VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Muzyka Cześć! Dzisiaj z nami jest wyjątkowy gość, Asia. Mama Marysi. Asia z zawodu jest architektem. Oprócz tego prowadzi swoją własną działalność, która nazywa się Asiu. No właśnie. Jest związana z pieskami. Zgadza się. Będziemy rozmawiać o problemie, który dotyka co czwartą kobietę w Polsce. Jest to problem poronienia. Ale najpierw tak może pozytywnie, Asiu. Opowiedz nam od kiedy chciałaś mieć dzieci, jak wygląda twoja historia z tym związana. Więc w sumie dzieci chciałam mieć od zawsze. Ja się ulubiłam opiekować dziećmi jako dziecko. Potem gdzieś tam w międzyczasie mojego życia mi to przeszło. Ale to gdzieś tam było tak, że zawsze chciałam mieć dziecko, zawsze o tym myślałam.
I ogólnie szukanie drugiej połowy też polegało na tym, że cały czas z tyłu głowy mam to, że chcę założyć rodzinę. Że nie chcę się z kimś spotykać po to, żeby się spotykać. Tylko, że idę prosto do tego, żeby założyć rodzinę, żeby stworzyć po prostu ognisko domowe i mieć swoje dziecko. Co ciekawe, czyli od młodych lat miałeś takie marzenie, tak? Tak, ja już byłam taką osobą w wieku lat 17, która też o tym myślała. I jak oczywiście teraz na to patrzę, to były takie dziecięce marzenia o chęci posiedzenia dziecka. Wiadomo jak to jest z rzeczywistością. Potem, ale tak, chęć posiedzenia dziecka była zawsze.
A miałaś też powiedz taką wymarzoną liczbę dzieci? O tak, tak, no jasne, ja to cały czas chciałam mieć trójka dzieci. Gdzieś tam w głowie mam to, że tak jest. Wiem, że mój mąż mówi, że sky is the limit, więc tam drużyna piłkarska jakby to jest optymalna liczba. Jedna już jest, więc teraz do przodu. To z tego co powiedziałeś, to w zasadzie od zawsze w twoim sercu było takie marzenie, żeby mieć dzieci. Planowałaś to. A powiedz, bo jesteśmy ciekawe jak już wyglądała sama ta droga starania się o dziecko. Wiecie co, to było tak, że po ślubie razem z Karolą zdecydowaliśmy się, że nie będziemy w ogóle używać antykoncepcji żadnej.
My jeszcze wtedy nie byliśmy bardzo nawróconymi ludźmi. Raczej byliśmy blisko kościoła, ale nie byliśmy żywo nawróceni. Więc to raczej wynikało z takiej potrzeby faktycznie życia razem i też nie zdecydowaliśmy się na kalendarzy. Ja nigdy nie miałam takich regularnych cykli, więc w naszym wypadku to było takie, że nie wiadomo. Raz by mogło się trafić, raz nie i w sumie. . . Więc tak naprawdę nas tak, dokładnie. Co będzie to będzie. I w sumie od początku było takie stwierdzenie, że po prostu tak robimy, tak zaczynamy i zobaczymy co z tego będzie. I byliście od początku gotowi, że to dziecko może być. Tak, byliśmy od początku gotowi i bardzo w to wierzyliśmy.
My się w ogóle pobraliśmy w czerwcu i w sierpniu bardzo spóźniał mi się okres, tak właśnie, a propos tych początkowych serań. No i gdzieś tam w głowie się pojawiła myśl, że może to jest dziecko. Bo wtedy byliśmy na Islandii i jakby wstrzymały się z robieniem jakiegokolwiek testu, bo stwierdziliśmy, że wrócimy do domu. Tydzień nic nie zmieni, no wiadomo jak to jest. To podziwiam Cię. Jak tylko zobaczyłam, że nie mam okresu. To po prostu test, apteka, szybko, moment. No to właśnie u nas było tak, że stwierdziliśmy, że wrócimy do domu, zrobimy i będzie ok. Wróciliśmy do domu, test wyszedł negatywny.
