VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Wielodzietność Cześć! Witam Was. W dniu dzisiejszym porozmawiamy sobie o wielodzietności. Są z nami Ania, mama szóstki dzieci, lider zespołu uminowienia, lider współnacy i wędorka wielu kobiet. Także Aniu naprawdę szczerze gratulacje, że znajdziesz mi to wszystko czas. Z kolei obok siedzi Ania, tak nie przesłyszeliście się? Również nasza druga muczni ma na imię Ania. Ania zwykła czyni jest skrzypaczką, matką twórki dzieci, spowolania, jest też żoną. Zachwytają brzmienie rejestry symfonicznej i jazda na rowerze. Lubi pić kawę w obronzie. Od niedawna jest studentką psychologii. Gratulacje Aniu! Gra również w zespole Przebudzenie. Też cieszymy się, że pomimo wielu obowiązków znalazłaś czas, żeby tutaj z nami porozmawiać, podzielić się swoimi doświadczeniami. Dzięki, zapraszam.
Dziewczyny, naprawdę cieszymy się, że jesteście z nami, bo na pewno jest obowiązku. Mam nadzieję, że nie przerastam, ale tego się dowiemy. Może zaczniemy od pierwszego pytanka. Może zaczniemy od liczb. Powiedzcie, jaka jest różnica wieku między waszymi dziećmi? Ja mam 6 dzieci. Najstarszy kończy w tym roku 25 lat. Najmłodszy skończył 5, czyli różnica wieku jest 20. Między najstarszym i młodszym. I mam zarówno duże różnice, jak 7,5 roku między dziećmi, jak i małe 8 miesięcy. Doświadczyłam takich różnic. Przechodziłaś już wszystkie etapy jako mama. Bycie z takim maluskim jowlakiem, a też bycie z nastolarkiem i towarzyszeniem dziecku, które już wychodzi z domu. Zdziwiam.
A u ciebie Ania jak to wygląda? Moja najmłodsza córeczka ma 2 lata, a najstarszy syn 10 lat. Różnice wieku są nieduże 2,5 roku, a między ostatnim córeczką i synem 3 lata. Czyli mamy fajną równorodność. To jest duża bezpieczność. Z kolei u ciebie Ania troszeczkę mniejsza. No to powiedzcie nam w takim razie, czy marzyłyście o tak licznej rodzinie od zawsze, czy to jakby wiecie, wyszło w pranie? U nas w naszym przypadku wyjaśniło się to chyba na etapie narzeczeństwa, że decydujemy się na rodzinę większą niż troje dzieci. I rzeczywiście Helenka już była dla nas jesienką na torcie, bo mamy 3 połowców. Helenka jest 4. Tak że cieszymy się. Tak można powiedzieć, tak to odbieram pod nami nagroda.
W tym mieście wspólny punkt widzenia, już na etapie narzeczeństwa. Myśleliście o sobie jako takiej rodzinie wielodzietnej. Rodzinie w to raz otwarwa na to, żeby mieć dzieci. Tak było na początku. Myślę, że jak już była mamą dwójki małych chłopców, wtedy troszeczkę moje plany zaczęły być weryfikowane przez to, co się dzieje. Ale udało się jakoś dotrzeć do tej czwóreczki. Aniu, a jak było u Ciebie? Czy zawsze marzyłeś o licznej rodzinie? Czy to było w Twoich planach? U mnie to było tak, że jak rozmawialiśmy z Jackiem, to każdy z nas myślało o jakiejś trójce. Natomiast w pewnym momencie Bóg podczas jednej z modlitw zadał mi pytanie, czy jestem gotowa mieć wszystkie dzieci.
I to było tak silne, ja miałam taką jasność i pewność, że to jest Bóg, ale jedyne co odpowiedziałam, że jak to pysznie z komi, to tak. I to wcale nie było takie oczywiste, dlatego że na początku Jackiem był tak śniuska, ale jak czwarte się urodziło, to potem było nagle koniec. Przez 6,5 roku nie byłam w ogóle o kolejnym, choć podnosiłam co jakiś czas to, co Pan do nas powiedział. Ale w wolności powiedziała, że mieliśmy układ, Jacek miał w tym partycypować, więc zmuszać go nie będę. Rzeczywiście wszedł taki moment, że Jacek mówił, że mieliśmy mieć 6, no to robimy.
