? Dlaczego do nas? Do komorowskiego dowozi. Przecież naprawdę, skok Wołomin nie był kontrolowany przez tą strukturę, o której w sposób bardzo, ale to bardzo przesadny, mówi się, że była z nami związana. Ja nie przeczymyśmy broni i skoków. Oczywiście, że skoki były zawsze związane z Prawem i Sprawiedliwością i z panami Kaczyńskimi. Oczywiście, że wszystko wiedziano wówczas jeszcze przed 14-tym rokiem i przed moim areszczowaniem, co się tam dzieje. No dzisiaj można się wypierać, że się nie znało Piotra Polaszczyka. Przecież pan Kaczyński dzisiaj też może mówić, że on pierwszy raz widzi Piotra Polaszczyka na oczy w telewizorze. Ten sektor polityczny, w który między innymi ty tam razbyś. Tak. Żeby rozpracowywać.
Ale nie razem dlatego, że chciałem, tylko dlatego, że mi kazałaś. Przecież no, panie. Spoko, spoko. Dzisiaj, Piotrze, oni mówią, że ty blazłeś. Dla nich jest wygodniej, prawda? Niż mówić, że chcieli. Nie, ty samozwańczo przyjadłeś, tak? Rozentuzjazmowany, bo już miałeś wcześniej kontakty z Parysem i Sikorskim. No tak. Ale pamiętaj, że to jest ludziom niewygodne. Nie świadek kontaktu z Parysem. się oficjalnie bądź nieoficjalnie z tak zwanym drugim kręgiem, czyli z oficerami kontrwywiadu bądź wywiadu wojskowego. Nie ma wiedzy opowiedzenia. I pan Piotr Polaszczyk powinien z tego zdawać sobie sprawę. że na sprawie dotyczącej naszych znajomości, początku i końca, nie załatwiamy spraw z kim się kontaktowałem, kontaktuję, dlaczego i po co. I co ja wiem o tym? Ale mam do niego odpowiedni żar, wiesz? Nie wiedziałem, że jest świna. Tak. Nie jestem. . . Wykradał, staczek, nie wiem. personalnych tajnych współpracowników co ciekawszych stanowiska, deklaracje.
Ja kurwa sobie jeden telefon mam. No to myślałem, że to przypadek, nie? Drugi gość mi dzwoni. On rzekł, przyjedź w spotkanie, kurwa, z naszą, a ja mówię, a co? Ty wiesz co, ten chuj przyszedł, pokazał mi moją deklarację. Pierdolę, powiedz, to jest niemożliwe. Wszystko było zniszczone przecież. No, kurwa, ale jak to on to ma, nie? A skąd on to wziął? Ja miałem pięć takich przypadków w ogóle, razem z tymi ludzi, takich trochę świecznikowatych, nie w wysoko, ale w filmach pracujących, ciekawych, i każdy się bał. Nie miałem teczkę Macierewicza. Skąd, jak nie od niego? Ale to nie ważne, nikogo to Ci się nie interesuje. Ale widzisz, bo on był podwójnym agentem. A podwójnym dlaczego? Dlatego, żebyśmy my się nim nie interesowali. Dokładnie, żeby sobie odpuścić. Kontynent, żeby sobie odpuścić. Chodzisz, patrzysz, aha, on jest już zabezpieczony. Znasz, że jest wszystko ok. I tylko dzięki temu ruchowi, żeby przyznającemu powień to robić.
A ja byłem narzędziem tak dokładnie. Nie, to już jest. . . Wysoki Sądzie, tak jak w codziennym życiu, w rodzinie, w kontaktach ze znajomymi są kontakty i one trwają, owszem, wyklucza się. . . sytuacje konfliktowe lub inne, tak samo i w tajnych służbach wojskowych jest tak, że przecież zostaje się kolegą, znajomym, przyjacielem, powiedzmy tak. Czy ta odpowiedź wystarczy? A dwóch było szachistów tylko w ówczesnym czasie. Olo, ten chezdrzę zwany i Mariusz Wolny, kurwa. Tak, Erotoman Pierwszej Wody, który pompował Ola, kurwa, Olo się cieszył. I próbowali rozegrać to. I to wszystko. Dziękuję wam bardzo za sprawiedliwość. Dziękuję. Piotr P. siedzi w areszcie za anwersację wskoku Wołomin. A dzisiaj generał Marek Dukaczewski, były szef WSI, powiedział, że rzeczywiście były powiązania Piotra P. z prezydentem, ale prezydentem Kaczyńskim, jeśli bywał w pałacu, to za kadencji prezydenta Kaczyńskiego.
