VIDEO TRANSCRIPTION
Dołącz do Andrzeja Marczaka, eksperta w wielu dziedzinach, od systemu walki Armii Północnokoreańskiej, przez Krav Maga, karate, survival, taktyki interwencyjne, po strzelanie. Swoje zamiłowania zawdzięcza doświadczeniom życiowym, które skomplikowały jego drogę, ale nigdy nie zgasły jego pasji. Film pełen jest wzruszających historii z domu dziecka, brutalności, trudnych warunków i walki o przetrwanie. Dowiedz się, jak podejrzenia o pranie brudnych pieniędzy zakończyły jedną z jego współprac, a podejrzenia o bycie obserwowanym przez służby specjalne nadal go nie opuszczają. Odkryj, jak brakuje osób zdolnych do aktualizacji systemu, mimo istnienia wielu wyspecjalizowanych jednostek. Posłuchaj, jak trenował karate w Polsce, obawiając się o przejęcie systemu przez Amerykanów po wybuchu stanu wojennego. Mimo likwidacji systemu przez Koreanczyków, autor nie przestaje walczyć.
Oni mówią, że masz zabić swojego sublokatora. Ja mówię, słucham. Normalnie masz zabić. Ja mówię, jak? Pokazał nóż, jak, gdzie zabijać w serce, jak odżgnąć. Ja mówię, że tego nie zrobię. Nie ma takiej opcji. Takie przygotowanie już jakby umysłowe do tego, żeby zapamiętać, możemy porównać dzisiaj do, nie wiem, atrytorystów do jednostek specjalnych. Wpadasz do pomieszczenia, masz trzy sekundy, wypadasz, zapamiętaj piętnaście szczegółów. I tego to już było te czterdzieści lat temu w kiosku, tak? Wyszkolenie. . . osób, których ja widziałem, z którymi trenowałem z północnej Korei jest niesamowite. Z Salareszkim Drewniakiem ćwiczyliśmy parę lat razem. Salareszki Drewniak oczywiście z Warszawy. Bo on chyba z Watokan właśnie. Badoryu. Dzień dobry, nazywam się Jacek Osman i witam w moim podcaście Męskie Rozmowy. Dzisiaj mamy wyjątkowego gościa, dobrze mi znanego, Andrzej Marczak.
Ciężko Cię przedstawić tutaj jednym zdaniem, masz tyle specjalizacji, więc zaczniemy może od takich najbardziej unikalnych. Chyba jeden z nielicznych w Polsce instruktor bojowego systemu walki Armii Północno-Koreańskiej, Kjoksun. Międzynarodowy ekspert Krav Maga. Jeden z prekursorów karate w Polsce. Instruktor survivalu, taktyk interwencyjnych, strzelania, boksu. Pewnie nie wszystko wymieniłem. Przy okazji ratownik. Czy coś byś do tego dodał, Andrzej? Wszystkie specjalizacje wynikają zawsze z życia. Także przechodzimy przez to życie, z kimś się zazwyczaj spotykamy, ktoś nas namówi na pewne rzeczy, w związku z tym je czasami realizujemy, bo one nam się podobają. Czasami ktoś nas namówi, żebyśmy realizowali jakieś wspólne projekty i w ten sposób też zdobywamy tą swoją wiedzę. Także czy. . . no tak, prekursorem to może krat maga? Nie. Ćwiczę krat magę już ponad 20 lat.
Krawmagę Prekursorem, bo jest Tomek Adamczyk, który jakby wdrożył tą krawmagę do Polski w 1991 roku. Natomiast ja oczywiście jakby kontynuuję cały czas ideę tej całej krawmagii, czyli samoobrony. Staram się jakby cały czas ją ulepszać. Dobra, wspomniałeś o tym, że życie nami kieruje, życie powoduje, że ktoś nas do czegoś namówi. Jakie było to Twoje życie, że zainteresowałeś się taką tematyką i tak mocno w nią poszedłeś? Powiedziałbym, że trochę skomplikowane. Jak każdy, rodzi się, ma rodziców, wszystko i tak dalej, ma szczęśliwe życie, cieszy się, bo jest młody. W moim przypadku to życie zostało zachwiane i w 1971 roku niestety mój tata zginął. Natomiast mama za trzy miesiące też dostała zawału, umarła. W związku z tym życie się zmieniło. Totalnie. Można by powiedzieć, że zazwyczaj jest rodzina, która pomaga i tak dalej.
W tym przypadku nie pomogła, chociaż rodzina liczna nie pomogła. No i cóż, życie się zmieniło diametralnie. Zamiast normalnego domu, były domu dziecka, pogotowie opiekuńcze, izba dziecka. To brzmi dosyć ekstremalnie nawet dziś, ale w tamtych czasach to były chyba miejsca. . . Trzeba pamiętać, że to były czasy git ludzi, frajerów tak zwanych i tak dalej, więc te czasy były na pewno bardzo trudne. No i zba dziecka to teoretycznie więzienie. dla osób, które do 18 roku życia, czyli normalnie za kratkami, nie wychodzi się na zewnątrz, jest spacerniak, wychodzi się normalnie po spacerniaku, po podwórku, w celach się mieszka i wszystko to, co w więzieniu tam jest, tylko to jest do 18 roku życia, więc można powiedzieć, że niczym się nie różniło.
Pogotowie opiekuńcze można było wychodzić, ale tak jak mówię były te czasy gitludzi i frajerów, więc trzeba było poruszać się według tych zasad. Właśnie tu może powiedzmy, bo nie wszyscy z tych, którzy nas oglądają, znają czy pamiętają te subkultury. Gitludzie to była subkultura wzorowana na subkulturze więziennej. Dokładnie. Czyli jeśli ktoś do niej nie należał był tak zwanym frajerem, czyli takim podczłowiekiem, z którym można było zrobić wszystko. I te metody chyba były bardzo podobne jak w więzieniu. i nawet może jest wzmocniona, a może i przesadzona nawet w niektórych przypadkach. No powiem tak, że jeżeli jesteś w Izbie Dziecka, to znaczy, że jesteś gil człowiekiem, no bo za jakieś tam przestępstwo pewnie się trafiło. No bo czasami z rodzin patologicznych jakieś tam dzieciaki były.
Natomiast w moim przypadku absolutnie nie, bo ja nie byłem w żadnej rodzinie patologicznej. Tyle tylko, że rodzina, która nie chciała pomóc z jakichś tam swoich własnych celów, czy dla własnych korzyści, no oddała mnie ich siostra, bo mam siostrę trzy lata starszą, do takiego miejsca. I cóż. . . Każdy, kto jest w takiej izbie dziecka, jest traktowany jako ich człowiek, czyli nie jest frajerem, na pewno. I w momencie, kiedy przeszedłem z Izby Dziecka do Pogotowia Opiekuńczego, byłem jakiś człowiekiem, a mnóstwo było ludzi, którzy byli frajerami. Jak to wyglądało? Czasami było to śmieszne zasady. Powiedzmy, że frajer ma dyżur na stołówce. rozdaje talerze i nikt nie może jeść. W tym momencie zginął ludzie, oczywiście nikt nie będzie jadł tego posiłku, ponieważ frajer dotknął tego talerza.
A w tym momencie, gdzie człowiek nie może dotknąć też tego talerza, bo by się sfrajerował. Więc były to naprawdę czasami dziwne, śmieszne te zwyczaje. Ale z drugiej strony tacy ludzie, którzy byli określani jako frajerzy, mieli bardzo ciężkie życie, dlatego że byli oczywiście bici, czasami gwałceni. Mój przypadek taki, który się zdarzył tam, to był taki, że właśnie w pogotowie opiekuńczym, że ktoś się z tych frajerów zbuntował, zamknęli go w windzie, zrobili zwarcie w windzie takiej kuchennej, tak, czyli na naczynia i tak dalej, zrobili zwarcie i on się tam udusił. Więc po prostu w ten sposób też to się odbywało. I z takich innych zasad, oczywiście nawet jak ktoś został frajerem przez przypadek, można było go naprawić. Czyli na czym to polegało? Przez 10-15 minut okładali takiego człowieka gitludzie, czyli go bili.
