VIDEO TRANSCRIPTION
No description has been generated for this video.
Jedno z największych afer w początku lat 90. była afera alkoholowa. Doprowadziła ona kilku ministrów rządu rakowskiego i mazowieckiego przed Trybunał Stanu. Jak wyglądała o tym w dzisiejszym odcinku? Producentem tego odcinka jest szkoła Forberg. Jeśli szukacie dla siebie lub swoich dzieci korepetycji, to Forberg jest właśnie dla Was. Na hasło Dudego Historii otrzymacie trzydziestoprocentowy rabat na pierwszy miesiąc zajęć. Pierwsza afera gospodarcza III Rzeczypospolitej wybuchła wiosną 1990 roku. Zaczęło się od niewinnej zmiany w przepisach wprowadzonej za czasów ostatniego rządu komunistycznego Mieczysława Rakowskiego. Zezwolił on na bezcłowy import do Polski alkoholu na własny użytek. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Polskę zalała rzeka nieoclonej wódki.
Niektórzy wiedzieli o zmianie przepisów znacznie wcześniej niż reszta społeczeństwa i tuż przed godziną zero na granicy z Polską czekali w ciężarówkach cysternach wyładowanych alkoholem. Straty skarbu państwa liczyły dziesiątki milionów złotych. W miejscowości Przywicko-Ogdańska policja skonfiskowała transport 13 tysięcy litrów butelek Spiritusu marki Royal. Alkohol o wartości 2,5 miliarda złotych znajdował się w kontenerach oraz furtowni prowadzonej przez Kazimierza B. Materiał filmowy, który widzieliśmy przed chwilą przybliża nieco okoliczności, w jakich doszło do powstania afera alkoholowej. Ale żeby zrozumieć jej praźródła, trzeba wyobrazić sobie sytuację w Polsce w końcu 1988 roku. Ciągle rządzi polska Zjednoczona Partia Robotnicza, generał Jaruzelski, ale zarazem system wali się już ku upadkowi, chyli się ku upadkowi.
System polityczny Polski jest coraz mniej kontrolowany przez partię komunistyczną, bo różni ludzie wewnątrz aparatu władzy szukają możliwości dorobienia. No i wydaje się, że w tych okolicznościach ogólnie podjętego przez rząd Rakowskiego, który powstał jesienią 1988 roku, hasła liberalizacji gospodarki, zmniejszenia roli państwa, limitowania, reglamentowania różnych obszarów działalności gospodarczej, bo rzeczywiście do tego momentu Polska była krajem, no, skrajnie centralizowanym ekonomicznie, zaczęły się rodzić w różnych urzędach pomysły na, najkrócej mówiąc, dorobienie kosztem skarbu państwa. Wydaje się, że właśnie z końcem roku 1988 taka grupa urzędników, zwłaszcza w ministerstwie, wczednijącym ministerstwie współpracy gospodarczej z zagranicą, zapewne działając w porozumieniu z pewnymi ludźmi pracującymi w ministerstwie finansów oraz w Głównym Urzędzie CEU, wymyśliła sobie sposób, w jaki można zarobić ogromne pieniądze, liberalizując import alkoholu do Polski.
Oczywiście urzędnicy zaczęli dyskutować o jakichś przepisach, ale potrzebny był człowiek, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za decyzję owej liberalizacji i tym kimś był minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Mieczysława Rakowskiego, Dominik Jastrzębski. W grudniu 1988 roku podjął on decyzję o zniesieniu kontyngentów na import alkoholu do Polski. Do tego bowiem momentu każda firma, głównie zajmowała się tym czy firmy państwowe, ale od końca roku 1988 zaczynają też powstawać coraz w większym zakresie firmy prywatne, aby móc importować do Polski alkohol, musiała uzyskać kontyngent, a więc ściśle określenie ilości tego alkoholu. I dopiero wtedy mogła ten alkohol do Polski sprowadzać, płacąc oczywiście odpowiedni podatek i cłot. Decyzja Jastrzębskiego znosiła kontyngenty i wprowadzała, co było istotą początku afery alkoholowej, podział na dwa rodzaje importu.
