VIDEO TRANSCRIPTION
Podążajcie za naszym narratorem w podróży przez jego życie, pełne niezwykłych doświadczeń i decyzji. Od dzieciństwa, kiedy to zaczął swoją przygodę z pisaniem i marzył o zemście, poprzez treningi sztuk walki pod okiem Han Ho un, aż po krótki epizod w szkole wojskowej, z której ostatecznie zrezygnował. Jego droga życiowa prowadziła przez cyrk, mimo wcześniejszego doświadczenia w służbie wojskowej, aż do momentu, gdy zdecydował się skupić na edukacji i podjąć studia. W filmie poznajemy także jego doświadczenia związane z karierą w cyrku, spotkaniami z dyrektorem cyrku na ulicy, zdawaniem egzaminów i nauką w szkole cyrkowej. Dowiadujemy się o trudach treningów, które jego dziewczyna porównała do obozów koncentracyjnych, i o systemie militarnym, który go wychował - wymagającym, ale nie okrutnym. Zanurzcie się w fascynujące historie o konfliktach i rywalizacji w świecie karate, o treningach Taekwondo, walkach z cieniem i trudach życia w szkole cyrkowej. Poznajcie historie o próbach wyeliminowania kogoś z zespołu, o trudach podróży i o konieczności utrzymania formy zarówno na scenie, jak i w życiu codziennym. Dowiedzcie się, jak autor namówił kolegę do pracy w cyrku, jak trenowali codziennie, zdawali egzaminy na ekspertów i jak autor postanowił codziennie biegać 20 km i trenować krawpanie. Przekonajcie się, jak ważne jest akceptowanie bólu jako elementu treningu, a także jak skuteczne mogą być metody radzenia sobie z bólem. Na koniec, dowiedzcie się o doświadczeniach autora jako trenera i o jego podziwie dla postępów w jiu jitsu. Zanurzcie się w tę fascynującą opowieść, pełną lekcji, doświadczeń i niezwykłych historii.
Była taka nauka w Izbie Dziecka, że trzeba było codziennie pisać na kartce, dlaczego się tutaj dostałeś. To jedyna nauka była pisania ogólnie, jeżeli chodzi o takie rzeczy. Był taki moment. Myślenia o zemście. Προσχαθούν σχολεύοντας το εξεργό οφειλευτικής. w Szczytnie Milicyjnej. Otóż po raz pierwszy I jedyny, Andrzej Drewniak i Leszek Drewniak stoczyli walkę z sobą. Myślałem, że to jest jakiś obóz koncentracyjny. Że to, co się tam działo, to ona w życiu by nie pomyślała, że ja taki jestem. Czyli tak niesamowicie ostry dla ludzi. Ale był szkolony przez Han Ho-un'a, tego 10-dana, i został pierwszym mistrzem Europy. Jak Andrzej Drewniak to zobaczył, natychmiast chłopaków z Sosnowca odełkomił. Ty, idziesz i siebie. No, kawał chłopów, ja to mówię, 57 kilo. No i też te walki były bardzo ciężkie. Naprawdę chcieli mi robić krzywdę.
Nawet zaproponował, żebyśmy wrócili do niego do Takondo i dalej byli strukturami tutaj i tak dalej. Stwierdziliśmy, że zostanie przy Krav Madze trochę był zły. Thank you. Thank Witamy w drugiej części rozmowy z Andrzejem Marczakiem. Skończyliśmy na systemie Kjoksul. Idziemy teraz dalej, ale dalej twoją drogą życiową. Ona niekoniecznie zawsze będzie z tymi systemami walki też związana. Co się stało, że wybrałeś szkołę cyrkową? Nie wojskową. Miałeś trochę doświadczenia w tym dziwnowie. A jednak cyrkową. Nie do końca. Nie do końca. dlatego, że Boa tarde, meu amante. Myślenia o zemście. Poszedłem z kolegą do Wyższej Szkoły Oficerskiej. Øhh, set nær. Mød lige siden af. Ale krótko i szybko wyszedłem. Zobaczyłem, że normalni ludzie zwykle przyszli tam, nie mający nic wspólnego z moim tatą, z tym co się stało z moim tatą.
Stwierdziłem, że ja wychodzę. Kolega, bo to był mój przyjaciel z liceum, mówi, no nie, ja sam nie zostanę, nie. A chcę powiedzieć tak, że. . . My kończyliśmy, ja kończyłem liceum w Warszawie, które było trzeciem w rankingu w Polsce, a pierwsze trzy licea w Polsce, jeżeli ktoś był w tych trzech liceach. to byli zwolnieni z egzaminów na studia. Więc ja miałem wszystkie studia otwarte. Bez żadnych egzaminów. Nieźle biorąc pod uwagę start, od czego zaczynałeś, nie? Tak, bardziej, że tak. Ogólnie rzecz biorąc, ja miałem dwa lata przerwy w nauce. Czyli w Izbie Dziecka i Pogotowie Upiekuńczym nie było nauki. Dwa lata musiałem na przerwę. W ogóle? Nie, była taka nauka w Izbie Dziecka, że trzeba było codziennie pisać na kartce, dlaczego się tutaj dostałeś. To jedyna nauka była pisania ogólnie, jeżeli chodzi o takie rzeczy.
Ja pisałem, że taty zabiła milicja, mama zachorowała i tak dalej. No to nikt tego pewnie nie czytał, tylko wyrzucali kartki. Na nowo codziennie pisaliśmy ten sam tekst. Ale tutaj wracając do tych rzeczy, więc wyszedłem bardzo szybko stamtąd, bo stwierdziłem, że nie, to nie ma sensu, bo przecież ci ludzie są inni. To nie oni zawinęli i tak dalej. Ja jakoś tak myślałem sobie wtedy dywersję zrobić albo coś tam od tyłu i tak dalej. No ale kolega był z rodziny wojskowej, mówiłem Andrzejku, no to ja tu nie zostaję, nie? To to chodź, może spróbuję tam pogadać z rodzinką. No i pogadał, no i okej, znaleźliśmy się w Wyższej Szkole Oficerskiej. Wojsk Łączności w Zegrzu. A, to mi pasowało. Bardzo fajnie. Dobra, jesteśmy tam. Wypełniamy formularze jeszcze.
I ja mówię, ty, Piotruś, to kolegi, gdzie my jesteśmy? No Andrzej, nie wygłupiaj się. W Zegrzu, no w Łączności, nie? A ja mówię, nie, dokładnie. Co tu jest kurde napisane? No, ja mówię, tu, dokładnie tutaj. A o co ci chodzi? O ten, no, Wydział Polityczny. Czyli propaganda i tak dalej. Ja mówię, chłopie, to mnie milicja zawiła tutaj jakby system, może wiesz, pozwolił na to, żeby mojego taty zawili, tak? A ty chcesz, żebym ja został oficerem politycznym i chciał propagandę? No nie ma takiej opcji. On został, ja wyszedłem stamtąd. No i teraz tak, w międzyczasie cały czas ten kiosk służył, prawda? Non stop. I potem. . . I potem zastanawiam się właśnie co tu zrobić i żeby jakby. . .