No i jeżeli przetrwał, to był z powrotem git człowiekiem. Z drugiej strony jak na przykład. . . . . . historia całego taty, dlaczego zginął. Historia mojego taty jest taka. . . Ja o tym właśnie nigdy nie mówiłem, dlatego że czas przeszły, nie? Ale teoretycznie to zabiła go milicja. Znaczy praktycznie. Zabijałaby milicja, ale nie z pobudek jakichś, tak myślę, nie mam dokładnej wiedzy na ten temat. Czyli nie dlatego, że z przyczyn politycznych, bo się udzielał i tak dalej, bo się nigdzie tam nie udzielał. W sensie politycznym nie przeszkadzał im. Ale był żołnierzem AK. Był żołnierzem AK, jak wiele osób w ogóle w Polsce. Natomiast zasłabł na ławce. Milicjanci go jak zasłab wzięli na komisariat policji.
Tam, kiedy on się ocknął, powiedzieli, że może sobie już iść, no ale niestety nie miał przy sobie już ani pieniędzy, ani rzeczy kosztownych, które miał na rękach, czy tam pozłacany zegarek, sygnet, obrączka i tak dalej. No i on upomniał się o to, powiedzieli, że musieli cię okraść, jak byłeś na ławce, leżałeś na ławce, ale on pamiętał o tym, że nawet widział, co robili, nie mógł po prostu nic zrobić. bo tak właśnie zaczął, że stracił taką jakby moc w ciele, że nic nie mógł zrobić, ale jednak wszystko pamiętał, co się z nim działo. I w momencie, kiedy siostrę chciał te rzeczy odzyskać, oni powiedzieli, że siebie okradli, złapali go tam za ubranie, zaczęli szamotać. No to on się zaczął bronić, no to kilku jeszcze zleciało się i go zabili na śmierć. Tak? Nie wyjawiłoby się to na pewno, ale mieliśmy w rodzinie. . .
ciotkę jakąś, którą ja nie znam tej ciotki, ale która była w randze pułkownika w Pałacu Mostowskim, czyli jakby w siedzibie całej dyrekcji. I ona powiedziała nam jak to się stało. Te osoby zostały przeniesione gdzieś indziej. Nigdy nie odpowiedziały za to. Niektórzy mi proponowali, żeby po prostu tym się zająć. To są takie trasy, że można ich odszukać. Uważam, że nie ma sensu, żeby tego robić. To oni poruszą sumienie i oni będą za to sumienie. . . Jeżeli mają jakieś sumienie odpowiadać. Ja nie jestem do tego, żeby sądzić ich. Stało się no trudno. Być może, że te osoby szkole. Nie wiadomo, bo przecież szkole też służą mądrowe i być może te osoby były na moich kursach lub się z nimi znam.
To też jakby mówię, zostawiam to, nie chcę tego jakby wracać, szukać i tak dalej, dociekać, dlatego że mówię, te osoby jakby może z własnym sumieniem poniosą własną karę. Natomiast, no cóż. . . Tak się stało, bo mama jakby za trzy miesiące ze względu na to umarła na serce, no i jakby w tym momencie zostaliśmy siostrą sami, tak. No dużą winę oczywiście też ponosi moja rodzina, która była dobrze usytuowana, naprawdę dobrze usytuowana. Śmiało mogła nas zabrać ze swoich domów, nie zabrała. Z jakich powodów? No również mógłbym się tylko domyślać, bo nigdy z nimi na ten temat nie rozmawiałem. Ale był w wojsku, też odpowiadał za pewne. . . No dzisiaj bym powiedział, że jakby troszeczkę taką miał rolę, jak służba ochrony państwa, tak? Czyli jeżeli przyjeżdżał. . . Fidel Castro na przykład, tak? Czy koniecznie Fidel Castro.
To on organizował cały jego pobyt, odpowiadał może nie za bezpieczeństwo, ale jakby jednym z tych, którzy byli za to odpowiedzialni. Taki SOP wojskowy dawny, tak? Więc być może, że obawiał się, że straci robotę i jak to się wyjdzie na jaw i tak dalej. Pozostali byli na placówkach dyplomatycznych też lub mieli bardzo wysokie funkcje gdzieś w jakimś naszym społeczeństwie, więc być może się obawiali. Nie wiem, czy by mi pomogli, też zostawiam to im, nie kontaktuję się z rodziną od tej pory, więc nie wiem. Jedyną osobą, która mi pomogła i dzięki temu nie spędziliśmy w tej izbie dziecka całego życia, czy no do 18 roku życia tam, to była ciotka, czyli to była siostra mojego taty.
Ale też to był przypadek, ponieważ moja siostra w tej izbie dziecka za dobre zachowanie dostała możliwość sprzątania w kancelarii, w sektariacie. Zobaczyła telefon i próbował zadzwonić do ciotki, ale ją nakryli. Rozkłakała się, powiedziała o co chodzi, że my tu jesteśmy przez przypadek i tak dalej. Oczywiście nikt nie chciał w to wierzyć, bo jednak to jest miejsce, w którym przebywają zupełnie. I ja potwierdzam, że oprócz nas to raczej nie było takich ludzi normalnych w sensie. nieprzestępców, tak? Czy z rodzin patologicznych. Rzeczywiście byliśmy w przypadku tam. Natomiast, co chcę powiedzieć, no pozwolili jednak, żeby podała ten numer telefonu i że oni sami zadzwonią. I w tym momencie, jakby ciocia mówiła, rany boskie, my nawet nie wiemy, gdzie oni są.
Tak? No i skutkowało to tym, że moja siostra została po jakimś czasie przeniesiona do domu dziecka, a ja jeszcze byłem tam jakiś czas. i potem do popytowania opiekunczego i dopiero do domu dziecka. Powiem tak, że. . . Tak jak wspominaliśmy, że to były te czasy frajerów, git ludzi, bardzo, bardzo, no takie naszpikowane brutalnością. Jeżeli chodzi o dom dziecka, mogę wam parę tylko przykładów dać, takich, że. . . W momencie, kiedy mieliśmy jakieś takie pozaszkolne jeszcze formy gdzieś spędzania czasu, był nauczyciel, no to był milicjant, milimetr go nazywaliśmy, bo miał ponad dwa metry. No i dopuszczał do takiej sytuacji, że chłopak, który buntował się, czyli frajer, buntował się, nie chciał wykonywać jakichś tam rozkazów i tak dalej, to go złapali, wytatuowali mu na czole napis głupi, nażywca, po czym podpalili mu głowę. A niestety, ale. . .
czyli ten wychowawca w ogóle nie reagował na to. Tamten cały, a wszystko śmierdziało, już miał całą prawie twarz poparzoną. Dopiero wtedy reakcja była. Dziewczyna się nie chciała oddać, obcięli jej piersi, rzucili ją do lasu. Ja powiem tak, że też miałem pewne zadanie do wychłoniania, którego nie wykonałem. Za to odpokutowałem też, trochę musiałem skłamać, że szkła mi tam wpadły do oka, że i tak dalej, butelka rozbita. Ale tak na dobrą sprawę chcieli. Moja siostra chciała mnie zabezpieczyć i dała do mojego pokoju takiego chłopaka z ZSMP, czyli Związek Socjalistyczny Muzyczno-Polski dawniej. dała mi tego chłopaka, żeby pilnował mnie, żeby mnie nie wytatuowali, żeby nie zrobił im jakichś głupot, żeby nie namówili na jakieś rzeczy itd. I gdyby tak się miało dziać, to od razu miał siostrze o tym powiedzieć.
Tylko, że problem w tym. . . Ten chłopak podobno kapował, czyli tę informację przekazywał innym, czyli kapował na wszystkich. Przekazywał do obsługi. Tak, oczywiście do obsługi. W związku z tym ta starszyzna, bo tam u dziecka już nie było, że git ludzie i tak dalej frajerzy, tylko już była ta starszyzna, a reszta to już była po prostu, byli wykonawcami. żołnierzami jakby, no dali mi do zadania, mówi, mamy dla ciebie zadanie do wykonania. Ja mówię, jakie? No oni mówią, że masz zabić swojego sublokatora. Ja mówię, słucham? No normalnie masz zabić. Ja mówię, jak? No i pokazali nóż, jak, gdzie zabijać, w serce jak odżgnąć. Ja mówię, że tego nie zrobię, nie ma takiej opcji. No i kazali mi tam za pół godziny. być w lesie, dobra, las był niedaleko, poszedłem, a oni się mi tylko zapytali, czy zrobię, czy nie. Ja powiedziałem, że nie.
