VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Witam was ponownie na South Lane pod numerem trzecim i zapraszam do wspólnego gotowania. Zima coraz bliżej. Choć coraz mroźniej, warto się wybrać na wieczorny spacer. Na niebie ostatni, jesienny księżyc, a właściwie już tylko jego skrawek. Za parę dni now. Więc doskonale widać gwiazdy. Może tam, gdzie mieszkacie, będzie czyste niebo, a na nim Terumendil, Nande, czy cudowny Lumbar ze swymi magicznymi pierścieniami zachodzący powoli nad południowo-zachodnim horyzontem? Czy to samo oglądały dzieci Iluvatara, gdy po raz pierwszy otworzyły oczy? Ech, cudowne, jesienno-zimowe niebo. Ja najbardziej lubię wielki rondel, jak nazywają miziołki najbardziej znanych gwiazdozbiór północnego nieba. Nawet w najchłodniejsze dni przypomina mi ciepło i przyjazny ogień mojej kuchni. Czasem czuję wtedy nawet zapach. Zruszenia i emocje wzmakają apetet.
Warto przygotować coś bardziej pożywnego od zwykłych podpłomyków. A mianowicie, podpłomyki dziadka Kottara. Sprawdziły się, gdy trzeba było orać urozajne pola kotonów? Sprawdzą się i na spacerze. Tym razem jednak będziemy musieli się trochę przygotować, jeśli nie chcemy do domu wrościć głodni. Potrzebna nam będzie pszenna mąka, najlepiej taka jak na chleb, kwaśna śmietana, troszkę soli, drożdże oraz sporo czasu. Nie marnujmy go więc i do roboty. Odmierz trzy kubki, a wedle miary dużych ludzi jakieś pół kilo mąki. Dobrze przesiej ją przez sito, a porządną łyżkę odsyp do osobnego kubka, żeby zrobić zaczyn. Do odsypanej mąki dodaj nieco letniej wody i dorzuć rozkruszone, świeże, pachnące drożdże. Niewiele. Tyle co twój paznokieć albo ile mieści na parstek twojej lubej.
Dodaj kapkę miodu, a jeśli w twojej okolicy bywają kubcy z dalekich krain, szczyptę cukru. Wszystko dobrze wymieszaj i odstaw zaczyn przy ciepłym piecu. Teraz masz trochę czasu, by pośpiewać stare pieśni lub uwiecznić jakąś historię w nowej. Jeśli jedyne eru nie obdarzył cię ani dobrym słuchem, ani tym bardziej głosem, zlituj się nad domownikami i poczytaj opowieści o dawnych bohaterach. Jeśli zaczyn już zaczął porządnie pracować, możesz przestać śpiewać i wrócić do pracy. Do mąki wsyp szczyptę soli, około pół łyżeczki do herbaty i starannie wymieszaj. Wlej zaczyn do mąki i zacznij po troszeczku dolewać tłustej kwaśnej śmietany. Będziesz potrzebował około ćwierć litla według ludzkiej miary. Wyrabiaj ciasto starannie, aż będzie gładkie i przestanie się lepić do rąk.
Pod koniec wyrabiania możesz dodać trzy albo cztery łyżki oliwy, albo, jeśli masz dobrą krowę, nawet kopiastą łyżkę albo dwie prawdziwego masła zrobionego ze świeżego mleka. Przełóż teraz ciasto do misy, przykryj ściereczką i zostaw w cieple, aż będzie dwa razy większe. Możesz się teraz zdrzemnąć, odpisać w końcu na listy, o których dawno zapomniałeś, albo zrobić jakąś inną rzecz, którą wciąż odkładałeś na później. Ciasto będzie rosnąć bardzo powoli, więc masz dużo czasu. Zdradzę Wam teraz największą tajemnicę dziadka Kottara. Jeśli rosnące ciasto zostawicie na cały dzień w chłodnej ziemiance, oczywiście dobrze zabezpieczone przed myszami, albo jeszcze lepiej w przeciągu lodowni, to placki będą jeszcze lepsze. Gdy ciasto wyrosło, wyjmij je z misy, przeegnieć raz czy dwa i podziel ciasto na części.
Najlepiej na 6 albo 8, jak tam lubisz. Uformuj placki i podobnie jak zwykłe podpumyki, kładź je na bardzo gorącą blachę, rozgrzane kamienie lub patelnię i piec z dwóch stron. Jeśli masz prawdziwy piec, rozgrzej go mocno, a potem chruśnij go w środku wodą, albo włóż rondelek z wrzątkiem. Podpomyk upieczony w ten sposób będzie wy-borny. Jeśli natomiast poszedłeś na wyprawę, a patelnię nierozsądnie nie zabrałeś z domu, możesz nałożyć ciasto na okorowany patek i cierpliwie upiec nad ogniskiem, zupełnie jak kiełbaskę. Kto odważny, może dodać do ciasta drobno posiekane kiełbasy, szynki czy nawet wędzonej lub solonej słoniny. Ilu niziołków, tyle pomysłów. Możesz taki placek maczać w oliwie, albo w miodzie, dodać tartego sera, posypać kminkiem lub czarnuszką, co kto lubi.
Ech, chyba zgłodniałem opowiadając Wam o tym. Na szczęście mam już przygotowane wyrośnięte, wyrobione ciasto, pozostaje tylko mocniej rozpalić piec. Gdy spotkamy się następnym razem, kto wie, może cały świat będzie pod białą pierzyną śniegu. Będzie to doskonały moment, by przy butelce grzańca upiec korzenne ciastka, które będziecie zajadać z bliskimi podczas zimowego przesilenia. Do ponownego usłyszenia z Kuchni na South Lane 3, pozdrawia Was Holman Cotton. .