VIDEO TRANSCRIPTION
Podcast "Co Ćpać po Odwyku" omawia lęki egzystencjalne, szczególnie strach przed śmiercią, proces starzenia się i akceptację nieuchronności śmierci. Autorzy dzielą się osobistymi doświadczeniami z lękiem, podkreślając znaczenie rozmów z osobami starszymi. Omawiają także strategie radzenia sobie z chwilowym stresem, reakcje społeczeństwa na trudne sytuacje oraz potrzebę pomocy i solidarności w obliczu zagrożeń. Dodatkowo, poruszają kwestię kontroli nad emocjami i wpływu sytuacji zewnętrznych na nasze samopoczucie.
Jakub Żulczyk, Juliusz Strachota, wspólnie ze Storytel przedstawiamy nasz podcast o uzależnieniach i wychodzeniu z uzależnień Co ćpać po odwyku? Cześć, tu podcast Co ćpać po odwyku? Witamy Was w piątej serii. Ta seria jest trochę inna niż poprzednie, bo jesteśmy z powrotem sami. Zostaliśmy sami, można tak powiedzieć. Ostatnich dwóch na tym świecie. Ostatnich dwóch na tym świecie. Nie ma naszych gości, nie wiemy gdzie się podziali, znaczy wiemy gdzie się podziali, po prostu ich tutaj nie zaprosiliśmy. No i witamy was również w. . . możemy to chyba powiedzieć, no w ostatniej serii naszego podcastu. Witamy w finale. Witamy was w finale.
Dlaczego jest to finał? To nie mamy chyba na to jakiejś konkretnej odpowiedzi, po prostu tak nam się wydaje, że lepiej jest zejść ze sceny niepokonanym, nie? Chyba, że pokona nas ten sezon. Chyba, że po prostu ten sens. W tym, ja się zastanawiałem nad tym, bo ja muszę przyznać, doszedłem do takiego wniosku, że ja chyba nie mam za dużo do powiedzenia o uzależnieniu już i też chyba nie chcę tak w nieskończoność o tym gadać. W sensie życie się toczy i jakby trafi nas mnóstwo problemów. Nie czuję się jakby ekspertem, żeby ten wątek kontynuować w nieskończoność. A ja myślę, że zrobiliśmy niesamowitą robotę, a dowodem na to jest jakaś niesamowita wasza, drodzy słuchacze, reakcja na ten podcast, która po prostu przeszła nasze najśmielsze oczekiwania.
Okazało się jakby z tego, co do nas piszecie na Instagramie, na fejsie, ale też z tego, z jakichś interakcji, które mamy też z wami, że tak powiem w życiu prawdziwym, okazuje się, że po prostu bardzo. . . bardzo udało nam się wam pomóc codziennie albo w waszej walce z uzależnieniem, albo w zrozumieniu tego, co się dzieje dookoła was, kiedy ktoś z waszych bliskich jest chory i potrzebuje pomocy. Ja nie lubię tak naprawdę analizować swojej własnej roboty i sam siebie recenzować, ale wydaje mi się, że jest to taki moment, bardzo dobry moment, aby to, co do tej pory zrobiliśmy, jakoś podsumować.
jakoś zamknąć, a też zobaczyć może, co się zmieniło też w naszym życiu, w moim życiu, w twoim życiu, od czasu, kiedy zaczęliśmy ten podcast, te dwa lata temu, jeśli dobrze pamiętam, no bo czas to iluzja, nagrywać. No tak, bo zmieniło się dosyć dużo i zmienił się świat bardzo. Znaczy chyba zaczęliśmy nagrywać już jak trwała pandemia, tak, ale to popatrz, jaka ta pandemia długa jest. A już nikt o niej nie pamięta. Dokładnie. I chyba chcemy spróbować wrócić do teraźniejszości i do tego, co się z nami dzieje teraz i też trochę spojrzeć na tę podróż, ponieważ w pierwszym sezonie odwoływaliśmy się w dużej mierze do przeszłości, z niej wyciągaliśmy tę opowieść, bym powiedział. A teraz chcielibyśmy tę opowieść wyprowadzić z teraźniejszości? Dobrze mówię? Tak, tak, myślę, że dobrze mówisz.
Chcemy też wrócić do początku, tak? Bo pierwszy sezon nagrywaliśmy we dwóch. Potem doszliśmy do wniosku, że z chęcią też pogadamy sobie z innymi ludźmi. Zaprosiliśmy mnóstwo wspaniałych osób do tego podcastu. Odbyliśmy naprawdę 6x3, 18 naprawdę bardzo ciekawych rozmów. Przeróżnymi ludźmi, którzy nam i wam pokazali jakieś aspekty kolejne uzależnienia, choroby i medyczne, i neurologiczne, i osobiste, o których jakby też przedtem nie wiedzieliśmy. Także chyba wracamy do tej takiej podstawowej formuły, w której po prostu siedzimy sobie we dwóch i sobie gadamy. Tak, ale ta podstawowa formuła po latach, że tak powiem, sprawia, że jestem bardziej stremowany nią chyba niż na początku, bo po tylu tych gości było wspaniałych, nie? Bo opowiadali i opowiadały takie mądre rzeczy, a znowu ja.
Tak, nie mamy tej podpórki, tak? Nie mamy podpórki tej trzeciej czy nawet dwóch po prostu świetnych osób, które siedzą. obok nas i zdejmują z nas ten ciężar odpowiedzialności. Może tak. Ale też mi się wydaje, że jakoś damy sobie radę i wydaje nam się, że już chyba po tych wszystkich sezonach ufacie nam i wiecie, że ani nie chcemy. . . zrobić wam jakiejś w ogóle krzywdy, ani chcemy zrobić fuszerki, a też skoro nagrywamy ten odcinek, to znaczy, że jeszcze coś tam mamy do do powiedzenia. My w tym sezonie doszliśmy do wniosku, że chcemy pogadać o czymś, co chyba jest tak naprawdę kurczę, no takim rdzeniem, sednem tego wszystkiego, nie? Czyli o emocjach. Tak. Zdecydowanie tak. Co nie jest szczególnie odkrywcze, bo dzisiaj wszyscy chyba gadają w ogóle o emocjach.
I też chcielibyśmy w takim razie zacząć od mało odkrywczej emocji, ale na przykład w moim życiu dosyć istotnej. W mojej też. Najważniejszej. No to może ja cię zapytam generalnie od razu. Czego ty się boisz? Czego ja się boję? O Jezu. Czego ja się nie boję? Okej, powiedz. Czego ja się nie boję? Lepiej należałoby zapytać. Boję się. . . Na pewno boję się śmierci, chociaż trochę mniej niż kiedyś. bo miałem momenty w życiu, kiedy bałem się śmierci potwornie. I też ten strach przed śmiercią, być może jest to taka muzyka, która gra w tle cicho życia każdego z nas. Ale ja bardzo dużo czasu w życiu poświęcałem na myślenie o nietrwałości, przemijalności, dacie przydatności do spożycia, która jest wydrukowana na wszystkim, co nas otacza, w tym również na moim czole.