Ja odpokutowałem tym, że mam zszywane oko, tak i tak dalej. Tak to wygląda. Co ci zrobili z tym okiem? Dzięli mnie nożem. Tak. I tyle. Byli zapewne, myślę, że byli pewni, że już po prostu tam zostanę. Natomiast ja się potwornie krwawiło. Krwawiałem się za to oko. Do dzisiaj pamiętam tę historię moją. Jakoś przyczłapałem się do tego domu dziecka, bo był niedaleko. Panika, co ci się stało i tak dalej. To oko, całe wszystko czerwone. Odciągali mi tę rękę, żebym pokazał. I na szczęście to mi uratowało, że ja byłem w takim szoku, że tej ręki nie byli w stanie oderwać. żeby zobaczyć, co się w tym roku stało. I dzięki temu właśnie to oko nie wylało więcej. Szybka operacja na bielanach w szpitalu. Szybka operacja, bez żadnego badania, bez niczego.
Dwa tygodnie śpiące byłem. Nie mogłem się obudzić. Znaczy obudziłem się gdzieś tam, ja pamiętam, obudziłem się pomiędzy, nie wiem, po jakim tam czasie. Wydawało mi się, że coś jeszcze mnie z uza kuło i poszedłem dalej spać. A to był po prostu plaster i tak dalej po zastrzyku, tak. Więc potem się okazało, że. . . No nie widzę w ogóle na to oko i bardzo długo, długo, długo, długo nie widziałem. Długo mnie liczyli, natomiast potem okazało się, że coraz lepiej, coraz lepiej. No i oko uratowali. To taka była sytuacja. A jeszcze powiem tak. . . bo świat jest dosyć mały, że udzielałem się bardzo w harcerstwie. Także byłem komendantem szczepu w Warszawie, od bardzo dużej szkoły, byłem zastępcą komendanta Hufca Warszawa Praga Północ kiedyś.
Wyjeżdżałem na obozy, organizowałem różne obozy specjalistyczne w tamtych latach. były drużyny pożarnicza, komandosów, ratownicza, łączności. To myślałem, że takie były. Te drużyny nie były, także tylko z nazwy. Jeżeli była drużyna na przykład pożarnicza, to jeździła normalnie na akcje ze strażakami, oczywiście obserwowali z daleka, uczyli się w straży pożarnej. Jeżeli była łączność, to na Brudnowskiej w Warszawie była jednostka łączności, więc tam się uczyli, wszystko załatwiałem. A jak byli komandosi, to robili taktykę, wszystko i tak dalej. Z czego to wynikało? Dlatego, że ja. . . ćwicząc ten koreański system, północno-koreański system Kioxul, tak, militarny, to był tajny system, który był tylko dany do trzech krajów. Zaraz dojdziemy do Kioxul. To może skończę. Z tymi harcerzami skończę. I powiem tak, że była taka historia, że jestem na obozie z harcerzami.
Siedzę przy ognisku i podchodzi kilka osób, ja patrzę, a to jedna z tych osób to jest ten szef, który kazał mi właśnie zabić tego sublokatora. Wiele lat po, nie? Ja mówię, o rany boskie, kurcze, jaki świat ten mały, nie? Usiadł i mówi tak do mnie, pamiętasz nas? Ja mówię, tak, pamiętam. A pamiętasz, że nie wykonałeś rozkazu? Ja mówię, pamiętam. Nie wiem, ale tak sobie myślę, chyba mnie tu nie zabiją przy harcerzach przecież teraz, nie? I sobie tak szybko tą odpowiedź przygotowałem. Mówię, tak, ale przecież ja miałem wtedy 12 lat, to ja po prostu byłem za młody, żeby rozumieć to wszystko. No tak, ale mamy dług wdzięczności wobec siebie, tak patrzę na nie, no bo nas nie wydałeś. Ta lojalność w tamtych czasach była ponad wszystko. Zresztą nadal powinna być ważna w naszym życiu też, ale nie w tym kontekście oczywiście, co ja mówię.
I za chwilę wyjął kartkę, napisał tam numer telefonu i mówi do mnie, no jakbyś w związku z tym, że nas nie wydałeś. . . Jakbyś potrzebował jakiejś pomocy, trzeba by było kogoś tam usunąć, spalić coś i tak dalej. Tomasz tutaj zadzwoń, raz możemy to zrobić. Oczywiście tą kartkę za chwilę spaliłem w tym orgisku i tyle, żeby nie kusiła. Także ci ludzie ogólnie rzecz biorąc z tamtych czasów, no i zajmują się tym, co zajmują. Tak, raczej. . . P. Prawdopodobnie już nie żyją, bo to raczej. . . P. Pewnie tak, chociaż słuchaj, jeżeli chodzi o tych milicjantów. . . Jeżeli byli młodzi, to jeszcze żyją. Milicjanci tak, ale jak bardziej mówię o tym. . . I tak, no tak, no tak.
Ja mam dzisiaj 60 lat, zacząłem 5 lat, więc powiedzmy, że jeżeli oni byli starci ode mnie gdzieś tam gdzieś, nie wiem, chociaż, kto wie. Tobie? No niebezpieczny załóg. Tu się średnia wydłużyła. Rozumiem, że zainteresowanie sportami walki wzięło się stąd. Właśnie. O tym chodzi, żeby takiej sytuacji nie było, że ktoś mnie zmusza, ktoś mnie tam powiedzmy popycha, czy chce mnie pobić i tak dalej. W związku z tym poszedłem właśnie najpierw na zapasy ogólnie, to jeszcze tam jakby wcześniej, ale tak naprawdę na samoobronę. na sekcję karate po to, żeby nauczyć się je tam bić i nie pozwalać sobie na to, żeby ktoś mnie już tam począł. To bardzo trudne, nie? Bo jeżeli żyjesz w permanentnym stresie, w strachu. . . I w takich zasadach, gdzie nie ma w zasadzie zasad, czyli są wszyscy przeciwko Tobie, masz całą grupę.
To jak mówi przysłowie, Herkules, dupa, kiedy ludzi kupa. Tak jest. Herkules kontra plures. Tak, dokładnie. Ciężko cokolwiek zrobić. Czy miałeś okazję z tego korzystać, będąc jeszcze w tych środowiskach, w sensie w domu dziecka albo w tym pogotowie opiekuńczym? W domu dziecka nie i raczej bym nie próbował, dlatego że, no właśnie, widzisz, była taka sytuacja w pogotowie opiekuńczym. że ja byłem g-człowiekiem, czyli po izbie dziecka, czyli do pokotowa opiekunczego trafiłem jako g-człowiek. Więc miałem dobrze. Nie biłem, od razu mówię, nie biłem żadnych frajerów, nie wyżywałem się i tak dalej, ale byłem bić człowiekiem. Była taka sytuacja, że przed mój korytarzem I ktoś z kaczyka strzelił w tyłek jakiemuś frajerowi. To nie ja oczywiście, ale szedłem do korytarza. No i ten mnie zobaczył i powiedział do wychowawcy, że to ja.
No i wychowawca mówił, podaj mu rękę, przeproś go za to i tak dalej. Ja powiedziałem, że to nie ja, więc nie będę mu go przepraszał. Choć o co? Ja nie mogłem podać mu tej ręki, gdybym chciał, bo jak podam rękę frajerowi, to sam się stanę frajerem. Tak? Ale. . . Wychowawca wtedy mnie nastraszył, że wracam do Izby Dziecka itd. No to był, powiem, Izba Dziecka więzienie, no i naprawdę. . . Na wiarę, mogę tylko powiedzieć, żeby wierzyć mi, to były ciężkie czasy, bardzo ciężkie czasy. I teraz sytuacja, w której rozejrzałem się, zobaczyłem, że nikogo nie ma. Przecież frajerowi nikt nie uwierzył, że podałem mu rękę. No to podałem mu tą rękę, ale ta osoba, która strzeliła z tego haczyka, tym haczykiem, to niestety, ale oglądała to, gdzieś się schowała i widziała.
I jak ja już wróciłem do swojego pokoju, to wszystko już było porozwalane. Trzy miesiące. Miałem ciężki los, nikt mnie tak specjalnie nie bił, ale nie było to miłe. I po trzech miesiącach stwierdzili, że nie, ja jestem zbyt dziecka, trzeba mnie naprawić. No i właśnie byłem naprawiany przez 15 minut, bity po, jak to mówią, mordzie na full. Pamiętam, że ktoś krzyknął stop, ktoś się spóźnił, jeszcze mi walnął porządnie, padłem na ziemię, cały zakławiony, w tym momencie wszedł wychowawca, co tu się dzieje, powiedziałem, że się przewróciłem przez przypadek na próg i sobie całą twarz, wszystko, nos rozwaliłem. 16 razy? Tak jest, no ale byłem gicz człowiekiem z powrotem, tak? Jednak idąc na karate myślałem o tym, żeby nie tyle zemścić się, bo takich wyścigów nie miałem, ale nie dać sobie kasz odmuchać. Natomiast szczerze po paru miesiącach ćwiczenia kompletnie zmieniłem zdanie. Kompletnie.