Ja miałam taki pierwszy szok, nie, że jak to dalej nie mam okresu, to już jest prawie dwa miesiące, test jest negatywny. No to idziemy do kinekologa, no bo coś jest nie tak. No i wtedy się okazało, że mam torbie w najajenniku, jakąś wielkości, w ogóle mandarynki, która po prostu spowodowała to, że okresu nie ma, no ale też nic się nie jest w stanie wydać. I słuchajcie, to było takie, dla mnie to było strasznie ciężkie, no bo gdzieś tam miałam w głowie, kurczę, no test się może mylić, nie, jest szansa. I to było pierwsze takie spotkanie z taką, że dlaczego nie ma, a co się dzieje. Bo mogłoby się tak to wydawać takie oczywiste. Tak, dokładnie.
No bo nie zabezpieczamy się, więc. . . Dokładnie, więc jest szansa, będzie się uda, tak? No plus my się pobraliśmy, słuchajcie, jak mieliśmy 23 lata. No więc jakby nikt nie myśli od 23 lat, że. . . Chodzi. Dokładnie, zdrowi. Chodzi. Nikt nie myśli o tym, że się nie uda, nie? I ja właśnie wtedy odwiedziłam kinekologa, kinekolog powiedział, że będę musiała brać leki hormonalne. Ja byłam taka, że bardzo nie chcę i czy jest jakakolwiek inna droga. To był piątek, on mi powiedział, że jak do poniedziałku nie będzie okresu, no to biorę leki. I ja wyszłam od niego z takim strasznym bólem serca.
Bo ja po prostu gdzieś tam miałam w głowie, że kurczę, a może zaraz będzie ten okres i znowu zaczniemy się starać. I wiecie, i się za chwilę uda. Bo niby się nie staraliśmy, ale ja w głowie ciągle ten, co każe tej, że tak powiem, okres, miałam w głowie to, że się uda, nie? I słuchajcie, w poniedziałek ja się po deleki nie przeszłam do tej apteki. I miałam taką wieczorem rozmowę z Bogiem, że, boże, zrób coś, jakby ja naprawdę nie chcę brać tych leków. Zrób coś, żeby się udało. I we wtorek rano miałam pośpateleki. Już sobie tak postanowiłam wieczorem, że no trudno, no muszę, tak? Widocznie tak jest, widocznie taka jest granica.
No ale ostatecznie nie dotarłam do tej apteki, bo sprawa się sama rozwiązała. Właśnie udało się, że tak powiem, tą torbiel samoistnie usunąć tam okres. Potem sprawdzaliśmy, bo okresie ta torbiel się usunęła. I to był taki jeden z pierwszych, powiedzmy, kroków, które okazało się, że jej to może wcale nie być takie proste na tej drodze dostarań. I lekarz po tym, jak ta torbiel zniknęła i nie brałam tych leków po USG, powiedział, że w sumie od razu możemy zacząć się starać o kolejny raz, tak? Znaczy, w ogóle możemy się zacząć dalej starać. I w styczniu znowu spóźniał mi się okres. I tak sobie myślę, no to super, pół roku może się udało.
Jakby w końcu to już jest jakiś czas. I test wyszedł pierwszy negatywny. No ale miałam w głowie, dobra, może jest wcześniej, albo to jest znowu torbiel. No więc umówiłam się na USG, żeby zobaczyć, czy po prostu to nie jest znowu torbiel, tak? No bo to już teraz byłam trochę przewrażliwiona. I na USG okazało się, że jest to tak jakby, nie potrafię tego nieco dobrze medycznie określić, bo teraz nazwa gdzieś tam jest z tyłu głowy, ale to była po prostu pusta, cała otoczka płodowa, bez zarodka w środku. Czyli okazało się, że po prostu tak jakby prawie się udało, ale się nie udało.
I gdzieś tam lekarz mówił, że no nie wiadomo, może to jest bardzo wcześnie, może nie. No ale niestety wszystko wskazywało na to, że wręcz przeciwnie, że po prostu dalej się nie udało. No i to był właśnie taki drugi powiedzmy stopień, kiedy było tak ciężko. Chociaż wtedy gdzieś tam ja od siebie odrzuciłam w ogóle tą myśl, że mogło się udać. Gdzieś tam miałam w głowie, że nie, to był jakiś błąd i ok. Wolałaś w ten sposób o tym nie myśleć. Zdecydowanie, wolała mnie myśleć o tym, że to są jakieś tam niepowodzenia w staraniach, tylko że po prostu tak jest, jest ok, nieważne. I idziemy dalej.