I wiesz, i to jest jakiś taki główny lęk, chociaż gdzieś tam nie chcę zapeszyć, ale być może jakoś zaczynam sobie z nim powoli radzić, bo też może o czym też pewnie pogadamy zaraz w tym odcinku, ten lęk tak naprawdę, zaczynam wierzyć też w to, że ten lęk tak naprawdę jest lękiem przed czymś trochę innym niż przed samą śmiercią, taki lęk egzystencjalny. Czego się boję? No boję się też, że stracę ludzi, których kocham, że zostanę sam. Bardzo się tego boję, że odejdą ludzie, którzy po prostu są przy mnie. Boję się śmierci moich rodziców, która jest przede mną jeszcze i oby ten czas był jak najdłuższy, bo moi rodzice oboje jeszcze żyją i mają się nawet nieźle. Boję się samotności, boję się tego, że odejdą moi przyjaciele, że stracę swoją rodzinę.
Boję się tego, że zostanę sam i kompletnie nie będę wiedział, co z tym zrobić. Boję się tego, że zostanę sam i boję się tego, że na przykład nie będę miał za co żyć. Że będę głodny. Że nie będę miał pieniędzy. Że będę. . . jakby nie mógł sobie po prostu. . . Ale to jest jakby dalszy ciąg tej samotności, nie? I być może dalszy ciąg tej śmierci, takie poczucie niebezpieczeństwa. No i to są chyba jakieś takie podstawowe lęki, które towarzyszą mi na co dzień i na pewno powinienem ich mieć w sobie mniej, bo one nie działają dobrze. One działają dobrze do pewnego momentu, ale tylko do pewnego momentu, tak uważam, one jakby działają mobilizująco.
Do czego może zmobilizować lęk przed śmiercią? Do pełniejszego życia i do nie czekania na jutro i do szybszego podejmowania pewnych decyzji i do tego, aby po prostu nie tkwić w sytuacjach, które na przykład są dla ciebie niedobre i czekać aż one się, nie wiem, same rozwiążą na przykład. to do tego na pewno możecie zmotywować lęk przed śmiercią bez wątpliwości żadnej. I żeby wykorzystywać to życie jakoś, żyć z dnia na dzień. Ja jeszcze kończąc temat moich lęków, to ja nie mam lęków chyba takich fobicznych, nie mam czegoś takiego, że się boję tam pająków, klaunów, chociaż trochę mam. tak coś, ale to już tak na zasadzie takiej anegdoty. Brzydzą mnie jakby rzeczy takie związane z krwią. Nie wiem czemu mam tak całe życie, ale to też jest tutaj jakieś może freudojskiej analizy.
Tak jak niektórych brzydzi, nie wiem, brzydzą zwierzęta, jakieś robaki, myszy, jakieś, nie wiem, pająki właśnie i tak dalej, to mnie brzydzi, nie wiem, to jest dziwne, nie wiem, jak komuś krew z nosa leci albo trzeba pobrać komuś krew. Mi trzeba pobrać krew, to ja na to tak reaguję niedobrze. Ale krew to życie, więc to też jest ciekawe. Natomiast co należy też, wydaje mi się, wspomnieć, że te wszystkie lęki i te emocje, bo one są. . . Dlaczego w ogóle o nich gadamy? No bo one są nierozerwalnie scalone z piciem, z nałogiem, z braniem narkotyków. z tym, o czym gadamy przez cały ten podcast.
Pamiętasz naszą rozmowę z Gosią Halber? Nie? Kiedy ona powiedziała, wypiła, kiedy tam wypiła pierwszego browara, czy drugiego, to nagle miała coś takiego, taką olśnienie, taką epifanię, nie wiem, czy można tak to nazwać, że wiesz, wow, to tak się czują normalni ludzie. Nie? I ja też tak miałem, że mnie na przykład w ogromnym W ogromnej części to, że np. alkohol czy różne dragi tak mnie uwiodły, to było to, że one zadziałały na mnie przeciwlękowo, bez dwóch zdań. Że były po prostu środkiem, który przyniósł mi ulgę od wewnętrznego napięcia, od nerwicy, od lęku itd. A czego ty się boisz, Juliusz, powiedz, przyjacielu mój drogi? Czego ja się boję? Drogi panie Jakubie, nie będę oryginalny, boję się śmierci. A chyba, że jestem bardzo zajęty, to wtedy się nie boję.
Natomiast no i ten lęk przed śmiercią, długo można o tym lęku przed śmiercią pogadać i ufam, że sobie jeszcze pogadamy. Na przykład ja bym takie kwestie różnych strategii radzenia sobie z lękami rozmaitymi chętnie prześledził. Choć mnie nie wierzę, ale to dojdziemy do tego. Natomiast no lęk przed śmiercią i ten lęk przed śmiercią zaczął mi się objawiać 3-4 lata temu. Teraz już osłabł, tak? I trochę, że go tak już nie ma. Ciężko, jak gadam z terapeutą moim, to tak ciężko go złapać i tak, że tak chodzę pół roku i że może by do tej śmierci wrócić, ale był taki moment, że on był bardzo silny i objawiał się na granicy jawy i snu. Kiedy zasypiałem, dopadał mnie, bądź mogę powiedzieć dopada, bo może mnie dopadnie jeszcze taki atak paniki.
Wcześniej tego w ogóle nie miałem. a taki paniki miewałem w życiu wiele razy i takie poczucie lepiej tego nie umiem nazwać, ale takie poczucie że jesteś na granicy jawy i snu, do końca nie wiesz w którym momencie ale masz bardzo jasne poczucie, aha czyli to już koniec, moje życie się już właśnie kończy, w sensie jestem na chwilę przed śmiercią tak, tak, tak, to się dzieje teraz i jakiś tam opór wewnętrzny, no i atak paniki to jest takie m. . . fizyczne, psychiczne, emocjonalne, taki konglomerat zjawisk wewnątrz po prostu. Ja zacząłem mieć takie ataki paniki, to zacząłem je mieć po tym, jak zmarł mój nauczyciel zen pierwszy. I to było coś dla mnie takiego nowego, ponieważ ja wcześniej nigdy się śmierci nie bałem, choć muszę przyznać jakby. . .
Nigdy? Jako dziecko? Nie pamiętam, ale to zaraz wrócę do tego. W sensie jako dziecko pamiętam siebie, jak dowiadywałem się o śmierci w ogóle od rodziców i od babci, jak sobie śmierć wyobrażałem i pamiętam moje pierwsze wyobrażenia na temat może nie tyle śmierci, co procesu umierania i mam bardzo silnie zakodowane takie poczucie, że ludzie jak robią się coraz starsi, to robią się trochę znowu dziećmi. Takie miałem jakieś. Nie jestem ci w stanie na 100% powiedzieć, czy się nie bałem śmierci w dzieciństwie. Nie było to żadną dominantą wielką w moim życiu, choć byłem rozmiłowany w zajmowaniu się tym tematem. Śmierć mnie interesowała w takim sensie, wiesz, przemijanie, tak jak w praktyce Zen cię interesuje, przemijanie po prostu tak.
Tak miałem jakby w sobie dużą pasję do zajmowania się przemijaniem, nie dla śmiercią, w sensie nie chcę, żeby to zabrzmiało tak. Niepokojąco, po prostu przemijanie mnie interesowało pod wieloma względami. Bardzo mnie ciekawiło, do dzisiaj mnie ciekawi. Czasem się zastanawiam, czy mój lęk przed śmiercią nie jest jednak wynikiem moich pasji, po prostu rozpuchanych do przemijania. Jest podstawowy komponent naszego istnienia, to jest przemijanie i ja tym naprawdę zajmuję się pasjami. I nie wiem, czy po prostu to nie są efekty uboczne. Bo jak czasem gadam z rówieśnikami, to oni mówią, że oni się śmierci nie boją. Ale to pal licho. nie wiem, zbadam.