Zdjęcie pana prezydenta Bronisława Komorowskiego z tej premiery filmowej z przedstawicielami skoków Wołomin są faktem, ale też nie wykluczam, że WSI czy służby chciały im wygrać. Czy mogła się wyrazić pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wokół Pałacu Prezydenckiego była prowadzona jakaś gra? Dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość lub Prawa i Sprawiedliwości, jak jeden mąż odrzucił wniosek o komisję śledczą w sprawie skoku Wołomin, wniosek Platformy Obywatelskiej. Przypomnijmy, że wniosek o komisję śledczą w sprawie skoku Platforma Obywatelska złożyła ponad rok temu. Drugi wniosek o skok Wołomin złożyliśmy w lutym. Rzucenie tego wniosku przez PiS jest jednoznacznym dowodem, że PiS boi się Komisji Śledczej w sprawie Skoków. To jest takie niebezpieczne połączenie biznesu, polityki, mediów i pieniędzy w sektorze Skoków odpowiada właśnie partia Jarosława Kaczyńskiego.
To jest taka próba również nieuprawniona. Odwrócenia uwagi od afery z Kogwołomin, odwrócenia uwagi od prawdziwych przyczyn, prawdziwego przebiegu tej afery jest niebezpieczne. jest próba nieuprawnionego sklejenia Prawa i Sprawiedliwości z tą aferą, podczas kiedy to była afera w wykonaniu oficerów wojskowych służb informacyjnych, byłych oficerów wojskowych służb informacyjnych, związanych z Fundacją Prociwili. Czy te pieniądze dla Jacka Sasina były za coś konkretnie? Nie, w przypadku Jacka Sasina to nie były pieniądze na jakąś konkretną akcję, która kosztowała jakieś pieniądze. było to po prostu pieniądze przeznaczone na Prawo i Sprawiedliwość. Bo tak się wyrażał, że potrzebują na organizację, która niestety dzisiaj jest biednie, bo nie jesteśmy przy władzy, potrzebujemy trochę środków na kampanię, na tam inne elementy związane z pracą Prawa i Sprawiedliwości.
To, że pan Sasin dzisiaj będąc wicepremierem polskiego rządu, nie jest mu na rękę znać Piotra Polaszczyka, wcale się nie dziwię. A czy zaczepą się kiedykolwiek? Mówię, za rok była pani ojcieckiej w takiej sytuacji, żeby pieniądze zyskało połami. jakiegokolwiek tytułu legalnego, nielegalnego, oficjalnego, bądź nie, odbierał pan Jacek Sasin. Nie, nie byłam szczepionka. A czy ktoś deklarował, że pan Jacek Sasin w jakikolwiek sposób jest zaangażowany w możliwość pomocy z Korkowi Wołomi, czy jakieś środki należące do przekazywania związku z działalnością z Korkiem Wołomi? Nie słyszałam o tym, co pan profesor się nazywa z Korkiem Wołomi. Była Pani pytana przez jednego z obrońców o to, czy wypłaty, o których wcześniej była mowa nazwę je kopertowymi, były kierowane na ręce Pana Jacka Sasin.
Chciałem Panią zapytać, czy na tym Jugieleuszu z okazji krągowej rocznicy istnienia SPOK, o którym Pani powiedziała, był obecny Pan Jacek Sasin? jak było na rocznicę 15, bo wiemy, że podczas mojego kobietów w Areszcie też taka rocznica była, na jubiluszu 14 września 2013 roku tak, pan Jacek Sasin z tego co pamiętam był obecny. A wcześniejszy? Zdarzyło się to na pewno kilka, ale kilkukrotnie, no, że pan, mianowicie, Jacek Sasin, wytopaliśmy taką statuetkę, ona się nazywała, no, podaj cegłę, bo ulał ją ten tej statuetki. Natomiast żeby widzieć, czy jakieś koperty są Panu Jacekowi Sesinowi przekazywane, bo go absolutnie nie widziałem. Nie, pytałem o przyjemność obecności na tak ważnym wydarzeniu. Afera Skok-Wołomin jest aferą WSI. Piotr P. , były oficer WSI, to mózg tej afery. Usłyszał w tej sprawie 911 zarzutów.