A gdzie trwałaś w tej obietnicy? Trwałam w tej obietnicy, nawet po tym jak pierwszy raz poroniliśmy, to już jest szczęśnie. I teraz pytanie, czy Bóg powiedział o 6, tu czy tu i tam? I był jakiś niedosyt. Jak poroniliśmy drugie dziecko, no to pytanie wróciło, to już czy nie już, ale ten niedosyt w sercu pozostał. I naprawdę, słuchajcie, jak urodził się Andrzej, to poczucie wypełnienia woli Bożej był tak niezwykłe, że nie da się tego opisać słowa. Piękne świadectwo Aniu. A po swojej, ile miałeś lat kiedy urodziłaś pierwsze dziecko? 24. A Ty Aniu? Ja miałam 19. O, przyzwyczajam. To opowiedzcie nam o swoich porodach.
Powiedzcie, czy rodziłyście naturalnie, czy przez cesarstkie cięcie, który poród był najłatwiejszy, a który najtrudniejszy, który wiązał się z pewnym wyzwaniem. Jak to było u Was? Moje porody, wszystkie można powiedzieć, że trwało tyle samo. Chociaż w książkach piszą inaczej i ja też liczyłam, że drugi będzie szybszy, łatwiejszy. W moim przypadku jest to bzdura i każdy trwał 6,5 godziny, więc można powiedzieć, że krótko. Bo zdaje się sprawę, że niektórzy rodzą 20 godzin, ale ten szósty trwał 6,5 godziny. Ale wszystkie były porody naturalne, za co jestem Bogu wdzięczna i wszystkie były jakimś niezwykłym przeżyciem, chociaż oczywiście podwstą. Słyszałam też, że chyba byś była również w domu, miałaś taki poród domowy. Tak.
Drugie dziecko urodziliśmy w domu, było to moim marzeniem. Oczywiście jest położną, wszystko sprawdzone, zweryfikowane. Nie powtórzyliśmy tego ze względu na to dziecko, dlatego że jest to dziecko środkowe. I wiedzieliśmy, że może się czuć nijakie, bo te dzieci mają ten samy syndrom środkowego dziecka. Więc Bóg pokazał nam, że w tym będzie wyjątkowe, że jako jedyne po prostu urodziło się w domu. Fajnie. Ale to w ogóle jest chyba historia na osobny wywiad. Tak, myślę, że z Anią się jeszcze spotkamy, bo będziemy spoilerować. Te emocje, które ci towarzyszyły nam pewno były blabokie.
A u ciebie, Ania, jak to było z poradami? W moim przypadku pierwszy poród, co nie jest chyba zaskoczeniem, był myślę najbardziej dużym wyzwaniem i trwał najdłużej. Mimo wszystko wydaje mi się, że najbardziej był to bolesny poród. Byłam najmniej świadoma też. Z kolei drugi poród, myślę, że tyle przyjemny, że był krótki. W moim przypadku to się sprawdziło. Trzeci poród już nie był tak krótki jak drugi. A z kolei Helena przychodziła na świat przez cesarskie cięcie, bo pierwsze poród był siłami natury. A Helenka, jak to później powiedziałam, jest moją cesarzową, bo później przeszła przez cesarskie cięcie na świat. I to była trudna decyzja, dlatego że to nie było takie oczywiste, że taką drogą przyjdzie na świat.
I myślę, że to był najbardziej duchowy poród dla mnie. W momencie, w którym zawsze stała się akcja porodowa i była decyzja lekarzy, że będzie cesarskie cięcie, na które czekałam przez całą noc, to tę noc przepłakała mnie, kłóciłam się z Bogiem, że jestem w takiej sytuacji. Tak że dobrze pamiętam to, jak Bóg naprawdę otulił mnie swoim ciepłem i też miałam wsparcie. Niestety nie mężawa, bo były to czasy covidowe, kiedy mężczyźni nie mogli być z nami, jeżeli nie było akcji porodowej. Także takie są moje historie. Ale jestem Bogu wdzięczna na te doświadczenia. Cieszymy się z twoim zapisem. A w tym wszystkim, skoro już mówimy o porodach, to po nich przecież przyszło życie.