Każdy się boi śmierci, bo tak jesteśmy zaprogramowani biologicznie, po prostu ludzie są ludzie są mniej lękowi, albo tacy, którzy to mają mniej uświadomione, albo są ludzie, którzy po prostu jakoś wychodzą może ze słusznego założenia, że ten lęk tak naprawdę jest pozbawiony sensu na dłuższą metę, tak? Poszasz się dużo wątków. Może tak jest, ja tego nie wiem, wiem, że nawet jeśli ludzie się niektórzy boją śmierci, to boją się na różne sposoby tej śmierci. I myślę sobie, że jest jakaś granica, kiedy tej śmierci się boisz, bo coś tam ogólnie nie wiadomo o co chodzi. I wiesz, jakby hello, nie chciałbym, prawda? Wolałbym tego za życia nie doświadczać. Ale jestem. . .
Lęk przed śmiercią, który zamienia się w pewnego rodzaju obsesję, w masę intruzywnych myśli, po prostu kołowrotki, bo takie kołowrotki myślowe mi się zaczęły pojawiać też co rano. Miałem taki okres, kiedy po prostu zajmowałem się śmiercią w sposób obsesyjny, ale to wszystko miało takie składy. Ale w jaki sposób? Że co, oglądałeś oblicza śmierci, czy nekrologii, czy to jest w gwiazdecie? Wstajesz rano i myślisz, że umrę, moja żona umrze, mój pies umrze, moi rodzice umrą, ja umrę, ja umrę. W sensie taki coś w głowie. Nie potrzebowałem niczego oglądać do tego specjalnie. Po prostu takie coś mi się działo w głowie. Jakiś taki nerwicowy mechanizm. On minął. Nie wiem do końca dlaczego, ale też chciałbym wrócić do lęku. W sensie lęk przed śmiercią jest dosyć istotny.
i fascynujący, natomiast chcę powiedzieć, że zanim zacząłem bać się śmierci, to bałem się życia. I to był mój główny lęk, to znaczy bałem się życia, swojego życia, w sensie prawdy o swoim życiu, prawdy o tym kim jestem. Było to związane z tym, że jakby świat nie mógł się dowiedzieć kim jestem, chociaż ja za bardzo sam nie wiedziałem kim jestem. I to był lęk przed życiem, tak z tej perspektywy go widzę, więc jakby wyzwalanie się z tego lęku to było przedostawanie się do samego siebie jakby, nie? Tak. No i ten lęk. . .
No wiesz, ten lęk nie gra, chociaż grał ogromną rolę w moim życiu, ponieważ ja pijąc, ćpając, kłamiąc, udając, co chwila wchodziłem w jakieś role po prostu, żeby tylko świat nie zobaczył mnie, albo ja sam siebie, żebym nie zobaczył kim jestem. No więc jakby wywróciłem ten lęk na drugą stronę i pojawiała się śmierć. Może to jest generalnie ten sam lęk, nie wiem. No ale to są, to wracając do przeszłości, to to był mój główny lęk. Jak go się pozbyłem, to może ta śmierć się wtedy wyświetliła, wiesz. A teraz, no wiesz, ten śmierć bliskich i tak dalej, to bym wrzucił do jednego wora, w ogóle jakby z przemijaniem.
Ale co chcę powiedzieć? Okej, ten lęk przed śmiercią był intensywny, bywa, pojawia się, ale nie chcę powiedzieć, że to jest coś takiego, że nie przeraża mnie ten lęk. Wiesz o co chodzi? Wydaje mi się, że no. . . no hello, to tak jest, no jak tu się nie bać. To jest ciekawe, co mówisz, bo to wychodzi na to, że ten lęk dopadł cię, taka wielka fala tego lęku dopadła ci już w tym trzeźwym życiu. No tak. Bo ja przeżyłem coś bardzo podobnego. I też miałem to miejsce i to, że w ogóle się spotkaliśmy i że na przykład zaczęliśmy razem zen praktykować, nie? To też było jakby. . .
pokłosiem tej fali takiego lęku, która we mnie wybuchła i w ogóle też zaprowadziła mnie do lekarza i na terapię i tak dalej. I to wybuchło, to było z pięć lat temu, bo jedną z konsekwencji tego tej sytuacji było to, że rzuciłem palenie. Na przykład, wiesz, bo musiałem zrobić cokolwiek, żeby odzyskać kontrolę nad swoim, że tak powiem, przemijaniem i śmiertelnością, więc rzuciłem palenie, które jednak, jak wszyscy wiemy, gdzieś tam to życie skraca i jakby funduje ci dosyć poważne ryzyko ciężkiej, bolesnej, śmiertelnej choroby. Ale oczywiście to jest plus, to jest wielka dodatnia jakość tego, bo jestem dzisiaj z siebie strasznie w ogóle dumny, że to palenie rzuciłem. Przez chwilę nawet myślałem, żeby nagrać jakiś osobny podcast o tym w ogóle, o rzucaniu palenia. Wiesz o co chodzi, bo to naprawdę. . .
Bo przez pierwsze 3 lata tam trzeźwienia 4, no to jarałem, wiesz. Jarałem jeszcze jak smok. To, że takie zresztą było przekazanie na terapię. Ale do meritum. Mnie to dopadło, tak samo jak ciebie też w trzeźwieniu. Pamiętam ten moment. Pamiętam nawet dokładnie co mnie strigerowało do tego w ogóle takiego okresu, takiego bardzo pogłębionego death anxiety, jak to się mówi po angielsku, bo tak jest to sklasyfikowane w ogóle, w Anglosach się to sklasyfikowali jako jakaś taka w ogóle powiedzmy nawet jednostka chorobowa. Ja potem, jak już to się trochę uspokoiło, to miałem wrażenie, że to nie był lęk, który pojawił się znikąd, tylko on po prostu wybił nagle na powierzchnię, trochę jak taka woda, która wykipiała w garnku przykrytym, a on był obecny już od zawsze.
On nie pojawił się znikąd, on gdzieś właśnie grał po prostu w tle jak taka cicha muzyka, jak taki cichy soundtrack, ale był. I pamiętam, że co takie były, wydaje mi się też teraz patrzę z perspektywy czasu, takie triggery, bo to był w tym samym momencie było tak, że moja partnerka była po prostu w szpitalu, miała dosyć tam ryzykowną taką. . . operację kardiologiczną, to się nagle jakby zbiegło w czasie, plus umarł mój dziadek. I to się jakby nałożyło na siebie, to było dosłownie jakby w tym samym momencie. I to zdecydowanie, to były takie wydarzenia, które to uruchomiły. Jakby wiesz, to wysprzęgliły to. No tak, no u mnie też było coś takiego, co obserwowałem, jakby dosyć długi proces umierania mądrego człowieka, który był bardzo ważny w moim życiu. I nagle pyk.
