VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Jacy są najbardziej znani polscy naukowcy? No wiadomo Skłodowska, Kopernik no i. . . No i to w zasadzie tyle. Mieliśmy jeszcze jakiś? Tak. I to takich, którzy powinni być nam wszystkim znani, a w naszych miastach ich nazwiskami powinny być nazywane ulice i skwery. Dzisiaj chcę wam opowiedzieć o jednym z takich niedocenionych geniuszy. O Janie Czochralskim. Bez jego odkrycia, bez jego ciekawości nie byłoby komputerów i internetu, nie byłoby Facebooka i tego wszystkiego z czego korzystamy pełnymi garściami. Nie byłoby elektroniki jaką znamy, a więc ani samochodów, ani samolotów, ani komórek czy dronów. Nie byłoby być może hulajnów, pociągów, a nawet sterowanych przez procesory świateł ulicznych.
Gdyby Jan Czochralski żył w dzisiejszych czasach i gdyby miał sprawnego menadżera, wybudowałby potęgę przy której takie firmy jak Google, Facebook czy Apple byłyby niczym. Gdyby przeżył, gdyby żył kilka lat dłużej jestem pewien, że dostałby nagrodę Nobla. Jan Czochralski urodził się w 1885 roku niedaleko Bydgoszczy. Wtedy to był zabór pruski. Od dziecka ku zmartwieniu rodziców interesował się chemią. Jako młody chłopak wyjechał z domu i przez jakiś czas pracował w aptece, jako pomocnik, a potem jako pomoc techniczna w jednym z berlińskich laboratoriów. Tam uczył się i studiował. Mając 31 lat w 1916 roku dokonał odkrycia swojego życia.
Przez roztargnienie robiąc notatki zamoczył pióro nie w kałamarzu, tylko w tygierku z roztopioną cyną i wyjmując pospiesznie stalówkę wyciągnął za nią cieniutki pręcik, a nie nitkę tego metalu. I tutaj odezwał się jego geniusz, bo tam gdzie wielu być może zaklełoby pod nosem on zobaczył coś co go autentycznie zafascynowało. Zaczął ten wyciągnięty drucik badać i odkrył, że ma on niezwykłe właściwości, że atomy metalu, które go budują są w nim ułożone według ściśle określonego porządku. Geniusz niektórych odkrywców nie polega na tym, że świat podkłada im wynalazki pod nos. Polega na tym, że mają oni naturalną zdolność zachwycania się, potrafią w lot pojąć konsekwencje tego, co czasami przez przypadek zrobili.
Choć otoczenie Czochralskiego uważało jego odkrycie za jedną z wielu ciekawostek, on godzinami badał i w ten sposób uzyskano druciki różnych stopów i tak stworzył i opisał metodę produkcji czy powstawania monokryształów przez wyciąganie. To co na początku było tylko ciekawostką, po latach okazało się fundamentem zupełnie nowej dziedziny, jaką stała się elektronika. W niej niezbędne są cieniutkie warstwy krystalicznego krzemu. Atomy w tym materiale muszą być jednak bardzo, ale to bardzo uporządkowane. I tutaj na białym koniu wjeżdża Czochralski ze swoją tanią i niezawodną metodą produkcji kryształów. Jan Czochralski nie miał oczywiście pojęcia, że jego prace będą fundamentem powstawania elektroniki. Nikt wtedy nie mógł tego wiedzieć.
Sławę i pieniądze Czochralski zrobił na czym innym? Na opracowaniu nowego stopu, który nadawał się idealnie do budowy łożysk kolejowych. Patent od razu kupiły niemieckie koleje, bo dzięki nim mogły zwiększyć prędkość, z jaką poruszały się pociągi. A Czochralski znał się znanym na całym świecie i bardzo majętnym człowiekiem. Na osobiste zaproszenie Henrygo Forda, tego od samochodów Forda, popłynął do USA i dostał propozycję zostanie jednym z dyrektorów jego filmy. Odmówił, bo Polska odzyska niepodległość, a za namową prezydenta, Ignacego Mościckiego, który zresztą sam był cenionym na świecie naukowcem, chemikiem, do kraju zaczęli wracać polscy naukowcy. Czochralski wrócił do Warszawy i został profesorem Politechniki Warszawskiej. Był filantropem, wspierał młodych naukowców, a w jego pałacyku bawiła się elita II Rzeczpospolitej. Niestety w 1939 roku wybuchła wojna.
