VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Uczniowie są przeciążeni, ale nie z powodu zadań domowych, tylko z powodu programu. Zniesienie zadań domowych niczego tu nie zmieni. Przeciwnie, może pogorszyć tylko sytuację. Potrzebne jest rozumne zarządzenie programem, bo jest on zbyt obszerny. Ministerstwo Edukacji chce likwidacji zadań domowych. Ja uważam, że to jest bardzo zły pomysł, idealna ilustracja hasła, jak wylać dziecko z kąpielą. W tym materiale właśnie o tym będę opowiadał. Przyjrzę się też statystykom pokazującym, ile godzin nasze dzieci spędzają rzeczywiście na nauce. O tym, że zadania domowe zostaną zlikwidowane, mówiono już w kampanii wyborczej. Ale wiadomo, w kampanii mówi się różne rzeczy. Czasami kłopot zaczyna się wtedy, gdy ktoś to zapowiadane, czy te zapowiadane zmiany chce rzeczywiście realizować.
Otóż tym razem właśnie tak się stało. Odpowiednie rozporządzenie wchodzi w życie od początku kwietnia. I mam z tym rozporządzeniem problem. Uważam, że to działanie nieprzemyślane i podyktowane polityką. No bo co jest zadaniem domowym? To nigdzie nie zostało określone. A to kluczowe pytanie. Czy na przykład zadaniem domowym jest przeczytanie książki w domu? Przecież nikt chyba, mam nadzieję, nie myśli, że lektury będą czytane tylko na lekcjach. Czy zadaniem domowym jest nauczenie się na pamięć wiersza? Uczeniu się na pamięć za chwilkę jeszcze powiem kilka słów.
Czy zadaniem domowym jest poćwiczenie w domu tabliczki mnożenia? Serio ktoś uważa, że da się to skutecznie zrobić w 30-osobowej klasie? A słówka z języka angielskiego albo w ogóle z języka obcego? Też dzieci mają się uczyć podczas lekcji? A napisanie wypracowania eseju jakiejś dłuższej niż na pół strony myśli? Kiedy dziecko ma się tego nauczyć? Kiedy się ma nauczyć formułowania dłuższych wypowiedzi? A więc i kiedy ma się nauczyć myśleć, jeśli nie w domu? Zadania domowe, praca w domu, uczy samodzielności. Uczy zajmowania się samym sobą, uczy planowania, zarządzania czasem. Warto tego uczyć małe dzieci, jeśli nie nauczymy się tego w szkole podstawowej. Nie będziemy potrafili sami pracować w liceum i na studiach.
Dom, pokój albo nawet świetlica dają szansę na to, że dany temat opracujemy w swoim tempie, a nie w uśrednionym tempie dla całej klasy. Że coś co zostało zrobione na lekcji tylko jako przykład przeanalizujemy w domu. Po lekcjach, po czasie, po to by móc to rozwiązanie stosować w podobnych zadaniach. Ale takiego doświadczenia nie będzie, gdy matematykowi nie będzie wolno zadać na przykład poćwiczenia ułamków w domu. Bez powtarzania w domu także tego wymuszonego zadaniem domowym albo wykonywaniem jakiejś pracy, skuteczność edukacji zmniejsza się. To dzięki powtarzaniu to, o czym na lekcji zaledwie usłyszeliśmy, czy tego, o czym na lekcji zaledwie usłyszeliśmy, może zostać ten dany temat przypisany do pamięci długotrwałej. Uczymy się przez powtarzanie i ćwiczenia.
Wiadomo, też każdy z nas jest inny i każdy powinien znaleźć swoją drogę do uczenia się. Szkoła powinna uczyć jak się uczyć, ale dopiero praca w domu, indywidualna praca daje szansę, daje możliwość sprawdzenia się. Przy okazji może znowu się naraże, ale wcale nie uważam, że uczenie się na pamięć z definicji jest czymś złym. Przypisuje się temu takie wkuwanie, takie synonim niemalże, uczenia się na pamięć. To może być coś złego, gdy uczymy się bezrozumnie, na przykład regułach fizycznych. Ale znowu, zakazywanie uczenia się na pamięć jest wylewaniem dziecka z kąpielą. Uczenie się czasami przyrównuje się do siłowni dla mózgu. Przypomnę, że na siłowni po to by odnieść efekty, powtarza się wielokrotnie tę samą czynność.