I potem nastał taki szanowny czas w naszym życiu, że się przeprowadziliśmy na czas remontu do moich rodziców. I robiliśmy remont mieszkania, więc w ogóle pomysł o tym, żeby zajść w nią, że gdzieś został zbity na tył głowę, nie? I wtedy zaczęło się tak, że faktycznie znowu mi się spóźnił okres. Pomieszkając u naszych rodziców, tych stosunków było faktycznie niewiele, więc ta myśl o tym, że to jest ciąża, w ogóle mi się nie pojawiła. I słuchajcie, no ale stwierdziłam, że dobra, no to sprawdźmy. No i test wyszedł pozytywny. O dziwo. Co wtedy czułaś? Wielką radość. Ale to taką wielką, wielką, wielką radość.
Ile to było po ślubie? My się pobraliśmy w czerwcu 2019, to był kwiecień 2020, czyli nie cały rok, no 10 miesięcy. Czyli rok takich trochę przeciwności starych. Tak, tak, tak. No i niedługo, nie? Jak patrzeć na pary, które się długo starają, no to można powiedzieć, nie było to długo. Ale u nas jakby nie było żadnych medycznych przeciwwskazań, nie? Więc jakby dość tak, no. I ja się strasznie cieszyłam. Jakby ten pierwszy test wyszedł, on wyszedł pozytywny, ta kreska była blada dość, ale była, już była wielka radość, nie? Ponieważ mieszkaliśmy u moich rodziców, no to oni się dowiedzieli jakby z automatu, no bo. . . Usłyszeli, a się. . . Dokładnie, wszyscy byliśmy razem. Więc no, radość była wielka.
I potem był powtórny test, również wyszedł, blada kreska. Ale wyszła. I wtedy jeszcze mi się żadna światełka w głowie nie świeciło, że coś może być nie tak, nie? Jakby w ogóle na takiej przestrzeni. Umówiliśmy się na USG, ja już wiedziałam, że jakby jesteśmy w ciąży, już nasi najbliżsi widzieli, w sensie rodzice. Wtedy właśnie się, jakby, jak umówiliśmy się na to USG, tam chyba to było jakoś po weekendzie, to w sobotę rano zobaczyłam, że plamie. I to chyba tam wychodził między tam 7 a 8 tydzień ciąży już, tak jakby. Więc jakby już, no, wiedzieliśmy. Z icha była nastawiona pozytywnie. Z icha już była nastawiona pozytywnie, dokładnie.
Że już się udało, że już jest ok i że się uda. No i zobaczyłam, że plamie. I miałam takie co robić, nie? I skończyło się na tym, że nie zdążyłam nic zrobić realnie, bo po prostu. . . Potem się pojawił krwotok, wiecie, skurcze. Czyli nastąpiło tak bardzo szybko. Bardzo szybko. Nastąpiło skurcze. I to dokładnie dzień przeszedł chyba, czy tam 2 dni przeszedł, jakoś to był weekend tydzień, no tak. Tak mniej więcej. Więc to nastąpiło na tyle szybko, że w ogóle, wiecie, nawet nie było mojej wewnętrznej szansy na reakcję. Tylko, że o tyle ciężkie jest właśnie to w tym wszystkim, wydaje mi się, w tych takich wczesnych, samoistnych poronieniach, że ty niestety to wszystko widzisz.
To się dzieje na twoich oczach. Dokładnie. To się dzieje na twoich oczach. Jeszcze ja miałam skurcze, takiej macicy, strasznie mnie bolał brzuch. Więc, wiecie, oprócz tego, że psychika płacze, że to jest po prostu nie do wytrzymania, no to jeszcze ciało po prostu ci mówi, że umierasz. To były takie skurcze podobne w jakiś sposób do tych porodowych? Teraz, jak już to przeżyłam, to powiem, no jak do tych wstępnych, tak. Więc niestety to było tak wczuć, że ta macica się gdzieś tam zamyka, wiesz, coś tam się jednak dzieje, więc no ona miała trochę tego czasu, żeby się tam zacząć rozszerzać. A czy to było w czasie, kiedy mieszkaliście u rodziców? Tak. Czyli przeżywaliście to nadal? Przeżywaliśmy to. . . W ekipie.
Tak. I ponieważ nastawienia w ekipie były różne, no to też nie wpływało dobrze na psychika, nie? No dokładnie. To właśnie o to chciałam zapytać. No dokładnie o to chodzi. To może po kolei. Ze mną zdecydowanie było najgorzej. W sensie ja sobie z tym radziłam. . . nie radziłam sobie. To trzeba po prostu być w przód. Ja wychodziłam z domu i płakałam. I w ogóle nie było szans. Karol był smutny, ale myślę, że dla niego wciąż to dziecko było taką ideą, wiecie o co chodzi, że to jeszcze nie było takie namacalne. Więc on był smutny, ale chyba nie podzielał tego mojego smutku.