No, jeszcze powiem tak, miałem jeszcze do wyboru elektronikę, na generała Zajączka tam studia, ale niestety nie mogłem się dostać, bo już było wszystko zajęte, powiedzieli, sorry, ma pan pierwszeństwo, ale za rok, bo już mamy pełny etat, bo jest za późno, tam zrezygnowałem, tu już czas poszedł, nie? No to nie wiedziałem co robić, no to jakby poszedłem jeszcze do innej szkoły. ponieważ sobie pomyślałem, to mnie wezmą teraz do normalnego wojska, więc poborowy, tak? Jakby nie było. Poszedłem do szkoły, którą jedyną znalazłem, jedyną wtedy znalazłem tą szkołę i to było pomaturalna szkoła Koliova. I teraz mówię, co ja tam będę robił? No nic. I to na trakcji elektrycznej. Bo bardziej by mi pasowała automatyka i tak dalej, komputery, ale była tylko trakcja elektryczna, czyli maszynista jakby nie było. Skończyłem tę szkołę. Ale też. . . Ile ona trwała? Dwa lata? Dwa lata. To jak pomaturalne szkoły, tak.
Jakby policjalne studium, tak. Pomaturalne. Dwa lata. I teraz tak. Jestem po pierwszym roku i spotykam kolegę. Innego z liceum. O, cześć Andrzejku. Też miał na imię Piotr. Co robisz? Ja mówię, a w tej szkole jestem. To chodź tutaj, bo potrzebujemy do cyrku chłopaka. A on trenował, był moim uczniem w karate, nie? Na sekcji. Ja mówię, ty kurczę masz silne nogi, tak? a my potrzebujemy kogoś, kto wyrzuca. Oni są na takich krzesełkach, rzucają nogami, tam robi się salta i tak dalej. A ty masz silne nogi i takiego kogoś potrzebujemy. Ja mówię, czemu nie? No to idę do dyrektora. I umówiliśmy się na spotkanie tam przy sądach w Warszawie, że on podjedzie samochodem, pojedziemy na bazę w Jolinku.
No dobra, ja do dyrektora poszedłem, panie dyrektorze, no, rezygnuję ze szkoły, no bo, o, tu cyrk i tak dalej, mi kolega zaproponował, to jest coś fantastycznego dla mnie i coś, co bym na pewno lubił, bo to jednak ten sport, poruszanie się, a on miał córkę też, która ćwiczyła jakąś tam akrobatykę i tak dalej, ja rozumiem, rozumiem was młodych, dobra, okej, zrezygnowałem ze szkoły. Umówiłem się z kolegą, ale kolegi nie było pod tymi sądami. Podjechał autobus, mnie, I on tam nie powiedział mi, ale jak się zapytałem, czy ktoś tu jest z Julinką, tak to jest autobus taki zakładowy, proszę wsiadać i pan pojedzie na Julinek. Ale ja się trochę wstydziłem, nie? Kurde, obcy ludzie, nie wiem gdzie jadę, jakaś baza w Julinku, jak tam wrócę w ogóle i tak dalej. I nie pojechałem. Kolega się po prostu spóźnił. No i tyle. Nie spotkaliśmy się.
No to zostałem bez szkoły. Tak? Mówię, znowuż mnie wezmą do wojska. Nie miałem nic przeciwko, tak? Tym bardziej, tak jak mówię, tam ćwiczyłem, na pewno bym się sprawdził w tym. Natomiast ogólnie chciałem się kształcić, tak? A nie iść normalnie tam na dwa lata do zasadniczej służby wojskowej. I teraz przez przypadek spotykam dyrektora na ulicy. No jak tam w tym cyrku? Panie dyrektorze, opowiedziałem mu tą historię, że jednak nie poszedłem tam. Wracaj do szkoły. Ja mówię, no dobra, ale egzaminów nie zaliczyłem ostatnich. Zaliczysz egzaminy i przejdziesz do drugiej klasy. Dobra, zdałem te egzaminy, przeszedłem. Jestem w drugiej klasie, super, już kurczę, praktyki odbyłem, jeździłem na elektrowozach z palinowymi pociągami elektrycznymi, praktykę odbyłem, końcówka szkoły, drugi rok zakończony, teraz tylko już ta specjalizacja. No ja spotykam znowu swojego kolegę. No czemu nie byłeś? Ja mówię, bo Ciebie nie było, się wstydziłem.
Wiesz, jakbyś chciał iść do szkoły, raczej iść do cyrku, by Ci pasowało, to teraz są egzaminy powtórne. Dla tych, którzy nie znali w czerwcu, to we wrześniu są egzaminy powtórne. I wtedy możesz startować sobie też zobaczyć, jesteś sprawny i tak dalej, myślę, że zdasz. I poszedłem i zdałem. I znalazłem się w szkole cyrkowej. Oczywiście do dyrektora poszedłem, mówił, panie dyrektorze, rezygnuję z tego zawodu, no bo idę do szkoły tym razem cyrkowej. No, mówi, dobra, leć i tak dalej. Także szkoła cyrkowa, no i to był strzał w dziesiątkę. Bo całe życie do tego momentu byłem bardzo sprawny, ćwiczyłem bardzo mocno, a szkoła cyrkowa to jak szkoła przetrwania. 10 godzin dziennie zajęć. Poza tym. . .
po zajęciach wszyscy jeszcze na salę i jeszcze sobie prawie do nocy żeśmy dalej tam coś dłubali, robili i się kształcili ja latałem na trapezach, czyli robiłem górny palot czyli trapezy latające ten nasz zespół można zobaczyć w 07 Zgłoście odcinku Borucz-Nik-Borewicz to właśnie nasz zespół tam lata i tam koledzy akurat latają na tym trapezie Gosia z Piotrkiem A łapał ich Karol Strasburger, oczywiście on tak naprawdę nie łapał, tylko wisiał na tej łowitorce. No więc jakaś tam pamiątka jest. Parę lat pracowaliśmy ćwicząc na tych trapezach. No i potem też to życie artystyczne się ułożyło. W szkole cyrkowej, będąc jeszcze nadal, jeździłem i prowadziłem sekcję kiosków, która była w Rzeszowie. Była taka sekcja stuosobowa. Kiosul też mało kto chyba o tym wiedział.
To jak często tam jeździłeś? Słucham? Jak często tam jeździłeś? No ja jeździłem tam od czasu do czasu ich trenować i egzaminy prowadzić. No to powiem tak, zabrałem moją dziewczynę wtedy, tak, bo to moja żona potem była, przyszła, wie się, zabrałem na tą sekcję, na te egzaminy, żeby zobaczyła jak to jest. No bo akurat byliśmy z cyrkiem niedaleko, ja mówię, dobra, tu mam akurat egzaminy, to chodź pojedź. No to moja dziewczyna wtedy powiedziała. . . że myślała, że to jest jakiś obóz koncentracyjny. Że to, co się tam działo, to ona w życiu by nie pomyślała, że ja taki jestem. Czyli tak niesamowicie ostry dla ludzi, tak, ale to tak mnie wychował ten system militarny. Nie patrzący, nie pobłażliwy na pewne elementy, które oni ćwiczyli, tylko wymagający niesamowicie.