Raczej samobrona była. Już na pewno wyszły mi wszelkie momenty mszczenia się. myślenia o tym, że jak mnie tylko ktoś dotknie palcem, to ja go zaraz zabiję. W kiosku taka zasada była, że jeżeli dotkniesz palcem, ktoś się dotknie, to ty go uderz, a ktoś się uderzy, to połamą rękę, a ktoś się połamie rękę, to ty go zabij. Taka zasada była militarna w Hioksu. Ale to mówię, bo to był karate Kyokushin, więc był bardzo mocny. To był naprawdę fantastyczny styl walki, bardzo mocny. I po wielu treningach stwierdziłem, że to jest fajnie trenować z innymi, ale już ta zemsta zeszła na dalszy. Czyli generalnie nie musiałeś tego gdzieś w życiu stosować? Nie było takiego? Nie musiałem, ale stosowałem, bo były takie sytuacje.
Na przykład w szkole cyrkowej, ponieważ szkołę cyrkową skończyłem, to była taka sytuacja, że szedłem na brudnię i trzech chłopaków szło i jeden z nich mnie. . . uderzył w bark. Ja mówię, ty uważaj co robisz. On się odwrócił, on do mnie wyskoczył, przyjął pozycję walki, ja zobaczyłem, że już coś umie. No i w tym momencie bardzo szybko wykonałem kopnięcie okrężnym, ponieważ super rozciągnięty szpagaty wszystkie robiłem bez wstawania, z dłużnej poprzeczem, bez wstawania. W związku z tym kopiłem bardzo szybko go okrężnym kopnięciem na twarz, padł i tam tych dwóch się wycofało i odeszli. Ale. . . Ta historia tu się nie kończy, ponieważ mój kolega ze szkoły cyrkowej, który mieszkał na brudnie, miał z nimi też do czynienia, tylko tyle, że chcieli od niego 5 złotych.
On powiedział, że nie ma i go walnęli niestety w szczękę, właśnie też jakby z tego samego okopnięcia i jemu szczęka wypadła, miał na drutach szczękę. I przez trzy miesiące w szkole cyrkowej wszystko nie mógł, wiele rzeczy w ogóle robić i tak dalej. Więc nawet szukaliśmy ich na tym brudnie. czy się gdzieś tam pojawią, ale się już nie pojawili. No także gdzieś tam się widoczni, może byli przejazdem, nie wiem, ale to był bardzo krótki okres czasu. I to byli ci sami, bo oczywiście ich charakteryzowało ubranie, bęgląd i to byli ci sami, którzy imię zaatakowali. Natomiast takich sytuacji, żeby. . .
Pomijam jakieś takie sytuacje normalne, bo jeżeli byliśmy na obozie gdzieś tam w Cetniewie z karate, no to chodziliśmy gdzieś coś zjeść, na dyskotekę jakąś i tak dalej, no to też po to nas wysyłali, żebyśmy się trochę pobili i tej praktyki załapali, więc pomijam takie rzeczy. Dobrze, czyli tak. Może jeszcze jedną rzecz opowiem, bo mi się przypomniała, a potem zapomnę. No miałem sytuację, ale nie biłem się, tak? Ale miałem taką sytuację, że idę ulicą, ponieważ jestem z Warszawy, pochodzę z Warszawy i Pragi, czyli Praga Północ, tak, Stalowa i tak dalej, Szwedzka, to są te tereny moje, więc do dzisiaj są dosyć takie, że nie za bardzo te tereny, że ludzie nie lubią chodzić tam, chociaż się już dużo zmieniło. Więc powiem tak, że Idąc ulicą, patrzę, a tu mi się kłaniają ludzie. Cześć, no witam itd. Ale nie za bardzo ich kojarzyłem, skąd ich znam.
No potem się okazało, o co tu chodzi. Otóż mój kolega, który chodził do mnie na sekcje, tak? Przejeżdziliśmy się i chodził do mnie na sekcje, ćwiczył karate. Więc poopowiadał ludziom, że ja mam czarne pasy itd. Mistrzem jestem jakimś, właśnie w karate. No i efekt był taki, że wszyscy się mi kłaniali. Dobrze, że nikt nie chciał się sprawdzić tego. Mój kolega był bardzo dobry. On w ogóle był potem w ochronie Gierka. Potem nie wiem, co się w ogóle z nim stało. Był bardzo. . . On na przykład dotąd uderzał w ścianę, to wszystko, te kości były ogromne. Też oczywiście w karate rozbijaliśmy różne przedmioty itd. To normalka była. Natomiast on to miał tak potężne kości i walił w ścianę wszystko tam. Jak wariat dosłownie był.
Jeżeli to był taki. . . No powiedziałbym, że lokalny nie bandyta, ale rozrabiaka. Czyli tam butelki rozbite, knajpy codziennie, bijatyka to była normalka dla niego. Nie dlatego, bo w ochronie Jerka się pewnie dostał. Że to były też takie czasy. Pojawił się film Wejście Smoka, ludzie się zachwycili Brucem Lee i wydawało się, że karate, ludzie tego nie rozróżniają, że tam jest kung fu tak naprawdę, nie karate, że karate to są jakieś nadzwyczajne, magiczne umiejętności, które pozwalają sobie poradzić z nieograniczoną ilością przeciwników, tak na dobrą sprawę. Dziś na to inaczej patrzymy, oglądając filmy z Brucem Lee. Bruce Lee w środku i tylko kopanie i jeden podchodził i odchodził. Jeden podchodził i nikt nie zatykowali go nagle na tym filmie. Wszyscy na raz. Dokładnie tak.
Ale czy możesz też powiedzieć o tamtym środowisku, o duchu tamtych czasów, tego prokursorstwa karate? Ogólnie rzecz biorąc, filmy z Brucem Lee niesamowicie przyczyniły się do tego, aby właśnie taka sztuka walki się rozwinęła. Na sekcjach było dosłownie 100 osób, nawet i 200 osób było. Kałuże były, nawet dzisiaj to chyba nie do pomyślenia, żeby szkoła wynajęła na przykład na taką sekcję salę, bo przy każdym była kałuża, tak jak ćwiczył. Więc wątpię, żeby jakakolwiek szkoła by dzisiaj się zdecydowała na takie potucze krwi. Nie, na taką dewastację podłogi i tak dalej. Jeżeli cała podłoga jest mokra. Poza tym ćwiczyło się troszeczkę inaczej. Nie wiem, znaczy ja nie ćwiczę teraz karate, ale parę osób znam z Kyokushinu, z różnych miast nawet, już mają czarne pasy, kilka tam danów.
Dawniej to było tak, że wychodziliśmy na zewnątrz, ćwiczyliśmy te półtorej godziny czy godzinę na wysokach, gdzieś w niegu, w lodzie itd. Potem przechodziliśmy na salę i np. robiliśmy tam nie wiem, 200-300 tys. kopięć prostą nogą w przód, tak? Na ikage. I to były normalne treningi, były bardzo mocne. Były też inne sekcje, czyli inne style, jak Shotokan, który doszło, faktycznie, do dwóch przeciwników, nie? Wiecznie, wiecznie. jakby chcieli konfrontować się. Szczerze powiem, że niby Kio Kusiń zawsze lepszy, ale była taka sytuacja w Warszawie, że chłopak z Shotokanu tak pobił mocno chłopaka, który miał o wiele wyższy pas z Kio Kusiną, że wtedy każdy się zastanowił, no może ten Shotokan nie jest taki zły. Tak? Sam osobiście znam, znałem też mistrza świata w Shotokanie, dlatego że razem trenowaliśmy. Razem byliśmy na obozie, właśnie w Cepniewie, ośrodku przygotowań olimpijskich i tak dalej.
Więc uważam, że ja w każdym stylu. . . Część osób jest bardzo dobra, choć styl jest może gorszy, w sensie jakiejś tam opinii ludzkiej, że na przykład tak, ale oni zatrzymują rękę przed twarzą, nigdy nie mieli kontaktu. No tak, ale znajdą się osoby, które bardzo dobrze walczą na ulicy i poradzą sobie z tymi, którzy mają ten styl jakby mocniejszy, prawda? Także nie miałem takiej sytuacji. Szczęście może, powiedzmy sobie szczerze, że po takim życiu to to, że nie musiałem walczyć na ulicy i co chwila zmagać się z jakimiś niebezpieczeństwami, to jest dobry los szczęścia. Так. Mm-hmm. Dobrze, a jak się zaczęła przygoda Twojej znajomości z Leszkiem Drewniakiem śp. Z Leszkiem Drewniakiem ćwiczyliśmy parę lat razem. Leszek Drewniak oczywiście z Warszawy. Bo on chyba z Shotokan właśnie. Badoryu.