Zresztą mężczyźni są wzrokowcami i czegoś czego nie widzieli, nie poczuli, nie dotknęli. Nie noszą tego dziecko w brzuchu. Dokładnie. To chodzi, nie? Więc jakby. . . Z kolei moi rodzice są lekarzami. To nie jest przetyg do lekarzy, ale po prostu myślą o tym bardziej, wiecie. . . Medycznie. Medycznie. Że to się zdarza. Że to jest normalne. I nawet będąc ich dzieckiem nie klasyfikują się dokładnie w tej, wiecie o co chodzi. Więc jesteś ty z twoim wielkim problemem. No bo to jest ciężkie po prostu. Mąż, który nie do końca cię rozumie. I środowisko, które mówi, że tak się dzieje.
I to była moja jakaś tam realność na kilka tych tygodni, kiedy jeszcze z nimi mieszkaliśmy. Kiedy to jakby. . . No, było ciężko. Powiedz co było takiego najtrudniejszego w tym doświadczeniu. Najtrudniejszego. . . Myślę, że to wielkie poczucie straty, które się pojawiło. Ja też w ogóle sobie nie potrafiłam poradzić trochę przez jakiś czas. Ani z złością, ani ze smutkiem. Więc wychodziłam na przykład na pole. Nauczyłam się wtedy w ogóle krzyczeć w nicość. To był taki pierwszy raz, kiedy się nauczyłam. Ja się też wtedy wyrzekłam Boga. Bo powiedziałam, że jak to jest możliwe, że On w ogóle dopuszcza coś takiego, jak. . . wiecie. . . Największym pragmem jest dziecko.
Dlaczego to się w ogóle stało? Totalnie. Nie doświadczyłam, Asiu, ale rozumiem. Absolutnie rozumiem, że to musiało być. Jest ciężkie. Jest być. Ale ciężkie. Dokładnie. Było i jest. O tak. Bo emocje chyba wracają zawsze. Tak, widzimy, że jak o tym mówisz, to to jest wciąż. . . Tak, no. Ale ja wierzę, że poradziłaś sobie z tym. Chociaż w 80 procentach? Myślę, że w 80 może nie. Wiecie, to trochę tak jest, że człowiek radzi sobie z tym w pewnym momencie lepiej, gorzej. I gdzieś tam wychodzi na prostą. U mnie też było tak, że poszłam potem do lekarza po poronieniu, żeby sprawdzić, jak to tam wszystko wygląda.
Jan mi powiedział, że jest nieźle, ale tam ta macica jeszcze nie wygląda tak do końca, jak powinna. Powinniśmy sobie dać tak trzy miesiące przynajmniej, żeby nie zachodzić w ciążę. I potem dopiero starać się o kolejne dziecko. Jak ja to usłyszałam, to też jakby trochę miałam takie. . . Dobra, czyli nie, nie zachodzimy teraz w ciążę, tematu dziecka nie ma. Ja się w ogóle odcięłam psychicznie od tego całego problemu. Jakbym stwierdziłam, że problemu nie było. Zaprzeczyłaś sobie, że to się stało. Zaprzeczyłam sobie, że to się stało, że w ogóle coś się wydarzyło. Tym wszystkim emocjom. I. . . wpadka chciała.
Znaczy Bóg chciał, no wiadomo jak to jest, ale wpadka chciała, że 6 tygodni później. . . Przypadek? Przypadek, dokładnie, że 6 tygodni później zaszłam w ciążę z Marysią. Gdzie na pierwszej wizycie lekarskiej się dowiedziałam, że nie wiadomo czy tę ciążę utrzymam. No bo to jest tak szybko, poty, mój organizm, to i tak dalej. Czyli jakby nie do końca jeszcze poradziłaś się z tamtą sytuacją? W ogóle sobie nie radziłam. Dokładnie. I też niepewna. Dokładnie. No właśnie ja sobie w ogóle nie byłam w stanie poradzić z tą starą sytuacją. Pojawiła się nowa, totalnie niepewna. I. . . ja nie wiedziałam co robić.