Import na tak zwane cele handlowe i on dalej podlegał limitowaniu, ale wprowadzono drugi rodzaj importu, tak zwany import na cele niehandlowe, na owe słynne potrzeby własne. Co oczywiście miało dotyczyć w założeniu, no, jakichś niewielkich ilości alkoholu sprowadzanych przez ludzi, no właśnie na własne potrzeby. Tyle tylko, że w tym rozporządzeniu Jastrzębskiego nie określono górnej granice owego, owych potrzeb własnych, co w istocie rzeczy było otwarciem furtki, przez którą zaczęły się w pierwszych miesiącach roku 89. wlewać do Polski coraz większe ilości alkoholu. Przy czym początkowo ten proceder włożenia dość dużej ilości, zwłaszcza spirytusu na potrzeby własne, głównie ten spirytus sprowadzano z Niemiec Zachodnich, nie był jeszcze duży. Tak naprawdę dopiero w czerwcu 89.
roku, po kolejnych zmianach przepisów, których tutaj kluczową rolą odegrało Ministerstwo Finansów, gdzie obniżono, najkrócej mówiąc, opłaty celne i opłaty podatkowe za import alkoholu, zaczęła ta rzeka alkoholu ruść coraz bardziej. Jesienią 1990 roku raport w sprawie afery alkoholowej ogłosiła najwyższa izba kontrolny. W tym raporcie możemy znaleźć cały szereg bardzo interesujących przykładów, jak wyglądał ów import na potrzeby własne, zwłaszcza w roku 1989 doskonale on obrazuje, że w istocie rzeczy mieliśmy do czynienia z importem na ogromną skalę w celach handlowych. Fragment raportu najwyższej izby kontroli z listopada 1990 roku. Mieszkanka Poznania 49 razy sprowadziła do Polski różne alkohole włącznej ilości 1,89 mln litrów i poprzez spółki wprowadziła do obrotów kraju.
Mieszkaniec Świnoujścia w 1989 roku przywiózł do kraju 11 razy alkohol włącznej wysokości 132 tysięcy litrów wyrobów spirytusowych i 12 tysięcy 900 litrów wina. Inny mieszkaniec Świnoujścia w 1989 roku 14 razy przywoził alkoholu włącznej ilości 26 tysięcy litrów wyrobów spirytusowych i 60 tysięcy litrów wina. Jeśli się spojrzy na listę sporządzoną po kilkanaście miesięcy później przez najwyższą izbę kontroli listę przedsiębiorstw firm prywatnych, które były zaangażowane w roku 1989 i 1990 w import alkoholu na dużą skalę, to widać wyraźnie, a jest tych firm ponad 400, że ten procesem od pewnego momentu już nikt nie sterował.
Oczywiście ci autorzy przepisów na tym zyskali, nie ma wątpliwości zaraz opowiem o dalszych ich działaniach, natomiast poza nimi, jak się wydaje, korzystało na tym jeszcze bardzo wielu innych, którzy w porę od znajomych albo w inny sposób dowiadywali się o tych różnych możliwościach w przepisach, które sprawiały, że import alkoholu stawał się z każdym miesiącem roku 1989 i tego coraz bardziej intra. Przypomnę, to jest okres druga połowa roku 1989 ogromnej hiperinflacji, a zatem ceny rosną już nie z miesiąca na miesiąc, ale z dnia na dzień rosną też ceny alkoholu produkowanych przez Polmosy, czyli państwowe przedsiębiorstwa monopolu spirytusowego.
Alkohol z dnia na dzień staje się ten oficjalny, kupowany w sklepach coraz droższy, ale równocześnie z każdym tygodniem coraz bardziej opłacalna staje się import alkoholu z zagranicy, ponieważ tutaj te ceny są znacznie niższe z każdym tygodniem. Dlaczego? Ponieważ obniżono w czerwcu 89 i cło i podatek. Niewątpliwie na tym etapie afery z całą pewnością największą odpowiedzialność za to, że ona się rozwijała, ponosił szef Głównego Urzędu Ceł, generał Jerzy Ćwiek. Ćwiek nie przypadkiem nazwałem go generałem, był generałem milicji obywatelskiej, którego w połowie lat 80. przeniesiono z tej formacji właśnie do Głównego Urzędu Ceł i który w całej tej aferze niewątpliwie był jedną z najistotniejszych postaci.