Został też wcześniej skazany prawomocnym wyrokiem za wyłudzenia w aferze Fundacji ProCivili. Jest skompromitowany i kompletnie niegarygodny. Jego fałszywe oskarżenia odbieram jako próbę ataku na Prawo i Sprawiedliwość, który wpisuje się również w obecne działania opozycji, która za wszelką cenę chce podważyć nasze prawa. wiarygodność i uczciwość. Dodatkowo chciałbym powiedzieć, że w przekonaniu środowiska skróciemczych, to było powszechne, ta napaść na pana Kwaśniaka była elementem budowania jego przyszłej obrony, w procesie, którego się spodziewał. Powszechne przekonanie było, że ta, przepraszam, że ta napaść to mistyfikacja. że to napewno mistyfikacja? Takie było przekonanie. Mieliśmy tutaj do czynienia z sytuacją jak z daniego firmy gangsterskiego, w której ten strażnik, który wpuścił do banku bandytów, na koniec prosił o to, żeby go pobili. Takie było wtedy przekonanie. Kto takie przekonanie żywił? Całe środowisko spółdzielczych KASOSZCZONOSIÓŁ OKREDYTOWYCH.
Ja uważam, że to było w ogóle to, co się wydarzyło wokół szczególnie Kwaśniaka, to było po prostu jakieś moralnie skandaliczne, bo to był człowiek, który naprawdę od początku praktycznie istnienia KAS mówił o tym, że należało je objąć nadzorem. Naprawdę to była gigantyczna praca, żeby jakoś się w tym wszystkim rozeznać, więc zarzucanie jemu, że to on dopuścił do tych nieprawidłowych spraw, czy że w jakikolwiek sposób przyłożył do nich rękę i że to on jest winny tym nieprawidłowościom. Naprawdę, po prostu oceniam jako moralnie skandaliczne. Proszę pana, czy pan twierdzi, że w ogóle pobicia nie było, czy też, że pan właśnie jak sam dokonał samookaleczenia, czy też zlepcił komu innemu pobicie samego siebie? Twierdzę, że ja. . . Zwróćcie teraz uwagę wszystkie okoliczności i długi oddech.
przez chronienia tej grupy przestępczej, przez kierownictwo Komisji Nadzoru Finansowego nie było żadnego uzasadnienia do tego, żeby robić krzywdę panu Kwaśniakowi. W związku z czym to pobicie uważaliśmy, że jest mistyfikacja, która ma służyć w budowaniu narracji o bohaterskim obrońcy praworządności. który pojął ofiarę, broniąc interesu publicznego. W moim przekonaniu nie mamy takiej pokorywszości. Panie prezesie, dlaczego warto głosować na Grzegorza Bieleckiego? Bo warto, żeby w polskim parlamencie znalazł się człowiek, który jest reprezentantem tej najlepszej, najczyszczej i najbardziej jednocześnie efektywnej części polskiego kapitału. Tego, który powstał w sposób naturalny, oddolny. skoki przechodzą ostatecznie pod nadzór KNF-u. I dzieje się coś zaskakującego, w momencie, w którym zbliża się przejęcie nadzoru nad skokami przez KNF, z funkcji prezesa Kasy Krajowej rezygnuje Grzegorz Bielecki.
Czy to przypadkowy zbieg zdarzeń? Myślę, że Grzegorz Bielecki już od dłuższego czasu szykował sobie to odejście. I dowody są pośrednie właściwie. są związane z tym, jak likwidowano Fundację na rzecz Polskich Związków Kredytowych. To była ta fundacja, która początkowo miała pomagać Skokom, która budowała Skoki, ale później, z biegiem lat, to właściwie Skoki musiały płacić jej coraz więcej pieniędzy i za rozmaite usługi, m. in. musiały płacić jej np. za korzyści. korzystanie z znaku graficznego z koków, musiał płacić jej za wynajem siedzib, bardzo duże pieniądze. I ta fundacja przez kilkanaście lat stała się naprawdę bardzo majątną organizacją. I właśnie krótko przed odejściem Grzegorza Biereckiego z funkcji prezesa Kasy Krajowej, fundacja została zlikwidowana, a jej majątek przejęła spółka, której właścicielami byli Grzegorz Bierecki, jego brat i przyjaciel Lecha Kaczyńskiego, Adam Jedliński. Pora na mnie.
Trzeba się zaangażować, trzeba przyjść i powiedzieć, co my możemy w Polsce zrobić, żeby było lepiej. Żeby wszyscy ludzie lepiej żyli w Polsce i żeby więcej pieniędzy było w portfelach Polaków. Bo to jest najwłaściwsze miejsce dla pieniędzy. Dla mnie ta transakcja, to przejęcie majątku fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych, jej likwidacja, to jest takim dowodem, że Grzegorz Bielecki już przygotowywał się od jakiegoś czasu do odejścia ze skoków. Efekt jest taki, że bardzo dużą część majątku kontroluje w tej chwili, związanego kiedyś ze skokami za pośrednictwem tej fundacji, jej majątek jest twardy. W momencie przejęcia był wart około 70 milionów złotych, także to jest sporo pieniędzy. Mamy dzisiaj przyjemność tutaj gościć i w tym okręgu wystawiać jako Prawo i Sprawiedliwość pana Grzegorza Bieleckiego.