To jest bardzo podobny system do Shotokanu. Być może zaczynał w Shotokanie, ale ogólnie Badoryu. I bardzo. . . To był facet, który nie oszczędzał się na treningach. Czyli jak trenował, to mocno trenował. Zresztą jak wszyscy, powiem szczerze. Bo ja nie pamiętam, żeby ktoś idąc na treningi, popsuł się gdzieś, nie wiem, na boku stał, nie chciał trenować itd. Nie, no wszyscy mocno trenowaliśmy. I w związku z tym to był taki ogólnie wtedy styl życia, jeżeli chodzi o trenowanie karate. Leszek ćwiczył z nami. Przedtem jak ćwiczył Waderyu, myśmy się nie znali, ale poznaliśmy się w momencie, kiedy do Polski właśnie trafił Kiosk. Trafił, ponieważ był to prezent od Kim Il-Sung, czyli twórcy Korei Północnej, dla trzech krajów, tylko dla trzech krajów tutaj w Europie. Czyli to była Polska, to był DDR, czyli Niemiecka Republika Demokratyczna, oraz Węgry.
Na Węgrzech to był Pjoksul, w Republice Demokratycznej Niemiec to był Gjoksul się nazywał. W Czechynie? W Czechach nie było? W Czechach nie było. I teraz tak. Na czym raptem przyjeżdża dyrektor techniczny, generalny techniczny z HLD, czyli z Korei Północnej, który odpowiada za ten system do Polski i on ma 10 dala. No i mieliśmy możliwość, czyli ja miałem możliwość cały czas ćwiczyć pod okiem tej osoby. I właśnie, jak to się stało? I Leszek we fragmentach tak samo. Bo kiopsul był systemem wojskowym, on nie był przeznaczony dla cywilów, ty w wojsku nie byłeś. W wojsku nie byłem, ale wojsko oskoliłem w latach 70. Tak bym to powiedział w skrócie, w związku właśnie z tym systemem militarnym Kielców. Dlatego, że niewiele osób jest takich, którzy posiadają taką książkę, którą ja posiadam.
I ja z moim kolegą, który tutaj jest też w Kielcach, jeździliśmy po jednostkach wojskowych i przekazywaliśmy tę wiedzę. A tych jednostek specjalnych za bardzo dużo nie było wtedy w Polsce, bo to były trzy dziwnostki. Zresztą jeżeli chodzi o dziwnostki, to powiem taką historię w związku z tym wujkiem moim, że wszelkie wakacje spędzałem w jednostce tej wojskowej, ponieważ ten wujek był wojskowym, jakaś tam rangą wysoką i wszystkie dziwnostki, była jednostka specjalna dawniej, więc na takiej zasadzie. . . Czyli całkiem się nie odciął. W sensie musiał inaczej jakby tak wysyłał mnie na te kolonie wojskowe, tak? Czyli tutaj tak. Natomiast no w pewnym sensie był moim prawnym opiekunem, więc musiał się opiekować. Powiem Ci, że Dziwnuch ma taką opinię, że tak się zastanawiam, co było lepsze to pogotowie opiekuńcze czy. .
. Wakacje w Dziwnowie, bo to nie brzmi też zachęcająco. Słuchaj, powiem tak. Jednak to byłem dzieckiem, tak? Więc szanowałem tam. To były takie właśnie szkoła przetrwania i tak dalej, tak? Można tak porównać, tak? Ewentualnie to. Powiem tak. Moja historia, taka, która się łączy, bo to nie byłem raz tylko przy Dziwnowie, tylko parę lat, ale powiem, że moja historia łączy się najbardziej z tym, że to było takie Byłem dyżurnym na stołówce i jedna dziewczyna miała brudne ręce. Ja mówię, ty nie przejdziesz i trzymuję ręce. I miałem opartą rękę o futrynę. Ona mi pąknęła tą rękę i tam był jakiś gwóźdź i sobie przeciąłem tą rękę. Szybko ją zdezynfekowałem, myłem wodą i tak dalej. Ale wieczorem już miałem 40 stopni gorączki. Więc poszedłem do pielęgniarki w piżamie i pokazały mi to. Mył randę, włoskie dziecko.
No dzisiaj mam tu zresztą ślad. Czemu wcześniej przyszedłeś tym? Czemu ja? Opatrzyła, wszystko było ok. Ale rano kiedy poszedłem, bo była olimpiada akurat, wtedy wojskowa, musieliśmy w niej uczestniczyć, byłem w krótkiej koszulce i okazało się, że mam linię, która już tutaj doszła. No i tam kolega mówi, ty, to chyba jest zakażenie, idź do tej pielęgniarki i pokaż jej to. Jak jej to pokazałem, to ona zemdlała. No bo przecież ona mnie opatrywała. Ale ja byłem w piżamie i ona nie zobaczyła, czy coś tam, nie spodziewała się tego. No i cóż, okazało się szybko do szpitala wojskowego i słyszę tam tylko, że no to co, ucinamy rękę. No nie ma szans już na ten. No ja już cały blady, na szczęście surowica, wzdłuż ręki, w pośladki bardzo bolesne zastrzyki i uratowali tę rękę.
Więc dziwnów bardziej to było ekstremalne niż te wszystkie ćwiczenia i tak dalej. No dobra, to teraz powiedz tak szczerze. Czy wujek z Dziwnowa miał coś wspólnego z tym, że uczyłeś się systemu północno-karańskiego? Nie, tylko tyle, nie, nie, może tylko tyle, że mi pozwolił na to. Żebym jakby to karate zaczął. Karate. Karate. Rozumiem, że do kyoksulu. . . Zapasy wcześniej, dwa lata na legi, zapasy. Że kyoksulu, do kyoksulu zostałeś wybrany, ponieważ. . . Nie, nie, żadnej styczności. Nie. Ale teraz nie o wujka pytam, tylko. . . Kyoksul zaczęto cię uczyć dlatego, że było mało osób, rozumiem, w wojsku, które miały umiejętności pozwalające na zrobienie z nich instruktora kyoksulu. Bo domyślam się, że trzeba było mieć już kopać, System koreański, więc jednak pewnie dużo kopnąć, tak? Bardzo dramatycznie. No właśnie. Bardzo.
Jeżeli kiochusinie kopaliśmy mocno i szybko, to kilka razy szybciej w kiochus. To tak, kilka razy szybciej. Jak jest inna technika tego powodu? Nawet jeśli ustawialiśmy czas, nawet mam parę zdjęć takich, ustawialiśmy czas, powiedzmy migawki, żeby jak najkrótszy, to i tak nie uchwytywało nogi, tylko zamazana noga była. A skąd to się brało, że takie szybkie kopnięcia? Inna technika? Mają taki system szkolenia. Czyli co, inne metody treningowe? Inna metodologia, ta metodologia zupełnie inna, nawet rozciąganie inne. Dzisiaj tą metodę znamy jako PNF, tak? Czyli takie rozciąganie rehabilitacyjne i tak dalej. Czyli jakby bez, jakby to powiedział, bezkontuzjogenne, niekontuzjogenne. Rozciąganie odprężone. Tak, weźmy sobie porównanie na przykład rozciąganie, gdzie też robiliśmy szpagaty w Kyokushinie, ale jak one wyglądały? Też mam jakieś tam zdjęcia, gdzieś tam znalazłem, na klatkach. Jeden bierze jedną nogę, drugi drugą, trzeci cię trzyma z tyłu, tak, za tułów i cię rozciągają na chaba te nogi.
Ewentualnie siadanie, jak masz rozkaz, siadanie na twoich udach i popychanie, czy motylki popychanie i tak dalej, czy machanie nogami jakby na siłę. Ale to powodowało na pewno mikrourazy, które skutkowały w późniejszym okresie już, jak jesteś dorosły. Nie wiesz dlaczego, ale na przykład masz coś tam jakieś naderbane itd. Bo to są mikrourazy, które one się zsumowały itd. Natomiast w koreańskim systemie tego nie było. Dlatego, że ten system tego PNF-u polegał na tym, że jakby izometryczny trening, czyli my robiliśmy rozkrok, napinaliśmy mięśnie przez odpowiedni czas, potem poszerzaliśmy znowu rozkrok, napinaliśmy mięśnie, znowu jeszcze rozszerzaliśmy i w ten sposób też się dochodziło do fantastycznych wyników. No tak, bo mięsień zmęczony. zaczynał puszczać, nie był w stanie blokować. Byliśmy to na luzie.