Mało tego, wtedy też zobaczyła jak ja robię i ćwiczę, ponieważ powiedziałem, mało kto tak robi, ale powiedziałem, proszę bardzo, jak ktoś chce się ze mną zmierzyć, to proszę bardzo, ma okazję. Teraz walczycie, możecie w kilku nawet walczyć. I też tak było i żona to pierwszy raz zobaczyła jak ja walczę. Tak, więc oczywiście nikt mnie nie pokonał wtedy na szczęście. Natomiast mam parę zdjęć też jakby z tych zajęć, bo żona była tam, mogliśmy zrobić zdjęcia i mam parę z tych też jakby zdjęć, wyjątkowe takie. Bo ogólnie to się nigdy nie robiło zdjęć, nie reklamowało się, nie potrzebowaliśmy żadnej reklamy, więc tej pamiątki teoretycznie nie ma. Leszek Drewniak, bo wspominaliśmy o Leszku Drewniaku, ale bardzo krótko. Leszek Drewniak był też ze mną, czyli razem inaczej, razem byliśmy na kursie sędziowskim.
który po raz pierwszy został zorganizowany w 1980 roku. I na ten kurs pojechały wszystkie osoby, które były z różnych styli w Polsce. Dlaczego? Bo tak jak powiedziałeś wtedy bardzo słusznie, że komuniści obawiali się o to, że ten system jest już tak mocny, zwłaszcza po filmach z Brucem Lee i tak dalej, że ta pusta ręka może ich zabić. I my o tym doskonale wiedzieliśmy. były przesłanki ku temu, żeby sądzić, że po prostu zakażą nam ćwiczenia tego systemu, tych wszelkich sztuk walki. To była inicjatywa właśnie kilku osób, m. in. właśnie przede wszystkim Janusza Górkowskiego, Jacka Grochowskiego, czyli moich trenerów, którzy. . . Zaczęli tworzyć polski zozak karate. I on powstał właśnie w 80 roku. I teraz mieliśmy do wyboru nawet wybrać przewodniczącego, znaczy prezesa tego Polskiego Związku Karate.
Taki był chłopak u nas, który miał pomarańczowy pas, miał dużo pieniążków, dobrze miał biznes, więc prawdopodobnie komuniści w tamtych czasach pozwolili mu na to, no bo inaczej jakby tam się tak wzbogacił. Ale zastanowiliśmy się na tym, czy moi trenerzy zastanowili się na tym, że no tak, pieniądze to ma, mieliliśmy na wszystko, ale czy on ma takie poparcie wśród komunistów i takie kontakty. Stwierdziliśmy, że nie. I wtedy. . . Ci moi trenerzy właśnie jakby skierowali się do Janusza Świerczyńskiego wtedy. To był prezenter Dziennika Telewizyjnego Wiadomości Sportowych itd. Przypominam, w czasie komunistycznym jak ktoś był w takim dzienniku, to musiał coś znaczyć i być zaufanym człowiekiem. Ale też był panem w raliście, prawda? I on został, i on się zgodził być prezesem podzielenia Związku Karate. Tak jak powiedziałem w 1980 roku on powstał.
No a my mieliśmy możliwość w tym momencie organizowania właśnie takich kursów, a jednocześnie normalnego ćwiczenia. Już wiedzieliśmy, że nam tego nie zakażą, bo oni mieli to pod kontrolą, poprzez tego człowieka. No i teraz powstał pierwszy kurs sędziowski. dlatego, że potem trzeba było te mistrzostwa polskie wszystko sędziować, ale nie było sędziów żadnych. I ja oczywiście zostałem zakwalifikowany, tak jako instruktor na ten kurs. Pojechaliśmy tam, był też Andrzej Drewniak, był Leszek Drewniak. I powiem tak, że wyskracając to, cztery osoby tylko ukończyły ten kurs właściwie z pozytywnym wynikiem. I to było Janusz Gutkowski, czyli mój trener, obecny tekundo, Leszek Drewniak. czyli współtwórca Gromu, Kwieciński, czyli prezes Stoiczo Tocano i Andrzej Marcot, czyli ja. Cztery osoby. I te cztery osoby też, jakby potem sędziowaliśmy Mistrzostwa Polski itd.
Tam była taka bardzo znana historia, znaczy nieznana historia, ale jak się opowiada to uuu, to legenda itd. , cała historia. Otóż po raz pierwszy I jedyny Andrzej Drewniak i Leszek Drewniak stoczyli walkę z sobą. O, oni się nie lubili i nie byli rodziną. Myślę, że się nie lubili, nie byli rodziną. Czy myślę, że nie? Zbierz już nazwisk. Nie lubili się za bardzo. Natomiast Max Wichet, czyli szósty dan, prezydent Europejskiej Unii Karate, Wytypował mnie. do tego, żebym miał tą walkę z sędziową. To było dla mnie zawsze to oczywiście. Ogólnie miałem też propozycję zostać międzynarodowym sędzią. Z tej całej grupy mnie zaproponowali. Ocenili moje zdolności i tak dalej, to wszystko bardzo pozytywnie. Dostałem tą propozycję, no ale poszedłem do tej szkoły cyrkowej i tak dalej. Jak ta walka. Ta walka była bardzo brutalna.
Oni się chcieli pozabijać. Ciężko było sędziować, bo trzeba było wchodzić między ciosy i dostać być może, nawet, bo ten cios czy z nogi czy z ręki. Teraz to się zakończyło remisem. nikt z nich nie wygrał. Natomiast naprawdę można jest o wspominać. Jest o wspominać. Tak jak powiedziałem, cztery osoby skończyły. No tam jeszcze jedna taka była historia. bardzo ważna, ponieważ nie za bardzo Andrzej Drewniak też nas lubił, ponieważ Kiochusin przeszedł na Kiochsul. Nie wszyscy. Czterech instruktorów zostało, takich wysokich. Zostało instruktorami Kiochusin w Warszawie. Jeden instruktor został, był dalej szkolony jeszcze na moment, chociaż przeszedł, nie był u nas, ale był szkolony przez Han Ho-un'a, tego 10 dana i został pierwszym mistrzem Europy.
Karatek Kiepusin, co było niemożliwe, Lech Hollander i tak dalej, to wszystko, to tam kto inny z Holandii to mogli wygrać, ale Polak jakiś tam, żeby był mistrzem Europy i tak dalej, a Marek Drozdowski. a on zresztą był gimnastykiem wcześniej i bardzo dobrze rozciągnięty, ale ja pamiętam tę historię jak ćwiczyliśmy, bo mieliśmy taką grupę S, co tydzień 40 km, 20 w jedną stronę, 20 w drugą. Często tak, że jak wracaliśmy to co 3 kroki kopnięcie, co 3 kroki kopnięcie te 20 km. To była fantastyczna chwila dla mnie. Dużo treningów indywidualnych z moim przyjacielem Januszem Gutkowskim, któremu bardzo dużo zawdzięczam z tamtych lat, właściwie to całą. . . Cały kształt tego mojego działania, co później zrobiłem, to dzięki niemu.