Powiedzcie, jak wygląda wasz dzień, jak organizujecie się z taką miną. Są różne okresy. Wakacyjny równi się. W tej chwili zaczynamy rok szkolny i wracamy do takiej rutyny. Jest to w pewnym sensie upraszcza pewne rzeczy. I myślę, że gdybym mogła skupić się na szczegółach, mój mąż zajmuje się naprawdę sporą ilością rzeczy. To jest człowiek, który bardzo aktywnie. . . to nie jest pomocnik. Mój mąż powuje dzieci pełną parą. Siedzi w tym ojcostwie. Także jestem mu wdzięczna za to, że rano pozwala mi się wysypiać. A on ogarnia śniadaniówki i idzie do szkoły, do przedszkola. Ja, przewudzona rano, schodzę na dół i tylko pytałam, co jeszcze trzeba zrobić. Wada kobiety jest recepta.
Mówcie się już na rzeczyństwie. Takie mężczyźni, jak my istnieją. Okazuje się, że ja jestem sobą, że poranki to jest zwolniony tempo działania, a mój mąż przeciwnie, on lubi wstaje rano i dobrze idzie do działań od rana. Myślę, że taki plan dnia, ramowy plan dnia jest pomocny rano. Przygotowania, podział obowiązków. Ktoś odwozi dzieci do szkoły. Ja zaporowadzam młodszego syna do przedszkola. Później odbiór znowu dzieci też jest wcześniej zaplanowany. Zaworzenie dzieci na zajęcia. Także taka logistyka, myślę, że już przy dwójce dzieci jest ważna. Przy czwórce tym bardziej. Rzeczywiście są takie sytuacje, kiedy logistyka logistiką, dwulatek, który na pokładzie nie współpracuje z rodzicami.
Chociażby dzisiaj była taka sytuacja, że ja po prostu wjecie zegarek na ręce i ok, czas odebrać starszych ze szkoły, ale młodsza wcale nie chce wrócić z podwórka do domu i nie chce położyć się na drzemkę. No to wiecie, dziecko pod pachę i siadamy w samochód i odbieramy. Także myślę, że ten widok z dzieckiem na rękach od kobiet odbierająca dzieci to jest normalna sprawa i u nas też to tak wygląda. W wielu firmach kobiety są bardzo ciemne jako pracownicy, jako przyszli pracownicy, ponieważ rzeczywiście ten zmysł organizacyjny, tak wyszczytowany przez tą tydzienność, się potem świetnie sobie radzą z taką mnogością zadań. Rzeczywiście trzeba mieć wszystko dobrze zaplanowane, żeby ułożyć ten dzień.
A jakaś twoja ulubiona poradnia z dziećmi? Czy są takie momenty? Myślę, że lubię wolne dni, dlatego że ten pośpiech szkolny mi akurat nie służy, tylko mogłabym być cierpliwą mamą w edukacji dymowej. Zdecydowałabym się na to właśnie ze względu na ten baryk uśpiechu, chociażby porannego, dlatego że, jak mówię, moje poranki, to jest taki czas, kiedy mógłby się odkrywać od biegu działania. Myślę, że lubię popołudnia takie leniwe, kiedy możemy spalić czas na kanapie, przytulić się, być blisko. Jakoś tak słyszeć się, lubię jednak złońki, spotkać się z dziećmi w taki sposób. Myślę, że tutaj można by wiele powiedzieć o tej organizacji, jeżeli chodzi o dzieci.
Moje dzieci nie są jeszcze tak duże, ale już wystarczająco, żeby pomagać też, bo mają wiązki w domu, także te wiązki przychodzą też na dzieci. Każdy ma inne talenty i inne dary. Także jednym lepiej wychodzi sprzątanie zabawek, a innym roznównywanie zmywarki. Jeszcze inne dzieci lubią zbierać pranie, a z kolei ktoś tego nie znosi, ewentualnie przyniesie tylko miskę z praniem. Tak myślę, że staramy się słuchać po wszech dzieci, patrzeć na ich możliwości, tak to dostosowywać do wspólnie dbać o tego. A na ciebie Aniu, jak to wygląda, jak wygląda twoja ekwizyjnazacja, co ci pomaga w tej prawie życia, w prawie cywilizacyjnej, psychologicznej obowiązkami? Bardzo podobnie jak u Ani, także nie będę pewnych aspektów powtarzać.