Teraz tak, jaka jest różnica między, powiedzmy, karate, które wtedy było, które było bardzo rozwinięte, na pewno w jednostkach było karate, byli ludzie, którzy ćwiczyli i tak dalej. I to bardzo dobrze ćwiczyli. Natomiast czym się różniło? Że ten żołnierz, czy ta osoba, która ćwiczyła karate, potrzebowała rozgrzewki do takich szybkich kopnięć. W kiosku nie ma rozgrzewki. Ciosul jest mózg, który rozgrzewa. Czyli ja muszę być w każdej chwili od razu gotowy na walkę. Jak się to osiąga? Jak się to osiąga? Jak się to osiąga? Dla normalnych ludzi jest to święcie. Dla przykład mojej siostry. Gdzieś tam przyjechałem do siostry. W nocy. Rano siostra mówi. Dlaczego nie dajesz spać na mnie? Ja mówię. No jak nie daję? No kurde dwie godziny machałeś tymi nogami. Wszędzie po całym pokoju latałeś. I ty nie dałeś nam spać.
Ja mówię. Kiedy? Nawet nie pamiętam. Obudziłem się. Robiłem trening. Tylko ja go nie pamiętam. Jako lunatyk. Chodzi o to, że. . . całym tym naszym ciałem zawiaduje mózg. I oni tak twierdzą, czyli wszystko jest w mózgu. Nie ma czasu na to, przepraszam do agresora, poczekaj, ja się trochę tam biodra rozruszam, dopiero będziemy mogli walczyć, tylko walczysz od razu. I dochodzimy do tego poprzez jakby odpowiednie treningi, właśnie takie, które były w tym kiosku. Zobacz na egzamin. powiedzmy, że u Andrzeja Drewniaka zdawałem egzaminy itd. , no to na czym to polegało? Szedł między żydami, sprawdzał wszystko itd. , a ludzi 100 albo 200. I tak samo dzisiaj się dzieje, to w innych systemach walki, czy w krawmadze itd.
, jest iluś tych ludzi i patrzy się na grupę, tam nie ma takiej możliwości, tam zdaje się indywidualnie, tam dwie osoby tego zdają. Teraz jak to wygląda? W moim przypadku kartka jest i jest zestaw pytań jakiś, bierzesz, losujesz zestaw, masz dosłownie 30 sekund na zapoznanie się szybko z tą zawartością, oddajesz to i masz wszystko zrobić i nie możesz niczego zapomnieć i masz to zrobić najszybciej jak się da. Więc w związku z tym takie przygotowanie już jakby umysłowe do tego, żeby zapamiętać możemy porównać dzisiaj do, nie wiem, atrybutorystów do jednostek specjalnych. Wpadasz do pomieszczenia, masz 3 sekundy, wypadasz, zapamiętaj 15 szczegółów. I tego to już było te 40 lat temu w Kielcu. ćwicząc w ten sposób, poza tym jeszcze inne ćwiczenie, rozbijanie.
No w karate jak jeszcze tam kikusinie rozbijają 10 dachówek kantem dłoni. Robiliśmy jeszcze przy Konradowiec były i tak dalej, więc robiliśmy wspólne tam pokazy, 10 dachówek i wychodzę ja, to była śmieszna sytuacja, ludzie wszyscy się odsuwają, bo ja byłem bardzo szczupły, 57 kg tylko ważyłem, tak? Podniosłem rękę, a wszyscy odeszli, bo myśleli, że porozwalam te dachówki. Tak czas, oczywiście ładnie to rozbiłem, mój kolega. . . rozbijał głowę tyle, ile mu się zmieściło w rękach, na stojąco 8 dachówek głowę rozbijał. I to w karate normalnie poprzez tylko ćwiczenie i trenowanie. Ale zmieniło się to w kiosku. Zmieniło się w kiosku tym, że ta ręka musiała być utwardzona do takiego stopnia, żebyś nie musiał się przygotowywać raz, dwa, jakiś oddech i tak dalej i dopiero rozbijanie. Tylko od razu rozbito.
Dlaczego my się przygotowujemy tym oddechem? Po to, żeby nie złamać ręki. Żeby ta ręka nie została połamana. Żeby zrobić to zdecydowanie. Ale w kiosku tego nie ma. W kiosku jest inne ćwiczenia. Bierzesz puszkę. pod jakieś tam groszki czy coś tam. Dziurawisz to woździem dużym. Z jednej strony są zadry, które wychodzi ten gwóźdź. Gwóźdź oczywiście wymujesz. Bierzesz puszkę do ręki, tą gładką częścią, z zadrami na zewnątrz i uderzasz tą puszkę cały czas i to był nasz trening. Aż się będzie lało, będzie krew, będzie to po prostu się paprało, ale i tak cały czas to masz uderzać. I non stop. Potem myśmy się nie zastanawiali w ogóle, czy mnie to zaboli, czy nie. Po prostu uderzaliśmy.
Zresztą była też śmieszna sytuacja, pamiętam w krawmandze z moim kolegą Językiem, mieliśmy tutaj takie seminarium w Ostrowcu Świętokrzyskim. I trener mówi, że słuchajcie, tutaj będziemy mieli taki CQB tam i tak dalej. No, a my tu kurde z kolegą i tam low kicki z całej siły i gdzieś tam drzwiamy się, uderzamy i tak dalej. A on mówi, co wy kurde, wariaci czy co? No ale my jesteśmy, bo kolega też po kiosku, a my jesteśmy tak przyzwyczajeni. No to było dla niego zdziwienie, że tacy ludzie są. No byliśmy tak wychowani, tak jakby wyćwiczeni, nie? Czyli w porównaniu do karate zmieniła się ta warstwa mentalna, zupełnie inna, zmieniło się rozciąganie, techniki były podobne, tak? Mhm. Tutaj bym też powiedział troszeczkę inaczej.
Wszystko to, co zostaje z technikami typu kopnięcia, to oczywiście nikt więcej nie wymyślił jakichś dziwnych kopnięć innych, jakichś sterowanych i tak dalej, więc techniki zawsze zostają te same. Natomiast co się zmieniło? W Kiosul. . . były techniki militarne na zasadzie krawmagi, tylko że oczywiście kiepsul był o wiele wcześniej i już miał niesamowitą bazę jakby zbudowaną i było kilku na jednego i były różne narzędzia, noż, broń i tak dalej czyli jakby krawmaga nie była pierwsza na pewno jeżeli chodzi o te rzeczy było tak postawione, żeby całkowicie zdominować przeciwników, czyli nie ma mowy o jakichkolwiek negocjacjach, jeżeli już startujesz do walki, to masz kompletnie pokonanych przeciwników, nie możesz się zastanawiać własnym życiem.
Powiem jeszcze taką zasadę jedną, którą nam mówili w Kiosku, czyli osoba, która chciała zostać podoficerem w północno-koreańskiej armii, musiała pojechać na strefę demarkacyjną do południowej Korei i walczyć tam w dziesięciomach. Jeżeli wróci i go nie zabiją, to znaczy, że jest. . . czyli jest godny, żeby dostał ten stopień. Jeżeli nie wróci, no to sorry, winę tu, ale widocznie nie był godny. A wy jak nasza legia akademicka. Powiedziałbym tak, że Wyszkolenie osób, których ja widziałem, z którymi trenowałem w północnej Korei jest niesamowite. Naprawdę. Powiem coś tak, że czasami mieliśmy wątpliwości. Ćwiczymy ten kyokushul rok. Ćwiczy na raz dziesiąty dan, miał 57 lat wtedy, ale nie pokazuje żadnej techniki. A może on w ogóle nic nie umie? No bo nic nie pokazał.
Tylko każe nam robić, bo my już byliśmy instruktorami, oczywiście wszystko pięknie robiliśmy, ale on nam tylko mówi co mam robić, jak to mam robić i tak dalej. Ale sam nie pokazuje. My się dziwimy, mówimy no kurczę. I był taki moment, że. . . Kazał kopnąć trenera mojego, przyjaciela. Janusza Gutkowskiego. Pozdrawiam, tak, bo to jest fenomenalny człowiek, fenomenalny trener. Tak on to ćwiczy, tak, ma bardzo wysoki stopień. I też ćwiczył piorsów oczywiście, bo on to jakby też jakby zawiadywał tym. I teraz powiem tak, że kazał mi kopnąć trenera, no ale ja sobie myślę, przecież ja nie kopnę, tak. szybko, żeby trafić go. No i po prostu ten Han Ho-un się nazywał, mistrz X dana. I Han Ho-un odepnął mnie i mówi co ty robisz? Jak ty to robisz? Masz kopnąć. I kopnął wtedy.