Zresztą potem spotkaliśmy się bodajże po 25 latach, pojechaliśmy do niego, Bartek się zdziwił, że jeszcze żyjemy i tak dalej. Nawet zaproponował, żebyśmy wrócili do niego do Taekwondo i dalej byli strukturami tutaj i tak dalej. Stwierdziliśmy, że zostanie przy klawmadze, trochę był zły. Nawet powiedziałbym, że bardzo złe. Bo bardzo nam przekonywał, żebyśmy zostawili Hartmage i wrócili do niego. Po 25 latach. Czyli szanował naszą pracę wtedy, którą. . . Byłem z kolegą poszedłym Jerzym Kretem i szanował naszą pracę, którą wykonaliśmy. Ja mu tam pokazywałem parę jeszcze, jaką mam sprawnić do tej pory, więc. . . Oglądaliśmy cały ten trening jego mistrzów czarnych pasów. Pięknie robili i tak dalej. Jeżeli chciałby nas zaprosić jakby do tego grona, no to wielki szacunek. Tak, z jego strony. No i. . .
Mówię, że zawdzięczało mi bardzo dużo z mojego wykształcenia. Ale tutaj jeszcze tylko wrócę. Na ten moment była taka sytuacja, że byli wynajęci sparing partnerzy, którzy bili się, tam płacone mieli jakieś pieniądze, ale ten właśnie Max Wiszed powiedział, że zaraz, zaraz, wy tu pięknie machacie, ale tu walki nie ma, co oni mają tu w ogóle sędziować, nie? Jakoś kopięć, czy co? Tu ma być walka. I po prostu podziękował im. Ale tutaj zdarzyło się coś, czego się nikt nie spodziewał. sobie wyobraź, jest te iluś tam szkół z całej Polski Każdy mówił, że jest najlepszy, a Max Bichette mówił, walczy się między sobą. A tu nikt nie chciał w ogóle stać. No oczywiście Janusz, mój przyjaciel, wychował mnie pierwszego. Ja oczywiście bym nie odmówił, stałem. Nie zawsze podejmowałem jakieś tam ryzyko, nie bałem się tego. Wychowany twardo, życiowo. Więc stałem.
Jak Andrzej Drewniak to zobaczył, natychmiast chłopaków z Sosnowca odokomił. Ty, idziesz i siedzi. No kawał chłopów, ja to mówię, 57 kilo. No i też te walki były bardzo ciężkie. Naprawdę chcieli mi robić krzywdę. Niesprawiedliwie powiem, że ich trochę pokonałem. Doszło do tego, że Drewniak jak na filmie z Brucem Lee, wejście smoka, mówi ty, a to mówi ja mam kontuzję nogi, ty, a mi ręka boli, nie chcieli walczyć. Kieps był dużo, dużo lepszym już systemem niż Kiepło Sienkaj. Dużo. Jeżeli oczywiście ktoś pracował, bo każdy system może być bardzo dobry, ale ktoś nie pracuje, nie wyrobi sobie tych elementów, to niestety powinien być wyrzucony z tego systemu, żeby nie obniżać poziomu. Bo tak jak mówię, ktoś powie, ja ćwiczyłem klawiaturę, każdy siedzący dzień czasu ćwiczył. No nie, to jest jasna sprawa.
Miałem taką sytuację z kolegą, który bardzo mnie promował, mój przyjaciel do dzisiaj. Indywidualnie go tam ćwiczyłem, ale miał problemy z koordynacją i tak dalej. Kiedyś zakładał koszulki, ja mówię, słuchaj, Przyjacielu, proszę cię, nie zakładaj koszulki i nie mów, że ćwiczysz u mnie. Ale czemu? Ja cię promuję. No tak, ale jak ty pokazujesz, to jeszcze daleko, daleko do tego, co powinieneś pokazać. A w tym momencie to będzie antyreklamą dla mnie. Że jeżeli ćwiczysz tyle u mnie, a wiesz, a jeszcze ci słabo idzie, ale ty jesteś świetnym w innych rzeczach. A tutaj po prostu, nie? Trzeba jeszcze trochę popracować. Jeden potrzebuje na to jeden dzień, a drugi potrzebuje 10 lat, żeby mieć ten sam poziom. Więc jest to różnie. To jest to samo tutaj. Więc ten kiosk był o wiele, wiele lepszy. Jeszcze powiem, w kiosku były kata.
Są kata. Ale uwaga, wtedy tego nie było znane. Ale walka z cieniem? Kto zna w latach 70. walkę z cieniem? Raczej nikt. Kata były. w Kiełkuszynie i też w Szutokanie, ale nie walka z cieniem. Ale już Kiełksów miał tę walkę z cieniem. Nazywało się to 25, 55, 99, 150 itd. To był zestaw ruchów. bardzo dynamicznych, które właśnie dziś jakby przypominają walkę z sieniem. Czyli gdzieś tam wyobrażam sobie tych przeciwników, biegam, gania i kopie, robię bloki, wpadam na ziemię, bronię się na ziemi, ale to wszystko jest wyimaginowany przeciwnik. Otóż Kjoksul miał te 25 co podstawa, 55 jest luktorskie, 99 eksperckie, 150 to już naprawdę trzeba było być bardzo dobrym, żeby to zrobić. No więc były zawody na tym właśnie kursie sędziowskim, kata, no i ja doszedłem już właściwie do finału i robiłem kata 55, instruktorskie.
Ale walnąłem się, a oni nie widzieli, a mój ten jakby partner, który ze mną ten jakby. . . Walczył o pierwszeństwo. Wykonował bardzo podstawowe kata piokusinu. Bardzo podstawowe, które ja znałem, bo przez piokusinu jestem. Bardzo podstawowe. On zrobił, a ja zasuwam te 55, tam latam, gania, wyskoczył, wszystko i tak dalej. I na 40-tym, tam już bodajże którymś, czy tam 50-tym nawet, któryś chyba, 52-ty drugi ruch. czy trzy czy cztery ruchy przed, pomyliłem się, więc stanąłem, podniosłem rękę. A oni nie znali, nie mieli pojęcia co to ja w ogóle robię, nie? Tylko patrzyli i oczy takie szerokie. Ja mówię, a on mówi, o co chodzi, skończyłeś, tak? Ja mówię, nie, pomyliłem się. Pomyliłeś się? Tak, pomyliłem się. I się przyznałem. No więc zostałem drugie miejsce, nie pierwsze, nie? Ja byłem w stanie jakby honorowo powiedzieć, a oni nie mieli pojęcia w ogóle.