Co ciekawe, zaczęło się to, on zmarł w dzień mojego ślubu. czy dzień przed, a później to się zaczęło w podróży poślubnej naszej na Sri Lankę, nie? Zacząłem się bać śmierci pod palmami. To jest bardzo ciekawy wątek i ja muszę wrócić jeszcze do wątku tego, że ty się boisz, że tam nie będziesz miał pieniędzy. Muszę przyznać, że bardzo zabawny lęk. Czemu zabawny? Ja jakby nie umiem tego wyobrazić. Pamiętam siebie, że się bałem, że miałem takie lęki. Nie wiem, to się antycypacyjne nazywa? Tak, tak, tak, lęki antycypacyjne, tak. Bardzo silne, bardzo silne, w sensie zabawne jest, bo ja sobie przypomniałem siebie, że nie potrafiłem jakby cieszyć się w ogóle normalnie życiem, wiesz o co chodzi, godziną, którą miałem do przyspę. . .
mam bardzo wyraźne obrazy, że nie mogłem na przykład spokojnie spacerować. przez godzinę, bo się zastanawiałem nad tym, że za miesiąc mogę nie mieć pieniędzy, nie będę miał, mogę nie mieć, jakby, co to wyobrażałem. Oczywiście miałem wtedy dużo różnych kłopotów finansowych, to wiadomo, ale i nie ma, w ogóle odeszły mi te rzeczy zupełnie. Znaczy mi na poziomie racjonalnym też odeszły oczywiście, natomiast jakby wiesz, i naprawdę to jest też coś takiego, że no ja żyję nieźle i jestem. . . zabezpieczony i wielu ludzi, którzy w tym momencie nie żyje wcale tak nieźle i mają bardzo różne problemy realne, jakieś materialne, które są powiązane też z tym, co się dzieje teraz na świecie i do czego zaraz przejdziemy.
Ale wiesz, ja jestem jednym z niewielu w tym momencie szczęśliwców, którzy na przykład nie mają kredytu mieszkaniowego, więc jakby no nie ta lawinowa na przykład, lawinowo rosnące 100% mnie interesują. W każdym razie bardzo dużo jest teraz ludzi, kiedy ja mówię coś takiego, że ja na przykład mam lęk materialny jakiś, lęk o swój byt, to jest mnóstwo ludzi, które wiem w tym momencie może do mnie podejść i zaśmiać mi się w twarz po prostu i powiedzieć, wiesz, co ty w ogóle gadasz. Może nie z tej samej półki, ale trochę podobny tekst, tak jak nie wiem, czy ostatnio ci wpadło coś takiego, że jest taka piosenkarka Grimes i ona jest jakby związana z Jelonem Maskiem, który jest najbogatszym. Z granicy nędzy.
typem na świecie, na planecie i ona coś powiedziała, że on żyje trochę jakby żył na granicy nędzy czy coś takiego, bo tam nie chciał materaca wymienić na nowy, który miał dziurę i tak dalej, i tak dalej. No wiesz, no okej, ja nie jestem Elonem Muskiem by any means, ale ale rzeczywiście może jest to nieracjonalne. No ale złe, no lęk jest lękiem. Ale to jest taki lęk, który się porusza może takimi stałymi, wiesz co, po prostu kolejinami. Jest jakaś bruzda w mózgu.
głęboko wyżłobiona i po prostu idzie, kurczę, tą drogą idą czasami te myśli, te emocje, bo nie są jakby, łatwiej jest iść tą już wyżłobioną, wiesz, bruzdą niż wydrążyć nową bruzdę zupełnie, nie? No tak, no, a nie zrobiło ci się tak z wiekiem, że już masz taki dystans do tych swoich lęków trochę, w tym sensie, że lęk, nie wiem, jak mnie dopadał silny lęk, napad paniki, nie wiem, 20 lat temu, to ja tylko. . .
pragnąłem po prostu ucieczki, ulgi, wiesz o co chodzi, już jakby pomijam, jakby że łykałem wszystko co się da, a jak takie rzeczy zaczęły mi się pojawiać kilka lat temu z powrotem, to paliwo, że nawet nie traktowałem tego jako, to jest dziwne, że nie traktowałem tego jak jakiejś osobistej porażki, w tym sensie, że ja wracam do jakiegoś punktu, ale to po prostu, mimo że to był cały czas tak nieprzyjemny stan, to nie sprowadzało mnie to do takiego tunelu, do takiego kanału jak kiedyś, wiesz o co chodzi, nie sprowadza, ja mam przynajmniej takie poczucie, że że jest duża szansa, że ja się tych różnych lęków swoich nie pozbędę do końca życia. No i tak jest okej, nie? Tak jestem ja skonstruowany, tak jest życie skonstruowane.
No w ogóle się ich nie pozbędziesz absolutnie, nie? No bo jakby jesteś człowiekiem, jakbyś miał się ich pozbyć zupełnie, to znaczy byłbyś jakiś zlobotomizowany. Ale jest taka narracja, że jakby, wiesz, żebyśmy się kurczę tak ćwiczyli tych wszystkich różnych rzeczy, kurczę duchowo, mindfulnessowo, kurczę terapeutyczno jakiś, żeby po prostu osiąść już na chmurze spokoju, nie? To znaczy, wiesz, lęku przed śmiercią, na przykład, o którym rozmawiamy, na pewno się nie pozbędziemy. On może się przekształcić w coś innego, no bo on, wiesz, my teraz jeszcze mamy po cztery dychy, circa, ty tam troszeczkę poja, troszeczkę mniej, ale okej, mamy obaj po 40 lat, można tak powiedzieć. I z tej perspektywy to jeszcze tak. . . Możemy sobie gadać, ale to będzie miało inny smak za 20-30 lat, zakładając, że życzmy sobie, że dożyjemy.
Ale ja nie mam poczucia, że to się akurat pogłębi ten lęk. Tak uważasz? Bo ja ci powiem taką historię. Moim wielkim lękiem jeszcze do niedawna było to, że tak naprawdę ja się, złapałem się kiedyś na tym, że ja się nawet nie tyle boję śmierci, tylko ja się boję tego. jak ja bardzo będę się bał śmierci, kiedy będę miał na przykład lat 70 albo jeszcze więcej. Dlatego ja gadam o tym z 80-latkami. Po prostu. I co ci mówią ci 80-latki? Byłem ostatnio, dwa tygodnie temu byłem na grobie moich pradziadków. I na grobie moich pradziadków, którzy zmarli na początku lat 80-tych, w sensie 80-ty rok i 81-ty pierwszy. Jest masa kwiatów.
I stoją znicze, w sensie jestem tam dwa tygodnie temu, stoją znicze, jeden jest dla kochanego taty, drugi jest dla kochanej mamy. Umarli 40 lat temu. Złapałem się za łeb. Ja pierd. . . w ogóle wiesz. No więc zawędrowałem tydzień później, to jest cmentarz w Rembertowie, zawędrowałem tydzień później do mojego wujka w Rembertowie. który ma lat 80, brata mojej babci, to jest jakby jedyny łącznik z tamtym światem dla mnie. Dla mnie takie łączniki są bardzo ważne, w sensie takie furtki i tacy ludzie i. . . i gadam z wujkiem o tym. No i oczywiście ja zahaczam, bo ja po prostu robię to obsesyjnie, zahaczam o temat, czy ty się, wujek, boisz śmierci. On jakby. . .
On czeka tylko na to, żeby dołączyć do swoich rodziców i mówi o tym, że. . . Ja mówię, no ale wiesz, oni w ogóle nie żyją 40 lat, ty tam jesteś co chwila na tym grobie, to w sensie ja to z takim podziwiem jak mówiłem. Mówi, no tak, ale to jak ktoś nie żyje, to w ogóle niczego nie zmienia, nie? I wiesz, ja gadam z człowiekiem, który jednak wie trochę więcej o tym procesie, w jakim my uczestniczymy, trochę więcej, nie? I on jest już jakby na progu tam, tak przynajmniej mi się wydaje, że bardziej niż ja, prawda? ma zupełnie inne spojrzenie na śmierć niż ja.