W sensie, nie, jak się dowiedziałam o tej ciąży z Marysią, to ja się w ogóle nie cieszyłam. Wiecie, ja byłam w takim stanie, że. . . No dobra, no jak za chwilę ją stracę, ja się nie będę cieszyć. Nie chciałaś nawet się przywiązywać do tego myśli. W ogóle nie chciałam się przywiązywać, tylko przyjąć dziecko. Nie nastawiam się, bo nie wiadomo co będzie. Tak, dokładnie. No więc wiecie, nie przywiązywałam się do tej myśli, że będę miała dziecko. Tak. I ja za każdym razem poczułam, cokolwiek, że mi spływa po prostu z dołu na ławę. Do maj, tak nazwijmy to, przepraszam, tak. . . Kolokwialnie.
Kolokwialnie, ale jakby myślę, że część kobiet, które poroniła, na pewno się z tym odnajdzie. Ja biegłam do łazienki, sprawdzić czy to nie jest krew. Ja w nocy, w pewnym momencie, wiecie jak ten brzuch jest duży, zaczynasz pokuszczać mot. Ja biegna, żeby sprawdzić czy to nie jest krew. Po prostu miałeś traumę. Dokładnie. Ja za każdym razem, jak się załatwiałam w łazience, sprawdzałam czy nie leci mi krew. I za każdym razem, ja na każde USG, na każde badanie szłam tak przerażona, że coś może być nie okej, albo że coś się dzieje, że ja, wiecie, ja byłam w takim po prostu ciągłym stresie. Ja do 32 tygodnia ciąży nie uznałam, że mam dziecko.
Ten 32 tydzień, gdzie to dziecko da się medycznie odratować, było nagle na mnie jakimś takim, OK, będę mieć dziecko. Więc jakby w ogóle było takie zamknięcie się w ogóle na tą sferę i tak samo na sferę duchową. Ja ciągle byłam w takim stanie, że nie chcę Boga. Jakby, że On mi zabrał tamto, dlaczego, co się wydarzyło. Było mnóstwo takich pytań, dlaczego. Dlaczego. Dlaczego. Odpowiedziałaś sobie jakoś na te pytania, dlaczego? Później. Zdecydowanie później. No to opowiedz nam jak wyglądała ta twoja droga. Tego przejścia z momentu, gdzie jestem w rozpaczy, do momentu, gdzie przynajmniej czujesz, że żyjesz. OK. Mówiąc pozytywnie. Bo z tego co mówisz było bardzo źle. Było bardzo źle i było bardzo ciężko.
Wiecie co, potem był poród Marysi. Tak jeszcze, żeby wspólnić historię. Potem był poród Marysi, moja depresja poporodowa, gdzie dalej Marysi nie przyjęłam. I ja doszłam do wniosku, że trzeba coś zrobić. I wtedy zaczęły się pojawiać głosy ze środowiska. Od męża, od przyjaciół i tak dalej, że może trzeba wyjść na terapię. I ja się na tą terapię zdecydowałam. Zdecydowałam się w chrześcijańskim ośrodku. I to mi bardzo pomogło. Bo to mi pomogło wyjaśnić i sytuację tego, że tak się dzieje faktycznie. Że mam prawo do żałoby. Że mam prawo do przeżywania tych wszystkich emocji. No i też pozwoliło mi rozwiązać sprawę z Bogiem, który wiem, że dopuszcza to w jakimś celu.
A daje to nie wszystkim, bo nie wszyscy będą w stanie to udźwignąć. Ja to dostałam, byłam w stanie to udźwignąć. Gorzej, lepiej. Ale było. Dał mi to doświadczenie. No i teraz jestem w stanie to doświadczać nieś dalej. I jesteś naszą bohaterką. Dokładnie. Jakie są teraz twoje uczucie? Jak myślisz o tym, co się stało? No dalej są ciężkie. Jakby te emocje smutków wracają. To jest tak, że ja faktycznie przepracowałam tą samą sytuację. Wypłacałam bardzo dużo. Czyli teraz ja pomogłam. Bardzo. Bardzo pomogła. No ale to jest taki smutek, który gdzieś tam, wiecie, zostaje. To jest jakaś taka część, która w tobie pozostanie, tak? Że to dziecko kiedyś było. Myślę, że za zawsze, no. Myślę, że tak.