Dlaczego? Dlatego, że niezależnie od tych niskich opłat czy celnych, czy podatkowych, ten alkohol w znacznej części też sprowadzano bez jakichkolwiek, jak się wydaje, podatków czy ceł, zawyżając czy właśnie zaniżając w papierach ilość przewożonego alkoholu, co oczywiście wymagało współpracy części celników podlegających Ćwiekowi i tu z całą pewnością celnic jakby w rozwoju afer alkoholowej zaangażowana była część skorumpowanych celników, którzy, co przyznawano, później na naradach mieli bardzo niskie płace, więc ewentualne łapówki były dla nich niezwykle korzystne.
Jesienią 89 roku w Polsce powstaje nowy rząd, rząd Tadeusza Mazowieckiego i już w pierwszych miesiącach, w październiku 89 roku Leszek Balcerowicz, który zostaje ministrem finansów i wicepremierem odpowiedzialnym za całość gospodarki szukając dramatycznie jakichś dochodów do budżetu podnosi gwałtownie opłaty celne i podatki od importu alkoholu, co na pewien moment utrudnia ten import, ale bardzo szybko w przepisach znajduje się tak zwana luka, która dotyczy tak zwanych składów celnych i okazuje się, że ten, ten alkohol sprowadzany do tak zwanych składów celnych daje się obejść, te owe, podniesione generalnie przez rząd Mazowieckiego Cła. To trwa przez, znowu przez kilka tygodni.
W styczniu 90 roku w końcu generał Ćwiek zostaje odwołany z szefa Głównego Urzędu Ceł, ponieważ jakby no docierają informacje o tym, że celnicy są coraz bardziej skorumpowani, ale jeszcze na pożegnanie Ćwiek przeprowadza kolejną zmianę przepisów, a mianowicie, ponieważ od 1 stycznia 90 roku wchodzi plan Balcerowicza, cała masa przepisów regulujących działalność gospodarczą zostaje zmieniona, zostają też wprowadzone znowu przepisy ściśle ograniczające możliwość importu alkoholu, ale uwaga przez obywateli Polski.
General Ćwiek zadbał o to, żeby w przepisach znalazła się luka polegająca na tym, że no mamy w Polsce przecież i otwieramy się na na świat coraz bardziej sporą liczbę obcokrajowców, ci obcokrajowcy argumentowano w Głównym Urzędzie Ceł mają określone preferencje alkoholowe, nie chcą pić tylko polskiej wódki, chcą pić brendy, chcą pić whisky, my ich w Polsce nie produkujemy, więc powinien być w przepisach zagwarantowany możliwość sprowadzania owych egzotycznych alkoholi na potrzeby własne. No i znowu jak się łatwo domyśleć była to furtka, przez którą przez kolejne tygodnie pierwszego kwartału roku 90' płynęła do Polski rzeka alkoholu. Tym razem, tym razem możemy oszacować skalę tego importu nie przez jakieś dane liczbowe, bo tutaj one nie są precyzyjne, ale przez można powiedzieć spadek sprzedaży alkoholu przez państwowe firmy.
Otóż wszystkie polmosy w Polsce, które przypomnę w tym czasie były ciągle własnością państwa, odnotowały w pierwszym kwartale roku 90' spadek sprzedaży alkoholu o uwaga 30% w stosunku do pierwszego kwartału roku 89', czyli analogicznego okresu rok wcześniej.