Ale dodam tylko, że rzeczywiście tak duża różnica wieku sprawia, że rzeczywiście te starsze siłą rzeczy muszą stać się samodzielne. Bo człowiek ma tylko dwie ręce. U mnie też mąż bardzo dużo pomaga. I rzeczywiście to poranne zbieranie, zdecydowanie łatwiej wychodzi. Budzanie dzieci jest po prostu zabawą. Myślę, że w moim wydaniu to nie jest aż tak zabawne. Też zostawiam to Jaskowi. Także ta różnorodność sprawia, że też jest ilość dzieci i różnorodność wiekowa, sprawia, że też jest troszkę łatwiej. Bo po prostu starsi naturalnie też pomagają, przyjmują obowiązki, biorą swoje rzeczy już od dwunastego roku życia, mają swoje kosze, sobie pranie robią. Także jakieś takie codzienne obowiązki i tak dalej.
Nasze dzieciaki po prostu też pomagają nam, zostając młodszymi, często się nie opiekując. To też ich przygotowuje po prostu do życia rodzinnego. Oczywiście nie wykorzystujemy tego. Staramy się, żeby to jednak ochowanie leżało po naszej stronie. To z tego, co mówicie, ta współozbawiedzianność w domu i taka samodzielność ma wiele plusów. Bo też dzieci mają okazję, żeby przyjąć pewne obowiązki. I wziąć taką wspólną odpowiedzialność w domu. A i w tym nauki na przyszłość. Mamy genialne. Tak. Powiedzcie, jak sobie radzicie z takimi sprawami, jeśli chodzi o wasze powołanie, wasze życie zawodowe. Wyobrażam sobie, że to też jest niezła żąbelerka, żeby pogodzić i to, i to.
Czy może radę też na przyszłość mam w tym temacie, Aniu? To wszystko zależy od możliwości finansowych, tego, jaką pracę wykonuje. Mówię tutaj oczywiście mąż i tego, czy jest konieczność, żeby żona miała pracę. Albo czy jest pragnienie po stronie żony, żeby miała pracę. Ja akurat należę do tych osób, gdzie bycie za plecami, nadpowiadami w zupełności. I raczej muszę być wypychana na zewnątrz. Co nie znaczy, że nie pracowałam, nie chodziłam na zewnątrz, bo zawsze mi bóg w tym rozciągał i kochany mąż również. Także uczyłam w szkole, bo jestem z zawodu nauczycielem przy rady i geografii. Prowadziłam we wspólnotach grupy spotkania dla mam, spotkania dla żony. Byłam w zespołach uwielbienia odkąd pamiętam.
Ale ja miałam taką metodę, że starałam się raz na pół roku, raz na rok robić sobie listy rzeczy, w które jestem zaangażowana. I modlić się i pytać Pana, czy nadal mam w nie być zaangażowana. Czy jest coś, z czego potrzebuję zrezygnować. Zazwyczaj to było przy jakiejś zmianie, na przykład kolejna ciąża, na przykład wieczór, rodem. Wiadomo, że sytuacja się zmieni. Jest takie pytanie, czy jest coś, czego mam zrezygnować. Kilkukrotnie, chyba trzykrotnie zrezygnowałam zespołu uwielbienia. Czy tam z prowadzenia spotkań. No i częściowo oczywiście z pracy na okres macierzyński. I czy jest ewentualnie coś, co mam zacząć. To był taki dla mnie czas weryfikacji.
Też staram się balansować, żeby rzeczywiście być tyle wieczorów w domu, żeby te dzieciaki miały rodziców, a nie były rzeczywiście wychowywane przez rodzeństwo. Więc staram się o ten balans dbać, ale jak z każdym balansem wychodzi. A ty Aniu? Jeżeli pytacie mnie o to, czy łączę karierę zawodową, moje życie zawodowe z dzieciem mamą, to trudno powiedzieć, co się po prostu dzieje. Myślę, że mogę podać kilka przykładów, w jaki sposób to się dzieje. To jest ciekawe. Ponieważ jestem skrzypaczką, zdarza się, że potrzebuję być w jakimś miejscu w Warszawie i zachować określone godziny. Ale zdarza się, że ta praca przychodzi w momencie, w którym moje dzieci są naprawdę jeszcze malutkie i które jeszcze karmi pierśom.