To jest jednocześnie trudne, ale i piękne, Asiu, wiesz? Tak, jakby. . . Wiem, że ktoś na mnie czeka, nie? Tak. Przecież czy się spotkacie? No. Znaczy wiesz, że w to wiesz. Dokładnie tak. Tak jak na początku Magda powiedziała, ten problem dotyka naprawdę wielu kobiet. I ja też wierzę, że teraz serce nasze, słuchaczek są poruszone. I to, o czym mówiłaś, że wiele z nich może się z tym utożsamić. I tak też myślę sobie, co ty byś powiedziała tym kobietom, które zmagają się z taką sytuacją, zmagały się z taką sytuacją? Że mają prawo do smutku. Do płaczu. Że często środowisko ich nie zrozumie. Na pewno. No i że trzeba przejść w żałobę, niestety. I przeżywać je o cały czas. Troszkę.
Ale myślę, że te emocje tak po troszkę, po troszkę przychodzą i no tak to jest. Rozkopujesz się na początku, to jest straszne. A potem, jak się z nimi znowu zmierzasz, tak jak ja w sumie teraz. Bo dla mnie gdzieś tam jest to ciężki temat. Ale po prostu już wiecie, no codzienność jest codziennością. Jakby wraca się do niej. Myślę, że to co powiedziałaś to jest bardzo istotne, że każda z takich kobiet naprawdę ma prawo do żałoby, iż to jest realna strata, strata osoby. Bo często właśnie jest to takie trywalizowane, że przecież jeszcze nie było widać. Przecież to tak wcześniej, no i przesada, i już masz jedno dziecko.
Tak, ale wiecie, to jakby w ogóle nie ma znaczenia, czy ta kobieta była w ciąży 6 tygodni, 8 tygodni, 20 tygodni, czy 38 tygodni. Każda kobieta ma prawo się do tego dziecka zżyć. Jakby są też kobiety, które ro nią chwilę po tym, jak zobaczyły test ciążowy pozytywny. No i co? One też już się nastawiły na to, że będą matkami. A są takie, które nie zrobiły testu i. . . Tak, i chyba w tym wypadku, jak nie zrobiły testu, nie wiedziały, że są w ciąży. Czasem jest łatwiej, chociaż myślę, że też gdzieś tam jest takie ściganie myśli. A co jeżeli to faktycznie była ciąża? No więc myślę, że niestety z tej sytuacji jakby no dobrego wyjścia chyba nie ma.
No niestety. Na dzień dzisiejszy mimo wszystko jest na niej Marysia. Jest Marysia. Cud. Skarbek, który może słuchać w Odydanie, bo jest z nami. Wiesz, czy mam ile Marysia ma lat, bo nasi słuchacze tego w pewnym związał. No dokładnie. Marysia ma 20 miesięcy w tym momencie. I została pokochana przez mamę w wieku 5 miesięcy. To trzeba powiedzieć szczerze, ale najmocniej na świecie. Cieszymy się, że została pokochana. Pogłady. Temat, o którym mówisz, ja myślę, że przełamujesz pewne takie tabu. Ponieważ też depresja poporodowa może charakteryzować się tym, że na poziomie emocji może być ciężko przyjąć to dziecko. Tak, tak, tak, dokładnie. To też jest powód, dla którego bardzo wiele kobiet się obwinia, a zupełnie niepotrzebnie.
Także ja też się cieszę, że ty miałaś odwagę, żeby pójść po pomoc. Tak, dokładnie. Ja też przepracowywałam to na terapii. Ostatnim już takim rzutem. Przepracowywałam to na terapii, że ja się pytałam, dlaczego nie tamte dziecko, dlaczego Marysia? Nie wiecie o co chodzi, że bardzo dyskredytowałam w tym momencie swoje dziecko. No ale to wszystko trzeba gdzieś sobie poukładać w głowie, zrozumieć, zaakceptować i pokochać po prostu. To jest piękne, Asiu, że tak się podzieliłaś z nami i tyloma rzeczami. Ja się nawet nie spodziewałam, że zechcesz powiedzieć aż tyle. Więc jeżeli ktoś w podobnej sytuacji tego słucha, to wiedz właśnie to, co powiedziała Asia, że masz prawo do tego.
Po prostu masz do tego prawo, masz prawo do swoich emocji. Tak, Asiu, bardzo Ci dziękujemy za twą szczerość, bo to myślę, że było cenne, że w ogóle chciałaś się w ten sposób z nami podzielić swoimi przeżyciami. No i co, życzymy Ci wszystkiego dobrego, Tobie, Marcin, Paulowi. Tak jest. I spotykamy się za tydzień na kawie. Cześć, dzięki. .