Jest to postać o formacie ogólnopolskim. Dlaczego? Z jednego prostego powodu. Ten człowiek rzucił wyzwanie tej. . . niesprawiedliwej transformacji, jaka w Polsce się ukształtowała w 1989 roku w zakresie bankowości. Pomysł komunistów na miękkie przejście od dyktatury do nowej rzeczywistości był prosty. Zamienić władzę na własność. Książeczki partyjne PZPR-u na książeczki czekowe i karty kredytowe. ale też równolegle zbudowano taki mechanizm wokół skoków, że udziały w spółkach i akcje spółek, które powstawały przez wiele lat wokół KAS, przejęła jedna firma zlokalizowana w Luksemburgu, która wówczas znosiła nazwę Skok Holding, no i szefem tej firmy. a został Grzegorz Bierecki. Więc myślę, że to jest taka kolejna przesłanka, która pozwala twierdzić, że tak naprawdę to Grzegorz Bierecki tutaj wycofał się i z funkcji w kasie krajowej zrezygnował.
Ale tak naprawdę nigdy nie oddał pełnej kontroli nad tym systemem, bo właśnie poprzez cockholding, poprzez to, że zasiada wciąż we władzach wielu spółek powiązanych z kasami, że są tam jego ludzie przede wszystkim, on wciąż ten cel. . . system kontroluje. Proszę Pana, czy w tej sprawie, którą Pan określił jako równoległą narrację dotyczącą tego wyprowadzenia znaczących kwot przez Pana, czy było wszczęte śledztwo w tej sprawie? Zawiadomienia zostały złożone. Nie wiem jak się potoczyła sprawa. Był pan przesłuchiwany w tym śledztwie? Nie. Nie był pan przesłuchiwany. A pamięta pan kiedy zostało ono umorzone? Stwierdziłem już, że nie śledziłem jego tej sprawy. Panu przypomnę, bo to była pierwsza decyzja podjęta przez Gniewa Ziobrę po wnięciu Urzędu Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego. W jakim uporzeniu pan wie? W uporzeniu śledztwa prowadzonego w Gdańsku.
W stosunku do kogo? W sprawie. W sprawie. W jakiej sprawie? W sprawie prowadzenia pieniędzy przez pana do Luksemburga. No właśnie, to jest ta równoległa narracja, o której wysoki sądzie wspominał. Jest kandydatem, który tam w Senacie, jeśli za waszą decyzją się znajdzie, będzie mógł podejmować decyzję, czy przyczyniać się do pomyślności polskich przedsiębiorców. Trzeba sięgać do najlepszych ludzi, ludzi, których sprawdziła praktyka, którzy w praktyce odnieśli sukces, którzy jeszcze pokazali też serce, że potrafią tym sukcesem się dzielić, pomagać osobom potrzebującym. Dlatego uważam, że warto było poprzeć wiarę. do synatu pana Grzegorza Bielskiego. na przykład inni biznesmeni, którzy w tym uczestniczyli, którzy wiedzieli o tym, że muszę zawieść tam do Bieleckiego 200 tysięcy, tak, na to, żeby ta kontrola była przeprowadzona według, zgodnie z naszymi oczekiwaniami i zgodnie z duchem zapotrzebowania w Skowro, nie? Więc, ponieważ umiałem to robić i potrafiłem te. .
. potrafiłem to zrealizować, no to byłem naturalną osobą, do której się zwracano i proszono. Fundusz łapówkarski oczywiście był w skoku, ale to nie był jakiś taki fundusz specjalny, w którym leżały pieniądze na każdym. . . On po prostu był na bieżąco realizowany. Mówiłem, że potrzebuję 200 tysięcy na przykład, czy 300 i mówiłem na co. Także wszyscy mieli świadomość, pani przep. . . miała świadomość, g. . . miała świadomość, że to są środki na to, aby zlikwidować pożar. Czy to jest tak? i też doprowadzić do sytuacji, w której nie będzie problemów, żebyśmy mogli dopiąć. . . żebyśmy mogli zlikwidować problem. Chodzi o to, żeby nie podłożyć się łatwo, tak? Rozumiem, to jak u Ciebie to powiedziałem. Bo oni są w stanie każdą rzecz zrobić. Wiem. Bo to jest mafia, no.
To jest po prostu mafia. Dlatego pan też cały czas na siebie powinien uważać, bo to jest mafia. Thank you. .
By visiting or using our website, you agree that our website or the websites of our partners may use cookies to store information for the purpose of delivering better, faster, and more secure services, as well as for marketing purposes.