Dlatego bardzo często wygląda to tak, że wybieramy się wszyscy razem na pokreślone miejsce, w którym ja, pokreślona mi dość czasu, jestem na przykład na klubie. Później między próbą a występem idę do mojego męża, spotykam się, kamień dziecko, po czym znowu znikam. Jestem gdzieś tam po telefonie i czuwam, czy wszystko jest w porządku. Oczywiście można poradzić sobie w inne sposoby przed kamień dziecko, ale akurat w przypadku naszych dzieci nie poszło to zbyt sprawnie. Dlatego w taki sposób zdarza mi się także uczyć. Również to są takie momenty, w których zegadkiem w ręku jadę do jakiegoś miejsca, uczę moje dzieci, które były jeszcze malutkie.
Dostawałam czasami jeszcze wiadomość od męża, naprawdę, Iluś, nie chcesz wracać, bo tutaj jest już pożar. Był taki moment, w którym przechwałam lekcje i widziałam, ok, teraz wracam. Daję sobie taką wolność w tym, czy pracować, czy nie. Podobnie jak Ania mówiła, mój mąż radzi sobie z tym, żeby wpaść w tej ostrożnej finansowo naszej rodziny. Przy czym ja po prostu akurat na lubię. Można powiedzieć, że moją pracę jest moją pasją, dlatego nie rezygnuję z jakiejś części pracy. Najtrudniej, myślę, jest mi w momencie, w którym ja sobie coś zaplanuję, a dzieci się rozchorują.
Czasami zdarza się tak, że daję radę pomimo, ale dajmy na to nieprzystalną totalnie noc, prawda? I przychodzisz rano do nagrania, w zasadzie wiesz o tym, że nie nadajesz się do tego. Ania tutaj jest w sprawach łaską. To jest ten moment, kiedy mówię, boże, jest fatalnie, nie czuję się to dobrze, ale ty pomóż. Także były takie chwile również. Zresztą niejednokrotnie, czy jakieś wyjazdy ważne, na których też miały gdzieś funkcje spełnienia. To absolutnie tak się zdarzało, że dzieci się akurat w noc wczesny rozchorują. I czasem to była też taka ofia, że nie mogłam coś dodać. Zresztą, jak to wygląda, to łączenie, kandydl, ścieżki zawodowe z wycieczka. Ale chyba taka rada to nie poddawaj się.
Próbuj. Próbuj, bo rzeczywiście pierwsze momenty, kiedy nie udawało mi się gdzieś dotrzeć i czułam taką presję, że zdecydowałam się, podjąłam się jakiejś pracy, a tutaj coś się dzieje z dzieckiem albo czuję, że już nie dam rady, bo jestem zmęczona. Jeżeli się da, to fajnie zrezygnować, ale i zostać z dzieckiem w domu, jeśli jest taka potrzeba. Ale niejednokrotnie jakoś tak funkcjonowałam, jak się spiąć i dotrzeć ze współpracą męża. Udawało się to. Czy jednak było coś, co straciłyście? W minimalnym stopniu jest to ofiera, więc zyskacie nie wiem.
Więc o tym powiedzcie nam, co takiego jeszcze zyskałyście, mając taką liczbę dzieci? A może jednak jest jeszcze coś, co straciłyście? No, kobieta, mama, wielu dzieci na szczęście musi stracić egoizm, bo niestety nie ma na niego miejsca. Posięcasz siebie, swoje noce, swój czas, swoje zdrowie, swoje siły. Swoje siły fizyczne dla osób, które Bóg ci postawił na drodze. Ja po czwórce dzieci poszłam na USG. No i pani mnie zapytała, co robię zawodowo. Powiedziałam, że jestem nauczycielem, bo mam ciężki plecak, dlatego się przedźwigałam. Ale coś jej nie pasowało i powiedziałem, a, jestem mama u czwórki dzieci, jeszcze to wiem. I ona powiedziała, a, matka. I mówimy tak, o teraz ma pani zacząć pracować palcem.