W związku z tym ja gadając, na przykład prowadząc takie rozmowy, utwierdzam się w przekonaniu, które nie trwa zbyt długo, nie jest to coś, co by mnie ukoiło na bardzo długo, w takim przekonaniu, że jeżeli wracam do swoich lęków przed śmiercią, to a, jeżeli umrę za chwilę, to tego nie zauważę, luz. B, jeżeli miałbym, że tak powiem, na tą śmierć jeszcze czekać dosyć długo, To jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że z wiekiem to wszystko się złagodzi, bo takie obserwuję mechanizmy u ludzi. Nie mam żadnych statystycznych badań na ten temat i nie korzystam z nich, ale jakby rozmawiam z człowiekiem, który przynajmniej tak wygląda, że w tej śmierci boi się trochę mniej niż ja i że następuje proces zgody w tym procesie starzenia się, następuje proces zgody na to, co jest nieuchronne.
to mnie koi, ej, wiesz, jak sobie tak myślę, ej, czyli może tak się zdarzyć, że jak będę teraz się będę starzał i będę się coraz bardziej godził na śmierć. I na przykład to mnie uspokaja. Oczywiście zaraz mi mija, no ale to ileś mam tych strategii. Ale jest to kojące. Ileś mam tych strategii, które działają na chwilę. Słuchaj, bo nasza rozmowa się odbywa, w ogóle nie możemy od tego jakby uciec, ani tego pominąć. Nasza rozmowa odbywa się w bardzo określonym też kontekście. W chwili, gdy gadamy, gdy nagrywamy ten odcinek, trwa wojna na Ukrainie. Jest 11 marca, nie, dzisiaj jest 14 marca.
Nie wiemy, co będzie, kiedy ten podcast jakby będzie miał swoją premierę za jakiś czas, no niedługo, ale sytuacja jest na tyle dynamiczna, że trzeba to zaznaczyć, że nie wiemy, co się stanie. Ale na pewno ten lęk egzystencjalny, przynajmniej w naszym państwie, które jest jakby na pierwszej linii frontu, które rzuciło się też wspaniale do pomocy, to jest też. . . swoją drogą rzecz, o której należy wspomnieć, że ja właśnie byłem wczoraj, gadaliśmy przed nagraniem, że ja wczoraj byłem na Zoomie z Sangą, tam z Kanzeonem i wymknęło mi się coś takiego, że kurczę, nie wiedziałem, że w Polsce jest tylu bodhisattwów, tak? Nie wiedziałem, że w Polsce jest tyle. . . I wcale nie medytują. I wcale nie medytują. To jest ciekawe, uważam.
I wcale nie medytują i wcale w ogóle nie śpiewają tych sutr i. . . Jakby wiesz, są po prostu ludźmi i rzucili się do pomocy i to jest piękne, to jest naprawdę pokrzypające i wzruszające, że jednak jest dobro, że dobro jest, że potrzeba było tak tej strasznej sytuacji, żebyśmy to zobaczyli. Natomiast też te lęki egzystencjalne na pewno dopadły nas wszystkich dużo bardziej, bo wszyscy gdzieś tam na jakimś mniej. . . lub bardziej świadomym poziomie i mniej mamy w sobie ten lęk.
Niektórzy trochę oszaleli już od tego lęku, niektórzy go racjonalizują, że jednak ta, albo że też ta wojna przyjdzie tutaj, no bo jednak jesteśmy zaraz obok, albo że w ogóle, wiesz, no Rosja użyje broni jądrowej, co w ogóle, wracają te egzystencjalne lęki, które kilkadziesiąt lat temu, jak była zimna wojna, miał cały świat zachodni, że wszyscy. . . żyli w cieniu tej wojny jądrowej. Znowu nam się robią spowoli lata pięćdziesiąte. To wiesz, przypomina mi się zawsze wtedy od razu komik Lenny Bruce, który wychodził i miał taką rutynę, że po prostu miał taki stand-up, że wychodził i z całej siły po prostu zaczynał krzyczeć, że wszyscy umrzemy. To było mniej więcej na wysokości Zatoki Świni, kryzysu kubańskiego. Po prostu darm mordę wychodził z całej siły, wszyscy umrzemy i to było jakby. . .
wiesz, niebywale takie też oczyszczające, takie fajne, co było też stwierdzeniem faktu, bo naprawdę wszyscy umrzemy i nie potrzeba do tego żadnej bomby atomowej. Ale a propos lęków, lepiej żebyś umarł sam, czy żebyśmy wszyscy umarli w wyniku wybuchu bomby atomowej? Nie no, zdecydowanie lepiej, żebym umarł sam, nie jestem jakimś pieprzonym hipernarcyzem, tak? No zdecydowanie lepiej, żebym ja umarł sam. W ogóle mi się wydaje, ja mam taką swoją teorię, że lęk w ogóle przed Armagedonem, końcem świata, apokalipsą, nie wiem, nuklearną, klimatyczną itd. , który owszem ma swoje jakieś racjonalne podstawy, bo zarówno może być tak, że sytuacja militarnie może być tak, jest bardzo małe, ale jest jakieś prawdopodobieństwo, że to się kiedyś stanie, ktoś w końcu tego użyje. Albo jest prawdopodobieństwo, że to ogrzanie klimatu i ta katastrofa ekologiczna skręci w taki bardzo w ogóle jakby hard. . .
korowym kierunku, że się spełnią to takie najczarniejsze scenariusze, to też oczywiście jest prawdopodobne. Nie jest pewne, ale jest gdzieś tam jakoś prawdopodobne. Natomiast gdzieś mi się w ogóle wydaje, że w ogóle te lęki są taką zbiorową właśnie projekcją takiego osobniczego lęku przed śmiercią. Bo jak ktoś jest, wiesz, po prostu katastrofistą, to tak naprawdę też mówi głównie o swojej własnej śmierci. Bo niczyjej innej nie przeżyje. Nawet jak będzie Armageddon, nawet jak będzie, wiesz, nawet jak będzie katastrofa nuklearna, nawet jak będzie, wiesz, globalna susza i globalny głód, to przeżyjesz tylko swoją własną śmierć, niczyją inną. Tylko po prostu szukasz, szukasz jakiejś wspólnoty po prostu, wiesz, tak mi się wydaje. Szukasz tego po prostu, nie chcesz zostać sam. Wspólnota śmierci. Wspólnota tak, wspólnota śmierci, tak mi się wydaje.
Ale to jest coś w tym, no bo jednak jest dosyć duże towarzystwo wśród osób nieżyjących już, bądź jeszcze. Tak, stanowią oni całkiem pokaźny klub. Większość jest to dosyć, nie? A tutaj jest jednak z tego. . . Żyjący są mniejszością zdecydowanie. Nawet jeśli teraz jest ich najwięcej w historii niż było ich kiedykolwiek wcześniej. Tak, chyba mniej niż nieżyjących. Tak, jest ich zdecydowanie mniej niż nieżyjących, to prawda. A to nie jest kojące tego typu myśli na przykład? Wiesz, takie wykręcanie? Nie dla mnie. Nie? Okej. Czyli nie chcesz tego klubu dołączyć? Znaczy nie, jest coś takiego, jest coś kojącego w świadomości tego, że nie jestem sam i wszyscy umrą, tylko że to nie jest, jakby to nie jest szaden freude, żebyśmy dobrze się zrozumieli, nie? Nie, nie, nie, nie, nie.