Dzięki berlińskim koneksjom Czochralski uratował życie wielu naukowcom. Mimo działań wojennych mogli oni pracować naukowo na Politechnice Warszawskiej. W pomoc represjonowanym angażowała się zresztą cała rodzina naukowca. To jednak nie miało znaczenia dla powojennych komunistycznych władz. Te w pierwszych latach Polski Lutowej oskarżyły zasłużonego profesora o kolaboracji z okupantem. Czochralski wylądował w więzieniu, bo pogrożył go fakt, że obok polskiego miał także niemieckie obywatelstwo. Co prawda zrzekł się go przed władzami polskimi, ale niemieckie prawo nie przewidywało zrzeczenia się obywatelstwa, więc profesor cały czas pozostał dla nich Niemcem, a dla komunistów kolaborantem. Czochralski w trakcie przesłuchań nie chciał ujawniać, że w czasie wojny miał ścisły kontakt i współpracował z podziemiem. Nie chciał, bo bał się, że w ten sposób narazi na niebezpieczeństwo ludzi.
Dla komunistów działania AK także były przestępstwem. Czochralski bronił ludzi najpierw przed niemieckim okupantem, a potem przed komunistami. Wyrzucony z Politechniki, wykreślony z książek i podręczników, pozbawiony tytułów naukowych wrócił w swoje rodzinne strony i tam założył niewielką firmę chemiczną, produkującą takie rzeczy jak pastę do butów, mydło czy inne kosmetyki. Okazało się, że profesor miał nie tylko talent do nauki, ale także do biznesu. Działalność szybko się rozrosła i pewnie to zwróciło uwagę służby bezpieczeństwa. W 1953 roku podczas bardzo brutalnej rewizji w domu Jana Czochralskiego, znany już na całym świecie naukowiec, dostał zawału serca i niestety zmarł. Gdy Czochralski umierał świat zaczynał doceniać jego metodę hodowli monokryształów.
Jest niemal pewny, że kilka lat później, gdy zdano sobie sprawę z potencjału elektroniki półprzewodnikowej, Czochralski zostałby jednym z laureatów Nagrody Nobla. Zostawił po sobie ponad 120 publikacji naukowych, dzięki którym jest bodaj najczęściej cytowanym polskim naukowcem. Tymczasem w Polsce Ludowej pierwsza wzmianka encyklopedyczna o Czochralskim ukazała się dopiero w encyklopedii z 1970 roku, choć i wtedy nie pisano, że Czochralski był Polakiem tylko, że był Rosjaninem. Senat warszawskiej Politechniki zrehabilitował profesora dopiero w 2011 roku, po 66 latach odebrania mu tytułów i wyrzuceniu z pracy. Często myślę o polskich naukowcach. Wielu z nich powinno być dla nas, dla naszych dzieci wzorem dociekliwości i pracowitości, a tymczasem ich nazwiska są dla większości z nas kompletnie anonimowe.
Właśnie dlatego chciałem was zainteresować konkursem i programem edukacyjnym Być jak Ignacy. Odkryj tajemnice nauki. Adresowanym do nauczycieli i uczniów szkół podstawowych, który to konkurs czy która to inicjatywa jest prowadzona przez Fundację PGNIG imieniem Ignacego Łukasiewicza. To już czwarta edycja tej inicjatywy. Celem programu Być jak Ignacy. Odkryj tajemnice nauki jest popularyzacja wiedzy na temat wybitnych polskich naukowców i wynalazców. Zerknijcie na strony byciakignacy. pl. Nauczyciele znajdą tam ciekawy scenariusz relekcji w formie kreatywnych warsztatów i doświadczeń, a łączna pula nagród w konkursie dla kół naukowych wynosi 300 tysięcy złotych. Rejestracja na stronie internetowej trwa do 30 listopada. .