I ona powiedziała, ty robisz to, ty robisz to. Powiedziałam, a ma pani panewkę w parku z użytą od 10 lat więcej niż pani wiek na to wstaje. To jest jeden z kosztów. W Europie Zachodniej słyszałam, że w ogóle bezpieczalnie wyliczają uszerbę na zdrowiu kobiety na każde dziecko 5%. Ja już mam 30. Ale nie, naprawdę. Dzięki Bogu żadnych bólów, kręgosłupa, żadnych żelaków. Wiem, że zdarzają się takie rzeczy, ale tutaj dziękować Bogu. To może być taka rzecz, dlatego jest ważne, żeby dbać o siebie. Żeby tym wszystkim nie zapominać o sobie. To, co zyskałam, przede wszystkim kiedyś zrozumiałam to, jak zbliżał się sylwestry stornutowe, wszyscy się wybierali, wszyscy coś robili.
Tutaj jest awangelizacyjny, tam jakieś uwielbienie czy coś. A ja oczywiście nie mogę iść kolejny rok z rzędu, ponieważ które dziecko jest chore. Więc wiadomo, że pójdzie mąż, bo jest liderem wspólnoty, a ja zostawię swoim dzieckiem w domu. I tak, użalając się nad sobą, nagle dotarło do mnie, że oprócz męża, poszło jeszcze dwóch starszych synów pomagać w rozkładaniu rzeczy, pomagać w tych tańcach, w tej awangelizacji, w tym wszystkim. Wtedy dotarło do mnie, że dzieci nie są obciążeniem i tym, co okrada nas, balastem, są pomnożeniem możliwości i powołania i realizacji moich marzeń. Ja sama nie jestem w stanie spełnić wszystkich marzeń w moim życiu. I nie chodzi o to, żeby teraz swoje marzenia realizować.
Poprzez życie dzieci zmuszając jedytego, oczywiście w miłości, ale że naprawdę one są przedłużeniem nas samych i pomnożeniem tego, co w tym razie nasłoży. Więc są po prostu błogoświste. To musi być naprawdę piękne, budujące, widzieć owoc o swojej pracy. Ale ty jeszcze nie masz tak dużych dzieci. A co ty czujesz, że zyskałaś? I swojej wierodzienności w tej tak dużej rodzinie. Myślę, że żadne doświadczenie wcześniej, zawodowe, artystyczne, zwiedzanie krajów na świecie, poznawanie ludzi, nigdy nie przyniosło mi takiego rozwoju, jak to masz jeszcze jutro.
Jak wyjdziecie przy nich dniem i nocą, będzie w tych chwilach, kiedy bardzo potrzebują wsparcia, kiedy bawią się swobodnie bez emi, a ja mogę być z radością, z kawą wracać, przyglądać się temu, bo i takie momenty są. Dlatego to jest dla mnie taki kawałek życia, który naprawdę zabrzmi to, może jakoś rozwinął mnie najbardziej. W relacjach z nimi ostrzegam, co jest we mnie tak naprawdę. W tych relacjach z moimi dziećmi okazało się, że moja złość ze mnie, że stracja się pojawia, nie masz codziennie. O co mi chodzi w tym wszystkim? Myślę, że to był dla mnie taki klucz do drzwi świadomości. Wchodziłam po tych schodkach, odkrywając, co stoi za tymi funkcjami, jakie potrzeby. Nauczyłam się w siebie. Czyli taka terafia.
Można powiedzieć, że zbliżyły mnie do siebie samej. To jest takie budowanie charakteru, bo chyba obie o tym powiedziałyście. Powiedziałaś o pozbywaniu się egoizmu, a teraz ty o nie powiedziałaś coś podobnego. To jest taka ciągła praca nad sobą. To jest codzienne mierzenie się, dostrzeganie swojej słabości. Wiecie, jak na dłonie. Macierzyństwo obdziera nas z budzeń, że trafimy być cierpliwe, łagodne. Dowiadujemy się wielu rzeczy o sobie, ale nie mówię tego w kontekście tylko takim negatywnym, że zawiodłam się. To też wręcz przeciwnie. Odkryłam w sobie pokłady wrażliwości, cierpliwości. Jak już 20 raz w ciągu nocy wstajesz do dziecka, które płacze, musisz zrozumieć, co się dzieje.