I powiem, że zaskoczył nas totalnie. Starusze kopną tak szybko, tak ładnie, że naprawdę było to wow. Druga sytuacja taka była, że ciastko podrzucił i też palcem rozbił to ciastko i kawałki szum na rękę. bardzo szybkie ruchy robi, prawda? Takie ćwiczenia na szybkość były tego typu, że trzymaliśmy rękę i trzeba było złapać ten cios, prawda? I tak dalej. I potem jak ja robię, powiedzmy, to uderzenie się dziknie, to wiele osób w ogóle nie stanie w ogóle jakby zamknąć mi tej więzi. Może jeszcze z tym staruszkiem można powiedzieć, jeżeli chodzi o szczekiwanie, bo bez przesady, nie? Ale jednak gdzieś się jeszcze udaje. Andrzej, zadam ci niewygodne pytanie. Generalnie nasze władze komunistycznej Polski Były bardzo sceptycznie nastawione do wschodnich sztuk sportu walki. Trochę się obawiali, że to może być takie wunderwaffe, przy pomocy którego się obali komunę.
W związku z tym, i te środowiska były im wigilowane i rzucano im kłody pod nogi, a ty trenowałeś coś. dużo gorszego, bo trenowałeś system wojskowy, który był nastawiony na eliminację wręcz przeciwnika. I czy w związku z tym ty byłeś sprawdzony przez służby specjalne, zanim zacząłeś się uczyć tego systemu? Wydaje mi się, że tak, natomiast na pewno byśmy się o tym nie dowiedzieli. Tak i dzisiaj to się odbywa. Trudno, żeby. . . Miałem taką sytuację, realizowaliśmy projekt i też miałem ofertę, żebym zarobił bardzo dużo pieniędzy na szkoleniach itd. Może o tym trochę później nawet powiem. A może teraz, żeby nie zapomnieć i wrócimy do tego. Otóż jak to działa? Tak, że ktoś mi zaproponował, że będę robił wyszkolenie strzeleckie, będę robił oczywiście samobronę. Ja mówię, ale dla kogo, po co i tak dalej.
No ja jeżdżę, jestem bizdosmianem, jeżdżę tam różne tam republiki rosyjskie i tak dalej. No ja mówię, rzucam wszystko, bo dostanę ogromna kasa, jest dla mnie, więc rzucam wszystko. On mówi, że te pieniądze już wysyłam do pana. Ja mówię, ale zaraz, jeszcze nie zaczęliśmy, nie? Ale to nic nie szkodzi, to, że Pan upewni, że Pan może zostawić wszystkie te swoje obowiązki inne, które Pan ma, tą pracę i poświęcić się te półtora, dwa miesiące dla mnie. To były bardzo duże pieniądze, naprawdę bardzo duże pieniądze. Za jakiś czas ta osoba do mnie mówi, że no tak, mam tu takiego kolegę ze specnazu, ja tam przejąłem w ogóle ochronę ukraińską za długi, mam tu takiego kolegę ze specnazu, który tam ogarnia wszystko, jest tam szefem. Ale chciałbym tu w Polsce coś poszkolić i tak dalej.
Czy dałoby radę gdzieś tam w Policji czy gdzieś? Przepraszam bardzo, ale na pewno nie. Poza tym, jeżeli chcę przyjechać sobie do Polski i założyć działalność gospodarczą, proszę bardzo, to może. To już mi się zapaliło czerwone światełko. I potem mówi, czy te pieniądze już przeszły? Ja mówię, że nie, ale proszę o fakturę. Umowę musimy spisać, ale po co? Przecież to jest, że ja jestem prywatną osobą. Nie muszę mieć żadnych umów, faktury. Ale ja jestem firmą, muszę mieć i tak dalej. Umowę przesłał, staraliśmy się sprawdzić, co to jest. Był budynek, był zamieszkanie, ale nadal nie widzieliśmy, czy to jest ta osoba, ponieważ tylko rozmawialiśmy, ewentualnie mailowo. Następnie poprosiłem o fakturę. O to tak, aha, czy te pieniądze przeszły? bo tam będą z Luksemburg też szły. Ja mówię, zaraz, dlaczego Luksemburg? Bo tam mam konta na całym świecie różnej stamtąd.
Ja mówię, no to już w ogóle całkowicie potrójna czerwona lampka, bo to może być pranie brudnych pieniędzy. Ta jeszcze mi przesyła, potem mówię, a już rezygnuję ze szkolenia, proszę mi zwrócić pieniądze, przestrzegam wszystkich w ten sposób, jakby ktoś chciał, tak, bo to jest przestępstwo. W tym momencie odsyłam pieniądze, nie wiadomo gdzie. On mi da jakiś procent, zostawia za szkody wynikające z tej sytuacji i dziękuję, a to jest pranie brudnych pieniędzy. Potem jak już ta fakturka, ja już nie dostałem tych pieniędzy, ale powiedziałem, że jak dostanę, to będę musiał powiadomić bank, wszystkich i tak dalej, że takie urząd skarbowy, że dostałem takie pieniądze. No i w tym momencie przestał się odzywać. Kontakt się urwał, ale potem realizowaliśmy bardzo ważny projekt, pracowaliśmy ze służbami mudrowymi.
specjalnymi i w związku z tym podejrzewam, że to nasze służby mnie badały, czy jestem skłonny do takiej współpracy i tak dalej, żeby ktoś mnie namówił na takie pieniądze, a przy okazji jeszcze jakiś tam spencjał i tak dalej. W tamtych przypadkach na pewno też tak było, bo służby były przecież, natomiast chcę powiedzieć o tym, że ten system był w wojsku. Mało tego, ja mam ten podręcznik, ten był napisany podręcznik dla jednostek wojskowych, ale no nie był dostępny. Ja akurat mam go ten podręcznik, tak. i funkcjonował i on był jako koksul w wojsku naszym ludowym. Czyli pod tym względem służby nie musiały się bawiać. Miałeś zobowiązanie, że musisz szkolić wojsko? Nie, nie miałem zobowiązania, bo na tamte czasy to jeszcze to wszystko było takie luźne.
Oni byli zadowoleni, że mogliśmy podszkolić w takim i takim zakresie. Ten podręcznik powstał na podstawie tych treningów. Żołnierze trenowali, tak, według tego właśnie ten piochsun. Natomiast to jest tak jak podejrzewam, że ten, który wszedł do wojska tarnawskiego i kopcia, tak, czyli podejrzewam, że wręcz nie może się nazywać krawmaga, no bo wiadomo, ale. . . Była walka w bliskim kontakcie, to nazwali i tak. Ale czy on dzisiaj jest powszechny w naszym wojsku? No nie. Był jakiś okres, ja nie słyszę o tym, żeby ludzie się szkolili według tych zasad. To samo tam. Był ten podręcik, po jakimś czasie zdeaktualizowany został, ponieważ te osoby już nie mogły szkolić, nie było osób, które mogły aktualizować tego systemu. Kiosk Sól wszedł tylko chyba do wybranych jednostek, tak? Tak, to były jednostki. Nie mieliśmy za dużo. Chraków, Modlin, Dziwnów i Dziękuje. Tyle jest.
Reszta to zwykłe jednostki wyspecjalizowane. Jednostek mnóstwo mamy. Natomiast jeżeli chodzi o te specjalizacje. . . Dla tych ludzi, których my robiliśmy różne pokazy, ćwiczenia, treningi, to było wow. Nie powiem, że nie, bo przecież oni znali karate, ale nie byli w stanie zrozumieć, że mamy taką determinację, że potrafimy nawet na tych naszych, czyli z moimi partnerami, czy z partnerem, którym tam poszedłem, to robić. Czy potrafiliśmy być wręcz ranni w czasie naszych treningów, czyli robić sobie szkodę. Nie byli w stanie tego zrozumieć, jak my możemy defastować własne ciało, żeby pokazać im, jak to wygląda. ale my byliśmy do tego przyzwyczajeni. Powiedz mi, masz oficjalną legitymację instruktora systemu Kioxun? To jest taka inna legitymacja. Była taka sytuacja, że mój kolega, którego bardzo szanuję, był militarnym instruktorem z kraw magii. Kiedyś on rzucił, że jest instruktorem kiosku itd.