Ale wiesz, no gadamy w super napiętej sytuacji, to też jest, wiesz, bo też musimy wrócić do tego, że. . . Nasz podcast też wziął się trochę z tego, że albo uruchomił się w momencie, kiedy jakby wszyscy, była pierwsza fala COVID-a i też wszyscy żyli w egzystencjalnym, tak jak teraz. Była totalna fala egzystencjalnego lęku, bo ludzie się bali śmierci, bali się choroby, nie wiedzieli co to za choroba, nie wiedzieli jak ona po prostu działa i ludzie rzeczywiście zaczynali na tę chorobę po prostu umierać i umarli i każdy zna kogoś, kto. . . W tym momencie, kto umarł na COVID, ta choroba, jakby nie patrzeć, zebrała straszne żniwo. I tak samo ludzie mieli totalną niepewność, wiesz, jeśli chodzi o sytuację swoją materialną, ekonomiczną, gospodarczą. Nie wiedzieli, jak to się skończy.
Czyli dwa lata później mamy tak naprawdę powtórkę z rozrywki. I znowu jesteśmy w sytuacji, w której jakby ludzie w tym wielkim lęku szukają jakiegoś ukojenia, nie? Tak, no bo oczywiście, że nie sposób uciec od tego, co się dzieje teraz. No ja oczywiście się przyglądam sobie też, choć ja nie mam takiego poczucia, żeby moje emocje, jakie by nie były w tym czasie, były jakoś szczególnie istotne, bo na przykład to jest czas, kiedy to ja robię to jest to, to jest to dobre, to do the right thing. Wiesz i to tyle, w tym sensie był taki moment początku, kiedy na przykład od iluś osób usłyszałem takie komunikaty nie panikuj, nie panikuj, albo coś tam.
I miałem takie poczucie, że po pierwsze taką myśl, no dobra, ale po pierwsze to jakby nie panikuję, a po drugie nawet jakbym panikował, to jakby. . . Co komu do tego? W sensie, a jak wyraźnie ta sprawa jest taka, kurna, to nie są takie momenty, w których się panikuje, jakby, no wiesz, ale tylko, że problem mój polega na tym, że cały czas na przykład moje uczucia wydają, żeby to jakby źle nie zabrzmiało, są moją prywatną sprawą. W tym sensie są ludzie, którzy są w tragicznej sytuacji w tej chwili i w. . . Moje lęki mają tutaj mniejszy, żebym powiedział, ciężar gatunkowy w tym sensie i teraz. . .
Tak, ja bo, wiesz, bo ja tak naprawdę też mam taką teraz ochotę, mam taki impuls, żeby każdą, żeby każdą osobę, na przykład też oczywiście znowu spędzam za dużo czasu w mediach społecznościowych, które strasznie to nakręcają, ale każdą osobę, która jakby przedstawia taki komunikat typu o Jezu, o la Boga, oni zaraz tu wejdą i nam nikt nie pomoże, tak jak w 39, w 39. . . abstrahując już, pomijając jakby taką w ogóle, wiesz, no taką, nazwijmy to geopolityczno jakąś tam jakby taką faktualność tego stwierdzenia, bo ono jest czysto lękowe, nie wynika z żadnych racjonalnych przesłanek, ale nie jesteśmy tu po to, żeby się bawić, wiesz, tam w bartosiaków tego świata, bo ich jest przez ostatnie dni wystarczająco.
Ale mam ochotę złapać taką osobę po prostu za habety, potrząsnąć nią i powiedzieć, to oni się boją, a nie ty. To oni się boją, a nie ty. To oni spierdalają przed bombami, przed kulami, oni zostawili za sobą cały dobytek, całe życie, wszystko co mieli, to te matki z tymi dziećmi tutaj uciekły i nie wiedzą, kompletnie nie mają pojęcia co się dzieje z tymi chłopami, którzy tam po prostu siedzą i walczą i bronią tych miast. wiesz, przeciwko jednak, no jak się okazało, trochę skorodowanej i zgniłej, ale jednak wciąż ogromnej machinie wojennej. I wiesz, i to oni się boją, a nie ty. To nie jest twój lęk. Teraz to jest ich lęk, a ty jesteś im winien.
Wszystko musisz im pomóc, musisz jakby otworzyć dla nich serce, bo oni jakby walczą też za ciebie, no i tyle. Ja się z tobą w pełni zgadzam. Dodam jeszcze, że. . . Nie, to ja się zgadzam z tobą. To jest efekt uboczny, ale. . . Poświęcenie się temu działaniu, a nie swoim emocjom, efektem ubocznym jest to, że to łagodzi napięcie. W sensie i to niweluje lęk itd. Absolutnie. A czy to poświęcenie się działaniom? Tak. Okej. Ja przyznam się, że ja akurat nie wykonuję jak na razie przynajmniej żadnych takich działań. aktywistycznych, realnych, wolontaryjnych i tak dalej. Moja pomoc jest raczej taka finansowa i z oddali. Też jest to jakaś pomoc, ale to też nie chodzi teraz o to, żebym jakoś oceniał sam siebie.
Natomiast to jest też jedna z części jakaś też odpowiedź na pytanie, co ćpać po odwyku, nie? Tak. Tak, jak najbardziej. W sensie ja w ogóle, wiesz, ja od czasu wybuchu tej wojny w ogóle jakby zamilkłem w mediach społecznościowych. Nie to, że specjalnie dużo tam mówiłem kiedykolwiek, ale w tym sensie postanowiłem się nie zgubić w tym natłoku po prostu. Strasznie dużo rzeczy na początku mnie tam złościło i tak dalej. Natomiast oczywiście później nadmiar wiadomości ze wszystkich możliwych portali mnie. . . przygniatał i nie wybudował we mnie lęku, tylko wybudował we mnie napięcie. Ja jestem, w ogóle to jest definicja moja, jakby człowiek w napięciu, to jestem ja. I to już jest coś, co jest, nie wiem, między lękiem, złością, a czymś tam jeszcze pewnie. Natomiast. . .
I absolutnie jestem daleki od nauczania w kwestii tego, co kto ma robić. Absolutnie mnie to w ogóle nie interesuje i nie uważam, żebym był do tego uprawniony. Ja mogę powiedzieć, że po prostu mamy z żoną. . . takie warunki, że mogliśmy kogoś wyjąć. Po prostu to nie jest żadne poświęcenie absolutnie. I to jakby uważam, że to wszystko zależy od całej masy czynników. Kogoś osobistych, lokalowych, finansowych, jakby psychofizycznych. Mnóstwa po prostu. Natomiast i po prostu zobaczyłem dopiero. . . Za bardzo na co dzień tego nie sprawdzałem, chociaż często chełpiłem się tym, że coś tam komuś pomagam, itd. Chociaż może przy okazji naszej działalności tutaj miałem takie momenty, że kapowałem się, że moje osobiste różne historie łagodzą się przez to, że ja siebie oddaję trochę innym, bezinteresownie. I w tym sensie, ale jak.