Było oczywiste, że Polacy nie przestali pić mniej alkoholu, przeciwnie pili go być może nawet więcej niż dotąd, natomiast odbywało się to przede wszystkim kosztem właśnie państwowych polmosów, natomiast alkohol w ramach tego handlu, którego, którego jakby uwolniono z początkiem roku 90' sposób jakby przepisy regulujące handel, więc pośród tych słynnych szczęk, łóżek i innych prowizorycznych kramów, które Polacy ustawiali i handlują z tam najróżniejszymi towarami na początku roku 90' pojawiał się także alkohol z najbardziej nieśmiertelnym spirytusem Royal, który stał się symbolem, symbolem tego nielegalnego importu, więc widać wyraźnie, że nie tylko whisky i brendy, ale właśnie także i Royal był jakoś tam fakturowany czy opisywany jako, jako owe, owe egzotyczne alkohole.
Pod koniec marca 90' roku alarmowane przez, przez różne instytucje, a także przez obywateli rząd mazowieckiego podjął kolejną regulację, kolejną zmianę, znowu próbowano ograniczyć import tych egzotycznych alkoholi, tutaj odpowiadał za to nowy minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie następca Jastrzębskiego, w rządzie, w rządzie mazowieckiego, był to Marcin Święcicki, ale znowu okazało się, że te przepisy wprowadzone przez Święcickiego były dziurawe, tym razem w przepisach znalazła się luka dotycząca możliwości importu na dużą skalę wódek o smaku jałowcowych, czyli jałowcówek i znowu ileś setek tysięcy, raczej milionów litrów alkoholu wpłynęło w pierwszej połowie od mniej więcej właśnie marca do lata 90' roku do Polski pod znowu szyldem wódek o smaku jałowcowym.
Sprawa zrobiła się tak poważna, że w końcu w czerwcu, pod koniec czerwca roku 90' sprawa stanęła na posiedzeniu rządu Tadeusza Mazowieckiego i rozpoczęła się tam dyskusja, którą przede wszystkim prowadziło ze sobą dwóch ministrów. Z jednej strony minister handlu wewnętrznego z ramienia zresztą stronnictwa demokratycznego Aleksander Mackiewicz i właśnie minister współpracy gospodarczej z zagranicy. Otóż minister Mackiewicz wywodził jak się okazuje słusznie, że cała ta operacja trwająca już od prawie półtora roku jest w istocie rzeczy rażąco sprzeczna z ustawą o wychowaniu w trzeźwości, która generalnie radykalnie ograniczała możliwość importu alkoholu, a którą wydając te wszystkie wcześniej rozporządzenia, o których tu mówiłem, tak naprawdę ją ignorowano.
Z kolei Święcicki bronił się, że to przecież nie od niego zależy, tylko od właśnie ministra Mackiewicza wykonywanie tej ustawy i mógł wcześniej, prawda, w tej sprawie alarmować. Generalnie ministrowie, spierając się bardzo ostro, w jednym byli zgodni, że system celny jest nieszczelny, że, jak to określił, jeden z ministrów panuje w cłach dżungla. Posłuchajmy fragmentu zapisu obrad Rady Ministrów z końca czerwca 90' roku. Fragment stenogramu. Obrad rządu Tadeusza Mazowieckiego 25 czerwca 1990 roku. Marcin Święcicki. Do Polski przywozi się alkoholę udające dżin, udające jałowcówkę, udające jakieś inne koniaki. W sumie ilość tego alkoholu jest czterokrotnie większa niż w ubiegłym roku i są z tego powodu straty dla Skarbu Państwa, gdyż nie można sprzedać odpowiedniej ilości alkoholu krajowego.
Ta liberalizacja, jaka została wprowadzona, objęła również alkohol i przyznaję, że być może to była zbyt daleko posunięta liberalizacja i trzeba teraz wprowadzić albo kontyngent, albo się wprowadzi koncesję. Aleksander Mackiewicz. Panie Ministrze, i to jest bezprawne, bo pan nie ma prawa dać takiej możliwości i to będzie przedmiotem wyjaśnień. Proszę się zapoznać z ustawą. Tutaj po prostu dopuszczono dowolnej sprzedaży alkoholu wbrew ustawie. Tadeusz Syryjczyk. Ten, kto wprowadza do obrotu detalicznego, to musi mieć zezwolenie z właściwego wydziału handlu. Aleksander Mackiewicz. Do każdego obrotu musi mieć zezwolenie. Tadeusz Syryjczyk. Czyli wwieść może, ale nie może dać do obrotu. Aleksander Mackiewicz.