Dla nich mówią w tym momencie skąd chciecie być mistrzem, nie? Ale niestety nie. Ale zasady to zasady. Andrzejku, wróćmy jeszcze na chwilę do tej szkoły cyrkowej. Bo ona przez jakiś czas później. . . w latach chyba 90-tych przestała istnieć, teraz chyba nowa istnieje. Przestała istnieć, znaczy tak, przenieśli ją, nie przestała istnieć, przenieśli ją do Warszawy, do normalnej szkoły, takiego zespołu szkół, ja się nie pamiętam kto był zespołem szkół ogólnokształcących, tam była taka sala, bo tam byłem i tam po prostu dalej szkoła celkowa istniała, ale już nie na bazie w Jolinku, ponieważ tą bazę jakby chyba wykupili. Ktoś tam prywatnie to wykupił i tak dalej i ona nie miała prawa tam jakby istnieć. Tak, mniej więcej tak to wyglądało chyba. Natomiast szkoła cyrkowa cały czas była.
A to po jakimś czasie przyniosło się z powrotem na Julinkę. Do Julinka. Bardzo ciekawe miejsce i chyba bardzo wszechstronny sposób kształcenia. Jakbyś trochę o tym mógł opowiedzieć. Czego wy się tam uczyliście? Rozumiem, że każdy miał jakąś specjalizację. Tak, ale specjalizacja była po drugim roku. Co pół roku mniej więcej były egzaminy. Jeżeli nie znałeś z jakiegoś elementu, to wypadałeś z tej szkoły cyrkowej. Więc trzeba było być dobrym w wielu dziedzinach. No i teraz jakie to były kierunki? Weźmy ekwilibrystyka, chodzenie po linie, balansowanie na różnych przedmiotach, wałkach, kilku wałkach, powiedzmy wchodzenie na jakąś tam rurę i robienie jakichś elementów na rurach, czy elementy siłowe, trapezy i tak dalej. To wszystko jakby ekwilibrystyka, prawda? Natomiast następnie była akrobatyka. No, w akropatyce musieliśmy normalnie skakać, rundaki, fiflaki, śruby, podwójne salta i tak dalej.
Powiedziałem, że klasa mistrzowska dosłownie, tak? Gimnastyka też na poziomie mistrzowskim, musieliśmy wszystko zaliczać, drążki, potem cały program. z saltami, oczywiście kółka, poręcze, reki, my to nazywamy ręcze, poręcze. Wszystko to z gimnastyki było obowiązkowo i też wydaje mi się, że to była raczej taka klasa nie podstawowa, tylko śląsko-mistrzowska. Dalej była jazda na koniach, też niezwykła, bo ponieważ na koniach robiliśmy i salta i stójki i pod koniem wchodziliśmy i skakiwaliśmy na konia na różne sposoby. Czyli woltyżerka. I piramidy robiliśmy, tak jest, woltyżerka, dzigitówka, tak, w tym momencie, czyli jazda szybka na koniach. Następnie balet był nawet, czyli normalnie musieliśmy wszystko tańczyć jak baletmistrze, wszystkie pozycje baletowe i tak dalej, muzyka, choreografia. żonglerka oczywiście tak samo, więc tych przedmiotów było bardzo dużo, które musieliśmy ogarnąć i z każdego przedmiotu niestety były te egzaminy co pół roku.
No i jeżeli się czegoś tam nie zdało, to można było wylecieć z tej szkoły. Więc było bardzo dużo ćwiczeń, tak jak mówiłem, po 10 godzin ćwiczeń dziennie. I bardzo wszechstronne. Bardzo wszechstronne. Niektóre ćwiczenia były bardzo siłowe. A potem była specjalizacja i tak powiem, że zdziwiłem się, że wybrali mnie do trapezu. Powiem, ty będziesz robił trapezy. Ja mówię, ja nie będę robił trapezy, bo ja mam lek wysokości. Ja na drzewo nie mogę wejść, bo jak wejdę, jak spojrzę, to się boję. I tak dalej. Gdzieś tam z dzieciństwami to gdzieś tam pewnie wyszło. A to nas nie interesuje. Ty będziesz robił, bo masz predyspozycje według nas i tyle. No dobra, to zacząłem robić trapezy. Powiem tak, ponieważ. . .
W szkole cyrkowej oczywiście nas znali, że widzieliśmy, że ćwiczyliśmy kiosk, bo mieliśmy pewne dresy koreańskie z napisem koreańskim itd. Więc tutaj nie było ale. To był pozytywny też taki element, ponieważ nikt się nie dowalał do mojej dziewczyny, bo się bali. Miałem w jakiś sposób wolny czas na to, że nie musiałem walczyć z kimkolwiek, chociaż jednak historia była w cyrku, gdzie jednak walczyłem z Bułgarem, o wiele wyższym odem, o wiele wyższym. On trzymał parę osób na sobie. Więc to była deska, ale to mnie podpuścili, ponieważ była taka sytuacja, że nasz partner, ten który nas łapał. . . to było w Pabianicach na premierze, spadł z tapezów i się połamał. Na premierze. W związku z tym, no nie było nikogo kto by mógł nas złapać.
To nie jest taki łatwy proces, żeby ktokolwiek wszedł i po prostu to robił. Nie ma takiej opcji. A w związku z tym, zresztą też jak skończyliśmy szkołę cyrkową i był pokaz dyplomowy, też dziewczyna od nas, koleżanka spadła z trapezów. I też skończyła całą karierę, bo kość poleczkowa z Omana, tam źrenica przesunięta, coś takiego było z okiem. Więc musiała całkowicie zrezygnować już z tego zawodu. A my. . . Ona była pierwsza, która leciała i spadła, a my za chwilę lecimy i ten chłopak nas ma łapać. A on cały taki rozstrzęsiony, a my ma. . . Ona robiła najprostsze rzeczy, tam podanie nóg i tylko tyle, a my salta mieliśmy robić. Więc taka historia. I ten chłopak spadł, ten nasz łowitor.
I teraz zastąpił go za jakiś czas bardzo doświadczony Tony Wałuszko. Ale po jakimś czasie był starszy. Na pewno byłoby ciężko. Jednak pięć osób tam było w tym zespole i łapać wszystkich i tak dalej na kręgu osób to było bardzo ciężko. Tylko tyle, że nie mogli nas wyrzucić kogoś, o ty już nie robisz, skończyliśmy szkołę celową i tak dalej. Więc zawód musieliśmy wykonywać. Pomyśleli sobie, że trzeba by wyeliminować w jakiś sposób. Nie było to miłe. Mówię to o tym, żeby przestrzec innych tam też, żeby tak nie było, żeby nigdy nie przewoływać takich myśli, że nie potrzebuje, to może w ten sposób rozwiąże sytuację. Na przykład jeżeli dziewczyny ćwiczyły w ląży, to mnie kazali bez ląży ćwiczyć jakieś skoki, które pierwszy raz robię.