. . mieszkają ludzie z nami, to im jesteś bliżej tego realnego strachu. . . tym mniejsze znaczenie ma to, co ci się we łbie po prostu dzieje. A jak siedzisz kurcze, wiesz, na Twitterze bez przerwy i to oglądasz, no to jakby nie ma siły, żebyś nie dostał pierdolca po prostu, nie? Jest taka dziewczyna, którą ja śledzę na Facebooku, bo czasami pisze ciekawe rzeczy, taki ma, prowadzi fanpage, piwnica prezydentki internetu. I jest to osoba, która nie robi żadnej tajemnicy z tego, że ma różne swoje problemy, dosyć kruchą taką konstrukcję swoją psychiczną i różne swoje sprawy. I robi z tego jakąś taką narrację dla swoich followersów. Pozdrawiam ją w ogóle, bardzo serdecznie wysyłam. w twoim kierunku dużo sympatii. Natomiast ona napisała coś takiego, ten post, który teraz przyszedł mi do głowy.
Ona zadała takie pytanie retoryczne. Czy ona jest jakaś uszkodzona? Bo od momentu, w którym zaczęła się ta wojna, bardzo wiele jej lęków, niepokojów, jakby nerwic, takiego wewnętrznego rozedrgania, jakichś obsesyjnych myśli i tak dalej, bardzo się uspokoiły. Ona zrobiła się dużo jakby spokojniejsza. I czy to nie jest tak, że taka nerwicowa osobowość, taka neurotyczna osobowość, którymi my też trochę jesteśmy, i ty i ja, i bardzo wielu ludzi, którzy słuchają ten podcast i mają problemy jakby. . . A może w ogóle dzisiaj wszyscy jesteśmy, wiesz, trochę neurotyczni, trochę nerwicowi też przez to, że przede wszystkim jesteśmy wystawieni na jakąś zabójczą ilość w większości kompletnie niepotrzebnych informacji, to kiedy stajemy w obliczu realnego, kiedy zbliża się realne, to wtedy nagle ta nerwicowa. . .
To jest trochę tak, jak czytaliśmy teraz obaj, jak kończył już przeczytałeś tę książkę, tego Jaloma, tak? On się nazywa? Patrząc w słońce. Ja polecam wszystkim też w ogóle, świetna książka. I tam jest opisywany case faceta, który umiera na raka i który powiedział, no trzeba zachorować na raka z przerzutami, żeby skończyła ci się nerwica, nie? Nie no, tak, tak, to bardzo jest mi bliskie, no bo. . . Po pierwsze w obliczu realności przynajmniej mi łatwo oddzielić to, nad czym mam kontrolę, a nad czym nie mam. To jest bardzo proste. Nie mam kontroli nad tym, czy jednak oni nam wyślą jakąś bombę atomową, czy nie wejdą. W tym sensie już abstrahując od wszystkich analiz możliwych. To jest dla mnie proste.
W tym sensie też się złapałem na tym, że ja po prostu w tym braku kontroli nad tym, tym aspektem dosyć istotnym potrafię jakoś tak pływać, w tym sensie, że to działa na moją korzyść, brak kontroli przede wszystkim, ale z drugiej strony dobrze wiem nad czym kontrolę mam. Kontrolę mam nad tym, żeby komuś na przykład pomóc. Nie muszę pomóc całemu narodowi, bo to jest poza moimi możliwościami, kontrolą i tak dalej. W sensie, te rzeczy są bardzo łatwe do oddzielenia, bardzo łatwe skategoryzować to wszystko po prostu. Ale to u mnie tak działa, ale wydaje mi się, że nie tylko u mnie, bo jednak Polacy rzucili się, żeby pomagać uchodźcom z Ukrainy. Naciągana byłaby teza, że każdy, kto się rzucił pomagać, zrobił to po to, aby przykryć swój lęk.
No nie, ale ja też nie po to to zrobiłem, a natomiast absolutnie nie, tylko jakby ja się nie spodziewałem, że to tak zadziała. Ja też się nie spodziewałem. Ja się nie spodziewałem, no nie chcę, żeby wojna testowała tak ludzi, żebym jak się orientował. jak działa mój lęk. Wiele rzeczy się wydarzyło przez ostatnie dwa tygodnie, których się nie spodziewaliśmy. Też znowu podkreślenie, nie ma co tutaj teraz zgrywać Bartosiaków, bo one się wydarzyły na takim planie szerszym, ale wydarzyły się też na planie węższym. Słuchaj, chodząc na koniec, może z tego egzystencjalno-wojennego aspektu lęku, przechodząc, widzisz, mówiąc też o tym, jak radzimy sobie z lękiem, trochę to już powiedzieliśmy, nie? Że radzimy sobie z lękiem działaniem.
Przede wszystkim, nie? I to działanie jest tą odpowiedzią na lęk, a nie na przykład znieczulanie się, co też robiliśmy przez wiele lat. Jest jeszcze jeden aspekt lęku, wydaje mi się, o którym można, warto wspomnieć i o którym chyba jeszcze do tej pory nie powiedzieliśmy i który też na przykład dla mnie był jakby bardzo ważny i on też wpływał, miał wpływ na przykład na moją chorobę, na moje chlanie i tak dalej. I to jest lęk przed. . . To dzisiaj też chyba mam dosyć mocno i to jest lęk przed byciem ocenionym. Lęk przed tym, co sobie inni pomyślą. Co jest równocześnie lękiem też przed kontaktem. . . z drugą osobą, nie? To jest też lęk przed komunikacją.
Że ja się boję z tobą skontaktować, boję się wejść z tobą w komunikację, bo ja się boję tego, co o mnie pomyślisz. Boję się tego, jak mnie ocenisz. I też znowu wydaje mi się, że tak samo jak ten lęk egzystencjalny jest to dzisiaj lęk totalnie powszechny, to jest lęk, który kompletnie rozbuchały w nas. . . Media społecznościowe. Dokładnie. Jak najbardziej, tak. Ale to u mnie się zawiera w tym lęku, o którym ja mówiłem na początku, w tej niezgodzie na bycie sobą. Co wiąże mi się z pewną strategią, o której chciałem powiedzieć jeszcze. Dawaj. I dobra, strategia to jest złe słowo, bo to jest coś, co ja zauważam, w sensie to w ogóle lęk mój egzystencjalny i może jakikolwiek inny łagodzi, to jest poczucie spełnienia.
I nie mogę tego nazwać strategią, bo tego nie wypracowałem, tylko w tym sensie, że doszedłem do takiego punktu, w którym jakimiś takimi uliczkami nie do końca mi znanymi zlało się we mnie w jakąś całość. pewne różne rzeczy po prostu. W sensie, mam takie poczucie od jakiegoś czasu, żyję tak jak trzeba, tak jak potrafię, tak jak chcę, w takiej pełni. Jakby to nawet banałem, jakby nie trąciło. Nie miałem nigdy wcześniej takiego poczucia, bo zawsze miałem jakby poczucie kamuflażu, poszatkowania, rozdarcia. Nie wiedziałem, gdzie to moje ja tak zwane się kryje, czy ono jest, czy go nie ma, jak jest, to jakby to z tożsamością wieczne kłopoty.
I nagle zlałem się w taką całość, nawet jeśli ona jest płynna, jeśli ona jest przepływem tylko takim po prostu, to stało się coś takiego, że ja mając te lat 43 prawie, mogę powiedzieć, że tak wstecz patrząc, że żyłem tak jak. . . chciałem, że jakby złapałem to moje życie za ryj i jakby to działa, to działa, w sensie, że to jest taki punkt, że go trudno popsuć mi w tej chwili, w sensie, że oczywiście życie moje może się rozlecieć z mnóstwa powodów, prawda, choćby, nie wiem, bomby atomowej, prawda, albo innych rzeczy, natomiast jeśli chodzi o to, nad czym ja mam kontrolę, to mam takie głębokie poczucie, że odwaliłem kawał dobrej roboty.