Ja mówię, przepraszam cię bardzo, ale nie mogłeś być instruktorem kiosku. Ale jak to? Ja mam to od trenera. A ten twój trener jaką ma legitymację, żeby w ogóle nauczać? No i on tam wtedy pokazał. To legitymacja. Ja mówię, przepraszam cię bardzo, to polska legitymacja napisana odręcznie, każdy może sobie wydrukować i taką zrobić. I wtedy po raz pierwszy, bo ja nie chciałem tego robić ze względu innych, bezpieczeństwa własnego. Bo chcę przypomnieć o tym, że Kiosur, owszem, militarny system, na początku ćwiczony też przez cywilów w ośrodkach karate, czyli w naszym, Kiosin, tam gdzie my byliśmy. Ale ja ćwiczyłem też poza tym karate. z Koreańczykami, o czym niewiele osób widziało. I teraz o co chodzi? W 1981 roku wybuchł stan wojenny. I Koreańczycy bardzo przestraszyli się, że ten system może przedostać się w ręce Amerykanów, czyli imperialistycznych wrogów.
A co drugie zdanie, to Amerykanie to jest imperialistyczny wróg. I teraz zostają osoby, które znają ten system. Tak jak w moim przypadku, bardzo nawet dobrze. Bo ja jeszcze, poza tym, że już się skończył system w Polsce oficjalnie, ja jeszcze parę lat się szkoliłem u Koreańczyków, o czym mało kto wie. I teraz ja obawiałem się z moim kolegą, że jeżeli my nadal będziemy się afiszować z tym, że jesteśmy tymi, którzy ćwiczyli ten system, to naprawdę śpiegów i dzisiaj, i wcześniej to mieliśmy bardzo dużo. Koreańczyków też. I być może, że może im się by to nie podobało, że za dużo wiemy. Jednak to oni zlikwidowali ten system, ponieważ był stan wojenny. I na tym zostają osoby, które to ćwiczą. A żeby ćwiczyć też, te osoby musiały być już zaufane. Czyli oni. . .
Jeszcze inaczej powiem, że w momencie, kiedy skończył się kiosk sól w Polsce, To za jakiś czas znowuż był, ale już nie był, ludzie o tym już nie wiedzieli, a ja nadal to ćwiczyłem. I teraz proces, bo ja starałem się, żeby nadal Korańczycy nas ćwiczyli, proces z powrotem dojścia, nie powiem, że do łask, bo nie zostaliśmy pozwoleni na żadny łask, tylko skurczyli i wyrzucili koniec dla bezpieczeństwa własnego kraju. Proces namówienia, żeby z powrotem dali instruktorów. do nas trwał pół roku. Pół roku non stop chodziliśmy z kolegą na różne sposoby, staraliśmy się przekonać i w ambasadzie i wszędzie, żeby jednak nas zaczęli ćwiczyć. Skierowali nas, pamiętam, na studia, żebyśmy tam sobie pogadali z Koreańczykami. Gdzie na studia? No akurat na uniwersytet. No i teraz my, a oni mówią tak, Koreańczycy, którzy tam byli, bo wiedzieliśmy, że są.
Próbowaliśmy na różne sposoby, żeby ich namówić. Ambasada, koreańczycy, którzy byli na studiach w Polsce, czyli się wszyscy z tym powiązali, bo nikt nie wysyła z północy Korei kogoś z zagranicy, tylko zapewne wracają do rządu i tyle, tak? Czyli są w rządzie lub w jakichś takich systemach zarządzających. I teraz jesteśmy tam, pytamy, a nie, my nie. . . A co to jest w ogóle? I tak dalej, bo my tego nie wiemy. Mówimy, no dobra. I pół roku to trwało. Graliśmy w ping-ponga, zaprzyjaźnialiśmy się z nimi, dostawialiśmy różne prezenty. Ja nawet dostałem specjalnie książkę koreańską, tłumaczyłem, zacząłem się uczyć koreańskiego nawet. I pomagałem im w tych studiach, tłumaczyłem im na polski czy na koreański, żeby bardziej zrozumieli. Super, fajnie się żyło, ale oni nic absolutnie i tak dalej. Ale dostali sygnał, że możemy.
I w tym momencie zacząłem jeszcze parlać, ćwiczyć z nimi już kompletnie. Powiem tak. Ludzie, którzy nagle wyskakują w górę i potrafią w dwa obroty albo jeden obrót zrobić i trzy kopnięcia w tym czasie w jednym obrocie i to bardzo szybko, dynamicznie wraca i tak jakby dla niego to było nic po prostu, jakby to było pinięcie palcem, są świetnie wyszkoleni. Ale nie przyznawali się do tego, ale bardzo dobrze. Natomiast musieli mieć sygnał od władz, że mogą. No i ćwiczyliśmy. W związku z tym ja tej reżimacji nie chciałem za bardzo pokazywać, bo to już było ileś lat temu. I ćwiczyłem krawmagę już, tak? Więc już byłem instruktorem też w krawmadze.
Ale nie za bardzo chciałem pokazać, ale mówię, no z drugiej strony, skoro zacząłem ten temat, że to nie jest prawdziwa legitymacja instruktora, czy w ogóle ćwiczącego kiosku, więc pokazałem tą legitymację i to był wow dla ludzi. Nawet dla Tomka Adamczyka, prekursora krawmagi, mój domniadziejku, powiem, że szok dla mnie to był. Dlatego, że ja tylko kawałek legitymacji mogę pokazać, nie chciałem pokazać wszystko, ale to nie jest legitymacja, certyfikat, który dostajesz, tylko to jest pieczęć państwowa Korei. Masz tam numer, zdjęcie, wszystko, to jest wszystko państwowe. To jest po prostu, to dostajesz jakby od północy Korei. Czyli można powiedzieć jeszcze inaczej, zawsze się śmialiśmy, że moglibyśmy z tą legitymacją wejść do ambasady, na przykład się wykąpać i tak dalej. Czyli byliśmy za uprawnionymi ludźmi. I niewiele osób dostało tą legitymację, można powiedzieć.
I potem się zastanawialiśmy, bo jednak jak ktoś zna jakiś system, jeszcze tak powiem, że dzisiaj to już mogę powiedzieć, ale w Polsce są tylko dwie osoby, ale właściwie ja mam najpełniejszą wersję. Czyli ja mam książkę z zapisanymi wszystkimi technikami do drugiego dana, jakbym to nazwał, drugiego dana w Kiosku. A to już jest bardzo dużo. Czyli wszystkie techniki już mam zapisane, ponieważ byłem jedynym takim, który zaczął to robić. I robiłem, potem ode mnie kolega trochę pokopiował, ale potem przestał to robić. Więc ja mam tą całą pełną wersję, gruba książka, z technikami kjoksów. Nie szkoda ci tego systemu trochę, że się go nie rozwija? Jeszcze się ewoluowało, więc pewne rzeczy już się zdeaktualizowały. Ja tak mam systemy militarne, wystarczy wejść na Facebooka, na YouTube'a, zobaczyć ile fantastycznych ludzi jest szybkich. Chociaż. . .
Powiem tak, jak ja na to patrzę, bo niektórzy się zachwycają, ten jest zarąbisty instruktor i tak dalej, przepraszam cię bardzo, instruktor może być zarąbisty, ale jego uczyć może być beznadziejny. Chodzi o to, że system ma być dobry, czyli ilość ludzi, którzy ćwiczył tego instruktora ma być ponad średnią. I to wtedy wiadomo, że ten system jest dobry. Jeżeli jest tylko jedna osoba, to ten mistrz jest dobry. Być może, że on będzie mistrzem jako jednoosobowy mistrzem w własnej szkole. Chodzi o to, żeby jak najwięcej ludzi ten system robiło tak samo jak on, a może nawet lepiej. Dobrze, myślę, że to będzie na tyle, jeśli chodzi o pierwszy odcinek. I w kolejnym porozmawiamy sobie o systemach militarnych, o krawmadze już, o Twojej takiej współczesnej drodze. Również o wyszkoleniu strzeleckim, o połączeniu tego w całość, o szkoleniach martial, które robiłeś.
Krawmaga i strzelanie to jest nierozłączny temat. Nie powinny być oddzielnie ćwiczone. Zatworszamy. Do kolejnego odcinka. Thank you you you Thank you Thank you Суб .