Dla mnie to nie każdy wie, jest to pas. Jest to pas, pas na lintach, ktoś tam w lączyki urlił i ktoś asekuruje, żeby nie spadł na głowę. No więc, a ja wykonywałem to bez tej ląży i wykonałem dobrze, to wchodzę z powrotem na most, tak robię, nie? A nie, nie, to już nie trzeba, nie? A ta moja dziewczyna, czyli przyszła żona, mówiła Andrzejku nie, bo się pozabijasz. Nie, zrobię, tak? Jednak zawsze jakoś tam to ryzyko. . . potrafiłem podjąć. No i była taka sytuacja, że kiedyś powiedzieli do właśnie tego Bułgara, że, a on ćwiczył karate i kyokushin, że Andrzej powiedział na ciebie, że twój kyokushin ten bułgarski to jest bardzo słaby, nie? A do mnie powiedzieli, że on chce ze mną trening zrobić.
No to więc ja tam, ponieważ byłem rozciągnięty i kopałem pionowo, więc oczywiście bak, kopałem i zatrzymywałem tą nogę przed twarzą, a on mnie wtedy uderzał. Ja mówię, co ty robisz? Mówię kurde, przyjadę, zatrzymuję tą nogę, żeby tylko ci pokazać. A on ciągle. . . No i zaczęła się walka. Skończyliśmy pod wodzą gdzieś tam po rozwalaniu cyrkowym, bo tego deszcza wszystko i tak dalej. Potem się zaprzyjaźniliśmy nawet, bo się powiedzieli. . . Kto wygrał? Bo ta prawda wyszła na jaw, że podpuścili jego, podpuścili mnie i żeśmy się bili. Bułgar miał, ja nie wiem, ze 130 kilo i miał z 2 metry wysokości. A ty 57. A ja 57 kilo, tak.
Kto wygrał? Nikt nie wygrał, bo tak po rozwalaniu, nawet walka już nie była na żadne karaty, nic tylko pod wozem, gdzieś się tam rozwalaliśmy, szabotaliśmy się pod podwozem, czyli odyszel się zawadziliśmy. Na drugi dzień trzeba było wystąpić. Nie no to wiadomo, że wiesz, to jest jak w kopalni, nie? Taki przykład słyszałem, że wiesz, górnicy są i jeden górnik ma wolne, drugi pracuje, potem ten górnik, który pracował okazał, dowiedział się, że jego żona zdradziła go z tym górnikiem, nie? Właśnie, który miał wolne. Ale jak razem pracowali, to się nie zawijali, a po pracy wolnej to co innego, tak? Mogli sobie tam wyjaśnić pewne sprawy. Więc to samo jest tutaj, wiesz, szkoła, czyli sztuka cyrkowa polega na tym, praca często zespołowa nie można się gniewać, to jest nasza praca. I. . . Powiem tak, moja żona jest dziewczyną gumą, tak, całe życie się wyginała.
wielokrotnie miała ogromne bóle głowy, bóle kręgosłupa itd. , ale wychodziła na arenę i musiała się uśmiechać, bo ludzie nie musieli wiedzieć o tym, że ona ma takie bóle i że ją to bardzo boli. Jej zawód polegał na tym, żeby się uśmiechnąć i ten numer bardzo ładny pokazać, żeby ludzie byli zadowoleni z tego, co ona pokazuje. A po zejściu już za kurtynę na zaplecze, wtedy można płakać nad swoim losem. I to samo było tutaj. Czyli to nie jest utrzymywanie formy startowej na zawody, jak w przypadku sportu. sportowca tylko przez cały okres, kiedy się wystartuje. No ja mam taki filmik nawet takiego akrobaty, w Szwecji jak byliśmy to pokazywali.
90 letni pan, bardzo stary, no widać, że staruszek, na linie, pięknie wszystkie wymięki podciągał się, takie rzeczy na jednym ręku nie zrobiłby to młody człowiek. Gdzieś tam artyście cyrkowi. . . jakby poprzez systematyczność swoich ćwiczeń doprowadzają ciało, że to ciało jest bardzo sprawne wiele, wiele lat. Być może, że moja sprawność też wynika z takich działań. Jest to też konsekwencja tego właśnie ciągłego treningu, że nie wolno sobie odpuścić nawet na chwilę, bo niestety ta sprawność wtedy błyskawicznie spadnie. Dobrze, mam takie pytanie do Ciebie. Prowadząc takie trochę cygańskie życie, bo jednak jeździłeś z taborem i codziennie gdzie idzie, dalej trenowałeś? Tak, trenowałem. Powiem jeszcze inaczej. Jak zdawałem na eksperta w kraftmadze, mając nawet własny cyrk już, powiedzieliśmy, że z własnym cyrkiem. To. . . Po pierwsze namówiłem mojego kolegę.
Jerzyka, żeby pracował u mnie w cyrku i pracował, bo obaj się przygotowaliśmy do tego stopnia eksperta. Byliśmy już, mieliśmy już swój wiek, tak? Czyli to była bodajże wtedy pięćdziesiątka. Więc zdać egzamin na eksperta, w ogóle żebyśmy wytypowali na tego eksperta, tak? Do szacownej bratom Kadamczyka, że nas wytypował, że nam zaufał przede wszystkim, że damy radę, a nie damy plamy i tyle, tak? To znaczy, że jego system, który nas uczył kraw magii, że jego system jest bardzo dobry, skoro daje staruszków, żeby zawalić na eksperta. Więc my też chcieliśmy odziedziczyć się tym, żeby pokazać siebie i jego nauczanie z jakiejś najlepszej strony. Zatrudniłem Jerzyka w naszym cyrku. I codziennie mogliśmy trenować razem. Trenowaliśmy jak byśmy byli w Shaolinie. pompki gdzieś tam na kościach, po schodach, z góry na dół, trzymane ręki itd.
Ręce gdzieś tam w jakieś wagi, nie wagi, walki między drzewami, non stop, bieganie. I zależy mi od tego swój trening jeszcze cyrkowy. Tak, to jest normalne, oczywiście. Ale jak ja już już pomijam. . . I wtedy pojechaliśmy na te egzaminy i zdaliśmy. . . Ejal Janilo wtedy mówił rewelacja, nie? Naprawdę bardzo dobrze nam poszło, zdaliśmy super te egzaminy. Nie daliśmy plamy. Ale potem, ja też, jak jeżdżąc własnym cyrkiem, szkoląc się, postanowiłem, chociaż nie za bardzo lubiłem biegać, ale postanowiłem, że codziennie będę biegał 20 km i codziennie biegałem rano, kiedy cyrk chłopaki budowali, czyli pracownicy budowali cyrk mój, to ja 20 km biegałem. Codziennie. Tak? I wracałem i jak tylko wracałem, cyrk już był gotowy, miałem takiego fajnego, zaufanego pracownika, który chciał i poświęcił się i z nim mnie trenowałem jeszcze dwie godziny krawpani.