Uczenie się na pamięć jest tak jak podnoszenie hantli. Ćwiczy niektóre partie mózgu. Jest niezliczona liczba badań, prac naukowych, które nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że uczenie się na pamięć może być i jest rozwojowe. Są też badania pokazujące, jak bardzo urządzenia, takie jak smartfony, pozbawiły nas konieczności zapamiętywania informacji i jak bardzo uwstecznia to niektóre nasze umiejętności. Nie zapamiętujemy, bo nie musimy, a to ma swoje konsekwencje. Na przykład w sprawności mózgu w wieku starszym. Uczenie się na pamięć w szkole? W klasie? Jeśli nauczyciel każe na pamięć uczyć się regułek czy definicji, to miejcie pretensje do kiepskiego nauczyciela, a nie do uczenia się na pamięć jako takiego, bo to może być i bardzo często jest przydatne.
Argumentem przeciwko zadaniom domowym jest to, że młodzi ludzie spędzają w szkole długie godziny. Po szkole muszą mieć czas na realizowanie swoich pasji i na odpoczynek. Dlatego w podstawówce prace domowe mają być nieobowiązkowe. To niemalże dosłowny cytat z pani minister edukacji Barbary Nowackiej. No dobra, to popatrzmy w takim razie w statystyki. Są takie badania PISA, o których zresztą zrobię za niedługo osobny odcinek, które badają skuteczność systemów edukacji w różnych krajach. Badania są robione w kilkudziesięciu krajach świata co trzy lata. Z danych wynika, że polskie dzieci są tymi, które spędzają w szkole niemal najmniej czasu ze wszystkich badanych krajów. Popatrzcie na ten wykres. Dla krajów OECD średnia wynosi 7 638 godzin.
Gdzie jest Polska? Jest jedną z pierwszych z lewej. Przez 8 lat polskie dziecko w szkole spędza 5 245 godzin. To średnio 655 godzin na rok. Średnio, bo wiadomo, że inaczej w pierwszej klasie szkoły podstawowej, a inaczej w klasie ósmej. Dłużej od nas w szkole siedzą niemal wszyscy. Na drugim końcu skala jest Australia z ponad 11 000 godzin na 11 lat, czyli średnio ponad 1000 godzin w roku. Z tego wykresu wynika, że z badanych krajów polskie dzieci spędzają w szkole niemal najmniej czasu ze wszystkich badanych krajów. Ok, może ktoś powiedzieć, może i w szkole nasze dzieci spędzają mniej czasu niż ich rówieśnicy, za to muszą więcej czasu spędzić robiąc zadania domowe. No to sprawdźmy statystyki.
Z danych PISA dla Polski wynika, że czas spędzony na odrabianiu zadań domowych wynosi średnio 1,7 godziny dziennie, czyli godziny 40 minut. Jak się to ma do innych krajów? Jesteśmy dokładnie w połowie stawki. W większości krajów europejskich ten czas jest rzeczywiście mniejszy, ale nie zasadniczo mniejszy. Tyle samo dzieci odrabiają prace domowe w Hiszpanii. W Belgii i Francji 1,6 godziny, czyli za 2 kilka minut mniej. Średnia dla krajów OECD wynosi 1,5 godziny dziennie na zadania domowe dla ucznia szkoły podstawowej. Innymi słowy, tak, naszym dzieciom zadawanie domowe czy rozwiązywanie zadań domowych zajmuje więcej czasu, ale nie dużo więcej, średnio kilkanaście minut dziennie.