Czy nosisz je na rękach i może czujesz, że całe twoje ciało krzyczy o to, żeby się położyć. Wszystkie to znamy. Także to też jest wstajne. Trud z codzienności. Dziewczyny, niesamowicie ciekawe się was słucha. Macie naprawdę takie bogate doświadczenie, jak macierzyństwo was też kształtowało. Powiedzcie, jakbyście miałyby taką radę, jak jakąś złotą myśl dla naszych słuchaczek. Dla przyszłych mam, dla mam, dla mam, które planują mieć dużą rodzinę. Co byście powiedziały? Nie jestem dobra w udzielaniu rad. Chyba też sama nigdy do końca nie lubiłam wysługiwać tych rad. Dla mnie w moim macierzyństwie jedną z rzeczy, która okazała się taka dla mnie trudna, to jest proszenie o pomoc i o wsparcie.
Tego też nauczyłam się z czasem, że warto poprosić o pomoc. Warto mieć wokół siebie ludzi, którzy mogą cię wesprzeć w tej ścieżce cierzyńskiej. Myślę, że każda kobieta, każda matka, słuchając swojej intuicji, która ma doskonale potrafi znaleźć drogę do swojego dziecka, do tego żeby zbudować z tym dzieckiem i umieścić. Chciałabyś też powiedzieć, że zachwadzić nasze słuchaczki, że każda z nas ma w sobie taką bazę, dzięki której może zaufać też swoje intuicje i mieć zaufanie do siebie samej, że będzie w stanie zbudować bliską więść z dzieckiem i będzie wiedziała jak to zrobić. Tak to właśnie czuję, tak to rozumiem i tak moje doświadczenia dotychczasów pokazują.
Nie jest to takie oczywiste na samym początku, kiedy rodzi się pierwsze dziecko, kiedy to dziecko wydaje się być człowiekiem, z którym nie wiadomo co zrobić, jak go zrozumieć, jak odczytać, co się z nim dzieje, ale z biegiem czasu dostrzegamy, że to jest mały człowiek, ale unikuje wszystko, odczytujemy to, rozumiemy, który płacz co oznacza, czego potrzebuje dziecko, czego nie chce, czy lubi mieć grubą piżankę na noc, czy zupełnie odwrotnie. Ach, nie mam wziąć. A ty Aniu, co byś powiedziała, żeby spocząć? Ja bym właśnie zaczęła od tego co Ania opytała, żeby uczyć się przyjmować pomoc i uczyć się o nią prosić, nie bądź Zosią samowsią, daj sobie pomoc. Mówi to Zosia samowsia, która nadełczy się prosić o pomoc.
Nie jest tak, że jestem aż taka mądra. Druga rzecz, to bym powiedziała, naucz się odpuszczać. Naprawdę. Albo rację, albo relację, albo porządek, albo po prostu czas z dziećmi, albo obiad z restauracji zamówiony raz na jakiś czas, a po prostu chwila oddychnienia. Także naucz się odpuszczać. I trzecia, to czytałam kiedyś książkę Ingrid Trowish, nie pamiętam tytułu, ale ona pisała o takim miejscu, w którym każdego dnia każda kobieta powinna po prostu się znaleźć, żeby odpocząć. I ona napisała, że jeżeli kobieta nie poświęca pół godziny dziennie dla siebie, użyła mocnych słów, to powiedziała, to jest głupia.
I z tym koreluje historia mojego pierwszego lotu samolotem, jak był ten instruktaż, jak lecisz z dzieckiem, to że najpierw musisz założyć maskę tlenową sobie, a dopiero po tym dziecku. Ja byłam prawdziwie zgorszona, jak można mówić komuś, że ma najpierw założyć maskę tlenową sobie zamiast dziecku. Przecież to jest niewłaściwe. I naprawdę to była niezły kolekcja od Boga, że jeśli ja nie zatroszczę się o siebie, to nie będę miała siły, żeby zatroszczyć się o moich bliskich. Dlatego zadbaj o siebie, miej ten czas, wypij ciepłą kawę, a nie zimną, zjedź ciepły posiłek, popróś kogoś o pomoc, zostaw te dzieci na te 15 minut pół godziny, nawet jak będzie płakało razem z mężem, przeżyją. I to chyba tyle.
Jest takie powiedzenie, że do wychowania dziecka jest potrzebna cała wioska. Ciężko zrobić taką samotną mamą z osią samością, która boi się prosić o pomoc. Czyli krótko, nie zapominaj o sobie dziewczyn. No to słuchajcie, dziewczyny, dziękujemy Wam bardzo za dzisiaj, za poświęcony czas. Ja też dziękuję. No i cóż, życzymy sukcesów w wychowaniu. Dzięki. .