Nie może wwieść, dlatego że musi dostać zgodę i to minister współpracy gospodarczej z zagranicą powinien uzyskać z Ministerstwa Rynku Wewnętrznego zgodę na import. Rzeczywiście wprowadzana została dezorganizacja. Zresztą, panie premierze, ja kilka miesięcy temu złożyłem panu taki raport w sprawie uporządkowania obrotu alkoholem, bo rzeczywiście powsała tam dżungla alkoholowa. Tadeusz Mazowiecki. Jakoś nie mamy dzisiaj szczęścia do napojów. Najpierw mleko, teraz alkohol. W rezultacie tej, tej, tego posiedzenia rządu zapadły decyzje o przywróceniu kontyngentów na import alkoholu, ale sprawa już była wtedy bardzo głośna, zajęto się nią w Sejmie. Niemniej jednak od 1 sierpnia roku 90 decyzją ministra Święcickiego na nowo przywrócono kontyngenty i od tego momentu ten ogromny import alkoholu do Polski został zahamowany.
Natomiast oczywiście do tego momentu przez te półtora roku budżet podniósł, podniósł gigantyczne straty. Nie ulega wątpliwości, że afera alkoholowa była najbardziej spektakularną porażką całego aparatu państwowego u schyłku PRL-u i na początku III Rzeczpospolitej. Dlaczego? No dlatego, że z całą pewnością grupa urzędników, których notabene nigdy nie pociągnięto odpowiedzialności urzędników niższego szczebla generowała przepisy w oczywisty sposób szkodliwe dla interesów Skarbu Państwa. Z drugiej strony ich szefowie nie wykazali się nadzorem właściwym nad urzędnikami, podpisywali różnego rodzaju dokumenty i to właśnie tych urzędników postanowiono tych sprawujących nadzór w randze ministrów, postanowiono ostatecznie ukarać.
Początkowo w sejmie wniosek o postawienie grupy ministrów rządu Rakowskiego i rządu Mazowieckiego przed Trybunałem Stanu nie znajdował większości, ale ostatecznie po zmianie układu władzy po wyborach w 93 roku, kiedy koalicja SLD-PSL przejęła władzę, ta większość się znalazła i postanowiono postawić przed Trybunałem Stanu czterech ministrów, mianowicie wspomnianego Dominika Jastrzębskiego, ministra współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Rakowskiego, a także Andrzeja Wróblewskiego, ministra finansów w rządzie Rakowskiego i dwóch ministrów z rządu Mazowieckiego, przy czym jednym z nich był generał Czesław Kiszczak, który był ministrem spraw wewnętrznych i w rządzie Rakowskiego i w rządzie Mazowieckiego. Oczywiście Kiszczaka zabrakł nadzoru ze strony policji i innych służb podległych MSW, które w porę nie alarmowały i ostatnim postawionym przed Trybunałem Stanu był wspomniany tutaj szef Głównego Urzędu, ceł generał Jerzy Ćwiek.
Proces przed Trybunałem Stanu zaczął się w 1996, trwał ponad rok, co było rekordowo szybkie jak na funkcjonowanie Trybunału Stanu i w 97 roku Trybunał Stanu zapadł, podjął decyzję o którym tak opowiada materiał filmowy. Afera zakończyła się wyrokiem Trybunału Stanu. Trybunał chciał się dowiedzieć kto był autorem rozporządzenia wydanego podczas kadencji Balcerowicza, a które w ocenie najwyższej izby kontroli mogło doprowadzić do nadużyć w imporcie alkoholem. Czy świadek pamięta z czyich inicjatywy ta poprawka została wprowadzona? Nie pamiętam i nie mogę pamiętać, proszę Wysokiego Trybunału, bo nie uczestniczyłem bezpośrednio w procesie dochodzenia do tego rozporządzenia. Zajmowałem się wtedy jako wicepremier ministra finansów, to było ostatni dni grudnia, tym że Polska miała miliard dolarów pożyczki stabilizacyjnej, tym żeby całościowy program gospodarczy ruszył, żeby sam zatwierdził niezbędne akty prawnie.