A przypominam, że nasze dzieci w szkole spędzają czasu mniej, a czasami znacznie dużo mniej, niż ich rówieśnicy w innych krajach. Najmniej czasu na prace domowe przeznaczają dzieci w Finlandii, 0,8 godziny, czyli jakieś 50 minut dziennie. Ale za to fińskie dzieci spędzają w szkole rocznie 840 godzin, a nasze 655 godzin, czyli nasze o 185 godzin mniej. Gdy dodamy godziny w szkole i godziny na pracach domowych w Polsce i Finlandii, dostajemy w skali roku mniej więcej to samo, między 1060 a 1100 godzin. Więcej czasu od naszych w szkole i na zadaniach domowych, w sumowaniu, spędzają dzieci we Francji, w Niemczech, w Wielkiej Brytanii, w Estonii, nie mówiąc już Australii.
Patrząc na dane liczbowe, na dane statystyczne, liczby godzin w szkole i czasu na zadania domowe, nasze dzieci spędzają na tym mniej czasu niż rówieśnicy w krajach OECD. A co zatem chodzi z tym argumentem spędzonym, czy argumentem o czasie spędzonym na nauce? Odpowiedź jest chyba poza danymi z PISA. U nas w szkole podstawowej prawie połowa zadań domowych dziecko wykonuje z kimś. Tym kimś jest albo rodzic, albo korepetytor. W klasach siódmej, ósmej podstawówki prawie 40% uczniów nie wykonuje zadań samodzielnie. Nawet w liceach średnio 30% uczniów w domu wymaga asysty dorosłego. Ze statystyk nie wynika, by polskie dzieci spędzały na nauce więcej czasu niż ich rówieśnicy, o ile sumujemy wszystko razem.
Ze statystyk wynika, że u nas znacznie częściej w nauce pozaszkolnej dzieci biorą udział osoby dorosłe, znacznie częściej niż w innych badałych krajach. Zlikwidowanie zadań domowych jest więc bardziej ukłonem w stronę dorosłych, a nie dzieci. Bo czy dzieciom brak zadań domowych pomoże? Tak. Uczniowie są przeciążeni, ale nie z powodu zadań domowych, tylko z powodu programu. Zniesienie zadań domowych niczego tu nie zmieni. Przeciwnie, może pogorszyć tylko sytuację. Potrzebne jest rozumne zarządzenie programem, bo jest on zbyt obszerny. Zadania domowe często nie są powtórką materiału z lekcji, a tak powinno być. Tylko polegają na nadrabianiu tego, czego nauczyciel nie zdąży zrobić w czasie lekcji. I to jest rzeczywiście absurd.
Jeżeli nauczyciel teraz nie będzie mógł zadać do domu lekcji do przerobienia, podczas lekcji właściwej w szkole będzie musiał jeszcze bardziej pędzić z programem, będzie musiał jeszcze bardziej gonić, a to znowu obniży poziom. I tak, to jest absurd. Jak zatem powinno być? Na spokojnie, z rozmysłem, nie pomijając konsultacji z ekspertami, ze środowiskiem. I mówiąc to już wiem, że w zasadzie żadna polska reforma edukacyjnie była przeprowadzana w ten sposób. Więc jeszcze raz, na spokojnie, z rozmysłem, nie pomijając konsultacji ze środowiskiem naukowym, nauczycieli, ale także eksperckim poza szkolnym, tym akademickim, najpierw powinno się uszczuplić podstawę programową. Nie wylewając kolejnego dziecka z kąpielą.
Potem należałoby zweryfikować wymagania egzaminacyjne, a na końcu zastanowić się nad tym, co zrobić, by zadania domowe rozwijały, a nie czyniły z dziecka cyborga, bez rozum nieklepiącego regułki. A co do rozwijania pasji? Po to by to robić, trzeba mieć narzędzia, a te narzędzia, czy w te narzędzia wyposaża szkoła. Rozwijanie się bez odpowiedniego zakresu myśli w głowie, bez wytrenowanego mózgu i pamięci jest fikcją. To jednak, moim zdaniem, bez rozumnych prac domowych się nie uda. Jak wspomniałem, za niedługo na Nauka. to. lubie pojawi się dłuższy materiał o ostatnich wynikach testu PISA. Śledźcie to, co w Nauka. to. lubie robimy. Dziękuję. .