Tak? Przy okazji on się uczył, ale ja przede wszystkim, raczej byłbym, moim sparing partnerem był do walki niż jakby do nauki, ale tak czy inaczej dwie godziny ćwiczyliśmy codziennie. Czyli ja nigdy nie zrezygnowałem z walki. Mało tego, będąc z cyrkiem, na przykład w Szczecinie, jeszcze wcześniej jak zaczynałem krawmagę, to potrafiłem przyjeżdżać ze Szczecina, z Rzeszowa, z Gdańska, z Lublina czy z Białegostoku. Na jeden trening, treningi były u mojego trenera Kostelskiego, którego pozdrawiam, fantastyczny trener z Kraw Madzi i potrafiłem być każdy wtorek i czwartek na treningu, mimo że byłem z cyrkiem tak daleko, przyjeżdżałem na trening i wracałem do cyrku. I przez dwa lata tak robiłem, nigdy nie opuściłem treningu. Do jakiego miasta? To był mój start, czyli to były pierwsze moje początki. A dzięki mojemu trenerowi Kostelskiemu ćwiczę klawmagę. Powiem dlaczego.
Może o tym nie wie, więc może się teraz dowie. Otóż z tym moim kolegą, z tym Jerzykiem moim kolegą zdało się od młodych lat. I razem przeszliśmy całą drogę. Karatę, kyokushin, szkoła cyrkowa, kyoksul i tak dalej. Klawmaga. Więc poszliśmy razem na klawmagę na pierwszy trening. No i cóż, po treningu powiem, że było ciężko. Myślałem, że zejdę już z tego świata. Był ciężki trening, naprawdę ciężki. Ale trener korserski podszedł do nas i mówi tak, no widzę, że jesteście bardzo dobrzy, ładnie kopiecie, szybciej jesteście i tak dalej, ale to jest kraft maga, tutaj nie przetrwacie. I trenerze, i właśnie dzięki tym słowom zawzięliśmy się i dlatego poszliśmy na drugi trening i przetrwaliśmy i do dzisiaj trenujemy kraft magę.
Bo gdyby trener tego nie powiedział, to prawdopodobnie bym nie zrezygnował z tej kraft magii, sądząc, że nie, nie, to już jest. . . za inny wiek i takie wyczyny już nie ma co robić, bo można zawału dostać. Rozumiem, że do tej krawmagii Cię ciągnęło, bo już poznałeś systemy bojowe. I może tutaj warto powiedzieć parę słów, bo w dzisiejszych czasach. . . Bardzo popularny jest MMA i mówi się tylko o MMA. Natomiast lata 90. to taką popularność miały systemy kombat, czyli wszystkie systemy nastawione na użyteczność, nazwijmy to, bojową. Czy to pod żołnierzy, czy to pod policjantów. One się będą różnić zestawem ćwiczeń, które się ćwiczyło przy użyciu sprzętu, jakim dysponował żołnierz, w mundurach, w butach. z nastawieniem na maksymalny realizm, na uproszczenie tych ruchów. No i to było chyba to.
I to było bardzo zaskakujące dla ludzi, którzy przechodzili z klasycznego karate, gdzie się ćwiczyło bez butów. Nagle trzeba było założyć buty, ochraniacze na kolana, suspensory i kopało się w krocze, nie zatrzymywało się tych uderzeń przed człowiekiem. To był chyba szok dla większości ludzi. Na pewno to była, w ogóle jak rapmaga wchodziła na początek jakby na rynek, tak? Pierwszy to na pewno militarny rynek, potem cywilny. No to była szokiem, bo to było coś innego. Rapem jakichś elementów, których my nie znaliśmy. Zakładanie tych suspensorów i tak dalej. Ale moje zdanie, jeżeli chodzi o suspensor na krocze był taki, że oczywiście my zakładaliśmy, ćwicząc pierwsze te momenty krakmadze, ale potem stwierdziliśmy, że wyrzucamy to. I z kolegą nie zakładaliśmy, wszyscy mieli. Każdy się bał, bo jak ja wkroczę, dostanę i tak dalej, to zaraz padnę i tyle.
A my z kolegą wyrzucaliśmy to. Po pierwsze byliśmy przyzwyczajeni do kopnięć w krocze, bo było kiedyś w Sanxingdachi, więc kopnięcie w krocze było na każdym treningu. I uderzenie w splot słoneczny, więc to była normalna próba wytrzymałościowa w Kyokushinie, więc potem była zakazana, więc zlikwidowana. Ale przez wiele lat, najpierw ja dostawałem, potem ja uderzałem i tak dalej innych ludzi, więc kopnięcie w krocze nie robiło na mnie wrażenia. Kiedyś była taka sytuacja na przystanku, ktoś mnie zaatakował kopiąc w krocze. I zdziwił się, bo myślał, że ja padnę, zemdleję, a ja od razu mu oddałem. I po jakimś czasie dopiero jakby mózg przywołał sytuację, że może mnie coś zabolić i wtedy mnie bolało, lekko.
Tak, ale tak jak mówię, w kiosku wszystko jest w mózgu i ból można pokonać właściwie to w każdej jakby postaci. Nie wiem czy wiesz, ale część ludzi, którzy potracili jakieś tam ręce, nogi na wetranie wojennym itd. nadal odszuwają, mimo że nóg nie mają, odszuwali czy rąk, odszuwali ból. Ale przecież jak to jest możliwe? Skrą tej nogi nie ma, a czuję, że on tu w łydce mnie boli. No właśnie. I bardzo ktoś bardzo fajnie wymyślił, że. . . taką metodę, że postawił lustro i ta osoba widziała tą swoją drugą nogę i przypatrywała się, tu ma normalną nogę, ale odbita noga prawdziwa w lustrze imitowała tą drugą nogę. W tym momencie bóle przestały działać. I to jest bardzo patentowana metoda światowa i świetna właśnie dla tych, którzy tracą różne części ciała.
I w ten sposób się jakby przywracają do zdrowia. Bo mózg cały czas, mimo że tej nogi nie ma, on jakby pamięta to wszystko. I wszystko jest w tym mózgu, żeby ten mózg spowodował, spowodować w tym mózgu, żeby o tym zapomnieć. Ja miałem taką sytuację tutaj, że mam ubytek w siódstopiu 8 milimetrów, miałem wiele lat temu. No i oczywiście byłem u moich znajomych, którzy mają kliniki różne i tak dalej. No i taki jeden. . . Kolega miał przychodnię sportową i mówi słuchaj Andrzej. Patrz na PESEL, znajdź sobie zastępcę, ja Cię wysyłam do superkliniki, tam Ci wstawiam implant i będziesz mógł dalej po tym, Ja wybrałem tą drugą metodę, zwłaszcza, że jestem po kiosku i faktycznie ubytek nadal jest, problem jest, o czas zasłuchuję, ale ja o tym nie myślę i nadal trenuję.