Zdaniem Balcerowicza z powodu braku rzetelnych badań rynku trudno ocenić czy rozporządzenie znaczące obowiązek koncesji na prywatny import alkoholu wprowadzone przez rząd Trakowskiego miało wpływ na niekontrolowany wzrost importu alkoholu. Trybunał przyjął następującą zasadę. Przyjął winę tych, którzy swoim działaniem spowodowali uruchomienie lawiny. Uwolnił od winy tych, którzy nie znaleźli skutecznych środków na jej zahamowanie. Sędziowie Trybunału uznali, że Dominik Jastrzębski były minister współpracy gospodarczej za granicą. Nie dopełnił obowiązków, bo dopuścił do bezkoncesyjnego obrotu alkoholu. Nie zadbał o wprowadzenie mechanizmów kontroli. Kolejny skazany Jerzy Ćwiek były prezes GUTZ. Zdaniem Trybunału dopuścił do tego, że każda ilość alkoholu przewożonego przez granicę była traktowana jakby na potrzeby własne. Jerzy Ćwiek powiedział, że czuje się skrzywdzony wyrokiem i zapowiedział apelację.
Leszek Balcerowicz, którego przed chwilą słyszeliśmy, nie był oskarżony przed Trybunałem Stanu, natomiast zeznawał przed nim jako jeden ze świadków. Ostatecznie Trybunał Stanu podjął decyzję o tym, żeby skazać tylko dwóch z pięciu oskarżonych, a mianowicie byłego szefa Głównego Urzędu Ceł Generala Jerzego Ćwieka oraz byłego ministra współpracy gospodarczej za granicą Dominika Jastrzębskiego na pięcioletni zakaz sprawowania funkcji publicznych. Była to oczywiście kara symboliczna, dlatego że żaden z tych panów nie miał żadnych aspiracji w tym czasie politycznym.
Ćwiek był na emeryturze, Jastrzębski funkcjonował w sektorze prywatnym jako przedsiębiorca, a zatem w istocie rzeczy afera alkoholowa, choć skończyła się właściwie jedynym znaczącym procesem przed Trybunałem Stanu, bo drugi, który mieliśmy w trzeciej RP, a dotyczący Emila Wąsacza, ministra skarbu w rządzie Jerzego Buzka skończył się umożeniem sprawy, więc tak naprawdę przez trzydzieści parę lat, choć politycy nieustannie sobie grożą Trybunałem Stanu, mieliśmy jeden jedyny proces właśnie ten w latach 96-97, który skończył się skazaniem dwóch zaledwie urzędników państwowych na bardzo symboliczne kary i to jest nawiasem mówiąc smutny wniosek i można powiedzieć pewna pewne memento dla tych wszystkich, którzy wierzą w Trybunał Stanu jako narzędzie egzekwowania odpowiedzialności politycznej czy karnej wobec polityków, które dopuścili się różnego rodzaju nieprawidłowości.
W rzeczywistości Trybunał Stanu się okazuje tak naprawdę ciałem bezzębnym, warto o tym pamiętać. A cała sprawa alkoholowa, czy można jej było uniknąć? No w pewnym zakresie tak, wydaje się, że gdyby zwłaszcza rząd Mazowieckiego od razu zdecydował się na wprowadzenie kontyngentów, to ta rzeka alkoholu zostałaby zatrzymana. Rzecz w tym, że było to niezgodne ogólnie z logiką planu Balcerowicza, który zakładał otwieranie polskiej gospodarki na gospodarkę światową, a więc znoszenie możliwie dużej liczby wszelkich ograniczeń także jeśli dotyczących importu towaru. No to miał być ten impuls, który miał polską gospodarkę, no, przestawić na tory rynkowe, zmusić ją po prostu do rywalizacji z producentami produktów na całym świecie.