Ja też mam to poczucie, tylko czasami musi to jeszcze do mnie dotrzeć, wiesz? To jest takie o zaakceptowaniu siebie i takim rzeczywistym wyzwoleniu się od ocen innych, co jeszcze, trochę noszę jeszcze ten krzyż. A nie, no to ja jestem cały czas zdziwiony tym wszystkim, nie? Ja też jestem zdziwiony. Tak, zdziwiony, ale to jest fajne uczucie tego zdziwienia nawet. Tak, tak, bo to jeszcze dochodzi do głosu taki ten. . . kompleks takiego impostora, że zaraz po prostu takiego wiesz, zaraz cię rozgryzą po prostu, zaraz cię po prostu rozkminią, że jednak jesteś farmazoniarzem, że kłamiesz, że jesteś takim dyzmą i tak dalej. Jest ten kompleks, wiesz. To nie zrobiłeś przez te pięć sezonów całej masy roboty, żeby już nie miał cię kto jak rozgryźć? W sensie jakby przecież. . . Zrobiłem to oczywiście.
Na szpatarze samego siebie po prostu, nie? No to oczywiście, że tak. Nie ma mnie za co, nie ma nas za co złapać, nie? Złapać ich, nie? Tak, masz rację, natomiast wiesz, natomiast wciąż jest coś takiego, że oczywiście, że to słabnie, ale jest ten taki ogromny lęk, który mamy w sobie, ja wciąż czasami trochę go mam, ludzie go mają, bo wiesz, wszyscy chcemy być akceptowani i wszyscy chcemy być kochani. I ja też chcę być akceptowany i kochany i ty też chcesz być akceptowany i kochany i każdy chce. Tylko, że nam się wydaje z jakiegoś powodu, nie wiem, może ktoś nas tak wychował.
Może nas tak wytresowano w szkole, może ktoś nam przedstawił taką wizję świata, że żeby nas zaakceptował ktoś i żeby nas kochał, to my musimy spełnić jakieś standardy, w sensie dociągnąć siebie do jakiejś akceptowanej formy ludzkiej. Na przykład jeśli przychodziłem na imprezę, jak piłem i chciałem być na tej imprezie zaakceptowany, lubiany, chciałem żeby ktoś mnie spędził ze mną fajnie czas, chciałem poznać jakąś fajną dziewczynę itd. to jakby musiałem dociągnąć do tej formy jakby fikcyjnej fajnej osoby, fajnego gościa, tak? Jakby, wiesz, pomagając sobie oczywiście, wiesz, używkami, alkoholem, żeby poczuć się bardziej tym fajnym gościem. A tymczasem przecież to wcale nie o to chodzi, nie? To nie chodzi o to, że my będziemy zaakceptowani, kiedy my spełnimy jakiś standard. Kiedy my po prostu staniemy się, wiesz, wypełnimy sobą jakąś formę. . .
fajnej osoby zasługującej na miłość, którą po prostu będziemy akceptowani i kochani, kiedy będziemy sami akceptować i kochać. I tyle. To prawda. Dopiero od niedawna zaczynam się orientować w tej kwestii, że ja w zasadzie wcale nie chcę, żeby ludzie uważali mnie za fajną osobę. W sensie, że jakby bardzo dużo kłopotów w moim życiu wynikało z tego wszystkiego, nie działało to ani razu i dochodzę do takiego punktu, w którym nagle ogromne poczucie wolności we mnie się rozlewa, jeśli mi na tym nie zależy. Bardziej mi zależy na sobie. Tak, tylko że też nie należy mylić tego niezależnia z tym, że ja mam teraz w ogóle wywalone na wszystkich i po prostu macie mnie akceptować bez względu na to, jaki jestem.
i co na odpierdalam i jaki będę w ogóle dla wszystkich zły, to wy nie macie po prostu wyjścia wtedy i musicie mnie takiego po prostu kupować i tyle, nie? Bo to jest jakby druga strona tej samej monety, tak? Tylko chodzi po prostu o to, żeby, jeśli cię dobrze rozumiem, żeby być pewnym swojego własnego takiego, takiej busoli, takiego kompasu? moralnego, nazwijmy to. Trochę tak. To ja dzięki temu zyskałem trochę więcej czasu i energii, bo się ludziom nie tłumaczę.
W sensie, bo ale to nie dlatego, że jakby nagle straciłem te resztki empatii, które miałem, jeśli w ogóle miałem, albo jakby wiesz o co chodzi, że jakby że teraz ja się będę zachowywał i tak jak będę chciał i w ogóle wszyscy mają to znosić, tylko w tym sensie, że zyskałem wewnętrzną pewność co do siebie samego po prostu i na przykład już mi się nie chce siebie objaśniać. Nie? Wiesz. No. I nie boję się tego. Okej. No dobra, czyli jednak czegoś się nie boimy, nie? Nie no, paru rzeczy ja się już nie boję. Nie chciałbym się, wiesz, co też do końca życia jakby takiego programu na sobie generalnie, wiesz, o co chodzi, takiego od. . . odczepiania się od kolejnych lęków generalnie.
No paru rzeczy się boję, cały czas to są dosyć duże rzeczy, ale jakby pal licho, no tak to życie działa, no trzeba robić swoje po prostu jakby i tyle, nie? Bo mimo lęków. Może to jest znowu o tym wypełnianiu formy, czy my rzeczywiście musimy dobiegać wszyscy do formy osoby niebojącej się? No właśnie, ja nie wierzę. Czy my wszyscy musimy być jacyś nieustraszeni? Nie wierzę, jest mnóstwo strategii. Religie wszystkie zostały wymyślone, wiesz, między innymi po to, żeby kurczę niwelować te wszystkie lęki. Ale któreś tak naprawdę tak w stu procentach działają? No chyba nie, no. No religie też zostały wymyślone jako po prostu takie systemy zarządzania, które po prostu coraz mniej się sprawdzają, tak? Natomiast rzeczywiście ten system zarządzania był oparty w wielu przypadkach na jakimś uśmierzaniu też lęku przez pokazywanie. . .
mówiąc slangiem karcianym, co jest trąf, tak? Tak, tak. Także wiesz, no ale to też temat na zupełnie inną rozmowę. Dobra, no czyli jednak się czegoś nie boimy i na tym chyba możemy zakończyć pierwszy odcinek piątej serii Co Ćpać po odwyku. To był odcinek o strachu. I lęku. I lęku. I o tym, czym on tak naprawdę jest. Następny odcinek będzie o. . . złości, czyli słuchajcie nas, to dowiecie się z kolei co nas złości, co nas wścieka i co nas wkurza. Tymczasowo się z wami żegnamy, ale do usłyszenia zaraz. Ja się nazywam Żulczyk. A ja Strachota. Ze strachem trochę mam nazwisko związane. Kurde, no a ja z czymś innym, widzisz. Trzymajcie się, kochani, do usłyszenia. To było Coć Pać po Odwyku podcast Platformy Storytel. .
By visiting or using our website, you agree that our website or the websites of our partners may use cookies to store information for the purpose of delivering better, faster, and more secure services, as well as for marketing purposes.