I w ten sposób można oszukać ciało. Inną rzeczą, którą Ci wspomniałem, co była różnica, to kiosk nie ma rozrzewki. Nie było rozrzewki, mówię o zaawansowanym już kiosku. I teraz moja. . . córka będąc w Kołobrzegu, współprowadząc obóz u Tomka Adamczyka w Kołobrzegu. Było tam z 80 parę osób, z różnych krajów też, dużo Polaków oczywiście. No i córka była też jako uczestnikiem. Mówi, tato, kurczę, zobacz, tak nigdy się nie rozgrzewasz. Weź się rozgrzej, żeby coś ci się nie stało. Ja raz jej posłuchałem i zacząłem się rozgrzewać i wtedy sobie naciągnąłem nogę. i nie mogłem przez parę dni nic zrobić. Ta antyakondycja do dzisiaj mi została, bo naciągnąłem sobie tu wyższą partię mięśni. Więc tego ścięgna. Więc po prostu, jeżeli jesteś przyzwyczajony do tego, żeby kopać bez rozgrzewki, to kopiesz bez rozgrzewki.
Ja w ogóle rozgrzewki nie robię, od razu działam i nikt mnie nie zobaczy, żebym się rozgrzewał gdziekolwiek. Po prostu wchodzę i robię. Mimo tylu lat. Czyli w jakiś sposób metodologia tej pracy, poprzedniej w kiosku, była prawidłowa, skoro do dzisiaj. . . Można to zrobić. Więc zdjąłem te krocze. Wiesz z jakiego powodu? Ponieważ ci, którzy mieli te uchraniacze w krawmadze, przestali już jakby reagować na pewne ruchy. No dobra, nie zdążę z tym blokiem, to dostanę już tam nie i czuję. I tak dalej. A jak nie masz ochraniacza, to musisz wykonywać porządnie tą pracę swoją taktyczną, techniczną, żeby nie dostać tej kroczy. W związku z tym ochraniacz się w pewnym sensie przeszkadza. Ale była jeszcze jedna sytuacja, jeżeli chodzi o to kopnięcie w kroczy na obozie klawmagowym.
Otóż podchodzi do mnie Tomek Adamczyk. Andrzejku, ty zobacz, oni mają te ochraniacze, zobacz jak oni kopią. Pokażmy im, jak to się kiedyś kopało w Kio Kusinie. Ja mówię, ale o co ci chodzi? No ja cię kopnę, ty mnie kopniesz w krocze. Ja mówię, ty, ale to po tylu latach to ja nie wiem, nie? Dobra, wiadomo, że on ma nogę dużą, kopnął mnie. Oczywiście normalnie kopnął w krocze, z normalnej siły. I ja stałem, nic nie było, tak? Wszyscy patrzyli, ja Tomka kopnąłem. I potem akurat ćwiczyłem z Kaliną Kowalkiewicz, czyli znamy mistrzika SW, UFC itd. Karolcia mnie pyta, czy tak nie bolało? Karolcia mówi, że zrobiła pozycję Sanchin Dachi i kop. Nie kopnęła, nie odważyła się jednak kopnąć.
Natomiast dla nas jednak, mimo tego, wyszkolenie wieloletnie daje te efekty, że jednak odpowiednie myślenie, oczywiście ustawienie specjalnie bioder, a tak czy inaczej i tak dostajesz w krocze, powoduje to, że da rady nawet po tylu latach kopnął mnie Tomek, który ma dosyć dużą nogę, w butach przecież, i nic się nie stało. No tak, ale ten ochraniacz nie był tylko też dla. . . Ja bez ochraniacza bym. . . Ale ten ochraniacz generalnie zakładało się nie tylko po to, żeby samemu tego bólu nie czuć, ale też żeby ten przeciwnik. . . mógł sobie przetrenować kopnięcie w kroczy, nie zatrzymając.
To jest potrzebne, ale już na dalszym etapie szkolenia zawodowego, czy to będzie żołnierze, czy to będą jakaś jednostka odpowiedzialna na policji, ochrania czele nie powinno być, dlatego że ból jest jednym z elementów obowiązkowym w ćwiczeniu. Wyobraź sobie te pistolety ramy, tak? Jeżeli ktoś dostanie z RAM-a, czy z FX-a, czy UTM-a i jego to boli ujezd, bo ja nie będę ćwiczył, no to jak dostanie z normalnego pocisku, to co będzie? Pełny ból musisz jednak przyjąć. Jeżeli przechodzisz szkolenia instruktora TASER-a, to najprawdopodobniej, zależy jaka firma, ale dostaniesz z tym TASER-em, żebyś zobaczył jak to działa. I padniesz, no musisz, nie możesz używać tego TASER-a, nie wiedząc jakie to mogą być skutki tego. Jak mawiał mój trener, to tylko ból, to cię tylko boli. W świętej pamięci Stasiu Makuch. Stasiu Makuch? Tak. To był Twój trener? Tak, oczywiście.
Słuchaj, bardzo się cieszę, dlatego, że ja byłem już dwa razy na seminarii, prowadziłem pierwsze seminarium, to było poświęcone Stanisławowi Makuchowi. Starszy człowiek. . . Był u mnie na treningu, prowadził zajęcia jiu-jitsu. Był u mnie zaproszony. Niesamowity gość, niesamowita osobowość. Oby więcej takich ludzi było. I też bardzo sprawny, mimo 70 lat. Bardzo ładnie wszystko robi. Szkoda, że umarł. Teraz drugie odbyło się w zeszłym roku też seminarium poświęcone jego osobie. Zebrało się dużo takich mistrzów, którzy mają biały czar, robione pasy, świetnie robili. Powiem, że rewelacyjny poziom, naprawdę. Dawniej w jujitsu uważało się, że takie trochę hollywoodzkie, trochę te techniki nie sprzedatne do życia. Takie było powiedzenie wiesz kiedyś, dawniej jeszcze. Jak żeśmy robili my pokazy, a Kondradowicz przy nas robił. Ja też trochę tego jujitsu tam ćwiczyłem u Kondradowicza.
W związku z tym to było takie sztuczne, czy to się da w realnej walce zrobić. Ale powiem szczerze, że Jujitsu poszło tak niesamowicie do przodu, że śmiało można powiedzieć, że może być wykorzystywane i w jednostkach wojskowych wszędzie. Bardzo dobrze robią, naprawdę bardzo. Jestem zachwycony ich pracą, metodologią. Mało tego, są otwarci na innych ludzi, a nie trzymają się tylko w swoim związku, że tylko Jujitsu, bo tylko jesteśmy my najlepsi. To jest jedną z tych form, powiedzmy, to byłem ja, czyli zapraszają osoby, która jednak nie jest kręgłą Jujitsu. Ale z kręgu Kraftmaga. No fakt, że też mój uczeń jest jakby prezesem świętości dzieło tutaj, jujitsu, ale ekspert Kraftmaga zresztą. Tak, Krzysiu Schmidt pozdrawiam. Także, ale tak czy inaczej, bardzo dobry poziom i można śmiało teraz się mogę też uczyć od nich.
Z chęcią też takie treningi z nimi zrobił, żeby się poduczyć od nich wielu rzeczy. Thank you. Thank you. Thanks Субтитры создавал Dima Thank Thank .