Rzecz w tym, że akurat alkohol, a więc wódka, która jest naszą specjalnością, okazuje się, że średnio się do tego nadawała. Dlaczego? Dlatego, że ciągle jeszcze wtedy zyski z alkoholu należące do, w całości mówię o polmosach do państwa, były jednym z najważniejszych pozycji dla budżetu i akurat liberalizacja rynku alkoholowego powinna była być podobnie jak tytoniowego i jeszcze kilku tego rodzaju, jedną z ostatnich, które należało przeprowadzać. Ale takie błędy niestety miały miejsce, to nie powinno w moim przekonaniu przekreślać sensu transformacji, która ostatecznie, której bilans ja oceniam jako pozytywny. Natomiast nie ulega wątpliwości, że w tej konkretnej sprawie afery alkoholowej także rząd Mazowieckiego popełnił szereg błędów.
Zaskakujące jest, że przed Trybunałem Stanu nie znalazł się następca Jastrzębskiego przed, w Ministerstwie Gospod, współpracy gospodarczej za granicą Marcin Święcicki, bo on z całą pewnością zasługiwał także na to, żeby jego rola w tej sprawie została oceniona. Natomiast podsumowując, trzeba powiedzieć jasno, wokół tej sprawy, wokół afery alkoholowej toczyła się gra polityczna. Warto wspomnieć, że w Sejmie, tym jeszcze Sejmie Kontraktowym powołano właściwie jedną z pierwszych komisji, ona się jeszcze nie nazywała Komisją Śledczą, tylko Komisją Nadzwyczajną, na jej czele stanowł Włodzimierz Cimoszewicz, ta komisja badała jeszcze równolegle z Najwyższą Izbą Kontroli Przegwiek Afery Alkoholowej i ostatecznie konkluzje tego raportu były bardzo charakterystyczne. Komisja bardziej starała się obciążyć odpowiedzialnością rząd, rząd mazowieckiego, a usprawiedliwić rząd Rakowskiego.
Dlaczego? No dlatego, że Cimoszewicz był politycznie związany z obozem postkomunistycznym i niewątpliwie chciał, aby ta odpowiedzialność była inaczej rozłożona, niż by to w moim przekonaniu wynikało z przebiegu faktów. Natomiast zarazem ta Komisja Cimoszewicza też stwierdziła, czy nie zdołała udowodnić tym osobom, które zostały później postawione przed Trybunałem Stanu, że one osobiście skorzystały finansowo na tej aferze, bo wydaje się rzeczywiście tak było. Wydaje się, że ci ludzie, którzy podejmowali może poza generałem Ćwiekiem konkretne decyzje, tak naprawdę nie do końca sobie zdawali sprawę z konsekwencji swoich działań i ci urzędnicy niższego szczebla byli tymi, którzy w tej mętnej, transformacyjnej wodzie łowili ryby.
Afera alkoholowa należy do ciągu afer gospodarczych początku lat 90', które, na które trzeba patrzeć dzisiaj krytycznie, ale też nie uznając ich za jakieś gigantyczne nieszczęście, ponieważ wydaje się, że do podobnych afer dochodziło właściwie w wielu innych krajach transformujących i to nie powinno nam przekreślać ogólnie pozytywnego kierunku transformacji polskiej gospodarki. Natomiast trzeba też pamiętać o tym, że nie udało się tak naprawdę postawić zarzutów większości tych importerów alkoholu, chociaż prokuratura prowadziła ponad tysiąc śledztw dotyczących różnych spółek, które fałszowały nawet tą i tak dokumentację po to, żeby właśnie nadużywać jakby te i tak bardzo liberalne przepisy.
W większości przypadków to się nie skończyło procesami, a właściwie do wyjątków należy afera, czy sprawa bydgoskiej spółki Veltinex, która, która, która rzeczywiście została doprowadzona do, postawiona stan upadłości z uwagi na ogromne koszty, czy obromne nadużycia przepisów. To tyle w dzisiejszym programie z cyklu Dudego historii. Niezmiennie apeluję o wspieranie tego kanału na różne możliwe sposoby, a dziś już dziękuję za uwagę. .